3.Jak się poznaliście (cz2)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Luke-Mieszkałaś w obozie już dwa lata i przez te dwa lata wzdychałaś do jednego syna boga złodziei. Wstydziłaś się do niego zagadać a takie prowizoryczne lekcje szermierki miałaś z Percim nie szło ci źle on też nie był złym nauczycielem ale mimo wszystko ty wolałaś łucznictwo.

Uwielbiałaś poezje i nawet nieźle ci szło pianie jej a wiejscy czy innych tworów tego typu o Luku miałaś kilka notatników. Pewnego razu po treningu na arenie usiadłaś na jednej z ławeczek i zaczęłaś kończyć kolejny wiersz, gdy na arenę wkroczył on chłopak z bielizną i mieczem w ręce szybko odwróciłaś wzrok mając nadzieje, że cię nie zauważył miałaś wstać i odejść kiedy chłopak zawołał.

-Hej (T.I) tak- czułaś że się czerwienisz ale starałaś się uspokoić-masz ochotę na mały sparing-odwróciłaś się a chłopak lekko się do ciebie uśmiechnął.

-T-tak-wyjąkałaś

-Nie bój się nie zrobię ci wielkiej krzywdy- chłopak zaśmiał się a ty czułaś jak pieką cię policzki.

Wyciągnęłaś miecz z pochwy i zeszłaś na sierotek areny. Walczyliście czułaś, że chłopak daje ci fory ale i tak nie dawał za wygraną. Cioł i atakował zdecydowanie był w swoim żywiole. Bo skończonej walce którą rzecz jasna wygrał chłopak usiedliście na ławce na które wcześniej siedziałaś. Gadaliście tak jeszcze przez chwile gdy zorientowałaś się, że zaraz spóźnisz się na lekcje łucznictwa. Pośpiesznie pożegnałaś się z chłopakiem i popędziłaś ile sił w nogach. Gdy wieczorem wracaliście po kolacji z rodzeństwem do domku wzięło cię uczucie iż zapomniałaś o czymś o czymś bardzo ważnym ale za chiny nie mogłaś sobie przypomnieć o czym. Byłaś tak rozkojarzona po tej walce z Lukiem i ciągle siedziałaś zamyślona i w swoim świecie kilka chłopaków z twojego domku którzy dowiedzieli się o tym co robiłaś n arenie i z kim nie dawali ci spokoju i ciągle słyszałaś teksty w stylu „ Kiedy planujecie ślub'' albo „(T.I) i Luk zakochana para''. Byłaś cała czerwona gdy tak mówili i zawstydzona. Gdy dotarliście do domku nie mogłaś zasnąć więc postanowiłaś skończyć ten wiersz ale nigdzie nie mogłaś znaleźć swojego notatnika. Serc zaczęło ci bić szybciej bo to był jeden z tych notatników z tymi wierszami tymi wierszami! Zaczęłaś myśleć gdzie go zostawiłaś, gdzie ostatni raz go widziałaś na myśl przychodziła ci najgorsza opcja. Miałaś tylko nadzieje, że chłopak go tam zostawił a jak już wziął to, że go chociaż nie otwierał. A co jeśli teraz go czyta i się ze mnie śmieje. Albo dorwał go któryś z jego braci cały obóz będzie się ze mnie śmiał. Takie i inne myśli krążyły ci po głowie całą noc nawet na chwile nie zmrużyłaś oka. Rano jak szliście na śniadanie byłaś cała rozkojarzona, nie mogłaś przestać myśleć o notatniku. Nie widziałaś na posiłku Luka co jeszcze bardziej cię denerwowało. Po porannych zajęciach długo walczyłaś ze sobą. Czy pójść do domku Hermesa i poprosić o ten zeszyt czy czekać aż coś się stanie. W końcu zdecydowałaś się pójść i zapytać o zeszyt. Stałaś pod drzwiami domku zastanawiając się czy nie uciec w końcu miałaś jeszcze czas. Nie myślałaś długo bo drzwi prze tobą się otworzyły waląc cię przy okazji w nos. Osobą która odważyła te drzwi był jeden z innych dzieci Hermesa nie miałaś pojęcia który bo ich nie rozróżniałaś. Za nim stał Luke odrazu odepchnął brata na bok i podszedł do ciebie.

-Nic ci nie jest-

-N-nie nie nic tylko teraz trochę nos mnie boli-chłopak zaprosił cię do środka i podał ci chusteczkę gdyby nos zaczął krwawić.

Rozmawiałaś z chłopakiem jakiś czas a jego bracia cały czas się na was gapili i coś do siebie szeptali i się lekko śmiali. Gdy Luke powiedział, że musi już iść tobie przypomniało się po co tu w gule przyszłaś.

-Hej Luk czy nie wziąłeś wczoraj mojego notatnika z areny-powiedziałaś trochę nieśmiało bo czułaś jak znów się czerwienisz.

-A co masz mnie za złodzieja-spojrzał na ciebie z tym chuligańskim uśmieszkiem na twarzy o d którego miękły ci kolana.

-Nie po prostu nie mogłam go nigdzie znaleźć i pomyślałam, że może...-nie dokończyłaś bo chłopak wyjął spod poduszki twój zeszyt.-Czytałeś!?-przestraszyłaś się gdy uświadomiłaś sobie jaki był by to wstyd gdyby teraz przeczytał jeden. 

-Nie a co to coś dla mnie-uśmiech nie schodził mu z twarzy przez co nawet blizna się trochę wykrzywiła.

-Nie po prostu dużo tam jest nie po dokańczanych rzeczy-rzuciłaś szybko i wyrwałaś zeszyt swojemu rozmówcy z ręki.

-Dobra ale darz mi potem je przeczytać-

-Tak, znaczy może- czując, że policzki pieką cię coraz bardziej wybiegłaś z domku.



Jason-Był spokojny letni dzień, tak spokojny na krótko bo ty ze swoimi braćmi musieliście oczywiście coś zmajstrować. Na swoją dzisiejszą ofiarę wybraliście Perciego, mieliście wszystko świetnie przygotowane. Ty jako, że posiadałaś buty ze skrzydłami które dostałaś od taty, miałaś podlecieć nad drzwi i gdy on będzie wychodził wylać na niego wiadro pełne cementu TAK CEMENTU NIE WODY. Wszystko było gotowe ty byłaś nad drzwiami z wiadrem a Connor I Travis ukryli się niedaleko, wystarczyło tylko czekać aż mini Posejdon wyjdzie z domku. Czekaliście tak trochę ale w końcu drzwi się otworzyły ty jak najszybciej odwróciłaś wiadro, ale nie przemyśleliście jednego, cement zdążył już nieco stwardnieć, więc wiadro był jakby to powiedzieć tak w 2/3 twardym kamieniem. A co gorsza to nawet nie był Percy tylko jakiś blondyn, który właśnie leżał nieprzytomny. Spojrzałaś na braci a ci dali ci znak do ucieczki, wialiście ile sił w nogach. Dotarliście do domku zatrzasnęłaś za sobą drzwi i spojrzałaś na chłopaków, po kilku sekundach wszyscy wybuchliście śmiechem.

-To był odjazd-powiedział jeden

-Nikomu nie mówimy jasne, będziemy mieli przechlapane- powiedziałaś nieco poważniej ale i tak na nowo wybuchłaś falą śmiechu.

Do końca dnia nie wychodziliście z domu, mimo wszystko ten chłopak oberwał niezłym kamulcem. Jeśli to przeżył to jest jakiś nieśmiertelny. Tej nocy spałaś spokojnie przecież nie takie rzeczy odwalałaś.

Jakieś dwa dni później zobaczyłaś chłopaka z ręką w gipsie i od razu rozpoznałaś, że to ten który oberwał cementem. Przynajmniej rozwaliliście mu rękę a nie głowę to chyba dobrze nie?Miałaś już odejść kiedy blondyn cię zauważył, szybko się odwróciłaś i zaczęłaś iść coraz szybciej ukrywając twarz w dłonie.

-Ej czekaj-gdy to powiedział ty zaczęłaś biec w stronę domku. Słyszałaś jeszcze nawoływania blondyna ale nie wnikałaś w ich treść.

Wbiegłaś do sierotka nieco zdyszana. Postanowiłaś wyjrzeć przez okno czy na pewno nie poszedł za tobą. No jasne, oczywiście że poszedł. Schowałaś głowę i przykucnęłaś pod oknem aby tylko chłopak cię nie zobaczył. Zaczęłaś raczkować w głąb domku za jakieś pudła, ale na twoje nieszczęście zapomniałaś zamknąć drzwi na zamek i blondyn nie miał problemów z wejściem do środka. Spojrzał się na ciebie pytająco.

-Co nigdy nie chodziłeś na czworaka po domku w obozie- uśmiechnęłaś się głupkowato i zaczęłaś dokładniej przyglądać się chłopakowi. Ludzie jakie on ma oczy pomyślałaś sobie od razu gdy na nie spojrzałaś. Chyba zauważył, że dziwnie się mu przyglądasz więc zrobił krok do tyłu ale potem podszedł i dał ci zdrową rękę do pomocy abyś wstała.

-Nie, nie przypominam sobie-uśmiechnął się lekko do ciebie –Słuchaj ja tak ogóle to przyszedłem do Connora i Travisa, wiesz gdzie oni są.-

-A dlaczego ich szukasz- powiedziałaś nieco szybciej, i próbowałaś udawać zdziwienie

Niebiesko Oki tylko pochylił głowę w stronę ręki z gipsem. Zaczęłaś trochę panikować, a co jak wieże ty też tam wtedy byłaś.

-A-a co tak właściwie się stało-

-Jakby to powiedzieć wylali na mnie wpół zaschnięty cement-

-O – spojrzałaś na chłopaka coraz bardziej przestraszona ale próbowałaś się uspokoić. Pomyślałaś, że może jak będziesz udawała taką która nic nie wie nie będzie cię podejrzewał i tylko twoim bracią się dostanie.-Nie wiem gdzie są moi bracia ale niedługo powinni przyjść-

Przez chwile panowała niezręczna cisza którą przerwałaś

-A tak w ogóle to nazywam się (T.I)-podałaś mu rękę a on ją uścisnął

-A ja Jason-

Po tych słowach weszli twoi bracia cali roześmiani ale gdy zobaczyli Jasona zamarli i spojrzeli na ciebie.

-To ten chłopak którego oblaliśmy cementem-pokiwałaś twierdząco głową.

-Chwila, to ty też tam byłaś ?-blondyn spojrzał się na ciebie trochę rozkojarzony.

Więc co mogłaś zrobić, wypowiedziałaś tylko to jedno magiczne słowo...

-Zwiewamy!- i wasza trójka wybiegła pędem z domku.

Will-Miałaś straszny tydzień w szkole, prawie codziennie sprawdziany czy kartkówki. Przez swoją dysekcję i ADHD nie mogłaś się w ogóle skupić na nauce. Twoim przyjaciółką też te wszystkie klasówki nie poszły najlepiej, więc dla oderwania myśli od szkoły postanowiłyście iść do centrum handlowego. Gdy byłyście już na miejscu najpierw postanowiłyście iść do księgarni, potem coś zjeść a następnie iść na ciuchy. W sklepi z książkami poszło wam w miarę sprawnie, a żadna z was nie była jeszcze głodna więc postanowiłyście się przejść między sklepami. Szło wam się bardzo przyjemnie co chwila wybuchałyście śmiechem. Szłyście tak jeszcze przez moment kiedy jedna z twoich przyjaciółek zobaczyła przystojnego blondyna koło apteki.

-Kogo teraz kolej-zapytała jedna. Miałyście układ, że jak która z was zobaczy w miarę przystojnego chłopaka nie kłucie się która z was idzie zagadać, tylko szłyście według waszej listy.

-Teraz chyba kolej (T.I.P)-powiedziała druga-To co idziesz-spojrzą na nią z lekkim uśmieszkiem

-Ja ja nie mogę, może teraz pójdzie (T.I)-spojrzała się na ciebie błagalnym wzrokiem nie wiedziałaś o co jej chodziło ale uznałaś, że jak nie chce to ty możesz iść.

-No dobra to co w końcu idziesz (T.I) czy ja mam pójść-

-No jasne, że ideę -wzięłaś głęboki oddech i pewnym krokiem podeszłaś do chłopaka.

-Hej-powiedziałaś do chłopak ale chyba cię nie usłyszał-Hej!-powtórzyłaś a chłopak podskoczył

-O cześć, my się znamy?-chłopak zaczął się tobie uważniej przyglądać.

-Nie-odparłaś z uśmiechem-Ale możemy się poznać-

Blondyn odwzajemnił uśmiech ale po chwili zorientowałaś się, że za jego plecami stoi dziwna postać z wykrzywionym mieczem. Popchnęłaś chłopaka i chwyciłaś za brylok przy torebce który natychmiast zmienił się w włócznię. Zamachnęłaś się na potwora ale on zrobił unik i naciął ci dość mocno bok rozcinając przy tym bluzkę i kurtkę nie mówiąc już o skórze. Złapałaś się tam i padłaś na podłogę. Blondyn złapał cię i pociągnął nieco dalej. Po chwili w miejscu gdzie stały twoje przyjaciółki zaczęły lecieć strzały. Spojrzałaś w tamtą stronę ledwo co widziałaś rzez łzy bólu ale zdołałaś dostrzec swoją najlepszą przyjaciółkę o blond włosach jak wystrzela z łuku strzałę za strzałą. Potem widziałaś tylko zloty proszek i jak (I.T.P) podbiega do ciebie i chłopaka.

-Trzeba ją zabrać do obozu tam ją lepiej obejrzę- powiedział chłopak patrząc na twoją okropnie krwawiącą ranę

-Dobra bież ją i lecimy-

Jedyne co potem pamiętasz to to, że jechałaś autem i chyba strasznie szybko. W ogóle nie miałaś pojęcia, że (I.T.P) umie prowadzić. Chłopak siedział przy tobie z tyłu i opatrywał ci ranę. Potem znalazłaś się w białym pomieszczeniu a nad tobą stała twoja przyjaciółka i ten blondyn. Rozmawiali ale jak zobaczyli, że się budzisz przestali

-Cicho bądź bracie nie widzisz, że się budzi-

-C-co gdzie ja jestem-złapałaś się za głowę a potem doszła do ciebie jeszcze jedna rzecz-Poczekaj ale jak bracie?-

(I.T.P) uśmiechnęła się do ciebie promiennie

-Jesteś w obozie herosów. A bracie bo oboje jesteśmy dziećmi Apollego-uśmiech nie schodził jej z twarzy-Dobra to ja was zostawiam, później się spotkamy jak już trochę ci się polepszy.-

-Pa- odpowiedział jej blondyn-Jak się czujesz ee...-

-A jestem (T.I) córka Demeter-

-Ja jestem Will miło mi cię poznać-

Siedziałaś w obozowym szpitalu jeszcze przez tydzień ale nie przeszkadzało ci to bo mogłaś się lepiej poznać z Willem. Przez co bardzo się do siebie zbliżyliście.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro