.eight.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~

- Soojin, ty płakałaś?

~

~ Chanyeols point of view ~

Soojin patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. Miałem wrażenie, że zaczęła się trząść. Wyraźnie widziałem na jej policzkach ślady po łzach, a myśl, że mogła płakać właśnie przede mnie jakoś zaczęła mnie dobijać od środka. Pierwszy raz od dawna poczułem coś takiego. Jakby mieszanka przerażenia i współczucia. Z jednej strony kompletnie nie wiedziałem co powinienem zrobić, ani jak się zachować. Dostałem jakiegoś wewnętrznego paraliżu i jedyne co mogłem a tamtej chwili, to wciąż blokując drzwi przed zamknięciem, przyglądać się niewysokiej dziewczynie, z potarganymi włosami, które jak zwykle wpadały jej do oczu. Z drugiej jednak strony, wiedziałem, że nie w moim stylu jest zamartwianie się, dlatego jak najszybciej chciałem wyrzucić z głowy wszelkie myśli o Soojin i jej łzach. Co okazało się trudniejsze niż myślałem, jej smutna twarz sprawiała, że mój żołądek robił kozła.

- Nie. Nie płakałam. - Soojin wycofała się o krok i skryła w cieniu mieszkania.

- Przecież widzę. Nie rób ze mnie idioty...

- Nie muszę. - Założyła za ucho kosmyk ciemnych włosów i spojrzała na mnie już o wiele pewniej. - Sam radzisz sobie z tym doskonale.

 Widać doskonale, że na gruncie pełnym chamskich odzywek czuła się najpewniej... Przewróciłem oczami i w duchu przekląłem samego siebie. Nie powinienem dopytywać. Jeżeli stwierdziła, że nic jej nie jest mogłem to zaakceptować i zwyczajnie odejść obracając się na pięcie. Prawdopodobnie byłoby to najbardziej typowe dla mnie zachowanie. Jednak coś we mnie wyraźnie mówiło mi, że powinienem zainteresować się stojącą przede mną istotą.

- Soojin... Chyba nie płakałaś bo cie pocałowałem...

- Wyjdź. - Chyba trafiłem w czuły punkt. - Powiedziałam, wyjdź!

W jednej chwili cała poczerwieniała, a jej małe dłonie zacisnęły się w pięści. Już nie czułem na plecach promieni zachodzącego słońca, tylko coś na rodzaj nieprzyjemnego dreszczu przechodzącego wzdłuż kręgosłupa. Po momencie moja pewność siebie wróciła, a mój okropny charakter dał o sobie znać. Było to dla mnie niczym zbroja, chroniąca mnie przed złem tego świata, w ten sposób radziłem sobie ze wszystkim. Byłem zimny.

...

To wszystko, co jakimś cudem wyszło z ust tego gnojka, sprawiło, że w jednej chwili miałam ochotę przywalić mu w twarz. Dla niego to mogło być nic wielkiego. Jednak ja zmagałam się z okropnymi wyrzutami sumienia. Moja duma nie mogła znieść faktu, że pozwoliłam się mu omotać do tego stopnia. W głowie wciąż huczało wspomnienie zdarzenia, które miało miejsce w sali teatralnej. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, ciągle czułam jego delikatne usta, które tak słodko całowały moje, ciepło jego dłoni na moim ciele nie chciało ustąpić, a serce nadal kołatało w zabójczym tempie. Rozum jednak zaczął działać na największych obrotach i zdzielił mnie mentalnie po twarzy, za każdym razem, gdy choćby malutkie wspomnienie pocałunku z Chanyeolem przechodziło mi przez głowę.

Młody Park stał za drzwiami i uśmiechał się głupkowato. Jeszcze przed chwilą brzmiał, jakby to wszystko gdzieś jednak go ruszyło. Przez moment wydawał się tym przejęty, jego ciemne oczy nie płonęły od cynizmu, który od dziecka miał we krwi. Wydawały się ciepłe i spokojne. Wręcz raziły nie pasując do obrazu, jakim była cała jego egzystencja. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, przez myśl przeszły mi same pejoratywy. Od progu wydał się chamski i zadufany w sobie. Wszystko się zgadzało. Dokładnie tak prezentował się charakter Chanyeola, co udowadniał mi na każdym kroku.

Miałam już dość jego humorków i pogrywania moimi słabymi stronami. Postanowiłam zakończyć tą szopkę.  Otworzyłam drzwi wejściowe na oścież, przez co chłopak zachwiał się nieznacznie. Szybko jednak przybrał typową dla niego pozę i wtykając dłonie w kieszenie ciemnych spodni, spojrzał na mnie w dziwny sposób. 

- Nie wiem jaki masz cel w tym wszystkim, nie wiem po co to robisz. Może dla zabawy, a może nie. - Wzięłam głębszy oddech i uniosłam dumnie głowę. - Cokolwiek zrodziło się w tej twojej chorej główce. Mam to gdzieś. Chce jedynie świętego spokoju, dlatego z łaski swojej odwal się ode mnie i to jak najszybciej...

- A co z naszymi korepetycjami kwiatuszku? 

- Daj mi skończyć! Wytrzymam z tobą do egzaminów. Będziemy się widywać tylko i wyłącznie na korepetycjach. Nic poza tym. Mam serdecznie dość twojej osoby, twojego zachowania i gierek, dlatego omijajmy się jak najszerszym łukiem...

Byłam z siebie niezwykle dumna. Fakt, że zdołałam wydusić z siebie choć tyle, był dla mnie krokiem milowym. Chanyeol już nie raz sprawiał, że zapominałam języka w buzi i mimo mojego dość ostrego i pewnego siebie charakteru, nie potrafiłam się mu przeciwstawić. Nie było to proste. Chłopak potrafił jednym gestem odebrać innym całą odwagę.

Staliśmy tak przez dłuższą chwilę i mierzyliśmy się zaciętymi spojrzeniami pełnymi gniewu i niechęci do siebie nawzajem. W jednej sekundzie wszystko obróciło się diametralnie stawiając mnie w nieciekawej sytuacji. Chanyeol zerwał się z miejsca i jednym krokiem sprawił, że stałam przyparta do ściany. Był tak blisko. Jedna dłoń Parka opierała się o ścianę na wysokości mojej twarzy, a drugą trzymał na mojej szyi. Przestraszyłam się. To, że osoba stojąca w tej chwili kilka centymetrów przede mną, była nieobliczalna wiedziałam nie od dziś. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Opuszkami palców muskał odsłoniętą skórę uśmiechając się przy tym w taki sposób, że mięśnie spięły się we mnie nienaturalnie.

- Posłuchaj kotku. To, że tutaj stoję jest moją zachcianką i to, że wciąż oddychasz, również jest moją zachcianką. Nie będziesz mi dyktować warunków. - Jego głos stał się niski i zachrypnięty. - Będę robić co tylko zechcę, a ty złotko, będziesz grzeczna. Nie chcę by stała ci się krzywda, jeszcze możesz mi się przydać...

Z każdym słowem jego dłoń zaciskała się delikatnie na mojej krtani odbierając mi dostęp do tlenu. Mimo wszystko wydawało mi się, że robi to z wielkim wyczuciem, jakby chciał jedynie mnie zastraszyć, a nie skrzywdzić. Szło mu to idealnie. Nogi ugięły się pode mną, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Chan nachylił się tuż obok mojego ucha i szepnął w nie 'Jesteś moja, pamiętaj.', po czym puścił mnie wciąż jednak stojąc niezwykle blisko.

- Mógłbym cię teraz pocałować. Nawet nie wiesz jak tego chce. - Odważyłam się unieść głowę i spojrzeć w jego ciemne oczy. - A wiesz co jest najlepsze? Najlepsze jest to, że ty też tego chcesz...

Zaczął ponownie nachylać się nade mną, dzieliły nas milimetry. Nagle w drzwiach stanął nie kto inny, jak mój najlepszy przyjaciel - Baekhyun. Na nasz widok otworzył szeroko usta, niemal sunął brodą po dywanie leżącym w przedpokoju. Była chyba bardziej zszokowany zachowaniem Chanyeola i sytuacją którą zastał, niż ja. Zaczął się jąkać, dłonie zacisnął na pudełku czekoladowych lodów i nie wiedział co ze sobą zrobić. Wtedy młody Park odbił się dłonią od ściany, wyprostował i poprawił włosy, które znów opadały mu swobodnie na czoło.

- Dokończymy tę rozmowę kiedy indziej Soojin. - Spojrzał na mnie wymownie po czym skierował się w stronę wyjścia. - Pamiętaj co ci mówiłem kwiatuszku.

- Kw- Kwiatuszku?! 

- Ah właśnie. - Obrócił się na pięcie i zwrócił się do Byuna. - Cześć Baekhyun, dawno się nie widzieliśmy prawda? Dalej ślinisz się na mój widok?

- Musiałem mieć okropne problemy z wzrokiem w tamtych czasach, bo jak tak patrzę na ciebie teraz, to nie jesteś nawet w jednej setnej tak 'piękny' jak ci się wydaje.

Musiałam mocno się postarać, żeby zdusić śmiech. Ciche parsknięcie wymsknęło mi się przez co Chanyeol skrzywił się i zwyczajnie wyszedł, artystycznie trzaskając za sobą ciężkimi drzwiami. W mieszkaniu zapadła głucha cisza, która po chwili została przerwana przez chichot Baeka, który wyraźnie dumny był z siebie i swojego tekstu. Czekał mnie okropnie długi wieczór... Będę musiała wszystko streścić tak, by mój najwspanialszy na świecie przyjaciel, zrozumiał chociaż raz co do niego mówię... Bez słowa weszliśmy do mojego pokoju i zakopując się w stosie koców, zabraliśmy się za rozmowę. Towarzyszyło nam pudełko lodów i laptop pełen dennych komedii romantycznych.

~

(1279 - sorry ze tak późno...)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro