.twenty-one.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~

Zdenerwowanie paraliżowało mnie od środka. Nie wiedziałam co zrobić z dłońmi, dlatego kurczowo zaciskałam je na przedramieniu Chanyeola, który stał obok mnie jak gdyby nigdy nic. Co krok witał się z gośćmi, wymieniał miłe słowa i uśmiechał się szeroko. Przedstawiał mnie każdej napotkanej osobie, a ja potrafiłam wydobyć z siebie jedynie ciche 'dzień dobry'.

Przyjęcie przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia. Sala była ogromna, przystrojona kwiatami, które niemal wylewały się z kryształowych wazonów. Wszędzie stały okrągłe stoły nakryte śnieżnobiałymi obrusami, a przy nich na obitych jedwabiem krzesłach powoli sadowili się biznesmeni, aktorki i inne osobistości. W oddali widać było podest, przy którym stała matka Parka wraz ze swoim mężem - przyjmowali pozdrowienia od każdego z przybyłych. 

- Nie denerwuj się Soojin. - Park posłał mi łobuzerski uśmiech i mocniej pochwycił moją dłoń.

- Jak mam się nie denerwować, skoro wszyscy się na mnie gapią...

- To dlatego, że wyglądasz przepięknie. 

Prawda była taka, że sama wpadłam w zachwyt widząc swoje odbicie w lustrze. Nie miałam pojęcia jak Baek to zrobił, ale zarówno fryzura jak i makijaż idealnie pasowały do sukienki, która jego zdaniem była skrojona specjalnie dla mnie. Długa do samej ziemi, w kolorze zgaszonej czerwieni z odkrytymi ramionami. Przepiękna pod każdym względem. Czułam się w niej jak księżniczka.

- Przesadzasz Park...

Park też wyglądał niesamowicie, chociaż nie pamiętam by kiedykolwiek lub w czymkolwiek ten przerośnięty urwis wyglądał źle. Idealnie dopasowany garnitur, czarna koszula odpięta pod szyją... Tego wieczoru był moim księciem.

- Chodź, przywitasz się z teściami.

- Co? Z teś... - Chan pociągnął mnie w centrum sali i nim zdążyłam nakrzyczeć na niego za ten nieśmieszny żart, staliśmy już przed państwem Park.

Po raz kolejny tego wieczoru zapomniałam języka w buzi. Skłoniłam się nisko, uprzednio wyplątując palce z uścisku Chanyeola i nerwowo się uśmiechnęłam. O ile zdążyłam już poznać ojca Chana i doskonale wiedziałam jak przygniatającą aurą emanuje, nie mogłam się nadziwić tym, jak promienna i wesoła jest jego matka. Była niezaprzeczalnie kobietą pełną wdzięku i klasy, wyprostowana, w subtelnej ale bardzo kobiecej sukience i włosami opadającymi kaskadami na odziane w koronkę plecy. Twarz miała miłą, a w oczach czaiły się ogniki takie jak u jej syna.

- Czyli to jest ta czarująca dziewczyna, o której tak dużo słyszałam?

- Mamo... - Park wywrócił teatralnie oczami, na co zaśmiali się jego rodzice. - Tak to jest Soojin.

- Bardzo miło mi państwa poznać...

...
~ Chanyeols point of view ~

Wszystko szło idealnie. Soojin stała przy moim boku i wyglądała tak pięknie, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Mimo iż cały czas się rumieniła i próbowała wtopić w rękaw mojej marynarki - chyba przerażało ją nagłe zainteresowanie jej osobą - każdy z gości był nią oczarowany. Gdy tylko witałem się z kimś z rodziny czy z jakimś biznesowym przyjacielem ojca, każdy podziwiał Soojin, a jeden jej uśmiech wystarczał by kupić sobie ich serca.

Godzina wciąż była wczesna ale przez obszerne okna wpadało jedynie światło lamp, które oświetlały taras i cały budynek. Bankiet przechodził właśnie do części, w której każdy miał chwilę na rozmowy po wytwornym obiedzie. Moja matka potrafiła zadbać o najmniejszy szczegół, od zawsze lubiła mieć wszystko poukładane po swojemu, a ojciec był wyraźnie z tego zadowolony, bo jedyne co musiał zrobić przy takiej uroczystości, to podpisać parę czeków i iść na przymiarkę nowego garnituru.

Wykorzystałem to, że goście powoli rozchodzili się po sali by porozmawiać, i porwałem Soojin za rękę prowadząc ją w bardziej prywatne miejsce. Jej mina świadczyła o tym, że nie miała najmniejszego pojęcia gdzie ją zabieram.

- Chciałem spędzić z tobą chwilę sam na sam... - wyjaśniłem gdy usiedliśmy na obszernym parapecie w jednym z bocznych korytarzy. - Strasznie dużo oczu na nas spogląda.

- Myślisz, że twoi rodzice mnie polubili? - Założyła za ucho kosmyk włosów i spojrzała na mnie tymi swoimi ciepłymi oczami.

- Żartujesz sobie? Oczywiście, że tak głuptasie... Uwierz mi, wiem kiedy moja matka nie patrzy przychylnie na kogoś z moich znajomych.

- To dobrze bo tak się zestresowałam, że zapomniałam jak się nazywam.

Jej uśmiech był najpiękniejszy na świecie. Wszystkie mury, które od lat tak starannie wznosiłem w swoim sercu powoli kruszyły się dzięki tej małej, cudownej istocie.

- Soojin... Chciałbym ci coś powiedzieć i to najprawdopodobniej będzie pozbawione składni nawet jeśli ćwiczymy ją od kilku miesięcy... - Stłumiła chichot i przechylając głowę dała znak, że słucha. - Ja chyba...

- Chan! Tutaj jesteś! - Sehun przerwał mi w pół zdania i zdyszany odciągnął mnie na bok. 

- Co się takiego stało, że przerywasz mi akurat w tym momencie? - Mój ton uniósł się lekko, a siedząca kilka metrów od nas czarnowłosa patrzyła na mnie z zaciekawieniem.

- Obiecaj, że się nie zdenerwujesz.

- Sehun jakbyś nie widział to ja już jestem zdenerwowany, a teksty jak ten nie polepszają twojej sytuacji, więc albo gadaj co się stało albo spieprzaj bo ci się oberwie.

- On tu jest. - Sehun spojrzał w podłogę i dopiero po chwili odważył się skontrować moje spojrzenie. - Jihoon stoi przed budynkiem...

...

Wszystko stało się szybko. Widziałam jak Chan napina mięśnie i biorąc głęboki wdech zaciska mocno szczękę. Przymknął oczy, szepnął coś do Sehuna, który skinął szybko głową i pobiegł w kierunku głównej sali. Park powoli podszedł do mnie i uśmiechnął się, ale ja wiedziałam, że ten uśmiech był wymuszony. Chciał mnie uspokoić, bo doskonale wiedział, że widziałam jak w momencie się spina, jakby wchłonął całą złość z atmosfery w okręgu paru kilometrów. Przyłożył mi delikatnie dłoń do policzka i oparł swoje czoło o moje. Wciąż siedziałam na wielkim parapecie, a mój oddech zdawał się przyspieszać z każdą chwilą. Nie miałam pojęcia co mogło się stać, nie usłyszałam prawie nic z ich rozmowy, ale w mojej głowie paliła się myśl, że tylko jedno mogło tak szybko wyprowadzić Chana z równowagi.

- Chan? - Nie chciałam pytać wprost, chociaż z każda sekundą byłam bardziej pewna swoich przypuszczeń. - Co się dzieje? 

- Wszystko jest dobrze Soojin. - W tym momencie pojawili się najlepsi przyjaciele Parka, a ten składając delikatny pocałunek na moim czole, powiedział, że za chwilę wróci.

Odsunął się powoli, a powietrze zdawało się ochłodzić. Nie czułam już jego ciepła tylko kujący niepokój który wypełnił korytarz. Jongin kiwnął głową w stronę Parka, który zdawał się porozumieć z nim jednym spojrzeniem, i skierował się razem z Shunem w stronę wyjścia z budynku. Gdy tylko straciłam ich z zasięgu wzroku, poczułam, że początkowe zdezorientowanie znika i zastępuje je strach. To musiał być Jihoon... Tylko on wzbudza w Chanyeolu tak skrajne uczucia.

Najgorsze jednak było to, że znałam tylko jedną stronę monety jaką była ich przeszłość. Choi opowiedział mi swoją wersję i choć byłam pewna, że nie kłamał, nie miałam pojęcia jak wyglądała historia Parka. Czas który spędziliśmy razem wystarczył, bym była pewna tego, że coś musiało wywołać taką, a nie inna reakcję młodego Parka.

Nie wiele myśląc zerwałam się z zimnego parapetu i zaczęłam kierować w stronę drzwi. Drogę jednak zagrodził mi Kai, którego jak widać Chan zostawił przy mnie nie bez powodu.

- Kai proszę, przepuść mnie.

- Chan nie chce żebyś tego słuchała czy oglądała. Sama doskonale wiesz jak to się skończy... - Kai jak zwykle wlepił wzrok w ziemię, jakby czerwony dywan był bardziej interesujący niż moja osoba, jakby celowo unikał mojego spojrzenia. - Nie powinnaś tam iść...

- Doskonale wiem jak to się skończy, dlatego... - Wzięłam głęboki wdech, chciałam zabrzmieć pewnie. - ... dlatego muszę tam iść! Oni się pozabijają, a ja na to nie pozwolę. Przesuń się Kai.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja starałam się wyglądać odważnie, jakbym doskonale wiedziała co robię, chociaż prawda była taka, że nie miałam zielonego pojęcia. Ale nie mogłam pozwolić, by znów się pobili. Miałam dość widoku obitego Parka, z zakrwawionymi kostkami na dłoniach, nie chciałam patrzeć na jego pobitą, pełną bólu twarz. Wiedziałam, że cokolwiek się między nimi działo, dziś musi się wyjaśnić.

- Kai błagam...

- Dobrze... - Słyszałam wahanie w jego głosie. - Też mam już dość tej dwójki, a wydaję mi się, że tylko ty możesz coś zdziałać w tej sytuacji.

Skinęliśmy głowami i w bojowym nastawieniu ruszyliśmy na podwórze. Było zimno, delikatny śnieg okalał okolicę puchatą pierzyną. Mój oddech zamieniał się w parę, a ręce już po chwili zaczęły dygotać od chłodu.

- Masz pomysł gdzie mogą być? - Kai zapytał ze stoicką miną.

- Czy ten budynek ma jakieś miejsce, w którym nie ma okien?

...

Niemal potknęłam się o wystającą w chodniku kostkę, a buty na wysokim obcasie tylko utrudniły mi zadanie. Właśnie zbliżaliśmy się do zachodniej części dworu, w którym w najlepsze odbywał się bankiet charytatywny rodziny Park. Gdyby nie szalejąca w żyłach adrenalina zapewne zaczęłabym płakać, gdy pierwsze odgłosy kłótni dotarły do moich uszu. Przyspieszyłam kroku. 

Stali naprzeciw siebie, oddychali ciężko a ich ramiona unosiły się i opadały w rytmicznym, szybkim tempie. Obaj mieli już rozcięte łuki brwiowe, a Choi splunął obok siebie barwiąc śnieg na czerwono. 

- Tylko na tyle cię stać stary przyjacielu?

Park zaczął zbliżać się do Jihoona, a jego pięść zaciskała się coraz bardziej. Bez namysłu wbiegłam pomiędzy nich i rozłożyłam szeroko ręce. Skierowana twarzą w stronę Chanyeola ledwo łapałam oddech.

- Wystarczy.

Park spiął się jeszcze mocniej spoglądając z wyrzutem na Jongina, który właśnie stanął obok opierającego się o ścianę Sehuna.

- Soojin proszę, nie wtrącaj się.

- Raz muszę się zgodzić z tym palantem Soo. - Jihoon zwrócił na siebie uwagę, więc niepewnie spojrzałam przez ramię. - Zostaw to nam. To nie twoja sprawa.

Park zacisnął mocno szczękę i zrobił kolejny krok do przodu. Powstrzymałam go dłonią, która jeszcze chwilę temu nie byłaby w stanie oprzeć się na jego piersi, ale Chanyeol co chwila zmniejszał odległość.

- Nie moja sprawa? Nie moja sprawa?! - Powoli zaczęła ogarniać mnie złość. - To dlaczego do cholery jestem teraz tutaj i muszę patrzeć jak dwójka niegdyś najlepszych przyjaciół resztami woli powstrzymuje się od skoczenia sobie do gardeł? Nie pamiętasz co powiedziałeś mi wtedy nad urwiskiem? 

Choi cofnął się o krok, a park położył swoją dłoń na mojej. Przymknęłam oczy i najdelikatniej jak się dało, spróbowałam powstrzymać ich przed głupotą.

- Zachowujecie się jak dzieci... Proszę was. Przestańcie... Nie możecie zwyczajnie porozmawiać?

- Soojin, wiesz, że to nie jest takie proste.

- Wiem... Ale proszę, spróbujcie. Nie mogę patrzeć na to jak się kłócicie.

~

(1661)

WRÓCIŁAM

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro