rozdział 27 - zaufanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na ekranie jej telefonu po raz kolejny wyświetlało się jedno i to samo nazwisko. Chłopak wydzwaniał do niej przez cały dzień, jednak ta nie miała zamiaru podejmować z nim żadnej konwersacji.

Nie chciała okazać przed samą sobą słabości, w momencie, w którym usłyszałaby jego głos.

Od kilku dni izolowała się od ludzi. Rozmawiała jedynie z Mei oraz ze swoim ojcem podczas ich wspólnych sesji motoryzacyjnych w garażu. Nie chciała mieć wokół siebie nikogo więcej.

Samotność była dla niej jak śmierć, z którą coraz częściej zdarzało jej się tańczyć.

I właśnie dlatego znalazła w niej ukojenie.

Przewróciła oczami, kiedy jego imię ponownie wyświetliło się na ekranie jej telefonu. Po raz kolejny wcisnęła ikonkę czerwonej słuchawki. Miała powoli dosyć zapału chłopaka. Nie rozumiała, dlaczego nie potrafi dać za wygraną i zrozumieć, że Adeline nie chce mieć z nim nic wspólnego.

Jedno małe kłamstwo potrafiło zrujnować wszystko, co do tej pory udało im się zbudować. Wzniosła wokół siebie mur, przez który tym razem nie był w stanie się przebić.

Wyłączyła swój telefon. Jej cierpliwość miała swoją granicę, którą tego dnia Cairan Riddle wielokrotnie przekroczył.

Wzięła ciepły prysznic. Pozwalała gorącym kroplom wody opadać na jej zimne ciało. Przymknęła oczy i starała się oczyścić swój umysł. Jednak chłód i samotność biły z jej organizmu zbyt mocno. Po upływie paru minut udała się do swojej sypialni, mając na sobie komplet bordowej, koronkowej bielizny. Podeszła do szafy, w poszukiwaniu swojej ciepłej piżamy, kiedy jej uwagę przykuł dziwny dźwięk.

Zupełnie jakby coś albo ktoś stukał w szybę jej okna.

Podeszła do szklanej powłoki i ściągnęła brwi, kiedy zobaczyła znajomą postać. Uchyliła okno i wpuściła do środka chłopaka.

— Czy chcę wiedzieć, dlaczego wdrapałeś się na mój dach w środku nocy? — Zapytała luźno, jak gdyby ta sytuacja nie robiła na niej wrażenia.

Chłopak wylądował na podłodze i rozejrzał się wokół. Rozszerzył swoje oczy, kiedy w półmroku pokoju ujrzał brunetkę w całej okazałości.

— Adeline! — Krzyknął, zakrywając swoje oczy. — Proszę, załóż coś na siebie.

Dziewczyna jak gdyby wyrwana z transu podeszła do szafy i wyjęła swoją o trzy rozmiary za dużą koszulkę i wciągnęła ją przez głowę.

— Nie dramatyzuj, Harry. — Mruknęła pod nosem. Starała się ukryć niezręczność całej sytuacji. Kiedy podchodziła do okna, kompletnie zapomniała o tym, że była w samej bieliźnie. — Możesz już otworzyć oczy.

Chłopak powoli zdjął swoją dłoń i odetchnął z ulgą.

— Nie dramatyzuj? — Zapytał, wyrzucając swoje dłonie w powietrze. — Jeśli Cairan nie wydrapie mi za to oczu, to Mei z pewnością to zrobi.

— To nie moja wina, że postanowiłeś wtargnąć do mojego pokoju w takim momencie!

Rey prychnęła pod nosem. Następnie oparła się luźno o szafę, którą miała za plecami. Założyła ręce na swojej piersi i oczekiwała jakichś słów od swojego rozmówcy.

Jednak Harry krążył nerwowo po pokoju, co od razu przykuło jej uwagę.

— Zechcesz mi wyjaśnić, co tak właściwie tu robisz? — Przykuła wreszcie uwagę chłopaka. — Czyżby biedny Cairan wysłał swojego pieska na przeszpiegi?

Blondyn przewrócił oczami.

— Możesz się zdziwić, ale to nie on mnie tu wysłał. I nie jestem jego pieskiem, na litość boską myślałem, że darzysz mnie większą sympatią.

— Moja sympatia do wszystkiego, co jest powiązane z nim, skończyła się w momencie, w którym mnie okłamał. — Odpowiedziała, starając się być szczera. Wiedziała jednak, że chłopak ma rację. Darzyła go sporą sympatią, chociażby ze względu na swoją najlepszą przyjaciółkę. — Kto cię przysłał?

Harry odwrócił swój wzrok. Wydawał się zestresowany.

— Kto cię przysłał i po co? — Powtórzyła swoje pytanie.

— Nerio. Jestem tu przez niego. — Wyrzucił z siebie. Ponownie spojrzał w oczy dziewczynie. — Właściwie to wysłał Cairana, ale po tym, jak nie odbierałaś od niego telefonu cały dzień, stwierdził, że będzie bezpieczniej, jeśli to ja po ciebie przyjdę.

Bezpieczniej? — Zapytała, tak naprawdę samą siebie.

— Wiesz Adeline, po tym, co widziałem w twoim wykonaniu, mogę śmiało stwierdzić, że jesteś nieco nieobliczalna. Kto wie, jeszcze okażesz się piromanem i mój przyjaciel spłonie żywcem?

Dziewczyna mimowolnie się zaśmiała. Po raz pierwszy od kilku dni wydobyła z siebie szczery śmiech. Odkąd tylko poznała Harry'ego, wydawał jej się typem osoby, która potrafi rozświetlić cały mrok, kryjący się w pomieszczeniu.

Był ich własnym światełkiem w tunelu.

— Czego Nerio ode mnie chce? — Zapytała po upływie kilku sekund. Wiedziała, że musi wrócić na ziemię.

Blondwłosy ponownie zaczął krążyć po pokoju. Adeline zaczynała mieć wrażenie, że los dziś naprawdę testuje jej cierpliwość.

— Za godzinę zaczyna się wyścig. Właściwie to twój i Cairana, bo jeździcie teraz razem. — Wydusił wreszcie z siebie.

Adeline westchnęła. Zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej czy później do tego dojdzie. Wiedziała, że nie może zignorować tej wiadomości i zostać w domu. Nieposłuszeństwo mogło przynieść tragiczne konsekwencje.

Ponownie podeszła do szafy i wyjęła z niej swoje ubrania. Bez słowa zaczęła się kierować w stronę drzwi, kiedy zatrzymał ją głos chłopaka.

— A co do Cairana... — Zaczął.

Adeline prychnęła pod nosem i szarpnęła za klamkę.

— Nie chcę tego słuchać.

— Ale... — Rzucił ponownie, jednak dziewczyna zniknęła za drzwiami.

Minęło kilka minut i brunetka ponownie znalazła się w pomieszczeniu. Tym razem miała na sobie wygodne, ciemne jeansy i czarną bluzę. Chwyciła jeszcze kurtkę z wieszaka i podeszła do blondyna.

— Możemy jechać.

Tym razem lokalizacja wyścigu była nieco inna. Znajdowała się w nieznanej jej do tej pory części miasta. Wokół nie znajdowało się kompletnie nic, poza kilkoma fabrykami i opuszczonymi garażami.

Poczuła w dole swoich pleców silną dłoń blondyna, który do tej pory jej towarzyszył. Mimowolnie obróciła się w jego kierunku i zlustrowała go wzrokiem. Harry wydawał jej się zupełnie inny niż zwykle.

— Tutaj muszę cię już zostawić. Cairan powinien znajdować się już w garażu. — Poinformował, a ta jedynie skinęła głową.

Minęło kilka minut i została na zewnątrz całkiem sama. Blondyn odjechał na swoim motocyklu.

Wzięła głęboki wdech i po raz ostatni rozejrzała się wokół siebie. Nacisnęła dłonią na klamkę starych, metalowych drzwi i po chwili znalazła się w środku. Przekroczyła próg. Jej uwagę niemal momentalnie przykuł wysoki brunet, opierający się o ścianę. Czuła na sobie jego spojrzenie, jednak przez kilka długich sekund nie potrafiła unieść swojego wzroku.

W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Żadne z nich nie było w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.

I właśnie w tamtym momencie zdobyła się na odwagę i skrzyżowała spojrzenie z brunetem. Cairan wyglądał na wyczerpanego. Zaczęła się zastanawiać, czy coś się wydarzyło. Czy wszystko u niego w porządku? Niemal od razu skarciła samą siebie za te myśli.

On cię okłamał. Ogarnij się. Mówił głos rozsądku w jej głowie.

Oboje stali przed sobą i pusto wpatrywali się w siebie nawzajem. Atmosferę można było kroić nożem. Czuła, że bicie jej serca przyspiesza coraz bardziej z każdą minutą. Otworzyła swoje usta, żeby przełamać niezręczność, która zapanowała, jednak ich uwagę przyciągnął dźwięk otwieranych drzwi.

Starszy mężczyzna, którego dobrze znali, przekraczał próg. Skanował wzrokiem zarówno dziewczynę, która stała jak posąg oraz chłopaka, który starał się ukryć swój ból i zmieszanie.

— Chyba pojawiłem się w złym momencie. — Mruknął pod nosem Nerio.

Cairan obdarzył go surowym spojrzeniem. Wyglądał, jakby w myślach mordował tego człowieka kilkukrotnie.

I najprawdopodobniej tak właśnie było.

— Nie wtrącaj się. — Odezwał się wreszcie Riddle.

Adeline wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu. Był o wiele bardziej surowy niż zwykle. Wyczuwała ból, który się za nim krył.

— Przyszedłem sprawdzić, czy wiecie, co macie robić. — Powiedział mężczyzna. Cały czas skakał spojrzeniem pomiędzy swoimi dwoma zawodnikami. Nie podobał mu się sposób, w jaki na siebie patrzyli. Nie chciał, aby ich kłótnia pokrzyżowała jego plany. — Dostałeś lokalizację?

Cairan skinął głową.

Lucciano przeniósł swój wzrok na dziewczynę, która nadal nie poruszyła się nawet o milimetr.

— Po wyścigu jest obowiązkowa impreza w hangarze. Chcę widzieć tam waszą dwójkę, będą wszyscy sponsorzy.

Adeline instynktownie przewróciła oczami.

— Nie mam zamiaru iść na żadną głupią imprezę. Umawialiśmy się na wyścigi. — Wychrypiała.

Nie minęła sekunda, kiedy Nerio ruszył w jej kierunku. Wydawał się niesamowicie poirytowany. Nie był to człowiek, któremu ludzie się stawiali.

Mężczyzna nie zdążył podejść do Adeline, ponieważ w mgnieniu oka przed nią znalazło się ciało ciemnowłosego chłopaka. Lucciano prychnął pod nosem.

— Nie bądź głupi, Cairan.

Jednak chłopak nie przesunął się nawet o milimetr. Rey wyjrzała zza jego ramienia.

— Dotknij ją, a przysięgam, że cię podpalę. — Przemówił swoim surowym, obcym tonem. Burnet wydawał się nie żartować.

Za to Nerio ponownie prychnął pod nosem.

— Twój chłopak ma zapędy piromańskie. — Zwrócił się do Adeline.

Najwidoczniej nie tylko on. Powiedziała dziewczyna w swojej głowie. Przypomniała jej się rozmowa z Harrym.

— To nie jest mój chłopak. Nic dla mnie nie znaczy. — Wykrztusiła. Kłamanie od zawsze przychodziło jej z łatwością. Nie była dumna z tego faktu, jednak bardzo często okłamywała ludzi, patrząc im prosto w oczy.

Jednak tym razem okłamywała wyłącznie samą siebie.

— Ciekawe. — Mruknął Nerio. — Kiedy podpisywałaś moją umowę, odniosłem inne wrażenie.

Mężczyzna uniósł swoje brwi i skakał wzrokiem pomiędzy ich dwójką.

Dwójką ludzi, którzy teraz należeli do niego.

Adeline poczuła ukłucie stresu, na samą myśl o sytuacji, o której mówił Lucciano. Przez ostatnie kilka tygodni nieustannie męczyły ją koszmary, przypominające o umowie, którą zawarła.

Czuła się niemal, jakby podpisała pakt z diabłem.

— Bo jeszcze do niedawna był moim przyja...

Cairan nie pozwolił jej dokończyć. Niemal natychmiast obrócił swoją twarz w jej stronę. Wyglądał niesamowicie poważnie.

— Nawet nie próbuj mnie nazwać tylko swoim przyjacielem. — Przerwał.

Adeline zamarła. Nie odważyła się odezwać. Wiedziała, co chciała osiągnąć swoimi słowami. Chciała go zranić.

Chciała wycinać bolesne rany na jego sercu i zostawić na nim kilka sporych blizn, na których widniałoby jej imię.

Chciała być trucizną, płynącą w jego żyłach.

— Cudownie. — Odezwał się ponownie Nerio. — Skoro mamy już te nieścisłości za sobą, chcę przypomnieć, że w waszym motocyklu są zamontowane kamery. Sponsorzy będą was oglądać w moim klubie. Nie wydrapcie sobie oczu na wizji.

Następnie mężczyzna podszedł do metalowych drzwi i złapał za klamkę. Chciał już odejść, jednak postanowił się odwrócić po raz ostatni.

— Chcę dzisiaj widzieć pasję i miłość. — Rzucił całkiem poważnie, po czym zniknął z pomieszczenia.

Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Cairan niemal bez słowa chwycił za kierownicę motocyklu i wyprowadził go na zewnątrz. Adeline w ciszy podążała za nim. Znaleźli się na drodzę.

Riddle spojrzał na zegarek, po czym podał kask Adeline. Następnie chwycił w ręce swój, co od razu przykuło uwagę dziewczyny. Jego kask był nieco zmodyfikowany.

— Co to ma niby być? — Zapytała z wyrzutem. Wpatrywała się na zaklejoną szybkę. — Przecież nie będziesz w tym nic widział.

Brunet spojrzał na nią wymownie.

— Właśnie o to chodzi. To są półfinały, Adeline.

— Chyba nie myślisz, że wsiądę z tobą na motocykl, kiedy nie będziesz zupełnie nic widział! — Wrzasnęła.

Zaczęła czuć, jak panika przenika przez jej organizm. W jej głowie pojawiła się setka wspomnień z czasów, kiedy mieszkała w Nowym Jorku.

— Nie panikuj. Przeżyłem gorsze wyścigi i nie mam zamiaru umrzeć podczas tych.

Chłopak ani trochę jej nie uspokoił.

Przypomniał jej się Oscar.

Jazda bez kasku. Szpital.

Śmierć.

— Musisz mi po prostu zaufać, a teraz wsiadaj, bo musimy dojechać na miejsce startu.

— Mam ci zaufać? Czy ty siebie w ogóle słyszysz Cairan? — Wyrzuciła swoje ręce w powietrzu. — Mam ci zaufać po tym wszystkim, co zrobiłeś?

Cairan wyglądał, jakby coś w nim pękło.

— Wiem, że zjebałem i obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, kiedy tylko będziemy mieć na to czas. Jeśli nie chcesz, nie musisz jechać. Wymyślę coś, żeby wymigać się z tej umowy.

— Nie mam zamiaru narażać cię na to, Cairan. — Wypaliła natychmiast.

Wtedy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie martwi się o siebie, tylko o niego.

I zaczęło ją to cholernie przerastać.

— Naraziłem cię wystarczająco. Wracaj do domu, zadzwonię po Naomi, a później coś wymyślę. — Powiedział, a następnie wsiadł na swój motocykl.

Naomi.

Na sam dźwięk tego imienia, Adeline poczuła, jak coś się w niej gotuje. Poczuła nagły przypływ złości i czegoś, czego nie potrafiła zidentyfikować.

Zupełnie jakby była zazdrosna.

Bez większego namysłu wsiadła na motocykl, zanim chłopak zdążył go odpalić. Nie widziała jego twarzy, jednak mogłaby przysiąc, że chłopak się uśmiechnął.

— Nawet nie próbuj zasłaniać swojego wzroku, zanim nie dojedziemy do miejsca startowego. — Rozkazywała, a chłopak skinął głową. — Nienawidzę cię.

— Oboje wiemy, że to nie prawda.

Następnie odpalił pojazd i wyruszyli w ciemność przed siebie.


Minęło kilka minut, kiedy znaleźli się na miejscu. Wokół zebrała się już większość zawodników. Rozejrzała się wokół i nie dowierzała temu, gdzie się znajdowała.

— Jak to jest możliwe, że startujemy z centrum miasta?

Cairan prychnął pod nosem, przygotowując się do startu.

— To chyba logiczne, że policja w tym mieście jest przekupiona. Nie udałoby się im utrzymać tych wyścigów w całkowitej tajemnicy przez tyle lat. Jest środek nocy, jutro będą udawać, że nic nie widzieli.

— No tak. — Mruknęła pod nosem.

Większość pojazdów podjechała równo do linii startowej. Wyścig miał się zaraz zacząć. Na środek wyszła kobieta z dwoma małymi flagami w dłoniach.

— Wiem, że zapewne proszę o zbyt wiele, ale błagam Adeline, zaufaj mi choćby na czas tego wyścigu. Bez zaufania tego nie przetrwamy.

Dziewczyna westchnęła. Była w pełni świadoma tego, na co się pisała.

Życie wydało jej się jedną wielką ironią, kiedy uświadomiła sobie jeden istotny szczegół. Przyjechała do Reno, aby trzymać się z daleka od kłopotów.

Hałas nagrzanych silników wydawał się coraz bardziej donośny. Cairan spuścił szybkę swojego kasku i mocno ścisnął kierownicę. Adeline objęła go najmocniej, jak potrafiła.

W tym momencie stali się jednością.

Kobieta zamachnęła się flagami.

— Trzy, dwa... — Odliczała na głos Rey. Ukłucie stresu przeszło przez jej organizm, jednak szybko zastąpiła je adrenalina. — Jeden! — Krzyknęła, dając brunetowi znak, że wyścig się rozpoczął.

W tym momencie stała się jego oczami. A on nie zwątpił w nią nawet na moment.


zostało 4 rozdziały do końca.
trzymajcie się.

twitter/tiktok:
drugzzandmoney

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro