.ten.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~

~ Chanyeol point of view ~

Szkolna wycieczka - najnudniejsze co może przytrafić się uczniom ostatniej klasy. Nigdy nie jest to wyjazd chociażby krajoznawczy, to zawsze są muzea, spotkania na uczelniach lub jak w tym wypadku - teatr. Nie było jeszcze nawet ósmej rano, a plac przed szkołą przepełniony był masą moich rówieśników. Nikt nie był jakość szczególnie podekscytowany, wszyscy wydawali się zaspani i znudzeni. Poza jedną osobą, którą z trudnością odnalazłem w tym tłumie. Stała przy głównej bramie i uśmiechając się głupkowato do telefonu, co jakiś czas wystukiwała na nim odpowiedz, zapewne na wiadomości od Beakhyuna... W duszy musiałem przyznać, miałem wielką nadzieję, że to właśnie on jest osobą przez którą Soojin uśmiecha się tak promiennie. Jeżeli byłby to ktoś inny, nie wiem czy zapanowałbym nad sobą. Ostatnie dni zrodziły w mojej głowie nieznane mi dotąd uczucia, którymi darzyłem tą drobną istotę. 

Powoli zacząłem przepychać się w jej kierunku. Dziś nie obowiązywały mundurki, krótkie spódniczki były jego najlepszą częścią, mimo wszystko nie mogłem się napatrzyć na jej zgrabne nogi, które były tak dobrze eksponowane przez zwykłe czarne jeansy. Na białą bluzkę założyła za duży, szary sweterek, w którym wydawała się jeszcze mniejsza niż zazwyczaj. Włosy jak zwykle rozwiewał jej wiatr. Wyglądała uroczo. Już miałem do niej podejść, gdy z za rogu wyłoniła się osoba, której najmniej bym się tutaj spodziewał, i której liczyłem, że już nigdy nie zobaczę. Najwyraźniej mój prezent powitalny, który zafundowałem mu ostatnio razem z Sehunem, nie był wystarczającym ostrzeżeniem.

Park Jihoon, a raczej Choi Jihoon. Adoptowany syn mojego wujka. Kiedyś był dla mnie jak brat. Teraz stał na przeciwko Soojin, która wydała się mniej zaskoczona jego nagłym pojawieniem się niż ja. Uśmiechał się tak sztucznie. Każda osoba, która uważała mnie za najgorszą osobę jaką zna, była w błędzie. Nikt nie był gorszy od niego. Wyrzekł się wszystkiego co było mu dane, był zazdrosny o pozycję mojej rodziny i nie dostrzegał dobroci, jaką przed śmiercią okazał mu jego przybrany ojciec. Może i nie był ukochanym dzieckiem rodziny Park, może i nikt go nie dostrzegał, ale miał dom, miał to o czym marzy każde dziecko z sierocińca. Z każdym dniem wyniszczał siebie i naszą rodzinę. A na sam koniec popełnił największą z możliwych głupot. Obrał sobie za wroga mnie, co jak każdy wie, było ogromnym błędem.

Podszedłem bliżej, starałem się zostać niezauważonym, mimo wszystko nie chciałem wszczynać bójki przed niemal wszystkimi uczniami moje klasy. Stałem do nich tyłem i uważnie słuchałem, co jakiś czas zerkając przez ramię, musiałem się upewnić, że ten dupek nic nie kombinuje.

- Przepraszam, Kim Soojin prawda? - Dziewczyna odpowiedziała mu twierdząco, a jej głos wydawał się być lekko przestraszony. - Ach, czyli dobrze przeczytałem.

- Znamy się? Nie chcę być niemiła....

- Nic nie szkodzi. Choi Jihoon. - Wyciągnął do niej rękę. - Spotkaliśmy się w... w bodajże czwartek. Wpadliśmy na siebie w supermarkecie.

- Racja, teraz pamiętam.

Spotkali się kiedyś... Jedyne na co mogłem teraz liczyć, to szczęście. Miałem nadzieję, ze spotkali się zupełnie przypadkowo. Jeżeli Jihoon wrócił, oznacza to tylko jedno - będzie się mścił. Dopiero od dwóch tygodni był w mieście, a już pojawiał się w niemal każdej chwili mojego życia. Nie chciałem wplątywać w to wszystko niczemu nie winną Soojin. Ale jak zawsze, z jej ogromnym talentem do pojawiania się w złym miejscu i o złej porze, nie mogłem poprzestać na złudnych marzeniach. Musiałem jej bronić.

- Zgubiłaś swoją plakietkę, stąd też wiem jak masz na imię. - Zerknąłem po raz kolejny przez ramię. Choi trzymał w dłoni identyfikator. - Pomyślałem, że go oddam. Nie ukrywam, że był to idealny pretekst by znów cię zobaczyć.

Zagotowało się we mnie. Jeszcze jeden taki tekst, a uznam, że doskonale zdaje sobie sprawę z mojej obecności i łączących mnie z Soojin relacji. A wtedy bez żadnych skrupułów zwyczajnie mu przywalę.

- Dziękuje, to miłe... Ale skąd wiesz do której chodzę szkoły?

- Ach to... Twój mundurek cię zdradził. Miałaś go przecież na sobie gdy się spotkaliśmy. Tylko ta szkoła ma czarne mundurki prawda?

Za dużo później nie słyszałem. Szum w mojej głowie zagłuszył wszystko, jedyne co widziałem, to błysk w oku mojego byłego przyjaciela. Nie wiem czemu, chyba instynktownie, już po chwili stałem obok Soojin, która zadarła głowę do górę i posłała mi pytające spojrzenie. Nie bardzo wiedziałem jak wybrnąć z tej sytuacji, musiałem zachować zimną krew i nie dać się ponieść emocjom, której w tamtej chwili targały mną od środka.

- Soojin, możemy porozmawiać? - Z zamieszaniem w głosie, podrapałem się po głowie mając nadzieję, że się zgodzi.

- Nie mam teraz czasu. - Zamrugała kilkakrotnie, jakby zdziwiona tym co do niej powiedziałem. - Rozmawiam teraz z kimś innym, poczekaj.

Jihoon uśmiechnął się cwaniacko i nie pozostając mi dłużnym; w końcu im przerwałem, rzucił jakąś chamską uwagą o 'dobrym wychowaniu' i 'nie przerywaniu innym rozmowy'. Krew we mnie zawrzała, widziałem dokładnie wyraz jego twarzy - chciał mi dopiec. Wtrąciłem się po raz kolejny.

- Soojin, naprawdę musimy porozmawiać! - Podniosłem lekko głos, więc kilka osób zaczęło się nam przyglądać. - To nie może czekać!

- Nie widzisz kolego, że ona ewidentnie nie chce teraz zamieniać z tobą nawet słowa? Daj nam skończyć rozmowę... - Jihoon przeniósł wzrok na dziewczynę. - Czy on ci się narzuca? Mogę dać mu lekcje manier.

- Nie, nie! - Chłopak już zaciskał pięści, a ja gotowy byłem przyjąć cios. Przemoc to coś, do czego uciekał się najczęściej. - Dam sobie radę...

- Jeśli tak mówisz... No nic. I tak miałem się zbierać. Do zobaczenia Soojin.

Gdy tylko Jihoon oddalił się na bezpieczną odległość, chwyciłem moją korepetytorkę za ramiona i obróciłem w moją stronę. Teraz staliśmy twarzą w twarz. Wyglądała na poirytowaną.

- Soojin, nie chcę żebyś zadawała się z tym typkiem. - Starałem się zabrzmieć jak najpoważniej. -- Najlepiej jeśli będziesz go omijać szerokim łukiem. Jest niebezpieczny... Znam go i uwierz mi, nie chcesz poznać jego prawdziwego oblicza.

- Dlaczego taki jesteś? Znowu próbujesz ingerować w moje życie. - Powoli zdjęła moje dłonie z materiału jej sweterka i cofnęła o krok. - Znowu chcesz pokazać, że masz nade mną przewagę? Chanyeol proszę cię... Rozmawialiśmy już o tym.

- To nie o to chodzi. To nie ma nic wspólnego z nami! Ja... - Zawahałem się. - Ja nie chcę, żeby stała ci się krzywda.

Czarnowłosa zaśmiała się pod nosem i zakładając ręce na wysokości piersi, podeszła na tyle blisko, że mogłem poczuć truskawkową woń. Wiedziałem, że cokolwiek bym nie powiedział, nie uwierzy mi. Ma mnie w końcu za bezuczuciowego dupka, którym po części jestem. Myśli, że nią manipuluje, że chcę by stała się ode mnie zależna. Myliła się, ten jeden raz była w błędzie. Sam nie wiem czemu... Zaczęło mi chyba na niej zależeć. Jednak nie mogłem już znieść jej zachowania i najzwyczajniej w świecie wybuchłem.

- Wiesz co? Starałem się być miły... Próbowałem jakoś przemówić ci do rozsądku, ale ty znowu masz to gdzieś. Myślisz, że wszystko wiesz, że wiesz co dla ciebie dobre, a co złe. Ale mylisz się! - Po raz kolejny mój głos zaczął się podnosić. - Rób co chcesz! Ale pamiętaj, ostrzegałem cię. Jeśli będziesz później cierpieć, to tylko przez swoją głupotę. A muszę przyznać, jesteś nadzwyczaj głupia.

Jedyne co później widziałem, to mała dłoń zbliżająca się niebezpiecznie do mojej twarzy. Zabolało. Nie miałem pojęcia, że ta mała istotka ma w sobie tyle siły.

...

Gdy tylko autobus zjawił się przed budynkiem szkoły, jak najszybciej zajęłam miejsce w bezpiecznej odległości od tylnych siedzeń. Chciałam być daleko od szkolnej elity i w spokoju odbyć podróż. Ze słuchawkami w uszach jakoś przemęczyłam tą godzinę, która przez targające mną uczucia, zdawała ciągnąc się w nieskończoność... Wciąż miałam w głowie głos Parka. W kółko słyszałam jedno zdanie - 'Ja nie chcę, żeby stała ci się krzywda.'. Za nic nie mogłam zrozumieć jego intencji. Nie wiedziałam, czy znowu się mną bawił, czy mówił szczerze. Zdawał się być inny gdy to mówił. Patrzył mi prosto w oczy, nie uśmiechał się w ten typowy dla niego, zimny sposób. To tak bardzo do niego nie pasowało. A może, tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia o tym, jaki naprawdę jest Park Chanyeol?

Wszyscy powoli zaczęli wchodzić na jedną z głównych sal teatralnych. Zajmowaliśmy miejsca wyznaczone wcześniej przez profesora literatury. Było pięknie. Nad rzędami czerwonych krzesełek rozciągały się cudowne obrazy, oświetlone z każdej możliwej strony. Wysokie kolumny rozdzielały loże na balkonach. Scena była ogromna, zasłonięta krwisto-czerwoną kurtyną. Nie mogłam doczekać się spektaklu, tak długo na niego czekałam.

Gdy światła zgasły, a ciężki materiał zaczął podnosić się ukazując pierwszych aktorów, musiałam powstrzymać się przed piskiem. Od dziecka kochałam teatr, sama brałam nawet udział w kilku małych przedstawieniach. Aktorzy dawali z siebie wszystko i z wielkim oddaniem grali swoje role. Byłam tak zapatrzona w odgrywane sceny, że nawet nie zauważyła zbliżającego się końca pierwszego aktu. Jednak bardziej zainteresowało mnie nagłe, dziwne uczucie, jakby ktoś mi się przyglądał paląc tym samym dziurę w mojej głowie. Nawet gdy światła na sali rozbłysły, dając znać o pierwszej przerwie, wciąż czułam na sobie czyjś wzrok. Nim wszyscy zaczęli wychodzić, rozejrzałam się dookoła. Sekundę później spostrzegłam dwie czekoladowe tęczówki, które jak się okazały należały do Chanyeola. Świat zdawał się zatrzymać, a my trwaliśmy w tej dziwnej sytuacji, wpatrzeni w siebie, z dziwną masą uczyć przeszywającą nasze ciała. I wtedy mój telefon zaczął wibrować w kieszeni swetra. 

Szybko opuściłam salę szukając jakiegoś ustronnego miejsca. Osobą która dobijała się do mnie od dłuższej chwili, był Baekhyun. Zapewne odebrał już wyniki z egzaminu do jednej z lepszych uczelni muzycznych, która w tym roku wyjątkowo wcześnie zaczęła przesłuchiwać swoich przyszłych podopiecznych. Szłam wąskim korytarzem, co jakiś czas mijając przeróżne rzeźby i obrazy. Wreszcie znalazłam miejsce idealne do rozmowy przez telefon - wnęka z ogromnym oknem. Wyjęłam z kieszeni telefon z zamiarem wybrania numeru do przyjaciela, ale wtedy stało się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać.

Tuż przed mną, niczym z ziemi, wyrósł Chanyeol. Sekundę później poczułam jego dłonie na mojej szyi. Przestraszyłam się. Ale to co stało się potem... Zagłuszyło moje racjonalne myślenie, sprawiło, że brakło mi tchu. Pocałował mnie.

~

(1640~ shitty... 00:53AM @czeczotekxd I'm gonna kill u..)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro