.eighteen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


~

Ostatnia doba sprawiła, że cały mój światopogląd wywrócił się do góry nogami. Nie byłam już niczego pewna. Ulotność chwil dobiła mnie do tego stopnia, że popadłam w dziwną niemoc, która ciągnęła mnie za sobą w dół. Wszystko to, co powiedział mi Jihoon zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Czułam, że wszystko było szczere i jak najbardziej autentyczne. 

Mimo iż przeraziła mnie wizja bycia czyimś narzędziem zbrodni, nie mogłam się powstrzymać i z zaciekawieniem czekałam na kontynuację opowiadanej historii. Siedząc w swoim pokoju, analizowałam każde słowo, które padło wcześniej z ust młodego mężczyzny. Powinnam wystrzegać się go jak ognia, a on sprawił, że po raz kolejny odkryłam w sobie pokłady naiwnie głupiej ciekawości. Patrzyłam teraz w inny sposób zarówno na Choia, jak i na młodego Parka. Można wręcz powiedzieć, że do pewnego stopnia zrozumiałam zachowanie obu. Każdy z nich przeżył więcej niż mogłoby się nam wydawać, a ból towarzyszący im od dziecka wciąż gnębił ich od środka.

Postanowiłam dać Chanyeolowi kolejną szanse. Chciałam, głównie z zaintrygowania ich przeszłością, zobaczyć jak będzie się teraz zachowywał. Prawdopodobnie miał świadomość, że mogłam się czegoś o nim dowiedzieć - Jihoon mógł oczernić go, postawić w niekorzystnym świetle i sprawić, że zrażę się do niego na dobre. Tak się jednak nie stało. Nie odebrałam tego w ten sposób. Brzmiało to bardziej jak żal za stracone lata, w tylko który czasami wkradał się cień nienawiści. 

Powoli szłam przez szkolny korytarz mijając ledwo znanych mi ludzi. Większość śmiała się, spędzała dobrze czas, którego zostało nam tak mało. Po zakończeniu szkoły już nic nie będzie takie samo. Każdy będzie musiał zadecydować, co chce robić, jak żyć. Sielanka zwana życiem licealnym zniknie, a przed nami rozciągnie się świat dorosłych, pełen ciężkiej pracy i prób. 

- Spokojnie Soojin. Znajdziesz go. Powiesz, że chcesz pogadać i może się nie zbłaźnisz. - Znów gadałam sama do siebie. - Zachowuj się naturalnie.

Wzięłam głęboki oddech i pewnym krokiem ruszyłam w kierunku sali biologicznej. Tam odbywały się moje pierwsze tego dnia zajęcia, i byłam niemal pewna, że Chanyeol postanowi dziś darować sobie szkołę. W mojej głowie rodziły się i umierały jeden po drugim, nowe plany rozegrania całej tej historii. Plan A zakładał, że najzwyczajniej w świecie do niego napisze - gdyby nie zjawił się na lekcjach. Plan B natomiast, był nieco gorszy - miałam porozmawiać z nim w cztery oczy i poprosić o spotkanie po zajęciach. Począwszy od A, skończywszy na Z, każdy z planów przerażał mnie tak samo, a próba zachowania zimnej krwi i spokoju była jak oddychanie pod wodą - niemożliwa. 

Młody Park stał pod salą, co lekko wybiło mnie z rytmu. Całym bowiem sercem, liczyłam, że znów wybierze się na wagary. On tym czasem stał nonszalancko oparty o ścianę, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie granatowych spodni. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, poczułam jak krew we mnie wrze, a policzki przybierają kolor dorodnego pomidora. 

Nie był sam. Stał tam też Kai i Sehun. Jak tylko mnie dostrzegli, kiwnęli głowami w stronę Parka i weszli do otwartej już sali. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Przymknęłam oczy i licząc w myślach do dziesięciu, podeszłam bliżej.

- Raz kozie śmierć. - Szepnęłam do siebie będąc na tyle daleko, by Park tego nie słyszał. - Chan możemy pogadać?

- Chcesz ze mną gadać? A gdzie masz Jihoona? - Tego właśnie się spodziewałam.

- Park...

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać Soojin. - Poziom mojego poirytowania powoli zaczynał przekraczać optymalny, w miarę znośny poziom. - Jak chcesz mnie przeprosić i powiedzieć, że jednak miałem racje co do tego gnoja, to możesz sobie darować.

- Wiedziałam, że ta rozmowa będzie tak wyglądać... - Chanyeol prychnął dość głośno po czym odbił się od ściany z zamiarem zostawienia mnie samej na korytarzu. - Chanyeol do cholery! Wysłuchaj mnie chociaż!

- Niby dlaczego? - Jego oczy, którymi teraz tak intensywnie wiercił we mnie dziurę, zdawały się być niemal czarne.

Bałam się. Bałam się, że cokolwiek powiem, może mi tylko zaszkodzić, skreślić wszystko co powoli budowaliśmy. Jednak nie żałowałam swoich ostatnich decyzji - nawet jeśli były podjęte impulsywnie i w złości.

- Bo ci na mnie zależy... - Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak skutecznie mu to uniemożliwiłam. - Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiec jeśli to prawda, porozmawiajmy. Spotkajmy się u mnie o osiemnastej. Jeśli się nie zjawisz, postawisz sprawę jasno, a ja nie będę zawracać ci już głowy...

...

Osiemnasta miała wybić za kwadrans, co tylko powiększyło moje, już i tak nie małe zdenerwowanie. Nie byłam pewna tego, czy 'mój uczeń' zjawi się u mnie domu, czy będzie chciał porozmawiać. Może najzwyczajniej w świecie mnie oleje i postanowi się odciąć. Po nim można spodziewać się wszystkiego.

Chodziłam w kółko po małym salonie. Cały czas sprawdzałam zegarek, a przesuwające się mozolnie wskazówki przyprawiały mnie o mdłości. W głowie pojawiały się coraz to głupsze scenariusze tego, jak przebrnę przez to wszystko. Bałam się zniszczyć to, co Chanyeol powoli przede mną ukazywał. Był jak domek z kart, a ja bałam się przy nim zbyt intensywnie oddychać.

- Dlaczego ja się tak denerwuje...

Usiadłam w fotelu z zamiarem oczyszczenia umysłu z niechcianych myśli i gdy zaczynało mi to wychodzić, dzwonek do drzwi rozbrzmiał głośno, wytrącając mnie z transu. Osiemnasta. Ktoś jest za drzwiami. Przyszedł!

Roztrzęsłam się jak wieloletnie drzewo osiki i z niemałym zdenerwowaniem ruszyłam w stronę korytarza. Droga zdawała się trwać wieczność. Nie byłam pewna czy to przez nerwy, czy może podświadomie przeciągałam ten moment. Gdy znalazłam się już przy drzwiach, w gardle miałam ogromną gule, a serce biło mi jak oszalałe. 

- Weź się w garść Soojin! - Powiedziałam jak zwykle do siebie, po czym pociągnęłam za klamkę.

Stał tam, z dłońmi jak zawsze wetkniętymi w spodnie. Włosy targał mu wieczorny wiatr, a na twarzy zobaczyłam dezorientacje i jakby złość. Mimo wszystko musiałam jednak przyznać, że w podartych spodniach i za dużej bluzie z kapturem w odcieniu ciemnej śliwki, wyglądał bardzo dobrze. Tak dobrze, że na moment zapomniałam o bożym świecie i gapiłam się na niego jak jakaś idiotka. Dopiero jego sugestywne chrząknięcie sprowadziło mnie na ziemie. 

Przeczesałam włosy palcami i otworzyłam drzwi szerzej.

- Wejdź proszę...

Chan niespiesznie przekroczył próg i stanął w przedpokoju. Zaprosiłam go geste do kuchni i ruszyłam do niej szybko, by ukryć to jak bardzo zagubiona w tej sytuacji byłam. Dużo wyższy ode mnie Park kroczył za mną, a z każdy jego krokiem moje serce przyspieszało. Zajął miejsce przy nie dużym stoliku i posłał mi oczekujące spojrzenie. Uśmiechnęłam się nieznacznie, ale zapewne wyglądało to bardziej jak grymas, bo całe moje ciało łącznie z twarzą było okropnie spięte.

Podeszłam do jednej z szafek i zaczęłam wyciągać z niej kubki. Herbata była tylko pretekstem do tego, by zająć czymś drżące wciąż dłonie.

- Na-napijesz się czegoś?

- Przejdźmy do rzeczy Soojin...

Jego głos był tak zimny i pozbawiony uczuć... Biło od niego negatywnymi odczuciami związanymi z tą rozmową, a to tylko spotęgowało moje zdenerwowanie...

- Dobrze. - Postanowiłam zagrać w otwarte karty.

Wzięłam głęboki oddech i usiadłam naprzeciw niego. Przestało i zależeć na tym, by ta rozmowa przebiegła delikatnie, by zdania były wypowiadane ostrożnie. Jeśli trzeba będzie, zaczniemy na siebie krzyczeć, damy upust wszystkiemu co zjada nas od środka od kilku dni. Wyrzucimy z siebie wszystkie żale i obawy. A potem może wszystko się ułoży... Albo nasza relacja przepadnie na zawsze i znów zaczniemy dryfować po dwóch zupełnie innych ścieżkach.

- Od czego powinniśmy zacząć?

~



(1205)

PO 34567 LATACH WRÓCIŁAM!

matury za mną ufff... 

Nie zdziwię się jednak, jeśli większość czytelników dropnie to ff xD Mimo to fajnie było wrócić do pisania z nadzieją, że ktoś czeka na rozdział.

kocham was i przepraszam za przerwe ...

(p.s. nie wiem co ile będą teraz rozdziały, ale planuje mały maratonik x)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro