.one.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~

Ostatnie dni wakacji spędziłam w domu. W przeciwieństwie do rówieśników nie miałam żadnych planów na spędzenie zakończenia lata, więc gdy inni bawili się w najlepsze na imprezach, ja czytałam książki i oglądałam filmy. I nie zamierzam zaprzeczać - moje życie zawsze tak wyglądało. Nie byłam towarzyska.

Z nadejściem września pogoda zmieniła się diametralnie - zamiast ciepłych promieni słońca, na niebie pojawiły się ciemne chmury. Zapowiadało się na deszcz. Rozpoczęcie roku szkolnego, jak zwykle miało odbyć się na dużej sali gimnastycznej. Stojąc przed budynkiem szkoły, zaczęłam wyobrażać sobie jak okropny będzie ten rok. Gorzej niż w ubiegłych semestrach już chyba nie mogło być. Ostatnia klasa była niesamowicie ciężka prze końcowe egzaminy, ale nie to najbardziej mnie martwiło. Niepewnym krokiem weszłam przez drzwi frontowe i udałam się do wschodniego skrzydła, gdzie była już większość uczniów. Przewodniczący klas wygłosili krótkie przemówienia, a po oficjalnej pogadance dyrekcji mogliśmy rozejść się do swoich sal. Zajęłam swoje stałe miejsce w środkowym rzędzie i dla zabicia czasu zaczęłam bawić się palcami. Panujący na około gwar ucichł w momencie pojawienia się wychowawcy. Nauczyciel literatury stanął za biurkiem i posłał nam ciekawe spojrzenie. Gdy wszyscy siedzieli już przy swoich stolikach, starszy mężczyzna odchrząknął, a w klasie dało się już tylko słyszeć delikatne przesuwanie krzeseł.

- Witam wszystkich w nowym roku szkolny. Jak doskonale wiecie, czekają was egzaminy, które...

Jakże poruszające przemówienie przerwał dźwięk odsuwanych drzwi, przez które po chwili weszła trójka wysokich chłopaków. Atmosfera wydała się dziwnie oziębić, a oczy wszystkich momentalnie obróciły się w kierunku spóźnionych uczniów.

- Park Chanyeol i koledzy... Dlaczego dopiero teraz się pojawiacie? - Profesor Kim oparł się dłońmi o blat.

Najwyższy z nich, czyli sławny Park, uniósł znacząco brwi i prychnął pod nosem. Przeszedł przez klasę i kopiąc w swoje krzesło, które odsunęło się gwałtownie, włożył ręce do kieszeni spodni i usiadł. W ślad za nim poszli jego przyjaciele - Oh Sehun i Kim Jongin - zajęli swoje miejsca w rzędzie pod oknem. Ostatni z nich tylko posłał coś na rodzaj przepraszającego spojrzenia profesorowi. Obróciłam się powoli i utkwiłam wzrok z Chanyeolu. Wysoki, przystojny i niezwykle okropny nastolatek. Pieniądze uderzyły mu do głowy, przez co miał się za nie wiadomo kogo. Takie miałam o nim zdanie. Siedział teraz oparty swobodnie o parapet i spoglądał przez okno. Słońce któremu udało się przebić przez szare, zachmurzone niebo, odbijało się delikatnie na jego twarzy. Przyznaje, zapatrzyłam się na niego, sama nie wiem do końca czemu... Z letargu wyrwał mnie profesor, który wychodząc wspomniał coś o jutrzejszych zajęciach z literatury.

Chciałam jak najszybciej opuścić klasę więc wstałam szybko i ruszyłam w kierunku drzwi. Niestety... Nie tylko mi się spieszyło. Sięgając do klamki, zetknęłam się ramieniem z nikim innym, jak z samym Chanyeolem. Zadarłam wysoko głowę chcąc spojrzeć na jego twarz, która jak się okazało, wyrażała niewiele. Puste, ciemne tęczówki przyglądały mi się obojętnie. Stałam jak sparaliżowana.

- Przesuń się... - Niski głos odbił się echem w mojej głowie, mięśnie spięły się mimowolnie, a ja odzyskałam zdrowy rozsądek. Pospiesznie cofnęłam dłoń i zrobiłam krok w tył.

Długo stałam osłupiała. Nie wiedziałam dlaczego tak reaguje. Niemal wszyscy zdążyli już wyjść z sali, a ja nadal gapiłam się jak idiotka w drzwi, w których przed chwilą stał Park. Nabrałam powietrza w płuca i ruszyłam w kierunku wyjścia. W mojej głowie pojawiła się masa pytań. Przez dwa lata ten zadufany w sobie dupek nie robił na mnie większego wrażenia, więc dlaczego nie mogłam nawet odpowiedzieć na jego chamską odzywkę? Dlaczego zabrakło mi odwagi, żeby posłać mu chociaż obojętne spojrzenie?

Gdy znalazłam się na zewnątrz, przyjemny wiatr musnął moją twarz. Pogoda zdawała się poprawić. Szłam chodnikiem, a mój telefon zaczął natrętnie wibrować. Wyciągnęłam go pospiesznie z kieszeni mundurka, a na twarzy w sekundzie pojawił się uśmiech gdy zobaczyłam kto dzwoni.

- Cześć Baek! - Mój najlepszy przyjaciel zawsze wiedział kiedy powinien się odezwać. - Jak tam rozpoczęcie?

- Hejka Soojin! Tak jak zawsze. Przynudzali strasznie... A u ciebie jak?

- Dziwnie. Bo wiesz... - Szybko streściłam mu całą sytuację z Chanyeolem. Nie ominęłam żadnego szczegółu.

- Łoooo, aż mam ciarki! Chan już za czasów gimnazjum taki był! Budzący grozę. - Zaśmiałam się, a Baekhyun zawtórował mi. - I co najgorsze! To strasznie pociągające...

Rozmowa pochłonęła mnie do tego stopnia, że nawet nie zauważyłam kiedy skręciłam w ulicę na której mieściła się nasza kamienica. Rodzice chyba byli w domu, dlatego jeszcze przed przekroczeniem furtki pożegnałam się z przyjacielem i rozłączyłam. Szybko weszłam na drugie piętro i nacisnęłam na klamkę. Zdjęłam buty i udałam się do kuchni w której siedziała mama - piła kawę i przeglądała gazetę.

- Wróciłam.

- Jak było w szkole? Dużo masz jutro zajęć? - Na jej twarzy gościł radosny uśmiech, którym próbowała ukryć zmęczenie po długiej nocy w pracy. - Zjesz coś?

- Nie było źle... - Powiesiłam sweter na oparciu krzesła i zaczęłam kierować się do swojego pokoju. - Później, teraz nie jestem głodna.

Gdy tylko znalazłam się za drzwiami mojej sypialni, rzuciłam się na materac. Westchnęłam głęboko i spojrzałam w stronę okna. Było może południe, a jedyne o czym teraz marzyłam to sen. Tymczasem nie bardzo mogłam sobie na to pozwolić... Niby rok szkolny dopiero się zaczął, ale ja już miałam masę roboty. Nie bardzo jednak miałam do tego jakiekolwiek chęci, a koniec końców - wygrało moje lenistwo. Przebrałam się w dresy, po czym zakopałam pod miękkim kocem i uprzednio przynosząc z kuchni kakao, zabrałam się za kolejną książkę. Miałam w planie tak spędzić resztę dnia. Dodatkowa praca z literatury, niestety zadana na wakacje, była już niemal gotowa, więc czemu nie odpocząć chociaż w ten jeden dzień?

Punkt ósma stałam przed klasą czekając na zajęcia. Szkoła wydawała się zaspana i niezwykle spokojna. Wszyscy wciąż żyli wakacjami, w które wstawanie przed dziesiątą było zabronione. Dla mnie jednak zwleczenie się z łóżka za kwadrans szósta nie sprawiało problemu. Całe lato dorabiałam w knajpce rodziców Beakhyuna. Wraz z przyjściem profesora, każdy zdawał wreszcie uświadomić sobie, że rok szkolny jednak już się zaczął i większość swojego czasu będą musieli poświęcić nauce. Usiadłam na swoim miejscu i wyjęłam podręcznik. Nie rozglądałam się po sali, siedziałam prosto ze wzrokiem wlepionym w tablicę. Jednak po tym, jak nauczyciel sprawdził obecność, mimowolnie zerknęłam przez lewe ramie. Nie było go. Wielki Park Chanyeol nie raczył pokazać się już pierwszego dnia. Świetny początek. Nie rozumiałam jego podejścia - olewał wszelkie zajęcia, na testach z góry na dół zaznaczał te same odpowiedzi. To, że urodził się ze srebrną łyżką w ustach, nie oznacza, że ma do wszystkiego się tak odnosić. Chociaż, czemu ja się tym przejmuję? Zawsze martwiłam się o innych, co w mojej sytuacji można uznać za wadę. W tym jednak wypadku naprawdę powinnam mieć gdzieś tego zadufanego dupka...

Nawet nie zauważyłam kiedy lekcja dobiegła końca. Profesor Kim przywołał mnie do siebie gestem ręki, więc lekko zdziwiona podeszłam do biurka, przy którym stał.

- Kim Soojin. Staw się w pokoju nauczycielskim po zajęciach dobrze?

- Oczywiście.

Przez kolejne godziny spędzone w szkole zastanawiałam się o co może chodzić... Niemal całą biologię przesiedziałam zamyślona. Gdy w połowie zajęć z angielskiego, do klasy wszedł Chanyeol, całą moją uwagę skupiłam na jego rozciętej brwi i śladach krwi na mundurku. Znowu się bił. Jego przyjaciele, którzy o dziwo byli dziś w szkole od samego rana, spojrzeli na niego zdziwieni. Sehun już miał coś powiedzieć, widziałam jak otwiera usta, ale Park uciszył go gestem dłoni i wskazał skinieniem głowy na tablicę. Oh obrócił się wyraźnie niezadowolony. I w tym momencie, spojrzenie moje i Chanyeola skrzyżowały się. Po plecach przeszedł mi dziwny dreszcz, więc szybko odwróciłam się do niego tyłem. Dlaczego zawsze sama szukam sobie kłopotów.... Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym już głowy i wreszcie skupiłam się na materiale, który przybliżała nam profesorka.

Po zakończonych zajęciach, zapukałam delikatnie w drzwi pokoju nauczycielskiego. Otworzyła mi podstarzała nauczycielka matematyki, która na szczęście mnie nie uczyła. Ukłoniłam się jej dość nisko i już miałam powiedzieć, że wzywał mnie profesor Kim, gdy właśnie on pojawił się za nią. Uśmiechnięty wyglądał przez szerokie ramie koleżanki z pracy. Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Po raz kolejny kłoniłam się i stanęłam na wprost jego biurka. Zawalone było przeróżnymi książkami i notatkami.

- Pewnie nurtuje cię, dlaczego zostałaś wezwana. - Pokiwałam lekko głową i założyłam dłonie za plecy. - Wszystko przez twoje egzaminy końcowe w drugiej klasie.

- Przepraszam, ale nie rozumiem. Przecież poszły mi dobrze.

- Już wszystko tłumaczę. - Profesor uśmiechnął się do mnie widząc jak zakłopotana jestem. - Chciałbym, żebyś zaczęła udzielać korepetycji... Jednemu z naszych uczniów. A z twoim poziomem wiedzy, nie powinno być to trudne. Oczywiście jego rodzice zaoferowali dość dobrą płacę za twoją pomoc.

- Panie profesorze, ale czy ja się do tego nadaję? Zresztą egzaminy coraz bliżej... - Za wszelką cenę starałam się wycofać i zniechęcić samą siebie. Dodatkowa gotówka była mi teraz bardzo potrzebna, jednak nie marzyło mi się zostawanie po lekcjach, żeby tłumaczyć komuś to, co mógł wynieść z zajęć.

- Wiem, że poradzisz sobie z nimi doskonale, a korepetycje możesz potraktować jako formę nauki.

Profesor przedstawił mi dokładniej propozycję, a gdy usłyszałam kwotę, jaką otrzymam za spędzanie z tym kimś 5 godzin tygodniowo, w głowie mi zaszumiało. Nie zastanawiałam się dłużej. Zgodziłam się. Może zbyt pochopnie. Ale raz kozie śmierć. Zresztą miały to być tylko korepetycje z literatury i angielskiego.

- A kogo miałabym uczyć panie profesorze?

- Chanyeola. Park Chanyeola.

~

(1537)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro