.seven.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~

~ Chanyeols point of view ~

Soojin wciąż nachylała się na stolikiem. Przedramiona opierała płasko na blacie, a dłonie trzymała na poniszczonych stronach książki, którą właśnie usiłowałem przeczytać. Patrzyła na mnie zagadkowym wzrokiem, niemal wiercącym mi dziurę w głowie. Moje słowa chyba ją zaszokowały... Mnie swoją drogą też. Nie wiem czemu to powiedziałem, wiem tylko, że była to szczera prawda. W głowie mi zahuczało gdy spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie panowałem nad sobą. Każdy z moich kolejnych ruchów nie był kierowany przez umysł. To co ta dziewczyna ze mną robiła zaczynało mnie coraz bardziej zaskakiwać. Nie wiem skąd zrodziła się we mnie nagła chęć pocałowania jej, ale postanowiłem nie igrać z pragnieniami. Położyłem dłoń na jej ciepłym, wyraźnie zaróżowionym policzku i bez zbędnych ceregieli, złączyłem nasze usta. Opierała się przez kilka sekund, wiem że oczy miała otwarte i zapewne wielkie jak wtedy, gdy zobaczyła mnie ostatnio w parku. Po chwili jednak zdała się mi ulec, ba! Oddała pocałunek. Była taka delikatna, bezbronna, biło od niej przyjemne ciepło, które z każdą sekundą przyciągało mnie do niej jeszcze bardziej. Pociągała mnie nie tylko jej fizyczna strona, chociaż przyznaje, to odegrało dużą rolę w moim nagłym zainteresowaniu się nią. Jednak była w tym wszystkim tak odmienna, tak inna. Różniła się od każdej dziewczyny, która w jakimkolwiek stopniu zajęła chociaż chwilę mojego życia. Nie patrzyła na mnie jak na ósmy cud świata - nie wiem, czy to z nienawiści czy ze strachu, w końcu w obu aspektach nie byłem świętoszkiem. Mimo wszystko widziałem w jej oczach tą iskrę buntu, stawiała mi się, walczyła nawet jeśli wiedziała, że nie jestem łatwym przeciwnikiem. 

Dlatego też w żadnym wypadku nie zdziwiłem się, gdy pogłębiła pocałunek, przyciągając mnie bliżej siebie. Dłoń zaciskała na materiale mojej koszuli. Westchnęła przeciągle gdy przygryzłem jej dolną wargę.

Nie zaskoczyło mnie też to, że już sekundę później stała wyprostowana, wyraźnie spięta i oddychając ciężko patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem. Już miałem coś powiedzieć, gdy Soojin szybko zgarnęła swoje rzeczy ze stolika i nie zwracając nawet uwagi na pojedyncze kartki wypadające jej z teczki, wybiegła z sali. Huk jaki spowodowało trzaśnięcie drzwiami, rozniósł się echem po wnęce sceny za moimi plecami. A ja wciąż siedziałem, z ręką wyciągniętą przed siebie, nadal czując na palcach delikatną strukturę policzka dziewczyny. W powietrzu jeszcze przez długi czas dało się wyczuć truskawkowy aromat jej skóry. Powoli podniosłem się z krzesełka i wkładając dłonie do kieszeni spodni, ruszyłem w stronę drzwi. Przez całą drogę do samochodu, w którym czekał już mój szofer, dziwny uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.

To definitywnie nie mogło być moje ostatnie dzisiejsze spotkanie z Kim Soojin. Musiałem się z nią zobaczyć.

...

Wybiegłam ze szkoły jak poparzona. W drodze do domu potykałam się o własne nogi, a każda mijana mnie osoba patrzyła na mnie dziwnie, bo nieustannie mamrotałam pod nosem. Czułam łzy na policzkach. Co ja najlepszego zrobiłam? Jak mogłam się tak zachować? Dlaczego oddałam ten pieprzony pocałunek?! Właściwie, pierwszym pytaniem jakie powinnam sobie zadać, było 'dlaczego Park Chanyeol, mój wróg numer jeden, pocałował mnie'. Zapewne zrobił to żeby mnie zdenerwować, wytrącić z równowagi i po raz kolejny pokazać, że może robić ze mną co chce. Znowu okazałam się słaba, uległam mu, a tym razem nie mogłam tak po prostu postanowić znów się z nim skonfrontować. Nie po czymś takim.

Wparowałam do pierwszego lepszego sklepu spożywczego. Miałam już obmyślony plan na dzisiejszy wieczór. Szybko podążyłam do działu ze słodyczami i nie myśląc zbyt długo, zabrałam z półki to co lubiłam najbardziej. Obładowana żelkami i innymi słodkościami ruszyłam do działu z lodówkami pełnymi mrożonych, wielosmakowych pyszności. Szurałam butami po szarej posadzce i z naciągniętym na głowę kapturem, patrzyłam w ziemię. Wciąż szepcząc pod nosem liczne przekleństwa skierowane, na zmianę do Chanyeola i do mnie samej, miałam kolejną już alejkę sklepowa, gdy moje czoło napotkało coś twardego. Zderzenie nie było mocne, jednak trzymane w ramionach przekąski rozsypał się po podłodze. Westchnęłam i kucając zaczęłam wszystko zbierać.

- Najmocniej przepraszam... - Nad głową usłyszałam niski, męski głos, a chwilę później jego właściciel pomagał mi podnosić zakupy. - Miałem słuchawki w uszach i nie zwracałem na nic uwagi.

- N-nic się nie stało. - Siliłam się na uprzejmy ton, choć w tej chwili nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. - Naprawdę... Nic się nie stało.

Chłopak patrzył na mnie przenikliwie. Był wysoki, umięśniony. Na jego twarzy widniało kilka, najwyraźniej świeżych ran, które zdawały się dopiero co zacząć goić. Począwszy od rozcięcia na lewym łuku brwiowym, przez siną szramę pod okiem, kończąc na spuchniętych ustach. Definitywnie był to typ spod ciemnej gwiazdy. Chociaż równie dobrze mógł paść ofiarą jakiegoś wandala - nie mi oceniać.

- Czyżby babski wieczór? - Nieznajomy spojrzał po trzymanych przeze mnie produktach i uśmiechnął się dziwnie.

- Coś w tym stylu. A teraz przepraszam... Powinnam już iść.

- Ah tak. W takim razie, miłego wieczoru i do zobaczenia...

Mogłam przysiądź, ze po wyminięciu bruneta, usłyszałam coś w rodzaju 'już niedługo złotko'. Po plecach przeszedł mi dziwny dreszcz, dlatego przyspieszyłam kroku. Oddaliłam się do kasy, chciałam jak najszybciej znaleźć się już w domu, zakopana pod wszystkimi kocami, jakie znajdę u siebie. 

Gdy wreszcie przekroczyłam próg mojego mieszkania, szybko zdjęłam buty i niemal biegiem udałam się do siebie. Zamknęłam drzwi na klucz, sama nie wiem czemu - w końcu rodziców nie było w domu. Kolejny wyjazd służbowy, który jakoś miał poprawić sytuację finansową chociaż na chwilę. Wyjęłam z szafy, dwa duże koce i kilka dodatkowych poduszek. Wszystko ułożyłam w ogromną bazę, pod którą się zakopałam. Położyłam laptopa na brzegu materaca i otwierając pierwszą paczkę żelków, zaczęłam przeglądać filmy dostępne w internecie. W głowie wciąż mi huczało od nadmiaru wrażeń, a serce nawet mimo równego oddechu, nie chciało się uspokoić. Zaklęłam w duchu i starałam się skupić na wyborze jakiejkolwiek komedii, które swoją drogą nie były moim ulubionym gatunkiem, ale w tamtej chwili potrzebowałam czegoś głupiego.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Przewróciłam oczami i sięgnęłam po telefon który zakopany był gdzieś pod poduszkami.

'Cześć Soojin! Dzwoniłem, ale pewnie udzielałaś korepetycji panu seksownemu i miałaś wyciszony telefon. Co tam u ciebie? ~ Baekkie'

Na samo wspomnienie korepetycji, mój żołądek zrobił fikołka. Szybko wystukałam odpowiedź. Wiedziałam, że Baekhyun będzie chciał jakoś mnie wesprzeć.

'Ten twój "pan seksowny" pocałował mnie na korepetycjach... Jestem w domu. KUP LODY BO ZAPOMNIAŁAM. ~ SJ'

Nie musiałam długo czekać. Po chwili otrzymałam krótką wiadomość - 'Będę za pół godziny ~ Bh'. Pozostało mi jedynie czekać aż ten roztrzepany chłopak, z blond czupryna włosów, zjawi się u mnie z ogromnym pudełkiem lodów czekoladowych i z przejęciem zacznie nawijać o całej tej sytuacji. Już wyobrażałam sobie, jak chodzi w kółko po moim pokoju i z jednej strony przeklina na Chanyeola, a z drugiej, pyta mnie czy mi się podobało. Doskonale będzie wiedział jeśli skłamię, więc pozostanie mi potwierdzenie...

Minęło może dwadzieścia minut, a po moim domu rozległ się odgłos dzwonka do drzwi. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i ubierając kapcie na bose stopy, ruszyłam w kierunku przedpokoju. Dzwonek rozbrzmiewał co jakiś czas wyjątkowo irytując moje uszy

- Baek, cholera jasna! Przecież znasz kod do drzwi... Nie mów, że znowu zapomniałeś...- Złapałam za klamkę i powoli zaczęłam otwierać, a to kogo tam zobaczyłam, zaskoczyło mnie i to bardzo. - Cha... Park Chanyeol?

- Cześć kwiatuszku.

Stał tam, jak zwykle pewny siebie. Chytry uśmiech zawitał na jego twarzy po raz kolejny tego dnia, a ja miałam coraz gorsze przeczucia co do swojej sytuacji. Chłodne powietrze targało jego zmierzwione włosy, kilka podmuchów dostało się też do mieszkania, powodując u mnie gęsią skórkę. Chociaż nie wiem, czy to przez wiatr czy może przez wysokiego bruneta, lustrującego mnie teraz z dziwnym zacięciem w oczach. Musiałam zadrzeć głowę do góry, by móc na niego spojrzeć - ta różnica wzrostu mnie przytłaczała...

- Czego tutaj chcesz? I skąd tak właściwie masz mój adres? - Czułam jak mój głos zaczyna się nienaturalnie podnosić.

- Nie skończyliśmy korepetycji. - Park pomachał mi przed twarzą książką, którą zaczęliśmy czytać w sali teatralnej. - Miałem rozwiązywać jakiś test czy coś...

- Skąd. Masz. Mój. Adres. - Gotowało się we mnie i miałam ochotę zdzielić go przez głowę tym opasłym tomem literatury, którym wciąż majdał na wysokości mojego nosa. - Mów!

- Poprosiłem ojca żeby mi dał. W końcu wiesz, jesteś moją korepetytorką... Zresztą z moim urokiem osobistym, mógłbym po prostu zapytać w szkole i na bank też bym go dostał. 

Założyłam włosy za ucho i westchnęłam przeciągle. Postanowiłam nie marnować już mojego czasu na osobę młodego Parka. Zresztą zaraz miał zjawić się tu Baek, a z tego co słyszałam, nie przepadali za sobą w gimnazjum - Byun mocno się w nim kiedyś zadurzył, przez co narobił sobie kłopotów i tak zaczęła się między nimi mała wojna. Szczegółów nie znałam, mój przyjaciel nigdy nie chciał o tym mówić...

- Jeśli to wszystko, to możesz już iść. Co do korepetycji, skończ czytać ten fragment, a test dam ci jutro w szkole. Możesz tez potrącić mi tą godzinę z wynagrodzenia...

Powoli zaczęłam zamykać drzwi z nadzieją, że chłopak sobie odpuści i po prostu stąd pójdzie. Jednak jak bezpodstawne były moje marzenia. Gdy od świętego spokoju dzieliła mnie zaledwie szczelina, Park musiał wtrącić swoje trzy grosze. Oparł otwartą dłoń o drewnianą powierzchnię, skutecznie mnie zatrzymując... Już miałam rzucić mu jakąś uwagę by przestał, jednak on był pierwszy, a to co powiedział, obróciło mój świat do góry nogami.

- Soojin, ty płakałaś?

~

(1536 idk)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro