.nine.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


~

Piątek okazał się być najlepszym dniem mijającego już tygodnia. Po pretekstem ostrych bóli głowy, które kiedyś zdarzały mi się bardzo często, zostałam w domu. Nie zamierzałam z niego wychodzić aż do sobotniego popołudnia, w które wypadała moja zmiana w knajpce Byun'ów. Zakopana pod grubym kocem czytałam książkę. Próbowałam zdusić narastające w podświadomości myśli o ubiegłych zdarzeniach i wychodziło mi to całkiem dobrze.

Niestety. Weekend jak szybko się zaczął tak szybko się też skończył. Każde zajęcie jakiego się podejmowałam w ciągu ostatnich trzech dni, sprawiało, że czas spieszył się okropnie, co tylko przybliżało mnie do porannych, poniedziałkowych zajęć. Tym samym - do konfrontacji z Chanyeolem. Byłam w stu procentach pewna tego, jaką maskę przybierze. Będzie się puszył, wywyższał i poniżał mnie na każdym kroku. Jak zawsze zresztą... Z tym jednak wyjątkiem, że po raz pierwszy będzie miał nade mną przewagę. Dałam się omamić, zmanipulować... Padłam ofiarą jednej z jego bezlitosnych gierek, których od zawsze unikałam jak ognia. Ktoś o zdrowych zmysłach nie dał by się tak łatwo wrobić. Najpierw pocałunek, dezorientacyjna chwila słabości, następnie groźby i wyśmiewanie się prosto w twarz, pokazanie swojej wyższości i pozycji.

Siedziałam w swojej ławce kuląc się lekko nad opasłym podręcznikiem do literatury. Zajęcia jeszcze się nie zaczęły, mimo to już studiowałam temat dzisiejszego wykładu... Próbowałam odciąć się od gwaru panującego w klasie. Wszyscy byli nad wyraz pobudzeni i przekrzykiwali się wzajemnie opowiadając o imprezie, która miała miejsce w nocy z piątku na sobotę. Byli podekscytowani i wymieniali dziwne komentarze, które w mojej głowie brzmiały jak jakiegoś rodzaju szyfr, enigma której nie potrafiłam zrozumieć. I wtedy do klasy wszedł on, w towarzystwie swoich dwóch najlepszych kumpli, towarzyszyły im głębokie westchnięcia dziewczyn i aprobatyczne docinki innych chłopców.

- Chan, dałeś niezły popis w piątek!

- Gratuluję, całkiem ładniutka była! Jak było?

- Zdradzisz jakieś pikantne szczegóły?

Na samą myśl o tym, czego mogła dotyczyć ta wyraźnie jednostronna konwersacja, bo Park nie odpowiadał na żadne z tych pytań, tylko uśmiechał się głupkowato, żołądek wirował w koło przyprawiając mnie o nagłe mdłości. Gdybym tylko zjadła cokolwiek na śniadanie, prawdopodobnie zwróciłabym to już dawno. Obróciłam lekko głowę, zaciekawiło mnie jak odniesie się do tego wszystkiego młody Park. Siedział w swojej ławce z niewzruszoną miną, nie raczył nawet przytaknąć komukolwiek z otaczającego go wianuszka nastolatków, którzy wciąż tylko przekrzykiwali się jeden przez drugiego, rzucając okropnymi komentarzami.

- Ah... Jak ja zazdroszczę tej dziewczynie.

- Racja! Wiadomo, że Chanyeol dużo potrafi.

Salę wypełniły śmiechy i odgłosy aprobaty, wszyscy jak jeden mąż zgadzali się z tymi paskudnymi, dwuznacznymi opiniami. I wtedy nasze oczy się spotkały, Park patrzył na mnie nad wyraz przenikliwie, jakby czekał na moją reakcję, na jakikolwiek ruch. Ja tylko posłałam mu zniesmaczone spojrzenie i czym prędzej wróciłam do czytania tekstu podręcznika. 

Nie mogłam dać po sobie poznać, że cała ta sytuacja jest mi wyjątkowo nie na rękę. Od środka zżerało mnie dziwne uczucie, które nie pasowało do żadnego ze znanych mi wcześniej. Obecność Chanyeola wzbudzała ich we mnie steki. Ciężko było nadążyć za jego osobowością lub humorkami, dlatego też od 'zaskoczenia' przez 'zniesmaczenie', potrafiłam czuć niemal wszystko... Kończąc na tym, co teraz działo się w mojej głowie... Szkoda tylko, że sama nie potrafiłam ubrać tego w słowa i choćby opisać w najmniejszym stopniu.

...

~ Chanyeol point of view ~

Powietrze w klasie wydawało się cholernie gęste. Wokół mnie stało kilkanaście osób, których twarzy były dla mnie niemal obce. Zaciekle chcieli bym zauważył jeden z ich komentarzy, wszyscy mówili tylko i wyłącznie o piątkowej imprezie i o tym co się na niej stało. A tak właściwie co się stało? Nic. Kompletnie nic się nie wydarzyło, a już na pewno nie to, co w mniemaniu wszystkich jednak miało miejsce. Każdy w tej ciasnej sali był przekonany, że tak zwyczajnie zaliczyłem jakąś laskę. Gdyby to wszystko miało miejsce dwa miesiące temu, prawdopodobnie bym nie zaprzeczył. Ale teraz. Sam nie wiem. Może i byłem po kilku mocniejszych drinkach, może i powoli zaczynałem tracić zdrowy rozsądek... Jednak na ziemie przywołał mnie ten uciążliwy głosik w mojej głowie, powtarzał w koło 'Mam serdecznie dość twojej osoby, twojego zachowania...'. Odbijał się echem w mojej czaszce, łamiąc we mnie wszelkie przyzwyczajenia i przekonania. Nie byłem sobą.

A właścicielka, tego jakże delikatnego głosu, siedziała kilka ławek przede mną i z zacięciem wlepiała we mnie swoje duże, brązowe oczy. Dusiła mnie spojrzeniem, które w tamtej chwili było zimne, pozbawione tego normalnego ciepła, bijącego od niej na kilometr. Teraz Soojin wyglądała na zniesmaczoną i... smutną?

... 

Biblioteka okazała się być idealnym miejscem, by odciąć się od tego chaosu na zewnątrz, zwłaszcza, że o tej porze dnia nie było tu nikogo. Nawet podstarzała bibliotekarka wolała siedzieć w swojej małej kanciapie, niż za drewnianym biurkiem tuż obok wejścia. Zapach starych podniszczonych książek działał na mnie kojąco.

Szybko zaszyłam się w kącie między ostatnimi regałami. Zawsze tam siedziałam. Małe okienko dawało wystarczająco światła, a promienie popołudniowego słońca padające na okładki książek, tworzyło niesamowity klimat. Na ostatniej półce leżała książka, którą uwielbiałam czytać w przerwie między zajęciami. Znałam ją na pamięć, na niemal każdej stronie zaznaczone miałam ukochane cytaty i drobnym druczkiem rozpisane przemyślenia, które z nimi wiązałam. Próbowałam jej dosięgnąć, gdy tuż za plecami usłyszałam czyjś stłumiony śmiech. Powoli obróciłam się, a osoba stojąca przede mną to ostatnia, której mogłam się po tym wszystkim spodziewać. 

- Z czego się śmiejesz Park?

- Ja? Z ciebie oczywiście. - Próbowałam zgromić go spojrzeniem, co wywołało u niego kolejny napad śmiechu. - Po prostu uważam, że wyglądasz komicznie. Nie możesz nawet dostać tej książki.

- Wiesz... Podobno poziom inteligencji ma się odwrotnie co do wzrostu. To tłumaczy czemu jesteś taki wysoki.

- Bardzo śmieszne... Przesuń się.

Chan położył dłoń na moim ramieniu i odsunął mnie nieznacznie, po czym z łatwością zdjął z półki dość zniszczony już tom o niebieskiej okładce. Chciałam wyrwać mu ją z rąk, lecz nie było to takie proste. Szybko obrócił się tyłem i unosząc książkę wyżej zaczął się jej przyglądać.

- 'Zabić drozda'? Nie masz nic lepszego do czytania?

- Nie powinno cię interesować co lubię czytać, a teraz oddaj. Ale jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć, to uwielbiam tą książkę.

Park już miał coś powiedzieć, jednak nie było mu to dane. W tej też chwili pojawiła się obok nas bibliotekarka. Upomniała nas za zbyt głośne rozmowy, w końcu biblioteka to miejsce, w którym ma panować niemal idealna cisza. Tykanie zegara mogą zagłuszać tylko szeleszczące strony rozmaitych podręczników i książek. Patrzyła na nas spokojnie.Spod jej dużych okularów widać było zmęczenie, które wynikało najprawdopodobniej z wieloletniej pracy w tej placówce. Poprawiła znoszony kardigan i już miała wracać za swoje biurko, gdy Chanyeol postanowił się odezwać.

- Chciałbym pożyczyć tę książkę. - I tak po prostu ruszył za panią Choi. - Do zobaczenia Soojin.

~

(1093 - after 45678 years! sorry!~)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro