.twenty.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~

Początek grudnia przywitał nas porannymi mrozami i nieprzyjemnym wiatrem, od którego łzawiły oczy i szczypały policzki. Niemal każdy okręcał się warstwami ubrań niczym kłębek włóczką, dekorując wszystko zmyślnie zawiązanymi szalami i czapkami z kolorowymi pomponami podskakującymi wesoło razem z ich właścicielami. Ja natomiast, mimo zimowej aury, czułam się niesamowicie dobrze, tryskałam energią i grzałam się nią od środka.

Od kilku dni uśmiech nie schodził mi z twarzy, a każda czynność wydawała się błaha i banalna. Żyłam nadchodzącym balem charytatywnym i faktem, że będę stała u boku Chanyeola jako ktoś dla niego ważny. Od naszej poważnej rozmowy minął zaledwie tydzień. Tydzień, który zmienił w nas wszystko. Zmienił nastawienie, wymazał obawy i lęki. Otworzyliśmy się na siebie niczym księgi.

Nie żałowałam żadnego słowa, które padło wtedy w mojej małej kuchni. Każde wypowiedziane zdanie zbliżyło nas do siebie i pomogło zrozumieć. Wciąż nie było idealnie. Jednak z każdym krokiem czułam, że to wszystko zaczyna mieć jakiś sens i może nam się udać. Nawet jeśli sami nie do końca rozumieliśmy swoje decyzje, postanowiliśmy się nie zatrzymywać. 

Tak więc z każdą odliczaną przez zegar godziną, poziom ekscytacji i zdenerwowania w moim ciele podwajał się. 

...

Baek zachowywał się jak mała dziewczynka, która dostała swoją wymarzoną lalkę. Cały czas trajkotał mi za uchem o tym jak niesamowicie toczy się moja historia, jak przeplatam się przez losy młodego Parka wywołując w jego głowie burze. Mój najlepszy przyjaciel wyolbrzymiał wszystko - dosłownie. 

Podczas opowiadania mu o tym co wydarzyło się między mną a Chanem, co chwile piszczał i patrzył na mnie wielkimi maślanymi oczami błagając o więcej szczegółów. Wiedziałam, że gdzieś tam głęboko wciąż ukrywa niechęć do tego chłopaka, ale ciepło i wsparcie jakie okazywał mi w tym wszystkim, zapewniało mnie, że mam w nim najlepszą opokę. 

Siedzieliśmy w moim małym pokoju w piątkowy wieczór, starając się oszukać nieco pogodę, oglądając jakieś głupie programy o bezludnych wyspach i popijając ciepłe kakao z piankami, w które Baek wcisnął zmyślne parasolki niczym z typowego baru. Nasz śmiech odbijał się echem po kamienicy dając przyjemne rozgrzewające uczucie. 

- Soojin, a wiesz w co się ubierzesz? Musisz wyglądać jak milion dolarów! - Byun spojrzał na mnie spod swojej długiej grzywki, która w świetle lampki nocnej wydawała się różowo-pomarańczowa. - Nie żebyś na codzień wyglądała tylko jak pół miliona, no ale wiesz. Szychy, biznesmeni...

- Nie martwię się o to. Chanyeol wczoraj zapewnił mnie, że o wszystko zadba. 

- Uuu! Czyżby sam wybierał dla ciebie kreację? - Wzruszyłam ramionami. - W takim razie ja zadbam o twój makijaż i fryzurę! Moja najdroższa będziesz gwiazdą! A gdy ktoś zapyta kogo to dzieło musisz powiedzieć z dumą 'mojego najwspanialszego przyjaciela!'.

Jeszcze długo tego wieczora nie mogliśmy zasnąć i rozmawialiśmy o wszystkim co wpadło nam do głowy. A po moim ciele szalało stado motyli, które obudziły się na myśl, że jutro spotkam się z Parkiem w kawiarni.

...

~ Chanyeols point of view ~

Wyglądała cudownie. Za duży bladoniebieski sweterek i najzwyczajniejsze czarne jeansy sprawiły, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Zmarznięte od mrozu policzki błyszczały delikatnie na ciepły odcień różu, a w oczach szalały ogniki. Na czole odbite miała wzorki swojej wełnianej czapki, od której naelektryzowały się jej włosy. Wyglądała naprawdę cudownie. Tak, musiałem to przyznać - ta mała istotka skradła moje serce, a ja nawet w najmniejszym stopniu nie zasługiwałem na jej dobroć. Uśmiechała się opowiadając mi zabawne historyjki z dzieciństwa. O tym jak pierwszy raz upadła na rowerze, jak dostała pierwszą książkę na urodziny (swoją drogą cztery lata to dość wczesny wiek na samodzielne czytanie - przynajmniej dla mnie), o tym jak uciekła z domu bo chciała zostać ulicznym artystą w wieku dziewięciu lat. A ja siedziałem, wpatrzony w nią jak w obrazek i chłonąłem każde jedno słowo, starając się zapamiętać jak najwięcej.

- A ty? Masz jakieś żenujące historie z dzieciństwa?

- Cóż... Nie byłem grzecznym dzieckiem. - Widziałem jak uśmiechnęła się pod nosem. - Kiedyś ukradłem tacie samochód a nie miałem jeszcze prawa jazdy. Kilka razy włamałem się do firmy... Pamiętam też, że raz przyniosłem do domu kota, którego razem z Kai'em znaleźliśmy w jakimś rowie. Mój ojciec oczywiście się wściekł i kazał mi go wyrzucić, a ja zrobiłem mu na przekór i trzymałem zwierzaka w swoim pokoju. Nawet dostał na imię 'Appa'. 

- Nazwałeś swojego kota 'tata'? - prawie wylała na siebie herbatę gdy to usłyszała. - Twoi rodzice musieli być zachwyceni...

...

Stary plac zabaw nieopodal mojego mieszkania świecił pustkami. Zgrzyt starych łańcuchów odbijał się od ścian bloków i zakłócał idealną ciszę. Park huśtał się tuż obok mnie, a ja popijałam soczek przez kolorową słomkę i patrzyłam z jaką radością odbija się od wydeptanej ziemi coraz wyżej i wyżej. 

- Mogłoby tak być codziennie... - Westchnął spokojnie gdy jego huśtawka zwolniła i zrównała się z moją. 

- Co masz na myśli?

- Tak zwyczajnie. Bez tego całego syfu, który dzieje się teraz w moim domu, bez Jihoona wtykającego nos w nie swoje sprawy... Tak... Dokładnie tak. Tylko ty i ja po zażartej kłótni z kasjerką o to, czy soczki z rurką są też w innych smakach. Tylko nas dwoje po randce w kawiarni, zachowujących się jak dzieciaki rujnując do reszty ten stary plac zabaw...

- Więc to była randka? - Chichot wyrwał się z moich ust gdy zobaczyłam jego minę.

Przestał kopać dziurę w ziemi swoimi trampkami i spojrzał na mnie spod czapki ubranej daszkiem do tyłu. Kilka kosmyków włosów oparło się próbie ujarzmienia ich i opadało mu na czoło. Usta miał lekko rozchylone a powieki mrugały z zawrotną prędkością jakby coś w głowie kalkulował.

- A chciałabyś, żeby to była randka?

...

Wracaliśmy do domu. Powietrze okropnie szczypało w policzki i mroziło dłonie, ale nie przeszkadzało nam to. Szliśmy ramie w ramie, a ja co kilka kroków unosiłam głowę by móc na niego spojrzeć. Za każdym razem gdy mnie na tym przyłapywał, uśmiechał się głupkowato pokazując szereg białych jak śnieg zębów. 

Byun opisał go kiedyś jako uzbrojonego królika miniaturkę. I chociaż na początku śmiałam się z tego tak, że bolał mnie brzuch, coraz częściej łapałam myśl, że może jednak to porównanie jest trafne. Park potrafił być najbardziej uroczą i ciepłą osobą na świecie. Zarażał swoim humorem. Jeden jego uśmiech sprawiał, że świat błyszczał kolorami tęczy. Czasem wręcz absurdalnie przypominał mi małe dziecko, gdy nadąsany nadymał policzki i mamrotał pod nosem. Emanował dobrymi uczuciami, którymi nie dzielił się z każdym. Miał w sobie jednak dużo mroku, który obiecałam pomóc mu zwalczyć.

Staliśmy przed moim domem. Park spojrzał na zegarek i stwierdził, że jest późno i powinnam iść do domu bo nie chce narobić mi problemów z rodzicami. Powiedział też, że nie może podpaść mojemu tacie już na samym początku, co wydało mi się niesamowicie zabawne. 

- Dobra. Uciekaj już, jeszcze się rozchorujesz od tego mrozu i co będzie? 

- Jeszcze pięć minut... Nie chce iść do domu.

- Soojin. - Uwielbiałam barwę jego głosu gdy mówił moje imię. - Naprawdę powinnaś już wejść do środka. Zresztą czeka tam na ciebie niespodzianka. 

- Jaka niespodzianka?

- Dowiesz się jak będziesz u siebie w pokoju. 

Zbliżył się do mnie jednym krokiem i pocałował w czoło, a mi zakręciło się w głowie. Przymknęłam oczy wtulając się w materiał jego bluzy ukrytej pod niezasuniętą kurtką, a on oparł brodę na czubku mojej głowy.

- Do poniedziałku.

- Tak, do poniedziałku.

Ruszył w stronę przystanku autobusowego machając do mnie wysoko uniesioną dłonią. Stałam tak jeszcze chwilę, nim całkowicie nie zniknął z pola mojego wzroku po czym z głębokim westchnieniem ruszyłam po schodach do swojego mieszkania. 

Rodzice chyba już spali, kolejna całodobowa zmiana musiała ich wykończyć, dlatego najciszej jak się dało przekręciłam klucz w drzwiach, zdjęłam buty i ruszyłam w kierunku swojej sypialni. Gdy tylko przekroczyłam jej próg dostrzegłam duże czarne pudło owinięte czerwoną wstążką, które najzwyczajniej w świecie leżało na samym środku mojego łózka jak gdyby nigdy nic. Powoli uchyliłam wieko, a to co ujrzałam w środku, sprawiło, że musiałam zakryć usta dłonią by nie zacząć krzyczeć z radości.

~


(1295) Przyznać się kto jest zaskoczony moim nagłym powrotem? (średnio sprawdzane)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro