.sixteen.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NOTKA POD ROZDZIAŁEM :d

~

~ Jihoon point of view ~

Uznałem, że ten dzień nadaje się idealnie na wprowadzenie mojego planu w życie. Wstałem w świetnym humorze, więc dlaczego nie zniszczyć by go innym? Od dłuższego czasu zastanawiałem się jak odegrać się na Parku. W sumie nie do końca wiem za co, bo nasze relacje są poplątane jak moje słuchawki. Najważniejsze jednak jest to, że nadarzyła się świetna okazja, by utrzeć nosa wspaniałemu Chanyeolowi.

Kręciłem się pod budyniem szkoły od kilkunastu minut - poczułem się prawie jak kiedyś. Dawniej miałem w zwyczaju czekać tak na mojego dobrego kumpla, zawsze kończył lekcje później... Tak. Chodziłem kiedyś do tej szkoły razem z Parkiem. Byłem w wyższej klasie i jako jego starszy kolega, często musiałem go bronić lub wyciągać z kłopotów. Mało kto w tej szkole ma prawo mnie pamiętać. Uczęszczałem do niej tylko przez jeden semestr, po czym na własną rękę postanowiłem rzucić szkołę. To właśnie wtedy wszystko zaczęło się sypać. To wtedy przestałem traktować Parków jak moją rodzinę. 

Chcąc lub nie, mój umysł postanowił wrócić pamięcią do tego nieszczęsnego dnia, w którym to spaliłem za sobą wszelkie mosty, odciąłem się od 'rodziny' i zacząłem żyć po swojemu. Z daleka od rodzinnych interesów, od przekrętów i pretensji.

Mój ojciec był dobrym człowiekiem. Nie miałem prawa powiedzieć inaczej, bo gdyby nie on, najprawdopodobniej gniłbym w sierocińcu do osiągnięcia pełnoletności. Później zatrudniłbym się na budowie i ledwo łączył koniec z końcem. Dlatego nawet po jego śmierci jestem mu za wszystko bardzo wdzięczny. Nie okazywałem tego jednak, nidy nie byłem dobry w wyrażaniu uczuć. Gdy pierwszy raz poznałem resztę rodziny Park, bałem się, że nikt nie zaakceptuje wyrzutka jakim byłem. Pierwszy wyciągnął do mnie rękę właśnie Chanyeol. Jak na ośmiolatka był dość wysoki, prawie tak wysoki jak ja. Nawiązanie przyjaźni było dla nas czymś oczywistym, dlatego w małym odstępie czasu staliśmy się nierozłączni. 

Gdy miałem szesnaście lat, wszystko zaczęło się sypać. Byłem najstarszym z dzieci w rodzinie i zdaniem mojego ojca, który był współwłaścicielem ogromnej rodzinnej firmy, miałem kiedyś zająć jego miejsce jako prezes. Uczyłem się zarządzania, wszelkich potrzebnych do tego fachu rzeczy. Zacząłem nawet jeździć z ojcem na spotkania biznesowe by 'oswoić się z tymi hienami'. Jednak reszta rodziny sprzeciwiła się. Nie byłem przecież Parkiem z krwi i kości - tylko Choiem, który został uratowany, po tym jak matka porzuciła go przed drzwiami sierocińca gdy miał pół roku. Jakie więc miałem prawa zabiegać o to stanowisko, gdy obok mnie dorastał Chanyeol - oczko w głowie wszystkich wujków, którzy widzieli w nim godnego zaufania prezesa. Młody Park w istocie był idealny. Widać było, że ma do tego smykałkę, nawet jeśli zawsze narzekał, że taka praca nie jest dla niego. Robił dobre wrażenie na każdej poznanej osobie, a ja stałem w jego cieniu jako 'ten drugi'. Jeśli mam być szczery nie przeszkadzało mi to. Zamiast niewygodnego siedzenia za biurkiem w wielkim wieżowcu, wolałem spędzać czas dłubiąc w silniku starego samochodu zamkniętego w garażu ojca. 

Jednak widząc determinacje w oczach ojca, nie miałem serca kłócić się z nim o to, jak wolałbym spędzić przyszłość. Przecież jako prezes mógłbym poświęcić trochę czasu na to co kocham. 

Tata uparcie próbował przekonać pozostałych do tego, że nadaję się na prezesa. Mówił, że jestem dojrzalszy i mądrzejszy od wciąż dziecinnego Chanyeola. W istocie był taki. Jako piętnastolatek uciekał z domu by po nocy włóczyć się z kumplami po mieście, często zrywał się ze szkoły i pakował w kłopoty. Ale nikt nie zwracał na to uwagi... Przecież, jak to zwykła mówić jego matka, 'ma geny ojca, który też był taki w młodości'. Wszystko tłumaczyli młodym wiekiem i chęcią poznania życia od każdej strony. Szkoda, że nikt nie patrzył na mnie tak przychylnie. Każdy najmniejszy błąd był mi wytykany przez niemal całą rodzinę. Mimo wszystko starałem się tym nie przejmować.

O tym kim jestem teraz zaważył jeden pamiętny dzień, w którym to nasi ojcowie pokłócili się. Ich krzyki słychać było w całej posiadłości. Pół godziny po całym zajściu siedziałem w szpitalu z twarzą ukrytą w dłoniach. Zostałem sam. Mój ojciec nie był młodym człowiekiem, miał duże problemy z sercem. Dlatego lekarzy nie zdziwiła jego śmierć spowodowana przez zawał.

Na pogrzebie pojawiło się zaledwie kilka osób - poza moją młodszą, również adoptowaną, siostrą, z rodziny nie było nikogo. Nie mogłem ukryć żalu towarzyszącego mi w ten dzień, było mi smutno, a jednocześnie czułen narastającą we mnie wściekłość. 

Po ojcu zostało mi niewiele, kilka starych książek, prawo do mieszkania, które miałem dzielić z siostrą i coś, o co dbam jak o własne dziecko - samochód, przy którym zwykłem majsterkować gdy tylko miałem czas. Jako iż żadne z nas nie było pełnoletnie, mieliśmy znów trafić do sierocińca, a po osiągnięciu dojrzałości zamieszkać razem. Los okazał się przychylny tylko dla jednego z nas. Trzynastoletnia wtedy Eunbi została przygarnięta przez naszą dalszą ciotkę. Ja zaś wyjechałem z miasta uprzednio spotykając się z moim najlepszym przyjacielem. Za nic go nie winiłem. Przynajmniej wtedy... Chciałem powiedzieć mu jaki mam plan, dokąd się udam i jak będę żył. On jednak nie był już taki jak wcześniej... Przywitał mnie chłodnym spojrzeniem i tonem pełnym goryczy wysyczał, że cieszy się z mojej decyzji, wreszcie będzie miał przed sobą spokojną przyszłość i nikt nie będzie chciał wkraść się w łaski jego rodziny, do której nigdy nie należałem. Uznał śmierć mojego ojca za dar losu, który pozwoli rodzinie Park na dalsze i bezproblemowe rządzenie firmą. To bolało, nie wiem czy tak jak twarz Chanyeola po tym jak oberwał pięścią, ale bolało. 

Tułałem się od miasta do miasta. Czasem kradłem by przeżyć, ale koniec końców stałem się kimś, kto potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Stabilnym czasem nazwałbym tylko kilka ostatnich miesięcy, w których udało mi się znaleźć dość dobrą, w miarę stałą pracę. Wynająłem małe mieszkanko, miałem znajomych. Wszystko było dobrze. Dopóki nie usłyszałem o tym, co działo się w moim niegdyś ukochanym mieście. Tak naprawdę nie przyjechałem tutaj by się mścić, nic z tych rzeczy. W oko wpadł mi dość duży przekręt, z którego mogłem mieć niezłe profity. Jednak los chciał, że na mojej drodze pojawił się młody Park. Musiałem przyznać, że bardzo się zmienił - miałem wrażenie, że stał się jeszcze gorszym człowiekiem... 

Wtedy w parku, gdy na powitanie zostałem potraktowany kilkoma kopniakami i sierpowymi, zrozumiałem, że nic między nami się nie zmieniło. Zgasła myśl o tym, że możemy się pogodzić, że może być jak dawniej. Park widział we mnie jedynie zagrożenie, którym przecież od dawna nie byłem. To właśnie wtedy obudziła się we mnie chęć uprzykrzania mu życia i sprawienia, by poczuł się tak samotny i bezsilny jak ja kiedyś. Leżąc półprzytomny na tym przeklętym placu zabaw, zobaczyłem, że kilka metrów od nas stoi niewysoka dziewczyna. Po zachowaniu Chanyeola mogłem stwierdzić, że jest ona dla niego ważna - mimo iż zachował się jak ostatni dupek. Za punkt honoru obrałem sobie poznanie jej imienia i sprawienie, by choć w małym stopniu czuła się przy mnie swobodnie. Nie wiedziałem jak potoczy się to wszystko, ale był to najmniejszy problem. Chciałem zobaczyć co przyniesie mi los, który czasem okazywał się dla mnie łaskawy.

Dlatego po raz kolejny tego dnia przejechałem obok szkoły, w której niegdyś spędzałem swój czas. Jak się okazało, byłem w idealnym miejscu, o idealnej porze. Drzwi szkoły otworzyły się szeroko, a zza nich wyłoniła się urocza Soojin. Szła dość szybko w stronę ulicy, jakby chciała przed kimś uciec. I tak najprawdopodobniej było, bo tuż za nią z budynku wybiegł Park. Krzyczał za nią. Moja ciekawość była ogromna, uchyliłem szybę i z zaciekawieniem obserwowałem wszystko z zaparkowanego na chodniku samochodu.

- Soojin! Miałaś ze mną porozmawiać! - Czyżby Park nagrabił sobie po raz kolejny? - Nie unikaj mnie...

- Nie wpadłeś może na pomysł... - Soojin obróciła się na pięcie i spojrzała w jego stronę. - ... że nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać? Myślałam, że po całym dniu unikania cie, da ci to do zrozumienia, że nie chcę cię nawet widzieć.

- Soojin nie denerwuj mnie proszę... Daj to sobie wyjaśnić!

Soojin była zaledwie kilka metrów od mojego auta, więc postanowiłem wykorzystać okazję. W mojej głowie wyświetlał się obraz Chanyeola, który nieźle się wścieka po przedstawieniu jakie chciałem odstawić.

- Soojin! - Zawołałem wychylając się lekko przez drzwi samochodu. - Może cię podrzucić?

Jej mina wyrażała wiele. Począwszy od zdezorientowania, po dziwnego rodzaju ekscytacje i zadowolenie. Uśmiechnęła się w moją stronę, najwyraźniej mnie poznając - zadbałem o to, by zapaść jej w pamięć. Spojrzałem za nią. Chanyeol zatrzymał się wpół kroku i skierował swój rozwścieczony wzrok na moją osobę, co tylko sprawiło, że uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

- Nawet się nie waż wsiadać do tego samochodu! - Miałem dziwne wrażenie, że głos się mu łamie.

- Z tego co zdążyłeś mi zakomunikować wywnioskowałam, że jestem ci obojętna. Wiec pozwól, że sama będę decydować za siebie.

Czarnowłosa obeszła auto i wsiadła przez uchylone wcześniej przeze mnie drzwi. Przywitała się krótkim 'hej', któremu towarzyszył przepiękny uśmiech i zapięła szybko pasy. Pokręciłem głową przeklinając w myślach samego siebie. 

- Nie martw się Park. - Zaakcentowałem nazwisko chłopaka, który wciąż stał w tym samym miejscu. - Odwiozę ją bezpiecznie do domu.

Po raz kolejny tego dnia uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem spod budynku szkoły, z lekkim piskiem opon.

~


(1500)

BARDZO PROSZĘ O PRZECZYTANIE TEJ NOTKI!

Haj wszystkim! Postaram się streszczać i nie przeciągać.

Tak więc mamy dziś 14 luty, co jest dla mnie wyjątkowym dniem, ponieważ dokładnie rok temu ukazał się pierwszy rozdział (w zasadzie to 'cast') tego oto ff!! Mamy roczek!

Z tego miejsca chciałam podziękować osobom, które są z bohaterami 'private lessons' od początku, jak i tym, którzy zaczęli swoją przygodę z moimi pracami później. Bardzo dziękuję wam za wsparcie! Każda gwiazdka daje dużo powera!

Co do rozdziału... Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam jego forma. Jest on niemal w całości poświęcony Jihoonowi - jest on moją ulubioną postacią, mimo iż pojawiał się sporadycznie. Dlatego chciałam przybliżyć wam jego losy :D

Chciałem też podziękować za 8K wyświetleń! Pamiętam jak cieszyłam się z pierwszych 100, a teraz, po roku razem mam piękne 8k! Coś niesamowitego!

ok nie przeciągam już...

Kocham was mocno! Kredenss~

p.s. jesli przeczytałeś/łaś notkę, daj znać. To dla mnie ważne :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro