rozdział 19 - człowieczeństwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Halo? — Powiedziała do słuchawki telefonu. W tle słyszała jedynie szmery i głośną muzykę. — Lucca?

Przetarła swoje oczy. Spróbowała rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym panowała ciemność. Jej wzrok padł na zegar, stojący na stoliku nocnym. Jej brwi uniosły się do góry, w momencie, w którym ujrzała godzinę pierwszą w nocy na urządzeniu.

— Adeline? — Usłyszała po chwili jego głos, dobiegający z urządzenia w jej dłoni.  — Jak dobrze cię słyszeć. Co u ciebie?

— Co u mnie? Lucca jest środek nocy.

— Przesadzasz. — Skwitował, śmiejąc się pod nosem. — Chciałem usłyszeć twój głos. — Rzucił luźno do słuchawki. W tle ciągle rozbrzmiewała muzyka.

Czy on imprezuje w środku tygodnia?

— Czy ty jesteś na imprezie? — Zapytała, starając się zrozumieć całą sytuację.

Musiała przyznać, zrobiło jej się ciepło na sercu, kiedy usłyszała, że chłopak chciał usłyszeć jej głos, jednak martwiło ją imprezowanie w środku tygodnia. To nigdy nie oznaczało nic dobrego.

Była przekonana, że musiało wydarzyć się coś okropnego. Sama jeszcze jakiś czas temu wlewała w siebie alkohol każdego dnia, aby wyciszyć demony tkwiące w jej umyśle.

— Być może.

— Jesteś pijany? — Dopytała, znając już odpowiedź.

Nagle w słuchawce pojawiły się zakłócenia, przez co dziewczyna nie była w stanie nic zrozumieć. Usłyszała w tle jakąś rozmowę i trzask.

— Lucca?

— Wybacz cukiereczku. Przewróciłem się, ale Ryan pomógł mi wstać. — Odezwał się po chwili. Adeline uniosła kąciki swoich ust, słysząc, jak ją nazwał.

— Zadałam ci pytanie. — Powiedziała stanowczo. Jej cierpliwość miała swoje granice.

— Och, no tak. — Mruknął pod nosem. Rey nie musiała go widzieć, żeby wiedzieć, że na jego czole właśnie pojawiła się zmarszczka. — Będąc kompletnie szczerym, nie mam pojęcia, o co mnie zapytałaś, ale odpowiedź najprawdopodobniej brzmi być może.

Adeline przetarła swoją zmęczoną twarz dłonią. To miała być jedna z tych spokojnych, przespanych nocy.

Wyszło jak zwykle.

— Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.

— Mam kłopoty? — Zapytał, jednak po drugiej stronie odpowiedziała mu jedynie cisza. — Och kurwa, mam kłopoty. Wyślę ci lokalizację, cukiereczku.

Adeline westchnęła. Wiedziała, że dzisiejsza noc może przysporzyć jej ogrom kłopotów, jednak nie mogła zostawić chłopaka w takim stanie samego. Wiedziała, że jego imprezowanie nie jest spowodowane zwyczajną chęcią spotkań towarzyskich i dobrej zabawy. Ta część imprez miała drugie, ciemniejsze dno.

Dno, które pochłaniało cię bez reszty, nie pozostawiając po tobie ułamka człowieczeństwa.

Chwyciła skórzane jeansy i luźną bluzę, które leżały na fotelu. Nie miała czasu na wybranie innych ubrań. Przeczesała swoje zmierzwione włosy i po cichu otworzyła drzwi swojej sypialni. Stąpała cicho, żeby nie obudzić swoich rodziców. Nie chciała podpaść swojemu ojcu. Niemal bezgłośnie zeszła po schodach i rozejrzała się wokół. Chwyciła do ręki parę swoich czarnych trampek i podeszła do drzwi.

Nie były to jednak frontowe drzwi.

Musiała jakoś dostać się do rudowłosego, a nadal nie posiadała swojego samochodu. Czasami pożyczała go od swojego ojca, jednak ten za kilka godzin wstawał do pracy, a ona nie miała pojęcia, jak długo może jej nie być. Nabrała powietrza do płuc i przekręciła klamkę. Znajdowała się w swoim garażu. Zapaliła światło, odganiając cały mrok. Podeszła do odpowiedniej półki i sięgnęła po kask, którego nie dotykała od kilku lat. Zabrała ze sobą również drugi, który należał do jej taty. Z haczyka na ścianie zdjęła parę dobrze jej znanych kluczy. Automatycznie skierowała się do maszyny, która stała w rogu pomieszczenia.

Czarny motocykl pokryty czerwonymi wzorami, wyglądał jak nowy. Była przekonana, że Shane dbał o niego przez cały czas, pomimo tego, że żadne z jego dzieci już go nie używało. Szybko sprawdziła, czy wszystko w nim jest nadal sprawne. Uchyliła drzwi garażowe, prowadzące na podjazd, następnie założyła kask i wsiadła na maszynę. Znajomy dźwięk odpalanego silnika dopłynął do jej uszu.

Wyruszyła na drogę. Na początku jechała nieco niepewnie, w końcu nie kierowała motocyklem już jakiś czas. Miała wrażenie, że jej dłonie drżą, jednak minimalną panikę zastąpiła adrenalina. Poczuła znajomy wiatr we włosach, który kojarzył jej się z wolnością.

Czuła jakby wreszcie wybudziła się z koszmaru i czuła jego obecność. Wiedziała, że patrzy na nią i jest dumny. Ten moment uruchomił w niej coś więcej niż jedynie satysfakcję i pokonanie lęku.

Uruchomił w niej człowieczeństwo.

Przemierzała ulice Reno, w pełnym skupieniu. Kilkakrotnie przekroczyła dozwoloną prędkość, jednak starała się pilnować i zachować zdrowy rozsądek. Wiedziała, że miała długą przerwę od jeżdżenia na motocyklu i nie ufała sobie do końca w tej kwestii. Pokonywała kilometr za kilometrem, zbliżając się do celu. Wiatr targał jej ciemnymi włosami, które mimowolnie wystawały spod kasku. Nie pomyślała, aby je związać. Po kilku minutach jej oczom ukazał się dom, który wskazała lokalizacja rudowłosego. Na zewnątrz znajdowało się wiele ludzi, którzy trzymali w swoich dłoniach czerwone kubeczki i papierosy.

Zdjęła kask i zgasiła motocykl. Do jej uszu napłynęła głośna muzyka. Dziwne, że żaden z sąsiadów nie zadzwonił po policję, pomyślała. Kierowała się do drzwi, wymijając tłumy na zewnątrz.

— Adeline? — Usłyszała za swoimi plecami. Mimowolnie odwróciła się w stronę męskiego głosu.

— Harlan, cześć. — Przywitała się luźno. Pamiętała go z imprezy halloweenowej.

— Szukasz swojego pijanego chłopaka? — Zapytał, uśmiechając się znacząco.

Dziewczyna niekontrolowanie przewróciła oczami.

— Nie jesteśmy razem, ale tak, to właśnie jego szukam. Wiesz może gdzie jest?

Harlan skinął głowa, a następnie zaczął okrążać budynek. Adeline podążała za nim. W tym miejscu muzyka była cichsza, co jej się podobało. Po chwili jej oczom ukazał się rudowłosy chłopak, siedzący na betonie. Wokół niego znajdowało się kilku chłopaków z ich szkoły. Adeline kojarzyła ich z widzenia. Rudowłosy opowiadał jakąś historię, a oni słuchali go jak małe dzieci, kiedy czyta się im bajki.

Brunetka nieznacznie uniosła kąciki swoich ust na ten widok. Harlan skinął głową i zniknął gdzieś w ciemności.

— Jest i moja wybawicielka! Chodź tu, cukiereczku. — Krzyknął Sherman, kiedy tylko zauważył Rey. Po chwili ściągnął swoje brwi. — A może jednak trzy cukiereczki? — Zapytał sam siebie. — Chłopaki ile ich tam stoi?

— Rudy może już nie pij. — Odezwał się jakiś blondyn, który siedział naprzeciwko.

Ciemnowłosa podeszła do chłopaka i założyła swoje ręce na piersi.

— W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo jesteś na mnie zła? — Wymamrotał pijany chłopak.

Adeline przewróciła oczami.

— Stary, chyba wyjebało poza skalę. — Skomentował jeden z chłopaków ze szkoły.

Całe towarzystwo się roześmiało. Wszyscy siedzieli w kole, a po środku znajdowała się pusta butelka. Jeden z chłopaków trzymał w swojej dłoni whisky, które co chwile sobie podawali.

— Zagraj z nami. — Odezwał się Lucca, wyciągając swoją dłoń w stronę dziewczyny.

Adeline mierzyła rudego przenikliwym spojrzeniem, miała w planie zabrać chłopaka do domu i wrócić spać. Wiedziała jednak, że z całą pewnością jest zbyt pijany, żeby wsiąść na motocykl.

— Niech ci będzie, ale za chwile wracasz do domu.

— Dobrze mamo. — Mruknął, uśmiechając się szeroko.

— I nie pijesz już nic. — Dodała, wskazując groźnie palcem.

— Ale mamo... — Zaczął, jednak zablokował spojrzenie z dziewczyną, która zaczynała wyglądać groźnie. — No dobrze.

Gra się rozpoczęła. Adeline usiadła po prawej stronie Shermana. Chwilę wcześniej cała wesoła gromada przedstawiła się dziewczynie. Okazało się, że są to znajomi rudego z drużyny siatkarskiej. Przeróżne pytania i wyzwania padaly w kierunku każdego zawodnika. Kilku chłopaków siedziało w samych bokserkach. Był listopad i żadnemu z nich to nie przeszkadzało, alkohol w ich organizmie dawał im poczucie złudnego ciepła. Pili shoty bez użycia rąk, opowiadali o swoich pierwszych pocałunkach, śpiewali piosenki i udawali, że są striptizerami. Adeline musiała przyznać, że świetnie się bawiła.

— Sherman, pytanie czy wyzwanie? — Zapytał jeden z uczestników, kiedy butelka wskazała rudowłosego.

— Pytanie.

Chłopak pomyślał przez chwilę.

— Co ci się w niej najbardziej podoba? — Zapytał po chwili.

Lucca zablokował spojrzenie z dziewczyną po jego prawej. Uniósł kąciki swoich ust. Jego oczy były przekrwione od nadmiaru wypitego alkoholu. Chwycił swoją dłonią jej podbródek, a następnie przeniósł ją na policzek.

— Jej oczy. Te przepiękne szare oczy. Mógłbym patrzeć na nie bez końca. — Powiedział całkiem szczerze. Pomimo tego, że biła z nich niezwykła pustka, on uwielbiał w nie spoglądać, próbując się w nich czegoś doszukać. Jego własna kopalnia skarbów. — Och, no i to jak gra w beerponga. Wiedzieliście, że jest w to mistrzem? Nawet ze mną wygrała!

Adeline roześmiała się na cały głos. Wzmianka o ich krótkiej grze podczas imprezy halloweenowej poprawiła jej humor. Widok przegrywającego chłopaka był jednym z lepszych w jej życiu.

— Jesteś okropnie pijany. — Skomentowała Rey.

— Ja wytrzeźwieje, a twoje oczy nadal będą piękne. — Odpowiedział bez wahania.

Na twarzy Rey instynktownie pojawił się uśmiech. Chciała się na niego gniewać, za to że obudził ją w środku nocy i wciągnął w tą dziecinną grę, jednak nie była w stanie tego zrobić. Ten chłopak miał w sobie to coś.

— Okej, koniec tej zabawy. Pora wytrzeźwieć księżniczko, idziemy się przejść.

Lucca zlustrował dziewczynę wzrokiem. Wiedział, że jest na straconej pozycji i nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Wstał i otrzepał swoje spodnie z niewidzialnego kurzu, po czym pożegnał się ze wszystkimi znajomymi. Rozejrzał się wokół i zauważył, że brunetka jest już nieco dalej, więc przyspieszył kroku i chwycił ją za dłoń.

— Nie tak prędko, zaraz się przewrócę.

Zacisnął swoją dłoń mocniej na jej i pociągnął ją w tylko sobie znanym kierunku.

Obeszli dom dookoła, znajdując się po całkowicie przeciwnej stronie. Ich oczom ukazał się ogromny ogród, pełen rozmaitych kwiatów, krzewów i drzew. Podążali kamienną ścieżką, którą oświetlało kilka pojedynczych lampek.

— Ten dom jest ogromny. — Skomentowała Adeline.

— Ta, rodzice Harlana są prawnikami. — Odpowiedział chłopak. Czuł, że jego język nadal się nieco plącze.

Adeline wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

— Harlan tu mieszka? — Zapytała, a ten skinął głową.

Podążali nadal kamienną ścieżką, kiedy wreszcie minęli drewnianą ławkę, naprzeciwko której stała średnich rozmiarów fontanna.

Lucca pociągnął dziewczynę w stronę ławki. Rozsiadł się wygodniej, nie puszczając jej dłoni. Ponownie spojrzał w jej oczy. Już nie wyglądała na tak wycieńczoną, jak kilka dni wcześniej, co niesamowicie go ucieszyło.

Przepraszam, że cię obudziłem. Nie powinienem tego robić.

Adeline obdarzyła chłopaka delikatnym uśmiechem.

— Lepiej mi powiedz o co chodzi. — Odezwała się. Widziała w oczach chłopaka jedynie czyste zagubienie. Między nimi nastała cisza. — Znam to. Picie i imprezy przez cały tydzień, żeby tylko oderwać się od wszystkich problemów.

Nic się nie dzieje. Po prostu lubię imprezy, taki już jestem.

— Próbujesz oszukać mnie, czy samego siebie, księżniczko? — Zapytała, spoglądając na niego swoim przenikliwym spojrzeniem. Wiedziała, że coś jest nie tak.

I znów nastała cisza.

Lucca odchylił swoją głowę do tyłu i ulokował swój wzrok na gwiazdach. W głębi duszy wiedział, że dziewczyna ma rację i w całej tej sytuacji nie chodzi jedynie o czerpanie przyjemności z imprezowania.

— Kiedy spotkaliśmy się po raz drugi... — Zaczął, a do głowy dziewczyny zaczęły napływać wspomnienia z tego konkretnego spotkania. — Byłem cholernie pijany, prawie tak samo jak dzisiaj. A powód tego wszystkiego jest jeden. — Kontynuował. Widział zainteresowanie na twarzy Rey. Był wdzięczny za to, że szczerze chciała go wysłuchać. — Moi pieprzeni rodzice.

Adeline ścisnęła mocniej dłoń chłopaka, chcąc dać mu znak, że jest z nim i nie jest samotny. 

— Nie interesuje ich moje życie. Mam wrażenie, że jestem zbędnym dodatkiem w ich codzienności. Dodatkiem, którego nigdy nie chcieli.

— Lucca... — Zaczęła, jednak ten momentalnie jej przerwał.

— Taka jest okrutna prawda. Nie próbuj mi wmawiać, że jest inaczej i mnie kochają, bo tak nie jest, a ja mam dosyć życia w kłamstwie. — Mówił nadal. Jego oczy zabłysnęły, jednak nie był pewny czy było to spowodowane wypitym alkoholem, czy łzami zbierającymi się na samą myśl o swoich rodzicach. — Ciągle się kłócą i niemal zawsze chodzi o mnie. Mówią mi rzeczy, których nigdy żadne dziecko nie powinno usłyszeć od swoich rodziców. — Na samą myśl, po policzku chłopaka spłynęła łza. Poczuł ramię dziewczyny oplatające go. Ułożyła głowę na jego boku, przez co poczuł przyjemne ciepło jej ciała. — A na następny dzień zostawiają mi w pokoju super drogi prezent lub kopertę z pieniędzmi, myśląc że w ten sposób wynagrodzą mi każdą szkodę, którą mi wyrządzili.

Adeline objęła chłopaka mocniej. Siedzieli tak wtuleni w siebie, jednak po chwili Sherman odsunął się delikatnie.

Przepraszam, że obarczam cię swoimi problemami. — Odezwał się, spoglądając na nią ponownie.

— Przestań mnie w końcu przepraszać, księżniczko. W szczególności, kiedy nie zrobiłeś nic złego.

Lucca roześmiał się pod nosem.

— To kolejny ze skutków ubocznych wychowywania się w moim domu, przep... — Zaczął, jednak widząc ostre spojrzenie Adeline, od razu przerwał. — Zbierajmy się. Czuje się już lepiej.

Po kilku minutach dwójka znalazła się przy motocyklu, który stał na podjeździe ogromnej posiadłości. Adeline sięgnęła po jeden kask, kiedy poczuła wibracje w tylnej kieszeni swoich spodni. Wyjęła telefon, na którego ekranie widniał nieznajomy numer. Spojrzała na rudowłosego, który wbił wzrok w ciąg liter na telefonie.

— Halo? — Powiedziała Adeline, klikając przycisk głośnomówiący.

— Hej Adeline, tu Harry. — Odezwał się głos po drugiej stronie. — Jesteś w domu? Potrzebuję twojej pomocy.

Dziewczyna poruszyła swoimi brwiami. Lucca wyglądał na zdezorientowanego.

— Wyślę ci lokalizację, jestem na imprezie.

— Daj mi pięć minut. — Powiedział, po czym połączenie się zakończyło.

Rey schowała telefon ponownie do kieszeni swoich spodni, a następnie oparła się o motocykl. Rudowłosy stał z rękami założonymi na klatce piersiowej.

— Czego on chce od ciebie o tej godzinie? — Zapytał luźno.

— Nie mam pojęcia. — Wzruszyła ramionami. — Nawet nie wiem skąd wziął mój numer.

Rudowłosy podszedł do dziewczyny i oparł się o maszynę razem z nią. Wyciągnął z kieszeni swój telefon, przeglądając instagrama. Minęło kilka minut, a na podjeździe znalazł się drugi motocykl, z którego szybko i sprawnie zszedł znajomy blondyn.

Chłopak zdjął kask i ułożył go na siedzeniu. Rozejrzał się wokół, po czym ulokował swoje spojrzenie na dwójce opierającej się o motocykl. Wymusił na swoje usta uśmiech, który przypominał jedynie dziwny grymas.

— O co chodzi? — Zapytała niemal od razu Adeline. — W czym potrzebujesz mojej pomocy?

Harry westchnął i podszedł bliżej. 

— Właściwie to nie ja jej potrzebuję, tylko on.

Lucca prychnął pod nosem, co nie uszło uwadze dziewczyny obok.

— To niech jej poszuka gdzie indziej, mam dość jego głupich gierek.

— Adeline...

— Nie, Harry. Mam dość jego zachowania. Najpierw okłamuje mnie, a później jakby nigdy nic ściąga mnie do swojego pieprzonego garażu, mówiąc, że mechanik go zostawił. Mam dość tych wszystkich gier i jego.

Harry ściągnął swoje brwi w niezrozumieniu.

— Mechanik? Ale to ja jestem jego mechanikiem. — Powiedział sam do siebie. Nagle jego oczy się rozszerzyły. — Och kurwa, chyba nie powinienem tego mówić.

— Świetnie, jeszcze mnie oszukuje. Nie pomogę mu z niczym. Niech radzi sobie sam.

Na twarzy Shermana pojawił się uśmiech, z którego biła aprobata. Podobał mu się ten niespodziewany obrót sytuacji. Czuł, że wygrał ten pojedynek.

Nagle Harry chwycił ramię dziewczyny, przyciągając ją do siebie. Nachylił się do jej ucha, chcąc jej coś wyszeptać.

— Wyścig się zaraz zaczyna. On cię naprawdę tam potrzebuje.

Rey poczuła, jak jej całe ciało sztywnieje. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Nadal była na niego wściekła i nie chciała go widzieć, jednak coś w jej wnętrzu wiedziało, że nie jest w stanie mu odmówić. Spojrzała na rudowłosego, który wyglądał jakby cała pewność siebie właśnie z niego uszła. Znów przypominał zbitego szczeniaka, którego ktoś wyrzucił na ulicę. Nie chciała go skrzywdzić.

— Adeline, przysięgam ci, że jeśli teraz do niego pojedziesz, możesz sie do mnie nie zbliżać.

Jego słowa cięły jej duszę, jak najostrzejszy nóż.

Jednak ona podjęła już decyzję. Ta runda nie należała do Shermana.

Przepraszam, Lucca. Nie mogę.

Tę rundę wygrał Cairan Riddle.

zapnijcie pasy,
do następnego<33
ps.  możecie dać znać co sądzicie o nowej okładce...

twitter/tiktok:
drugzzandmoney

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro