.nineteen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Od czego powinniśmy zacząć?

~

Powietrze w całym mieszkaniu zrobiło się gęste i nieprzyjemne dla płuc. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ani tym bardziej jak rozegrać czekającą mnie rozmowę z Chanyeolem. Głowę rozsadzały mi przeróżne scenariusze, a ja nie byłam przekonana co do żadnego z nich. Biłam się z głosem swojego serca, który zaś walczył ze zdrowym rozsądkiem. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa sprawa.

- Może zacznijmy od tego, czemu do cholery wsiadłaś do tego pieprzonego samochodu?! - Park już na wstępie uniósł głos, a po moim ciele przebiegły dreszcze. - Po co ostrzegałem cię przed Jihoonem, skoro i tak mnie nie posłuchałaś!

- Byłam zła! Byłam na ciebie tak wściekła, że przestałam racjonalnie myśleć... Chciałam znaleźć się jak najdalej od ciebie i tego twojego wzroku przepełnionego nienawiścią, którym wtedy na mnie patrzyłeś. Myślisz, że chciałam żeby to się tak skończyło?

Stałam po przeciwnej stronie pomieszczenia. Chan siedział zgarbiony na jednym z ciemnych drewnianych krzeseł i zaciskał dłonie w pięści. Nie wiedziałam o czym myśli. Czy w jego umyśle też panowała burza? Czy też zastanawiał się co powiedzieć?

- To czego chciałaś? Chciałaś przeprosin? Tak się składa, że nie dałaś mi nawet szansy na wypowiedzenie ich! 

- Dziwisz mi się? - Teraz to ja podniosłam głos. Byłam poirytowana jego zachowaniem. - Przyszedłeś do mnie w moje urodziny, sprawiłeś, że poczułam się cudownie, pomogłeś mi stworzyć niesamowite wspomnienia, a potem tak zwykle odciąłeś się grubym murem... Po raz kolejny udowodniłeś mi jak zimny jesteś! Naprawdę zaskoczyła cię moja reakcja?

- Ja...

- Nie przerywaj mi! - Musiałam jasno postawić sprawę. - Teraz naprawdę cię zaskoczę. W przeciwieństwie do ciebie mam uczucia! Czuje to, o czym ty możesz tylko snuć wyobrażenia. Jestem człowiekiem i można mnie złamać... Można sprawić, że sięgnę dna. Jednak z tobą jest inaczej. Na przemian wznosisz mnie do nieba i strącasz w przepaść. A ja mam tego zwyczajnie dość. Nie jestem twoją zabawką do cholery...

Głos łamał mi się niemiłosiernie, a oczy zaszły łzami, które za wszelką cenę chciałam ukryć. Powstrzymać moją kruchą stronę przed wyjściem na zewnątrz. Podczas gdy ja zmagałam się sama ze sobą, Park siedział wciąż wgapiając się we własne dłonie. Z jego twarzy nie mogłam wyczytać zupełnie nic. Był niewzruszony...

Cisza wypełniła całą otaczającą nas przestrzeń, a czas zwolnił. Wskazówki ze ślimaczym tempem odmierzały sekundy, które siały w mojej głowie jeszcze większy mętlik. 

- Powiedz coś...

- Soojin, ja... Ja chciałbym wiedzieć na czym stoimy... Chce wiedzieć, co mam zrobić, byś przestała się narażać i nie zadawała się już z Jihoonem... Chce wiedzieć wszystko. Powiedz mi o wszystkim o czym do tej pory mi nie mówiłaś. 

- Dobrze. Na czym stoimy? Też chciałabym to wiedzieć. - Zrobiłam pauzę na głęboki oddech i usiadłam na kuchennym blacie. - Na początku widziałam w tobie tylko zadufanego w sobie dupka, który zrobi wszystko, by zachować swój status. Byłeś niczym góra lodowa... Można nawet stwierdzić, że gdzieś w głębi odczuwałam lęk... Bałam się ciebie. Jesteś nieprzewidywalny, tak cholernie łatwo potrafisz zmienić swoje zachowanie, a ja nie potrafię odczytać twoich zamiarów. Jednak z czasem to się zmieniło. Wciąż nie wiem jak się przy tobie zachować, jednak mam wrażenie, że zacząłeś się przede mną otwierać. Powoli wpuszczałeś mnie do swojego zamkniętego świata. A ja tak polubiłam to uczucie, że zaczęłam się go chwytać zapominając o tym, jaki naprawdę jesteś... Pogubiłam się w twoim rozchwianym charakterze, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, nie wiedziałam jak będziesz zachowywał się za pięć minut. A mimo to chciałam więcej...

Patrzył na mnie tymi swoimi oczami, w których zdawał się panować sztorm, który obijał jego uczucia niczym fale, o brzeg, którym byłam. Zachłysnęłam się powietrzem, przełykając łzy, które z jakiegoś powodu znowu cisnęły mi się pod powieki. Nie mogłam się popłakać. Nie chciałam by zdarł ze mnie ochronną warstwę, którą budowałam. Moje uczucia nie mogły ujrzeć światła dziennego. Musiałam zachować spokój, co nie było łatwe. Jedno bowiem spojrzenie na wysokiego chłopaka z burzą włosów na głowie, przyprawiało mnie o palpitacje serca. 

- Mam cię serdecznie dość Chanyeol...

Oparłam łokcie na kolanach, a twarz schowałam w dłoniach. Liczyłam w myślach do dziesięciu mając nadzieje, że to pomoże zebrać mi się do kupy. W tym czasie Park podniósł się powoli. Słyszałam jak się zbliża. Położył swoje ręce na blacie, zamykając mnie w klatce zbudowanej z jego silnych ramion. Dotknął swoim czołem mojego. Biło od niego ciepło, emanował dziwnym spokojem, który był do niego tak bardzo niepodobny. Nie pasował do obrazka zbuntowanego nastolatka, którym był. Podniosłam głowę patrząc na jego twarz. Oczy miał zamknięte, a usta lekko rozchylone. Słyszałam jak głęboko oddycha. Z każdym zaczerpnięciem powierza coś we mnie pękało.

- Przepraszam cię Soojin...

- Za co? - Wyrwało mi się, a własny głos zdawał mi się obcy i okropnie zimny. - Za co przepraszasz?

- Za wszystko...

- Za wszystko? Czyli dokładniej za co? - Odepchnęłam go od siebie i zeskoczyłam z blatu. Zadarłam głowę do góry by móc patrzeć mu prosto w oczy. - Może sprecyzujesz? Myślisz ze 'przepraszam za wszystko' załatwi sprawę?

- Naprawdę przepraszam. - Wyciągnął dłoń w stronę mojego policzka, a po jego twarzy przebiegł cień, gdy się odsunęłam.

- Park... Jedno przepraszam nie załatwi sprawy. Nie zmienisz nim przeszłości. Nie wymażesz całego bólu jaki mi zadałeś. Mówisz, że przepraszasz za wszystko, a wyglądasz, jakbyś sam nie wiedział za co dokładnie.

- Do cholery Soojin... Czego ty ode mnie oczekujesz? Ze wymienię teraz wszystkie chwile, w których sprawiłem, że było ci przykro, że się mnie bałaś? Chcesz tego? Chcesz po raz kolejny odtwarzać w głowie momenty, w których wykazałem się ogromną głupotą i krzywdziłem jedyną osobę, na której mi zależy? Chcesz...

- Zależy ci na mnie?

Musiałam mu przerwać, choć w głowie aż piszczał mi głosik, który mówił, że nie powinnam tego robić, że powinnam zaczekać. Dać mu dokończyć. Ale to jedno zdanie roztopiło lód otaczający moje serce i zatrzymało powietrze w płucach. Po raz kolejny pozwalałam się omamić jego czułymi słówkami, a w głębi duszy modliłam się, by tym razem niczego nie spieprzył. Tak bardzo chciałam by mnie przytulił, by był dla mnie podporą i powoli pozwolił zasiać mi szczęście w jego mrocznej duszy. By pozwolił mi odciąć go od starego stylu bycia choć w małym stopni. Chciałam pokazać mu, że życie, nawet to popierdzielone i pełne smutku, ma też kolory i wystarczy po nie sięgnąć...

- Nawet nie wiesz jak bardzo... Tak bardzo, że to boli. Tak bardzo, że myślę o tobie, gdy nie jesteś obok, że wyobrażam sobie twój uśmiech gdy jestem sam i zastanawiam się co ty byś zrobiła na moim miejscu, gdy stoję pod murem i bije się z własnym rozsądkiem. Tak cholernie, kurewsko mi na tobie zależy...

- Chan...

Młody Park mówił i mówił, a każde wypowiedziane przez niego słowo wnosiło małe światełko nadziei do mojego życia. Byłam dla niego ważna. Ba! Byłam na tyle ważna, że myślał o mnie w trudnych chwilach, zastanawiał się, czy jestem wyspana i czy jadłam dobre śniadanie. Główkował nad moimi ulubionymi kwiatami i szukał restauracji, w której moglibyśmy posiedzieć rozkoszując się smakiem domowego ciasta. Szukał sposobu by mnie rozśmieszyć, mentalnie dzielił się po twarzy gdy tylko powiedział coś nie tak. 

- Wiem, że jestem dupkiem, który nie panuje nad swoim dziecinnym zachowanie, który w głowie ma siano i tysiące debilnych pomysłów. Rozumiem, że masz mnie dość i dobija cie to, że ranie cię na każdym kroku. Jestem chamski, rozpieszczony i nie taktowny. Nie potrafię panować nad sobą, muszę zawsze być górą, nienawidzę czuć się gorszy. Ale to wszystko się zmienia Soojin... - Złapał mnie za dłoń, a jedyne co mogłam w tamtej chwili zrobić, to spleść z nim palce i wzrokiem zagubionej dziewczynki badać jego twarz, która ukazywała teraz wszystko to, co od dawna chował w sobie. - Ja się zmieniam. Chce stać się lepszy, ale boje się, że to nie będzie łatwe i będziesz przeze mnie cierpieć jeszcze bardziej. Ale jednocześnie nie potrafię się od ciebie odciąć, zbudować między nami muru, bo czuje, że waliłbym w niego pięściami tak długo, aż mógłbym znów na ciebie spojrzeć. To jest nawet bardziej popieprzone niż ja.

- Myślałam, że bardziej się nie da. - Posłałam mu delikatny uśmiech, a on odpowiedział mi tym samym. 

W moim brzuchu rozlała się fala ciepła, a ja nawet zapomniałam czemu się pokłóciliśmy, o co toczyliśmy ten bój, skoro patrząc na siebie, zaglądaliśmy sobie do wnętrza duszy, a samym dotykiem koiliśmy rany.

- Ja też przepraszam Chan. Przepraszam, za to jak bezmyślnie się zachowałam ignorując twoje ostrzeżenia. Że pognałam jak głupia podlotka do tego samochodu, zaślepiona własnym gniewem.

- Najważniejsze, że ten kutas nic ci nie robił i jesteś na tyle w formie, by na mnie krzyczeć.

Oboje roześmialiśmy się, zakłócając spokojny wieczór, który opatulił całą okolice niczym ciepły, wełniany szalik. Teraz wszystko miało być dobrze. Może nie łatwo, ale dobrze. W mojej głowie wciąż tliła się jedna myśl, która powinna już dawno wyjść przez moje usta, ale unikałam jej jak tylko potrafiłam najlepiej, nie chcąc zmącić chwilowego spokoju. Wolałam rozkoszować się bliskością młodego Parka, który delikatnie założył mi zbłąkany kosmyk włosów za ucho i czule pocałował w czoło. A ja mogłam przysiąc, że roztapiałam się niczym pianka nad ogniskiem, a w głowie huczało mi przez jego osobę.

- Zgoda? - Wyszeptał ostrożnie gdzieś ponad mnie, bo brodę opartą miał na czubku mojej głowy. - Nowy początek?

- Tak. - Mruknęłam w materiał jego bluzy. - Zgoda.

~


(1533) nie sprawdzane w 100%

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro