rozdział 9 - pustka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Wiesz, że mogliśmy kupić bilety na ten spektakl, prawda? — Zapytała Adeline, schodząc z metalowej drabiny, przymocowanej do ściany budynku. — Zaoszczędziłbyś sobie tego wspinania na dach.

Rudowłosy omiótł spojrzeniem dziewczynę, która właśnie stanęła na ziemi, strzepując z siebie niewidzialny kurz. Kąciki jego ust mimowolnie powędrowały ku górze. Był zadowolony z siebie i tego jak przebiegł cały wieczór. Wszystko szło zgodnie z jego planem.

— Wiem. — Zaczął. — Ale wtedy byłoby nudno.

Adeline przewróciła oczami, ostentacyjnie śmiejąc się pod nosem.  Musiała przyznać, że świetnie się bawiła. Z pewnością była to dla niej kompletnie niespodziewana odskocznia od szarej rzeczywistości.

— Wracajmy do domu. — Rzucił luźno chłopak. Oplótł swoje ramię wokół brunetki, przyciągając ją bliżej siebie.

A ona nawet nie miała zamiaru protestować. Takim krokiem odeszli w stronę samochodu Shermana.

Resztę drogi spędzili pogrążeni w swoich myślach. Ciszę w pojeździe przerywały jedynie muzyczne hity, grające w radiu, jednak cisza, która panowała, nie była w żadnym stopniu niezręczna. Wręcz przeciwnie, była kojąca.

Myśli Adeline krążyły wokół rudowłosego, który zajmował siedzenie obok, a brunetem, którego nie potrafiła wyrzucić ze swojej głowy. W myślach Shermana obijało się jedno imię, którego synonimem była toksyna.

W końcu, po kilku minutach, samochód zaparkował na podjeździe dobrze znajomej okolicy. Rey spojrzała na widok za szybą pojazdu, skupiając całą swoją uwagę na wejściowych drzwiach jej domu. Nadal była nieco zdekoncentrowana przez wszystko, co miało miejsce w jej życiu w zaledwie dwa dni.

— Jesteśmy na miejscu. — Przerwał ciszę chłopak.

Adeline, jakby wybudzona z transu, nerwowo spojrzała na chłopaka za kierownicą. Ten pociągnął za klamkę I wyszedł z samochodu. Chciał odprowadzić dziewczynę pod same drzwi. Chwilę po nim, na zewnątrz znalazła się też ciemnowłosa. Delikatnie uśmiechnęła się, podchodząc do chłopaka. Zmierzali w kierunku drzwi, kiedy uwagę dwójki zwrócił stojący nieopodal motocykl.

Adeline zmrużyła oczy, chcąc lepiej zobaczyć postać opierającą się o maszynę. Nie myliła się, tak jak najpierw pomyślała, obok jej domu stał Cairan i wydawać by się mogło, że to właśnie na nią czekał.

Rudowłosy momentalnie się spiął, dostrzegając tego samego chłopaka, co wieczór wcześniej. Dziewczyna chciała podejść do motocyklisty, kiedy to Sherman oplótł swoją dłoń wokół jej nadgarstka, zatrzymując ją w miejscu. Rey wzdrygnęła się na uczucie nagłego dotyku, który nagle wydawał się ją parzyć. Zlustrowała wzrokiem rudego, oczekując na jakieś wyjaśnienia.

— Nie masz nawet zamiaru się pożegnać, tylko od razu lecisz do niego? — Wypalił momentalnie, zanim zdążył to przemyśleć.

— A czy zabraniam Ci iść ze mną? — Zapytała z wyczuwalnym poirytowaniem w głosie. — Chciałam tylko zapytać co tu robi.

Sherman prychnął pod nosem.

— Nie zachowuj się jakby cię to dziwiło, że tu jest. — Wycedził przez zęby. Nie krył nawet swojej złości. Lucca nigdy nie był mistrzem w kontrolowaniu swoich emocji. Zauważył, że brunetka mierzy go swoim morderczym wzrokiem, przez co instynktownie przewrócił oczami. — Adeline, widziałem go pod twoim domem wczoraj.

— Byłeś Tu wczoraj? — Wyrwało jej się automatycznie. Po chwili ciszy, zaczęła sklejać elementy układanki w całość. — Czy ty jesteś zazdrosny? To dlatego to wszystko dzisiaj? Dlatego mnie przeprosiłeś? — Zadawała jedno pytanie za drugim.

— Adeline…

— Zrobiłeś to żeby sobie coś udowodnić. — Powiedziała bardziej do samej siebie, niż do chłopaka, z którym rozmawiała.

Mina Shermana nie wyrażała żadnych emocji. Wyglądał jak posąg, wyprany z jakichkolwiek zdolności do odczuwania uczuć. Liczył, że jeżeli ich nie pokaże, to nic go nie zaboli.

Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że udawanie, że nie posiadasz emocji, wcale cię przed nimi nie chroni.

— Nie idź do niego. Zostań ze mną.

Adeline miała mętlik w głowie. Nie rozumiała dlaczego kazał jej wybierać, skoro Cairan znaczył dla niej tyle co nic.

— Kim ty niby jesteś, żeby mi mówić co mam robić? — Wykrztusiła z siebie momentalnie.

— Najwidoczniej nikim tak ważnym, jak on. — Z tymi słowami obrócił się napięcie i bez słowa skierował się do samochodu.

Adeline poczuła, jak słowa chłopaka uderzają prosto w nią. Wiedziała, że niektóre jej słowa nie powinny paść, jednak czy czuła jakiekolwiek poczucie winy? Nie była do tego zdolna.

Była zbyt destrukcyjna.

Nie chciała dłużej o tym wszystkim myśleć, nawet nie wiedziała w którym momencie znalazła się niedaleko chłopaka opartego o swój motocykl.

Brunet dostrzegając Rey, wyrzucił niedopałek swojego papierosa i zlustrował ją wzrokiem.

— Co tu robisz?

— Chciałem się z tobą zobaczyć, ale chyba nie trafiłem na dobry moment. — Stwierdził. — To twój chłopak?

— Kolega. — Zaczęła. — Trochę o ciebie zazdrosny, co jest trochę zabawne bo widzę cię drugi raz na oczy.

— Trzeci. — Powiedział z uśmiechem na ustach, jakby cała ta sytuacja go bawiła.

Adeline przewróciła oczami. Nie lubiła kiedy ktoś ją poprawiał.

— A więc chcesz mi powiedzieć, że ten Ron Weasley po roku w Nevadzie jest o mnie zazdrosny? — Zapytał prześmiewczo. — Muszę przyznać, że mile pieści to moje ego.

Ron Weasley, naprawdę Cairan?

Brunet uniósł swoje dłonie do góry, jakby chciał obronić się przed niewidzialnym ciosem.

— Hej, jestem fanem Harrego Pottera. — Skwitował, na co ona się roześmiała. Podobało mu się to w jak szybkim tempie był w stanie sprawić uśmiech na jej twarzy. —  Chciałem cię gdzieś zabrać, oczywiście jeśli tylko masz na to ochotę.

W prawdzie dziewczyna miała w planie wrócić do domu i zaszyć się w swoim pokoju, jednak była świadoma tego, że przez aferę z rudowłosym nie będzie w stanie zasnąć i pewnie spędzi kolejną noc na dachu, wypalając całą paczkę papierosów. Ten scenariusz zaczynał powoli ją nudzić, dlatego wzruszyła ramionami, po czym bez zastanowienia wyciągnęła dłoń w kierunku bruneta, chcąc uzyskać od niego kask. Ten jednak uniósł leniwie kąciki swoich ust ku górze, a następnie chwycił jej dłoń i pomógł jej wspiąć się na maszynę. Po chwili wyjął owy kask i założył jej go na głowę, upewniając się, że zabezpieczenie jest zapięte.

Cairan zawsze niesamowicie dbał o komfort i bezpieczeństwo osób, które wsiadały na jego motocykl, bądź do jego samochodu. Czuł się za nie odpowiedzialny i nigdy nie byłby w stanie sobie wybaczyć, jeśli ktoś ucierpiałby przez jego nieuwagę.

Brunet już od małego wykazywał się niezwykle dużą odpowiedzialnością za innych ludzi. Jego dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych, przez co już w młodym wieku musiał przejąć rolę ojca dla swojej młodszej siostry. Momentami słyszał, że jest przewrażliwiony na jej punkcie, bo nie chciał, aby w życiu spotkało ją cokolwiek złego. Zawsze stał za nią murem i robił wszystko, aby sprawić jej uśmiech na twarzy. Posunąłby się do wszystkiego, aby tylko była szczęśliwa.

Od zawsze powtarzał, że byłby nawet w stanie oddać za nią życie.

Znajomy dźwięk odpalanego silnika rozbrzmiał wokół, przerywając ciszę obecną na ulicy o tej porze. Było już grubo po dwudziestej trzeciej, a okolica w której mieszkała Adeline należała do jednej ze spokojniejszych, jak na warunki, które panowały w Reno. Kiedy motocykl ruszył z miejsca, dziewczyna instynktownie oplotla swoje dłonie wokół talii chłopaka, trzymając się go mocno. Swoją głowę oparła na jego plecach i automatycznie przymknęła oczy, próbując nacieszyć się wszystkimi dźwiękami, które ją otaczały. Czuła niesamowitą prędkość, która tylko potęgowała wzrost adrenaliny, który tak uwielbiała.

Adrenalina w żyłach Adeline była jej definicją bezpieczeństwa i komfortu.

Kiedy w końcu poczuła znajome uczucie wolności, a cyferki na liczniku tylko się zwiększały, postanowiła uchylić swoje powieki. Dłonie ulokowała na ramionach chłopaka, po czym zaczęła się rozglądać wokół. Właśnie wyjechali ze spokojniejszej dzielnicy miasta i wjechali do tej części, która słynęła z głośnych imprez i tętniącego życia po zmroku. Podziwiała światła kolorowych neonów, które w zawrotnie szybkim tempie migały w jej oczach. Cały strach i obawa, którą w sobie do tej pory trzymała, tak po prostu zniknęły. Odchyliła głowę w tył i pozwoliła wiatru grać w niemą grę z jej włosami, które wystawały spod kasku. Pędzili jak burza ulicami tego majestatycznego miasteczka w stanie Nevada.

Byli jak huragan w ludzkiej formie.

W końcu motocykl zatrzymał się na jednym z okolicznych parkingów. Cairan zeskoczył na ziemię, jednym ruchem dłoni zdejmując swój kask. Od razu podszedł do dziewczyny i odpiął jej zabezpieczenie, po czym pomógł jej zejść z pojazdu.

— Chodź za mną. — Rzucił luźno, zabierając ze sobą plecak.

Wyszli tyłem parkingu i po chwili drogi, znaleźli się na polanie, na której było całkiem ciemno. Dziewczyna szła ślepo, nie wiedząc dokąd zmierza.

— Gdzie my idziemy, nic nie widzę. — Mruknęła po chwili pod nosem.

— Jeszcze jakieś pięć minut i będziemy w ciemnym lesie, w którym będę mógł cię ogłuszyć i sprzedać twoje narządy.

— Myślę, że moje płuca i wątroba nie są zbyt wiele warte. Nie jestem pewna, czy taki biznes jest dla ciebie opłacalny.

Riddle niekontrolowanie zaśmiał się na cały głos.

— Widzę, że mamy podobne poczucie humoru. — Stwierdził, uśmiechając się szeroko.

Po kilku minutach dotarli na miejsce. Znajdowali się na wzniesieniu, z którego był widok na całe miasto. Wokół było kompletnie ciemno, a w pobliżu nie znajdowały się żadne budynki. Chłopak wyjął ogromny koc ze swojego plecaka, a następnie ułożył go na trawie. Oboje automatycznie zajęli miejsca obok siebie, wpatrując się w niesamowity widok przed nimi.

Widzieli odbijające się neony i samochody, które w niesamowicie szybkim tempie przemierzały ulice Reno.

— Uwielbiam to, że to miasto nigdy nie śpi. — Odezwał się chłopak.

— Po czterech latach nieobecności nadal zachwyca tak samo.

Ciemnowłosy obrócił swoją głowę w jej stronę. Zablokował swoje zielone oczy na jej szarych tęczówkach. Próbował w nich coś dostrzec, jednak jedyne co widział, to okropna pustka

— Gdzie byłaś przez cztery lata, Adeline?

— W Nowym Jorku. — Odpowiedziała krótko, zastanawiając się, czy chce kontynuować, jednak Cairan miał w sobie to coś, co pozwalało jej myśleć, że może mu zaufać. — Moja rodzina przeszła trochę złego, kiedy miałam czternaście lat. Musieliśmy się stąd wynieść. Chcieliśmy się odciąć i zacząć od nowa, dlatego zaczęliśmy od Manhattanu. — Mówiła, sama nawet nie wiedziała dlaczego. Rozmowa z nim była dla niej niezwykle lekka, patrząc na to, że do tej pory nie potrafiła się przed nikim otworzyć na temat jej przeszłości. — Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to miasto zniszczy mnie jeszcze bardziej.

— To nie miasto niszczy, a ludzie. — Zaczął. — Zaufaj mi, to dlatego mam przy sobie tylko Blossom.

— Dlatego tu wróciłam. To jedyne miejsce, w którym mam przy sobie bliskich mi ludzi, którzy mnie nie krzywdzą.

Chłopak głęboko westchnął.

— Czasami osoba, za którą przyjąłbyś kulkę, trzyma pistolet, Adeline.

Rey nie miała pojęcia, co odpowiedzieć na te słowa. Musiała przyznać, że Cairan miał po części rację i sama nie raz przejechała się na ludziach, których uważała za bliskich. Był to też jeden z wielu powodów, dla których zaczęła się dystansować od ludzi i swoich emocji.

Ciszę wokół przerwał dźwięk dzwonka telefonu, należącego do bruneta. Oboje delikatnie poderwali się na ten nagły dźwięk. Cairan uniósł urządzenie do swojego ucha, odbierając połączenie. Adeline od razu zauważyła, że wyglądał na spiętego.

Rozmowa trwała zaledwie chwilę, jednak nie była przyjemna. Riddle kłócił się z kimś przez telefon. Od boku wyglądało to jakby, ktoś wydawał mu rozkazy, których on nie chciał słuchać. Po kilku minutach zrezygnowany zakończył polecenie.

— O co chodzi? — Zapytała dziewczyna.

— Musimy szybko udać się w jedno miejsce. — Powiedział widocznie niezadowolonym tonem głosu.

— Wszystko okej? — Powiedziała, na co ten przytaknął. — To dlaczego wyglądasz, jakbyś się martwił? — Dopytała, zanim zdążyła to przemyśleć.

Chłopak zablokował z nią spojrzenie. Jego oczy faktycznie wyrażały pewną obawę.

Bo to oznacza, że wciągnę cię do swojego popieprzonego świata.

Nowy Jork, Manhattan
rok wcześniej…

— Szybko! — Krzyknął Oscar, pakując wszystkie swoje rzeczy. — Adeline, pospiesz się!

Dziewczyna biegła ślepo za nim, opuszczając jeden z miejscowych barów, tylnym wejściem. Zarzuciła automatycznie kaptur na swoją głowę, kiedy ten szarpał za klamkę, która się zacięła i nie chciała ustąpić. Po chwili szarpaniny z metalową częścią, płyta w końcu się przesunęła i znaleźli się na zewnątrz.

Obok stał znajomy motocykl Oscara, na który dziewczyna szybko wsiadła.

— Kurwa, nie mogę znaleźć mojego kasku. — Mruknął pod nosem. — Musiałem zostawić go w barze. Nie mamy czasu.

Brunet wyciągnął jedyny kask, który miał przy sobie i założył go na głowę dziewczyny, która nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, w co znowu się wplątała. Chłopak zapiął zabezpieczenie, a następnie wsiadł na motocykl.

— Chyba nie zamierzasz jechać bez kasku! — Krzyknęła, kiedy ten wyjął klucz z kieszeni swoich spodni. Zignorował jej słowa. — Oscar! — Krzyknęła ale ten nie posłuchał.

Z piskiem opon wyjechali zza rogu ciemnej uliczki. Jechali z okropną prędkością, która zaczęła przerażać dziewczynę. Czuła coraz szybsze bicie serca, kiedy nagle za nimi pojawił się radiowóz. Chłopak przeklął pod nosem, dodając jeszcze więcej gazu. Pędzili z prędkością światła, a za nimi odbijały się jedynie czerwono - niebieskie światła. Chłopak skręcał w coraz to inne uliczki, których ta kompletnie nie znała. Nie miała pojęcia, gdzie jest. Oscar próbował za wszelką cenę zgubić wóz policyjny.

Nie mógł zostać złapany.

Dodał jeszcze więcej gazu, przez co obraz przed nimi zaczął się rozmazywać. Adeline czuła nadchodzące niebezpieczeństwo. Pomimo, że jeździła z nim już wiele razy i bezgranicznie ufała mu, jako kierowcy, zdawała sobie sprawę z tego, że dzisiejszego wieczoru chłopak przekroczył pewną granicę.

I ta granica ich zgubiła.

Bo kiedy tylko weszli w kolejny ostry zakręt, jedyne co Adeline widziała przed sobą, to nadchodzącą ciemność.

Jestem dosyć zadowolona z tego rozdziału :)

Trzymajcie się ciepło i do następnego,
molly xx

twitter/tiktok:
drugzzandmoney

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro