❝Gdy ma koszmar❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rick Grimes🔫
Zawiódł..
Zawiódł wszystkich..
Mógł tylko patrzeć jak umierają na jego oczach, a szczątki są powolnie pożerane przez szwędaczy lub samo się w nich przemieniają.
Dlaczego? Jak ten plan mógł mieć niepowodzenie.. Przecież był genialny!
Całe starania i wysiłek poszły na marne..

Obudził się, gdy powoli na dworze zaczęło się robić jasno, więc miał zamiar udać się na spacer, ale Ty zdecydowanie mu to utrudniałaś, ponieważ spałaś na jego torsie.
Mimo to postanowił spróbować się uwolnić. Ty odrazu to wyczułaś i mocniej się w niego wtuliłaś na co on cicho westchnął, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

─ Czemu wstajesz..? Jest jeszcze wcześniee. ─ wymamrotałaś zaspana nawet nie otwierając oczu.

─ Nie śpisz? ─ spytał zaskoczony tym i starał się pominąć temat tej porannej pobutki.

─ Najwyraźniej nie.. ─ ziewnęłaś cicho. ─ A więc? ─ dopytywałaś widząc, że próbuje uniknąć odpowiedzi.

─ Chciałem.. iść na spacer. Przejść się. ─ stwierdził, że nie ma co Cię okłamywać. ─ Trochę się przewietrzyć.

─ No to bardzo chętnie pójdę z Tobą. ─ podniosłaś się do siadu i zanim on zdążył zaprotestować Ty już zaczęłaś się ubierać.

Podczas waszej porannej przechadzki wszystko Ci wyjaśnił na spokojnie, a Ty jako dobra dziewczyna zaczęłaś go uspokajać i pocieszać.

Negan🔥
Lucille..
Ten sen co jakiś czas go prześladował, ale znacznie mniej od kiedy poznał Ciebie.
Znów to samo.. jej śmierć, rozpacz i apokalipsa.

Obudził się z szeroko otwartymi oczami, ale leżał. Jego ciało było sztywne, a mięśnie spięte. Ty niedawno wróciłaś i jako, że nie było późno to czytałaś książkę leżąc obok. Czując i nawet słysząc jak jego oddech stał się nieregularny spojrzałaś na niego. On natomiast wpatrywał się lekko nieobecnym wzrokiem w sufit.

─ Znowu ten sen? ─ zapytałaś odkładając książkę gdzieś na bok, a następnie wróciłaś wzrokiem do niego.

─ Mhm.. ─ westchnął ciężko i skinął głową. ─ Cholera.. nawet się w spokoju wyspać nie można. ─ zaczął rozmasowywać skronie.

─ Eh.. Nie narzekaj.. ─ wywróciłaś oczami i przysunęłaś się. ─ Może Ci jakoś pomóc, hm?

─ No wiesz.. ─ uśmiechnął się zadziornie odsłaniając zęby, a jego wzrok powędrował niżej na twój biust.

─ Zboczeniec.. ─ walnęłaś go w ramię, ale po chwili namiętnie pocałowałaś. Oczywiście na samych pocałunkach się nie skończyło. Mężczyzna kompletnie zapomniał o wszystkich troskach, a potem razem zasnęliście.

Glenn Rhee🍕
Ty..
Twoje gnijące ciało i puste oczy zbliżały się coraz bardziej do koreańczyka z przerażającym charkotem. Twoje ubrania były brudne i poprzecierane. W niektórych miejscach na ciele były ubytki po ugryzieniach.
Mężczyzna nie mógł w to uwierzyć. Jak wogóle do tego doszło..?
Przecież byłaś tylko na jednym wypadzie.
Nie wróciłaś.. a on poszedł Cię szukać, aż w końcu znalazł, ale nie taką jak kiedyś.
Nie potrafił Cię zabić. Oczy stały się zaszklone, a on nie potrafił się wysłowić.
Ugryzłaś go.. Twoje szczęki znalazły się przy jego ramieniu, a zęby po chwili ze zgrzytem wgryzły się w skórę.
Krzyczał z bólu, gdy ty robiłaś kolejne kęsy.
Nie mógł się ruszyć.. jakby coś mu nie pozwalało.

─ [T.I]! ─ krzyknął tym samym budząc się. Był zalany łzami, a jego ciało całe drżało.

Nie.. to na pewno nie było prawdą.. zaczął się nerwowo rozglądać, a gdy dostrzegł twoją zdezorientowaną twarz przed sobą mocno Cię przytulił i zaczął cicho szlochać.

─ Kochanie..? ─ zapytałas nie wiedząc kompletnie co się dzieje, ale zaczęłaś delikatnie głaskać go po plecach, gdy zauważyłaś w jakim jest stanie.

─ Jesteś tutaj.. nic Ci nie jest. ─ szeptał w sumie bardziej sam do siebie. ─ Tak się bałem.. żaden Cię nie ugryzł, prawda? ─ zaczął nerwowo sprawdzać twoje ręce i resztę ciała.

─ Ej spokojnie. ─ złapałaś jego dłonie, aby przestał. ─ Jestem tutaj Glenn.. ─ spojrzałaś mu w oczy. ─ I nic mi nie jest.

─ Boże.. Tak dobrze, że jesteś cała. ─ odetchnął z wyraźną ulgą.

─ Jestem. ─ uśmiechnęłaś się ciepło i pogłaskałaś go po policzku.

Nie dopytywałaś co się stało. Wiedziałaś, że gdy będzie gotowy to sam Ci powie. No i jak przypuszczałaś niedługo później sam zaczął mówić nie wypuszczając Cię przy tym ze swoich objęć.

Daryl Dixon🏹
Szwędacze.. byli wszędzie.. otoczyli Ciebie.
Wołał Cię..
Próbował ich odciągnąć. Ale..
Było już za późno.
Mógł jedynie patrzeć jak każdy z nich rozrywką twoje ciało, a Ty rozpaczliwie go wołasz.
On nie mógł się ruszyć..
Jakby jakaś niewidzialna siła go trzymała w miejscu i nie chciała puścić.
Jego oczy w tej chwili zaszły mgłą i po głośnym krzyku ogarnęła go ciemność.

To był tylko sen. Gwałtownie podniósł się do siadu budząc się. Był zalany potem, a jego ciało lekko drżało.. Ale dlaczego? Na dworze przecież było gorąco. Czyżby to strach..? Niemożliwe.. Jego oddech był nierówny i ciężki. Najprawdopodobniej obudził się z krzykiem, ponieważ Ty także się zbudziłaś się.

─ Daryl..? ─ zapytałaś ziewając cicho i usiadłaś obok niego. Zauważyłaś, że coś jest nie tak, gdy ten długo się nie odzywał. Przeniosłaś wzrok na jego twarz i wtedy dostrzegłaś jego stan i zaszklone oczy. ─ Daryl? ─ ponowiłaś pytanie kładąc mu powoli dłoń na ramieniu.

─ To nic takiego.. idź spać. ─ zapewniał Cię, ale Ty najwyraźniej nie uwierzyłaś mu.

─ Koszmar? ─ więcej nie musiałaś mówić. To wystarczyło. Mężczyzna pokwiał ledwo zauważalnie głową.

─ To był tylko sen.. ─ powiedział cicho patrząc pustym wzrokiem przed siebie. ─ Ale.. taki realistyczny..

─ Możliwe, ale nie prawdziwy.. ─ starałaś się go jakoś uspokoić, ponieważ drgawki nadal wstrząsały jego ciałem.

─ Byłaś tam.. ─ zachował cichy ton głosu. ─ Nie pomogłem Ci. ─ może i mężczyzna nie często pokazywał takie emocje teraz zdecydowanie go to ruszyło.

─ Ale jestem tutaj.. przy tobie i nic mi nie jest.. ─ chwyciłaś jego dłonie. ─ To był tylko zły sen. ─ słysząc to ciemnowłosy potwierdził niepewnie skinieniem głowy.

─ Nie wiem co bym zrobił gdybym Cię stracił.. gdyby to było prawdą. ─ objął Cię, przyciągnął do siebie i mocno przytulił.

Przez resztę czasu siedzieliście w ciszy. Nie potrzebowaliście słów by się rozumieć. Po prostu cieszyliscie się nawzajem sobą, aż w końcu Ty zasnęłaś ze zmęczenia, a on chwilę po tobie. Przecież było jeszcze późno.

Carl Grimes🗡
Tamten dzień..
Jeden wystrzał prosto w głowę..
Płacz dziecka..
Znów wspomnienie matki..

Niby się już z tym pogodził, ale nie wiedząc czemu wspomnienie akurat tej nocy wróciło.
Chłopak przeżywał wszystko ponownie..
Obudził się o dziwo dość spokojnie, ale czuł jak jego policzku są mokre od łez, a ciało oblał zimny pot. Nie chcąc Cię budzić wstał najciszej jak potrafił i udał się na dół by napić się czegoś. Dziś byliście sami w domu, więc był pewien, że nikogo nie spotka.
Mimo to nie wszystko poszło po jego myśli ponieważ przez lekko trzęsące się ręce szklanka wysunęła mu się spod palcu i z hukiem upadła na ziemię, tym samym roztrzaskując się.
Nie trudno było to usłyszeć dlatego błyskawicznie się obudziłaś. Może to sztywny? - przyszło Ci na myśl, Ale skąd niby oni by się tutaj wzięli? Postanowiłeś jednak tego nie lekceważyć i chwyciłaś broń w postaci noża, a następnie dość sprawnie zeszłaś na dół. Przed chwilą byłaś jeszcze zaspana, ale teraz adrenalina zrobiła swoje, a twoje serce lekko przyśpieszyło. Wzięłaś głęboki wdech i wyskoczyłaś zza rogi prosto do kuchni. Twoje zaskoczenie było dość spore, gdy okazało się, że to tylko syn byłego policjanta.

─ Carl? Jajku nie strasz mnie tak.. ─ odetchnęłaś z ulgą, po czym podeszłaś bliżej. ─ Co tutaj robisz o tej godzinie?─ zatrzymałaś się widząc rozbite szkło.

─ Wybacz.. poszedłem się czegoś napić, ale rozbiłem szklankę.. nie chciałem Cię budzić. ─ jego głos nie brzmiał normalnie i był dość zachrypnięty, oraz lekko drżał co odrazu wykryłaś.

Szybko wzięłaś miotłę i posprzątałaś ten bałagan, a następnie już bez obaw, że nadepniesz na szkło podeszłaś do niego.

─ Co się stało..? ─ zapytałaś łapiąc go za drżące ręce. ─ Tylko nie kłam.

─ Zły sen.. ─ westchnął ciężko i spuścił wzrok.

─ Oh.. jeśli chcesz możesz o tym ze mną porozmawiać.. poczekaj. ─ wzięłaś i nalałaś mu wody do kubka, po czym poszłaś z nim usiąść na kanapę. ─ Masz. ─ podałaś mu przedmiot, który po chwili przyjął.

─ To... były wspomnienia.. ─ zaczął niepewnie odkładając pusty kubek na stolik. Ty nadal trzymałaś go za rękę i nie zamierzałaś puszczać, chciałaś aby wiedział, że jesteś przy nim.

Przegadaliście praktycznie całą noc. Zasnęliście na kanapie w swoich objęciach nad rankiem, a wtedy wrócili do domu Michonne i Rick. Widząc was na ich twarzach zagościły uśmiechy, ale postanowili was nie budzić i po prostu tak zostawili.

Ron Anderson💫
Woda..
Brak powietrza..
Okropny ból ściskający jego płuca..
Powierzchnia coraz bardziej się oddalała on w końcu znalazł się na dnie..
Oczy zaszły mgłą, a po chwili ogarnęła go ciemność..
Utonął.

─ Nie! ─ podniósł się z krzykiem, ale po kilku sekundach zrozumiał, że był to tylko koszmar. Miał już zamiar położyć się spowrotem i spróbować zasnąć, ale przez jego nagły zryw spadłaś z łóżka.

─ Ał.. ─ jęknęłaś z bólu, a na twojej twarzy pojawiła się skwaszona mina.

─ [T.I]?! ─ rozejrzał się nerwowo.

─ Tutaj jestem.. ─ wymamrotałaś próbując wyplątać się z kołdry, która Cię owinęła na podłodze.

─ Huh? ─ spojrzał w dół i dostrzegł Cię. ─ Wybacz.. nie chciałem Cię zrzucić. ─ zapewne teraz normalnie by się zaśmiał, ale przez głupi sen nie był teraz w stanie.

─ Nic się nie stało. Lepiej pomóż mi się uwolnić.. ─ zaśmiałaś się krótko, ale zaraz spoważniałaś. Zdziwił Cię brak jego poczucia humoru i głupich tekstów.

─ Oh.. Tak, już. ─ wstał powolnie, a następnie kucnął obok Ciebie.

─ Ej.. Anderson.. coś taki poważny? Gdzie twoje teksty? Powinieneś teraz powiedzieć coś o mojej niezdarności.. ─ zmrużyłaś podejrzliwie oczy.

─ Przepraszam [T.I].. nie mam dziś nastroju. ─ westchnął ciężko nie mogąc przestać o śnie. Był taki.. realistyczny.

─ Coś się stało? ─ zaczęłaś dopytywać. ─ No i dlaczego tak krzyczałeś? Mogłeś nawet trupa obudzić tymi wrzaskami.. ─ zaczęłaś rozmasowywać skronie.

─ Eh.. miałem jakiś głupi koszmar, ale spokojnie. Już jest dobrze. ─ wstałaś z jego pomocą i oboje usiedliście spowrotem na łóżku.

─ Jeśli chcesz to możemy o tym porozmawiać.. co Ci się śniło? ─ uruchomiła się twoja wścibska natura.

─ Utonąłem.. ─ odparł wprost. ─ To wyglądało tak.. jakby na prawdę się działo. Ktoś mnie wepchnął. ─ wlepił wzrok w ścianę przed sobą.

─ Spokojnie. To był tylko sen Ron.. ─ położyłaś mu zmartwiona dłoń na ramieniu.

─ Wiem.. ─ na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. ─ Idź spać. Jest jeszcze późno i nie będziesz wypoczęta.

─ No chyba nie sądzisz, że będziesz teraz siedział sam. ─ zrobiłaś lekko obużoną minę. ─ Posiedzę z Tobą. ─ uśmiechnęłaś się pokrzepiająco i zmierzwiłaś mu włosy.

─ Musisz być taka uparta? ─ sam mimowolnie delikatnie się uśmiechnął.

─ Owszem! ─ wyprostowałaś się dumnie.

Spędziliscie tą noc na opowiadaniu głupich historii i śmianiu się razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro