18. | Zależy mi na tobie |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłość rani i kaleczy, zostawiając w duszy blizny, które pomimo upływu lat, za nic w świecie nie chcą się zabliźniać. Miłość rozpala nasze serca i zmysły, by z upływem czasu bezlitośnie obrócić w popiół wszystkie nasze plany i marzenia. Myli zmysły, wprowadza w nasze życie chaos i porządek, cierpienie i bezkresną radość. Zakochując się, możemy być pewni jednego: być może nasze uczucie kiedyś osłabnie lub przeminie, ale miłość, która raz zagości w sercu, sprawia, że już nigdy nie będziemy tacy sami, jak przedtem.

Marinette zrozumiała to zbyt późno. Zauroczona idealną kreacją Adriena, którą roztaczał wokół niego cały świat, nie pozostała obojętna na tę wspaniałą aurę doskonałości. Chciała uszczknąć choć odrobinę, dla własnej korzyści, jednak prawdę zapisaną w swoim sercu, odkryła, o ironio, dopiero wtedy, gdy bezpowrotnie straciła tego, który był przy niej przez cały czas, na dobre i na złe.

Czarny Kot nie był tak doskonały, jak Adrien. Bywał nieznośny, zadufany w sobie, a jego zachowanie często przysparzało jej bólu głowy, ale jednocześnie było w nim coś szczerego i nieporadnego, co przyciągało ją do niego niczym magnes. Był przy niej. Nawet gdyby postanowiła podpalić cały świat, on najpierw własnoręcznie starałby się go ugasić, a potem osłonił własną piersią przed osądem nienawistnych spojrzeń. Nie było mowy o tym, by kiedykolwiek dał jej do zrozumienia, że jest dla niego ciężarem, nawet wtedy, gdy otwarcie przyznawała, że nie radzi sobie ze swoimi obowiązkami, kiedy zaczynała swoją przygodę z rolą strażniczki.

Dlaczego nie potrafiła go docenić? Dlaczego była na tyle arogancka, by z premedytacją odrzucać jego szczere uczucie, depcząc serce, które mimo wszystko wyrywało się bezradnie w jej stronę i błagało, by wzięła je w swoje ramiona? Dwa ostatnie lata były dla niej koszmarem. Od zdemaskowania Gabriela Agresta, w mieście zapanował względny spokój. Na ulicach można było spotkać pary zmierzające na lody do Andre, na placach zabaw słychać było radosny, dziecięcy śmiech. Wszystko wróciło do normy. Wszystko, oprócz rozbitego na niemożliwe do posklejania fragmenty, serca Marinette. Po ich ostatniej rozmowie, podczas której wyznała mu, że jej serce należy do Adriena Agresta, Czarny Kot zniknął. W jednej chwili stało się tak, jakby jego istnienie było wyłącznie wytworem jej wyobraźni, a jedynym, co przypominało o jego egzystencji, była pusta szufladka w szkatułce, w miejscu, gdzie powinien znajdować się pierścień.

Brak jakichkolwiek wieści, namacalny brak jego słabych żartów, uroczego uśmiechu i szarmanckich gestów, wywiercały w jej sercu coraz większą i głębszą dziurę. Z dnia na dzień, przestała interesować się modą, nie śledziła najnowszych wywiadów z Adrienem, zaprzestała spotkań z przyjaciółmi, a nawet słuchania muzyki, gdyż każdy utwór o utraconej miłości, zapowiadany w radio przez speakera, wydawał jej się zbyt mocno odzwierciedlać jej podły nastrój. Stała się książkowym modelem kogoś, kto docenił dopiero po stracie i nienawidziła się za to z całego serca.

— Powiesz w końcu, co się stało? Od wczoraj wyglądasz, jakbyś miała zamiar skoczyć z mostu w Buttes Chaumont — dopytywała Alya, obserwując, jak jej przyjaciółka na przemian nawijała i rozwijała makaron na swój widelec, nie mając najmniejszego zamiaru włożyć do ust choćby jednego kęsa.

— Udziela jej się nastrój Felixa — odparła kwaśno Chloe. — Mówiłam ci, żebyś się z nim nie spotykała. To koszmarny nudziarz i typ spod ciemnej gwiazdy! — dodała, wyrywając z dłoni przyjaciółki widelec. Zamaszystym ruchem wepchnęła go do jej ust.

Zaskoczona Marinette wytrzeszczyła oczy i z ogromnym trudem przełknęła zatrważającą ilość makaronu, starając się ze wszystkich sił nie zakrztusić lub co gorsza, nie zwrócić skromnej zawartości swojego żołądka na blondynkę.

— Miałyśmy planować twój wieczór panieński, a nie dyskutować o moim nieistniejącym życiu miłosnym — jęknęła. — Za dwadzieścia minut kończę przerwę na lunch, a nie ustaliłyśmy ani listy gości, ani atrakcji. Może powinnyśmy się na tym skupić?

— Nie możesz przedzwonić do Emilie i poprosić ją, żeby przedłużyła ci tę przerwę? Chyba świat się nie zawali, jeśli pojawisz się w biurze pół godziny później, prawda? — dopytywała Alya, dopijając swój napój.

— Nie, nie mogę — ucięła. — Po pierwsze, mam przymiarkę smokingu z Adrienem. Po drugie, Emilie jest na mnie śmiertelnie obrażona po tym, jak starałam jej się delikatnie zasugerować, że to nie jest dobry moment na mój urlop, a jej współpraca z Kagami przy organizacji wesela, może doprowadzić do rozwodu jeszcze przed zawarciem związku małżeńskiego.

— I to by nie była zła opcja — skwitowała Chloe. — Bzyczku, ona się po prostu o ciebie martwi. Zresztą, my również odchodzimy od zmysłów. Nosisz uszkodzone Miraculum i...

— Ciszej! — syknęła Marinette, rozglądając się po restauracji. — Zdaję sobie sprawę, że twoja tożsamość nie jest dla nikogo tajemnicą, ale jeśli pozwolisz, ja wolałabym swoją utrzymać w sekrecie przez resztę życia.

— Chodzi o to, że jesteś kompletnie nieodpowiedzialna! — wtrąciła się Alya. — Kolczyki stanowią dla ciebie realne niebezpieczeństwo i dobrze o tym wiesz. Dobry Boże, spójrz na siebie! — jęknęła, wskazując na sińce pod oczami projektantki. — Nie kontrolujesz swoich mocy. Nie sypiasz po nocach, bo starasz się ustalić tożsamość Faleny. W dodatku przestałaś jeść, jesteś odwodniona i ledwie słaniasz się na nogach!

— A do tego zaczęłaś ubierać się jak menel — dodała Chloe, taksując z niesmakiem jej rozciągniętą, welurową bluzę. — Moja siostra nie ma za grosz gustu, ale te szmatki wyglądają, jakbyś obrabowała kontener z rzeczami dla powodzian!

— Jest wygodna — odcięła się, unikając ich spojrzenia. — A zagrożeniem jest dla nas ta wariatka, nie moje kolczyki i bluza.

Dziewczęta wymieniły ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.

— Chodzi o coś innego, prawda? Stało się coś, o czym nie chcesz nam powiedzieć, bo doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że będziemy cię opieprzały, a chcesz uniknąć konfrontacji, prawda? — spytała Alya, poprawiając okulary na nosie.

Milczenie Marinette było dla nich wystarczająco wymowne.

— Możesz nam powiedzieć wszystko! — zawołała Chloe. — Jesteśmy przyjaciółkami Marinette. Nie będziemy się wymądrzać ani udawać, że wiemy jak się czujesz, ale wiedz, że jesteśmy z tobą, cokolwiek by się nie działo.

Blondynka ujęła kościstą, nienaturalnie bladą dłoń Marinette w swoją własną, a po chwili Alya zrobiła dokładnie to samo. Ta niecodzienna bliskość rozczuliła Marinette na tyle, że momentalnie poczuła się bezradna, niczym mała dziewczynka, która zdzierając kolana, chciała wtulić się w ramiona matki i wypłakać się. Kiedy w fakturę białej serwetki wsiąknęła pierwsza łza, a za nią kilka kolejnych, uścisk Chloe nabrał na mocy.

— Marinette, ja wiem jak wygląda złamane serce — westchnęła. — Wiem też, jak wygląda ktoś, kto ucieka przed własnymi uczuciami. Sama jestem paskudnym tchórzem, który pozbawił sam siebie szansy na szczęście. Luka był moją namiastką normalności. Osobą, która potrafiła znaleźć klucz do mego serca i naprawić w nim to, co wydawało się stracone. Stałam się okropną osobą, ponieważ nigdy niedane mi było dojrzeć. Choć fizycznie stawałam się coraz starsza, w dorastającym ciele wciąż mieszkała mała, zagubiona Chloe, domagająca się matczynego ciepła i uwagi, której nigdy nie miałam. Starałam się robić wokół siebie dużo zamieszania i patrzeć na innych z góry, by już nigdy więcej nikt nie spojrzał na mnie w ten sposób. W sposób, w jaki patrzy na mnie moja matka. To Luka wziął małą Chloe na ręce i szepnął do jej ucha, że wszystko będzie w porządku, że kocha ją taką, jaką jest naprawdę i nie musi przed nim nikogo udawać. To dzięki niemu ta mała, przerażona dziewczynka miała szansę dorosnąć.

— Chloe... — szepnęła Alya, wpatrując się w nią z otwartymi ze zdziwienia ustami. — To było... głębokie, przynajmniej jak na ciebie.

Blondynka obrzuciła ją oburzonym spojrzeniem.

— Co to miało znaczyć „Jak na ciebie"?! — warknęła. — Ja zawsze mam głębokie przemyślenia!

Marinette zachichotała cicho, zwracając na siebie uwagę przyjaciółek. Chloe obdarzyła ją ciepłym uśmiechem i gładząc kciukiem powierzchnię jej chłodnej dłoni, dodała:

— Uciekłam przed jego miłością ze strachu. Nigdy nie doświadczyłam jej w takiej ilości, jaką chciał mi zaoferować i bałam się, że z czasem zacznie mnie porównywać do ciebie. Zawsze wiedziałam, że jesteś wspaniała i podziwiałam cię nawet wtedy, gdy sądziłaś, że cię nienawidzę.

— I dlatego chciałaś, żeby guma do żucia przykleiła się do jej dupska — prychnęła Alya.

— Teraz z chęcią zrobiłabym to samo z tobą, ale na twój wielki zadek, musiałabym zużyć całą paczkę. Wiesz, jakie to niezdrowe dla żuchwy?!

— Chloe, może powinnaś zadzwonić do Luki? — zaproponowała Marinette, wodząc swoim nieobecnym wzrokiem po brzegach serwetki. — Może nie wszystko jeszcze stracone?

— Nie — ucięła. — Ten temat jest już zamknięty. To wspaniały facet, na pewno ułożył już sobie życie z kimś innym, a ja... ja za niespełna dwa tygodnie będę już żoną księcia. Nie mogę uciekać od swojego przeznaczenia.

— Ale...

— Ale to kompletnie nie o to chodzi, Bzyczku! — weszła jej w słowo. — Mój wywód na temat tego, co było między mną a Luką nie miał na celu użalanie się nad moim marnym losem. Chodziło mi raczej o to, że ty również zatrzymałaś w swoim sercu wersję ciebie, która wyrywa się do czegoś, lub kogoś, kto jest dla niej nieosiągalny. Dopóki tego nie przepracujesz, dopóki nie przyznasz się przed sobą co sprawia, że nie możesz ruszyć z miejsca, nigdy nie zaznasz szczęścia, Marinette!

— Wezmę sobie wasze rady do serca — westchnęła, uświadamiając sobie, jak głęboko potrafiła zajrzeć w jej duszę Chloe. — A teraz wybaczcie, ale naprawdę muszę już iść. Nie mogę się spóźnić na spotkanie z Adrienem. Przyjdźcie wieczorem do piekarni. Mój tata robił ostatnio nalewkę. Wypróbujemy ją, a przy okazji usiądziemy na spokojnie raz jeszcze z planerem w ręce i ustalimy szczegóły wieczoru panieńskiego.

— Po nalewce twojego ojca, mogę planować nawet przebieg zabaw oczepinowych! — ucieszyła się Alya.

***

Niepokoił się. Oczywiście, że się niepokoił. Jak miał spojrzeć Marinette w oczy po tym, co wydarzyło się między nimi poprzedniego wieczoru? Właściwie, Marinette nie wiedziała, że to on był Czarnym Kotem i sam nie wiedział, czy powinien to uznawać za powód do radości, czy raczej rozpaczy. Jeszcze wczoraj wieczorem, przez moment był gotów rzucić wszystko w cholerę. Zerwać zaręczyny, wziąć ją w ramiona i uciec jak najdalej od nienawistnych spojrzeń i zawistnych podszeptów. Gdyby jednak dał ponieść się chwili i pocałował ją, jak dwulicowym, człowiekiem mógłby się jawić w jej oczach? Jak wielki zawód mógłby się odbić w najpiękniejszych tęczówkach, jakie dane mu było oglądać? Powinien wyznać jej prawdę o sobie dwa lata temu, kiedy jeszcze na nic nie było za późno. Ujawnić swoją tożsamość, zanim podjął decyzję o ślubie z Kagami. Zanim Marinette poznała Felixa.

Niegdyś, starszy o kilka miesięcy kuzyn był dla niego idolem. Wzorem do naśladowania i przykładem człowieka, którym chciałby się stać. Dopiero gdy zaczął sobie uświadamiać, jak nieszczerym, nie tylko wobec innych, ale i wobec siebie samego, człowiekiem był jego brat cioteczny, jego respekt do niego poszybował w dół na łeb, na szyję. Felix zawsze obracał się pośród podejrzanych ludzi i balansował na granicy prawa. Dlaczego więc jego matka podjęła tak lekkomyślną decyzję i postanowiła zaproponować mu pracę w ich firmie? Czyżby faktycznie zmienił się i stał się porządnym człowiekiem? Nawet jeśli tak, Adrien wiedział, iż wówczas jego niechęć wobec niego mogła tylko wzrosnąć. Nie był w stanie kontrolować swojej zazdrości o jego relację z Marinette, zwłaszcza odkąd zyskał pewność, że jego Księżniczka była jednocześnie Biedronką. Czuł się z tym okropnie, ale nie rozważał siebie w kategoriach „psa ogrodnika". Wiedział, że jego związek z Marinette nie miałby przyszłości i zasługiwała w pełni na to, żeby być szczęśliwą u boku kogoś innego, jednak ostatnią osobą, którą chciałby z nią zobaczyć, był właśnie Felix. Fakt, iż nie mógł być pewien szczerości jego intencji dyskredytował go całkowicie w oczach Adriena. Musiał chronić swoją Księżniczkę, jak na rycerza przystało.

Rumor, jaki spowodowało uderzenie kilku opasłych segregatorów z dokumentami o podłogę, wyrwał go z rozmyślań. Natychmiast ruszył w stronę drzwi, zza których dochodziły niepokojące hałasy, a kiedy otworzył je, jego oczom ukazała się Marinette, siedząca bezradnie na grafitowej wykładzinie, zalana łzami i otoczona pojedynczymi kartkami, które najwyraźniej wypadły z segregatorów podczas upadku. Co sił w nogach podbiegł do niej z zamiarem podania jej pomocnej dłoni, jednak widząc bezradność wymalowaną na jej zapłakanej twarzy, uklęknął naprzeciwko niej i bez słowa po prostu ujął jej rozdygotane ciało w ramiona, przytulając ją z całych sił.

— Przee-prasz-aaam — zaszlochała przeciągle, przywierając do jego torsu niczym mała małpka. — To wszystko mnie przee-raa-sta.

— Cii — szepnął do jej ucha, gładząc otwartą dłonią jej plecy. — Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Czasami trzeba sobie po prostu popłakać. Mogę? — zapytał, odsuwając ją od siebie na moment.

Nie do końca wiedziała, o co mu chodzi, ale ufała mu bezgranicznie. Pokiwała głową na znak zgody i już po chwili jej stopy zwisały bezwiednie ku dołowi, podczas gdy były model ujął z łatwością jej drobne ciałko w swoje ramiona. Zwinnym kopniakiem otworzył drzwi pracowni, w której do tej pory czekał na pojawienie się spóźnialskiej projektantki i wmaszerował z nią bezceremonialnie do środka, sadzając ją na welurowej kanapie.

— Moje doo-dookumenty — zaszlochała ponownie, wskazując głową w stronę drzwi.

— Osobiście je pozbieram i przyniosę na twoje biurko, ale dopiero wtedy, kiedy upewnię się, że na twojej twarzy ponownie zagości śliczny uśmiech — wyznał, nalewając z dystrybutora umiejscowionego w rogu pomieszczenia, chłodnej wody do plastikowego kubeczka. Zgarnął po drodze z kartonika spoczywającego na biurku kilka chusteczek higienicznych i wręczając swoje zdobycze Marinette, która posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie, opadł na wolne miejsce obok niej.

— Dziękuję — rzekła, starając się opanować drżenie głosu. — I jednocześnie przepraszam cię za tę scenę. To nie powinno mieć miejsca — dodała nieco zażenowana.

— Marinette, to żaden wstyd — odparł, nieśmiało oplatając ramieniem jej wąską talię. — Każdy ma prawo mieć gorszy dzień. Cieszę się tylko, że byłem akurat w pobliżu i mogę ci pomóc. Jeśli chciałabyś się wygadać, to... Może nie jestem Chloe ani Alyą, ale służę ramieniem do wypłakania i w miarę możliwości dobrą radą.

Marinette zamyśliła się na moment, upijając odrobinę wody z kubeczka. Zrzucenie z siebie, choć odrobiny balastu, który nosiła na swych ramionach, wydawało się kuszącą opcją, a Adrien, właściwą osobą, której mogłaby powierzyć, choć część swoich tajemnic. Zachęcona jego ciepłym spojrzeniem, szepnęła:

— Nie mogę się zwierzyć moim przyjaciółkom. Znam je zbyt dobrze. Zaczną świrować i postanowią ułożyć za mnie moje życie. Chodzi o to, że... jest ktoś... w kim jestem zakochana.

— Zakochana? — odparł, a w jego sercu zatlił się promyk nadziei. — Czy w takim wypadku nie powinnaś być szczęśliwa? — zapytał. — Nie zrozum mnie źle, Marinette, ale moim zdaniem zakochani ludzie nie zanoszą się krzykiem rozpaczy na środku korytarza.

— Chodzi o to, że... Ja i on... Och, Adrien! Osoba, którą kocham, to...

Drzwi pracowni otworzyły się na oścież, ukazując zdyszaną postać. Mężczyzna wbił swoje szmaragdowe spojrzenie w zdziwioną twarz Marinette i już miał coś powiedzieć, kiedy przerwał mu zdecydowany i niezbyt przyjazny głos Adriena:

— Ciotka Amelie nie nauczyła cię pukać?!

Felix posłał mu kpiący uśmiech.

— Ciotka Emilie nie mówiła o wierności w związku? — odbił piłeczkę. — Zabieraj łapy od Marinette, Agreste.

— Zmuś mnie, De Vanily — warknął Adrien.

— Hej! — krzyknęła Marinette, zrywając się z kanapy i stając między kuzynami. — Spokojnie, dobrze? Felix, stało się coś? — spytała, unikając kontaktu wzrokowego. Wciąż miała w pamięci ostatnie wyznanie Czarnego Kota na jej balkonie i jeśli faktycznie był nim Felix, przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu wydawało jej się wyjątkowo niekomfortowe.

— Po prostu chciałem z tobą porozmawiać — odparł, nie spuszczając wzroku z brata ciotecznego. — To dość osobista sprawa, więc wolałbym uniknąć obecności osób postronnych.

— Marinette jest w pracy — syknął Adrien. — Jeśli chcesz z nią rozmawiać, musisz umówić się z nią prywatnie, a teraz, zamknij proszę drzwi, kiedy będziesz wychodził. Mamy przymiarkę smokingu i nie chciałbym, żeby ktokolwiek prócz Marinette, widział mnie w samej bieliźnie.

Na twarz Felixa wpełzł cień leniwego uśmiechu.

— Ciekawe, co powiedziałaby na to twoja narzeczona, słysząc, że tak chętnie rozbierasz się przed naszą piękną projektantką — zakpił. — Traktuj ją z szacunkiem. A ty, Marinette — zwrócił się w stronę dziewczyny. — Czekaj na mnie po pracy. Kończę dziś wcześniej, ale przyjadę po ciebie. Musimy porozmawiać.

Marinette pokiwała posłusznie głową, nadal unikając jak ognia palącego spojrzenia zielonych tęczówek. Kiedy drzwi zamknęły się za nim z donośnym hukiem, Adrien rozluźnił pięści, zaciśnięte do tej pory w żelaznym uścisku. Położył dłoń na jej ramieniu i wbijając wzrok w jej twarz, szepnął:

— Mówiłem ci już. To wilk w owczej skórze. Proszę, nie daj się nabrać na jego gierki i trzymaj się od niego z dala. Zależy mi na tobie i nie chcę, żeby cię skrzywdził.

„Zależy mi na tobie"

Te same słowa, padły wczorajszego wieczoru z ust Czarnego Kota i Marinette przez moment zastanowiła się, czy aby na pewno słusznie oceniała tożsamość swojego zamaskowanego partnera...?

***
Rozdział miał być w środę, ale tak się ucieszyłam dzisiejszym nowym odcinkiem, że nabrałam werwy i napisałam już dziś 🥰
Do napisania! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro