𝟙𝟙.𝟚

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Anette opuściła moje biuro, a ja w pierwszym odruchu złapałam komórkę w dłoń, chcąc zadzwonić do siostry. Musiałam opowiedzieć jej, co się wydarzyło i jak bardzo wyprowadziło mnie to z równowagi. Potrzebowałam jej wsparcia. Nawet wybrałam numer. I dopiero, gdy usłyszałam głos automatycznej sekretarki, otrzeźwiło mnie.

          Blanka nie odbierała, nie dawała znaku życia i musiałam się z tym zmierzyć. Nie mogłam nadal się łudzić, że ona wróci, odezwie się i, że nic takiego się nie stało.

          Zaklęłam pod nosem, krzywiąc się.

           W ciągu kilku tygodni mój uporządkowany świat runął i mogłam starać się ocalić zgliszcza, które po nim pozostały. A przynajmniej próbować to zrobić. Z całych sił.

          Słowa Anette nie dawały mi spokoju, chociaż nie istniał cień szansy na to, bym w najmniejszym stopniu uwierzyła jej w jakiekolwiek oszczerstwa, którymi próbowała zniszczyć moje przekonanie co do mężczyzny u mojego boku. Stanley w życiu by mi czegoś takiego nie zrobił. Miałam, co do tego stu procentową pewność. Zawsze był ze mną szczery i to samo cenił w ludziach. Właśnie dlatego zdecydowałam się niczego przed nim nie zatajać. Nawet jeśli prawda mogła być dla niego bolesna, wiedziałam, że to kłamstwa mogłyby zrujnować nasz związek.

          Jęknęłam, przetarłam dłońmi twarz i wrzuciłam telefon do torebki. Nadeszła pora, by skontaktować się z detektywem Mosbym. Thomas go polecił, więc mogłam mu zaufać, zresztą na pewno już znał sprawę. Gdy emocje nieco opadły, zrozumiałam, że to odpowiednia pora. Nie chciałam zostać potraktowana, jak wariatka, a wiedziałam, że gdybym od razu zgłosiła zaginięcie Blanki, mogłabym stracić na swojej wiarygodności. Zwłaszcza, gdybym trafiła na znudzonego życiem policjanta, który dziennie przyjmował wiele podobnych zgłoszeń. Czas był tu niezbędny. Nikt nie brał pod uwagę historii przewrażliwionych histeryczek, które upierały się, że działo się coś niedobrego z siostrą, choć w ogóle się na to nie zanosiło. Choć bolało mnie serce, Thomas miał rację — musiałam cierpliwie zaczekać.

          Blanka nie miała wrogów — przynajmniej nic o tym nie wiedziałam. Raczej zarażała swoim optymizmem innych, niż drażniła. Unikała kłopotów. Była lekkoduchem, ale zachowywała się przy tym odpowiedzialnie. Mogła wyruszyć w podróż i zapomnieć ładowarki do telefonu, to było bardzo w jej stylu. Zawsze jednak potrafiła znaleźć sposób, by się ze mną skontaktować. Wiedziała, że byłam gotowa szukać jej wszędzie, jeśli zbyt długo nie dostanę od niej żadnej wiadomości. Miała odpowiedzialną pracę, której nie porzucała z dnia na dzień. To nie był najlepszy moment na niespodziewane wycieczki. Czasami jej wyprawy nie były tak zauważalne, jak teraz, ale ruszaliśmy z nowymi kampaniami, potrzebowałam siostry, która trzymałaby rękę na kosztorysie. I obie wiedziałyśmy, że w takich chwilach żadna z nas nie powinna pozwalać sobie na odpoczynek. Zwłaszcza, gdy cała firma była na naszej głowie, choć oficjalnie na prośbę rodziców, to ja miałam wszystkim zarządzać.

          W dodatku zawirowania w moim życiu osobistym, których dotąd unikałam, jak ognia, pogłębiały mój niepokój. Przedpokój Blanki dalej pozostawał zdemolowany. Thomas miał mnie informować, gdyby cokolwiek się zmieniło, a ja w zamian za te wiadomości, obiecałam nie węszyć tam więcej na własną rękę. Chociaż moja relacja z Harrisonem była skomplikowana, chciałam wierzyć, że niektóre nasze postanowienia wciąż pozostawały w mocy.

          To był odpowiedni moment na działanie. Straciłam dostatecznie dużo godzin, na czekaniu aż moja siostra się do mnie odezwie. Nie zrobiła tego.

          Wyłączyłam laptopa, odłożyłam wszystko na swoje miejsce i opuściłam budynek, wcześniej uprzedzając Asli, że wychodzę na lunch ze Stanleyem. Okłamałam ją, ale nie widziałam innego wyjścia. Nikt w firmie nie mógł się dowiedzieć, że coś było nie tak. Kret nadal pozostawał gdzieś w środku i nie mogłam pozwolić sobie na to, by wiedział o naszych problemach i błędach. Mogłam zaufać Asli, ale nie miałam pewności, czy w firmie jest na tyle bezpiecznie, by rozmawiać o takich sprawach.

          Złapałam taksówkę i dotarłam na komisariat czterdzieści minut później. W międzyczasie sprawdziłam maile, odpisałam na te ważniejsze, wykonałam kilka ważnych telefonów i przejrzałam grafik, ponieważ Asli wprowadziła do niego zmiany. Musiałam przejąć spotkania Blanki i jej obowiązki, co oznaczało dużo więcej pracy. Na całe szczęście Stanley również był bardzo zajęty, więc najpewniej nawet nie zauważy mojej nieobecności.

          Weszłam do budynku, rozpinając guziki w płaszczu i rozejrzałam się dookoła. Jeśli miałam być szczerą, nie byłam w takim miejscu od śmierci Bradleya. Znowu czułam, jak wstrętne macki strachu i niemocy, pozbawiały mnie tchu. Spędziłam długie godziny na przesłuchaniu, udowadniając, że nie jestem winna jego śmierci, chociaż wcale tego nie chciałam. Czułam się odpowiedzialna i łatwiej byłoby mi się z tym pogodzić, gdyby mnie ukarano.

          Niestety, nie było dowodów na moją winę, a wszystko wskazywało na to, że ten wypadek był efektem lekkomyślnego postępowania i wypadkiem. Niefortunnym.

          Zamrugałam pospiesznie, chcąc odpędzić od siebie przykre wspomnienia. Po śmierci rodziców również policja miała całe mnóstwo pytań. I na większość nie potrafiłam odpowiedzieć albo odpowiadałam nie tak, jak powinnam.

          Prawdą było, że jeśli posłuchałabym rodziców, nie żyłabym. I byłoby o wiele łatwiej. Bradley, by przeżył, bo nie wpadłabym na idiotyczny pomysł wycieczki. Stanley związałby się z kimś, kto by na niego zasługiwał. Thomas i Blanka mogliby być naprawdę szczęśliwi. Wystarczyłoby tylko, by mnie nie było.

          Jęknęłam, pocierając dłonią oczy. Nie mogłam się nad sobą użalać. To nie był dobry czas, ani miejsce. Podeszłam do okienka informacyjnego, chcąc dowiedzieć się, gdzie powinnam się udać.

          Wyjaśniłam kobiecie, że szukam detektywa Mosbiego. Na całe szczęście była uprzejma i z chęcią wytłumaczyła mi, jak dotrzeć w odpowiednie miejsce, jednocześnie zapewniając, że zadzwoni do niego i uprzedzi o mojej wizycie.

          Komisariat nie był mały. Właściwie, gdyby nie wskazówki policjantki z recepcji, miałabym wielki problem, by się odnaleźć. Wszędzie były korytarze, bądź zamknięte drzwi, do których trzeba było znać kody dostępów.

          Dzielnie kroczyłam przed siebie, gdy usłyszałam dźwięk wiadomości. Odszukałam telefon i wyświetliłam sms, jednocześnie na kogoś wchodząc.

          — Przepraszam! — rzuciłam pospiesznie, unosząc głowę.

          Zachwiałam się, ale udało mi się utrzymać równowagę, z pomocą Thomasa. Na moje nieszczęście, to właśnie na niego wpadłam.

          Przełknęłam cicho ślinę, rozchyliłam z niedowierzaniem usta i zamknęłam je, ponieważ żadne właściwie słowa nie przyszły mi do głowy.

          Stałam, wpatrywałam się w jego oczy i wsłuchiwałam się w tętno, które aż dudniło mi w uszach. Serce starało się wyrwać z mojej klatki piersiowej, a ja trwałam tak, niczym sparaliżowana.

          Po chwili, krótkiej, zwyczajnym momencie, Thomas pokręcił z rezygnacją głową, zmrużył oczy i wyminął mnie. Bez słowa. Bez jakiejkolwiek reakcji. Jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy.

          Odruchowo próbowałam sobie wmówić, że w ogóle mnie to nie zabolało. Naprawdę chciałam w to wierzyć, ale jednak ta reakcja była silniejsza ode mnie. Zamrugałam powiekami, czując pod nimi znajome szczypanie, które zwiastowało nadejście łez.

          Podjęłam decyzję i musiałam być konsekwentna. Nie mogłam zwodzić Thomasa i oczekiwać, że będziemy przyjaciółmi, ponieważ żadne z nas tego nie potrafiło. Nie rozumiałam tylko, dlaczego to tak bardzo bolało.

          Chłód ogarnął moje ciało w wyniku przerażenia.

          Thomas Harrison odchodził z mojego życia, a ja nic nie mogłam na to poradzić, ponieważ to była konsekwencja mojej decyzji.

          — Riley. — Usłyszałam znajomo brzmiący głos, a po chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię.

          Zostałam pociągnięta w lewo i wciągnięta do pomieszczenia. Spojrzałam na mężczyznę, mrużąc niepewnie oczy, ponieważ byłam z nim umówiona dopiero po południu.

          Ryder cicho zamknął drzwi i rozejrzał się dookoła, jakby sprawdzał, czy jesteśmy sami. W rzeczy samej, nie spodziewałam się, żeby ktoś próbował dołączyć do nas w składziku na miotły. Całe pomieszczenie było zagracone. Ryder złapał mnie za oba ramiona i przysunął do mnie twarz, a jego spojrzenie z rozbieganego, stało się bardzo czujne i skupione. Uważnie obserwował moją reakcję.

          — Rozmawiałaś już z kimś? Zgłosiłaś oficjalnie zaginięcie siostry? — zapytał konspiracyjnym szeptem, przeczesując nerwowo palcami włosy, które, gdyby mogły, błagałyby o litość. Zachowywał się niemal jak szaleniec.

          Nie spodobało mi się to, a nawet udzielił mi się jego niepokój.

          — Nie, nie zdążyłam, właśnie...

          — Nie możesz tego zrobić — przerwał mi, przysuwając się jeszcze bliżej. — Nie mam jeszcze pewności, ale kiepsko to wygląda, Riley. Z plików, które udało mi się odzyskać dość jasno wynika, że Blanka wiedziała o naprawdę niezłym gównie i wygląda mi na to, że... ona nie tylko zbierała informacje, ale także mogła maczać w tym palce. Jest podejrzana, Riley — dodał.

            A właściwie to zrzucił na mnie bombę. Zamrugałam pospiesznie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Blanka nie mogła być winna, nie istniała żadna siła, która by mnie do tego przekonała. I właściwie, o co on mógłby ją do cholery podejrzewać? Że działała na szkodę firmy? Przecież to także jej biznes.

          — Nie ma mowy, nie ma takiej opcji! — warknęłam, celując w niego palcem wskazującym.

           — Wiem, że kiepsko to brzmi, dlatego potrzebuję więcej czasu. Musisz mi go dać. Wszystko ci wyjaśnię, później, gdy się spotkamy, ale na razie, musisz odłożyć to zgłoszenie, ponieważ możesz jej zaszkodzić. Rozumiesz to, Riley? — oznajmił, a mi zrobiło się słabo. Suchość w ustach sprawiła, że odebrało mi mowę, więc przytaknęłam ruchem głowy, choć sama nie wierzyłam, że to robię.

           Blanka była niewinna. Bezapelacyjnie. Cokolwiek tam znalazła, wiedziałam, że nie mogłaby skrzywdzić własnych rodziców, rujnując ich ciężką pracę. Mnie także kochała, jak siostrę i nawet jej domniemany związek z Thomasem, nie mógłby tego zniszczyć. W naszej relacji zdarzały się blaski i cienie. W przeszłości miała do mnie żal, że to Bradley był mi bliższy, choć ona robiła wszystko, by mi pomóc. To była sprawa, którą musiała w końcu zaakceptować, nawet jeśli wciąż pragnęła dostać się do tej części mojego serca, która była zamknięta. Ja także chciałabym dać jej z siebie więcej, bo choć to Bradley mnie ocalił, ona również miała w tym swój udział — niestety nie potrafiłam. Nie wierzyłam w to, by Blanka potrafiła kogokolwiek nienawidzić.

          Obawiałam się jednak, że mogła trafić na coś niepokojącego i niefortunnie ubabrać się w tym po same łokcie.

          — Kilka tygodni temu odbyło się przyjęcie pożegnalne naszych rodziców — przypomniałam sobie bezwiednie, próbując zrozumieć nową sytuację, w jakiej się znalazłam. — Blanka ewidentnie coś wtedy kombinowała i nie chciała mi o tym powiedzieć. Jeszcze nie. Bawiła się wtedy w detektywa. Wpadła na przyjęcie rozczochrana, a w jej włosach były liście — mówiłam dalej, choć serce w mojej klatce piersiowej łomotało tak bardzo, że obawiałam się utraty przytomności. — Ona spotyka się z Thomasem. Może on będzie coś wiedział w tym temacie. Myślałam wtedy, że razem coś kombinują, więc odpuściłam jej...

          Zupełnie zapomniałam o tej historii, choć Blanka naprawdę postarała się wtedy o mocne wejście. Zbyła mnie jednak, a ja jej na to pozwoliłam, bagatelizując sprawę. Założyłam, że spotkali się ze Stanem przed wejściem do hotelu, więc nawet przez myśli mi nie przeszło, żeby wypytać go o cokolwiek. Szybciej uwierzyłabym, że to Thomas mógł w coś ją wpakować. W końcu był detektywem.

          Teraz jednak nie byłam już pewna niczego.

          — Daj mi kilka dni. Rozejrzę się w sprawie, zanim nadasz jej oficjalny bieg. Jeszcze dziś skontaktuję się z Thomasem i ustalimy plan działania. Poczekam tu kilka minut. Wyjdziesz pierwsza.

          Czułam się pokonana. Po prostu. Jeszcze godzinę temu miałam nadzieję, że w końcu uda mi się cokolwiek ustalić. Że zgłoszenie zaginięcia Blanki, pozwoli mi choć na chwilę odetchnąć, ale teraz wiedziałam już, że muszę przygotować się na najgorsze.

          Zawsze, gdy walił mi się świat, walił się cały, nie pozostawiając niczego. 




Cześć, Pchełki!
Mamy nadzieję, że trzymacie się zdrowo i stosujecie się do #zostańwdomu, a jeśli jesteście w grupie tych, którzy poświęcają się dla nas wszystkich, dziękujemy!
Czekamy na Wasze komentarze.
Ściskamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro