Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Joy ledwie zdążyła przyjść do Luciano, a Mac już wisiała na telefonie i ją również odciągała od obowiązków związanych z pracą. Przyjaciółka mignęła jej przed oczami telefonem. Brunetka nie zdołała niczego przeczytać w tak krótkim czasie przy tak szybkim ruchu, ale za to zobaczyła znajome logo. Manhattan's Skylight. Redakcja z pewnością napisała już tekst o wczorajszym zdarzeniu w domu mody. Kto by się tego spodziewał? Nawiasem mówiąc, tym razem Joy nie miała nic wspólnego z nową publikacją. Z nikim spoza firmy o tym nie rozmawiała, a sam dom mody opuściła wyjątkowo późno. Policja ich trochę przetrzymała w budynku. W efekcie Joy była wręcz wykończona pełnym emocji dniem i wracając do domu, marzyła jedynie o prysznicu i śnie.

- Widziałaś artykuł? Na stronie Skylight już piszą o morderstwie- rzuciła Mac z przesadnym według niej ożywieniem.

- Domyślam się. Na cały dzień zamknięto Luciano, odwołano castingi, próby, sesje, a poza tym znaleziono Natalie. Nie wiem co musiałoby się zdarzyć, żeby te informacje nie wyciekły do mediów- odparła Clarke. Znała obecne realia. Wiedziała jak to wygląda, niezależnie od tego czy jej się to podobało czy nie.

Wolała mówić o ofierze po imieniu, choć nie znała jej za życia. Chociaż tyle można było dla niej zrobić, pamiętać o osobie, której życie tak dramatycznie się skończyło. Poza tym, czy Natalie nie brzmiało lepiej niż zwłoki, trup, ciało lub jakiekolwiek inne określenie tego rodzaju?

- Trzeba byłoby zabrać wszystkim telefony, a następnie pozbyć się świadków. Wtedy może by się udało.

- Ten żart o pozbyciu się świadków wcale nie był zabawny- rzuciła Joy. W obliczu realnych zbrodni wszystkie żarty dotyczące śmierci czy zabicia kogoś traciły zabawny wydźwięk.

- Skoro tak uważasz- rudowłosa wzruszyła ramionami, demonstrując swój kompletny brak zainteresowania opinią innych ludzi, co było dla niej typowe.- Czytałaś ten artykuł czy nie?

- Nie i nie wiem czy to jest konieczne. Byłam w firmie. Wiem wszystko, co jest mi potrzebne. Nie mam ochoty na czytanie wymyślnych scenariuszy, które nijak się mają do rzeczywistych wydarzeń.

Rudowłosa wyglądała na wstrząśniętą usłyszaną odpowiedzią. Zupełnie jakby nie czytanie artykułów dotyczących nowej zbrodni samo w sobie było zbrodnią. Brunetka po prostu cały czas o tym słyszała. Poprzedniego dnia nieustannie czas powstawały nowe wersje wydarzeń, podobno wypływały nowe fakty. Ciężko powiedzieć ile z tego było prawdą. To wiedziała jedynie policja.

- Jak śmiesz? Na szczęście masz mnie, osobę, która chętnie ci streści wartościowe informacje z tekstu. Chcesz je usłyszeć.

Joy przewróciła oczami. Słowa Mac zabrzmiały bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Czy mogła zrobić cokolwiek innego niż się zgodzić? Owszem, ale i tak nie byłoby to skuteczne, a przyjaciółka i tak powiedziałaby to, co uważała za niezbędne. Nie czekając na jej odpowiedź, Mac wzięła głęboki wdech i ponownie się odezwała.

- Przede wszystkim Natalie pracowała w Luciano w dziale PR-u. Wiesz co to oznacza?

Brunetka nie miała pojęcia.

- Że ktoś morduje pracowników Luciano?- próbowała zgadnąć Joy, rzucając pierwszą lepszą odpowiedź, która przyszła jej do głowy, chociaż nie była ona ani odkrywcza, ani dokładna.

- Możliwe, ciężko jednoznacznie stwierdzić. Wiesz kto jeszcze pracował w dziale PR-u? Lisa. To nie może być przypadek. Oprócz tego wspominają w artykule o tej nieszczęsnej modelce, która znalazła ciało. Spadając ze schodów, skręciła kostkę. Nici z Mediolanu. Podobno miała lecieć na fashion week.

Szkoda, pomyślała Joy. To jedno z największych wydarzeń modowych w tej branży. Przegapienie czegoś takiego musiało być okropne. To jak strata szansy na mnóstwo międzynarodowych kontraktów. Niestety takie już było życie. Lubiło odbierać szanse.

- Resztę z grubsza wiesz. Byłyśmy tutaj. Część informacji nie jest sprawdzona. Powiedziałabym, że nawet mocno wątpliwa... W każdym razie, pamiętasz, kto tutaj wczoraj był?

- Masz na myśli Jace'a, policję, a może jeszcze kogoś innego? Wyrażaj się precyzyjniej, jeśli oczekujesz konkretnej odpowiedzi- poprosiła Clarke.

- Miałam na myśli policjantów. Oficjalnie nie potwierdzono, że to morderstwo jest kontynuacją pozostałych dwóch, ale przydzielono do niego policjantów od sprawy Lisy. Przypadek? Wątpię.

Wcześniej Joy nie zwróciła na to uwagi. Rzeczywiście widziała Alberta i Corrie, z którą nawet rozmawiała. Zarejestrowała ich obecność, ale nie doszukiwała się żadnych głębszych, wynikających z tego faktu wniosków. Gdyby jednak się nad tym zastanowić, Mackenzie miała rację. Z pewnością w nowojorskim komisariacie pracowało więcej osób, ale zjawiła się ta konkretna para policjantów. To byłby wyjątkowo dziwny zbieg okoliczności.

- Chyba masz rację, ale nie rozumiem po ktoś miałby zabijać Lisę i Natalie. Obie pracowały w dziale PR-u. Co z tego? Przecież Luciano nie jest zamieszane w jakieś przekręty, które mogłyby kosztować życie...

- Jak w tym filmie, który ostatnio widziałam- przerwała jej rudowłosa.- Zamordowano kogoś, ponieważ chciał ujawnić jakiś mega ważny sekret.

Brunetka uniosła brwi powątpiewająco.

- Przypominam ci, że pracujemy w domu mody. To nie jest firma obracająca miliardami, ogromny koncern medyczny czy cokolwiek innego równie dochodowego. Luciano działa w pełni legalnie. Tutaj nie ma sekretów wartych czyjegoś życia.

Rudowłosa niechętnie przyznała jej rację. Nie miały co doszukiwać się sekretów w firmie, bo takowe nie istniały. Ale jeśli nie o to chodziło, to o co? Co mogło łączyć Lisę i Natalie poza pracą w Luciano? Clarke usilnie zastanawiała się czy kiedyś chociaż widziała je razem. Nic takiego sobie nie przypominała. Już nie mówiąc o śmierci doktoranta, który nie był w ogóle związany z Luciano. Czy cokolwiek łączyło te trzy morderstwa? Czy istniał jakikolwiek sensowny wspólny element tej zagadkowej układanki? Nawet jeśli, Joy nie potrafiła go znaleźć.

Czas zająć się pracą, stwierdziła w myślach Clarke. Nie warto roztrząsać czegoś, na co nie miała wpływu i co jej nie dotyczyło.

- Gotowa na upojną randkę z wysyłaniem zaproszeń specjalnych na pokaz?- rzuciła Joy.

Mac wydała iście męczeński jęk, jednocześnie ukrywając twarz w dłoniach. Wysyłanie zaproszeń było wyjątkowo żmudnym i nieciekawym zajęciem. Jednak musiały się w końcu za to zabrać. Do pokazu zostawało coraz mniej czasu, a ten z każdą chwilą się nieubłaganie zmniejszał. Zwłaszcza, że straciły cały poprzedni dzień na obijaniu się.

- Nie każ mi pisać do tych nadętych dupków, wielkich gwiazdach i konkurencji, przed którą Clay chce zabłyszczeć i pokazać im jak wielkie wydarzenie potrafi zorganizować- poprosiła rudowłosa z desperacją w oczach.

- Obawiam się, że nie mamy wyboru. Czas leci. Pokaz się zbliża, a my jeszcze tego nie zrobiłyśmy. To aż cud, że Clay jeszcze nas za to nie ściga.

Najwidoczniej miał inne sprawy na głowie i Joy nawet potrafiła sobie wyobrazić jakie. Dwa morderstwa pracowników, policję i przygotowania. To była wręcz wybuchowa mieszanka.

*****

Kiedy Joy zauważyła nieznany numer na wyświetlaczu, od razu zrobiła się podejrzliwa, a zarazem aż skręcało ją z ciekawości kto do niej dzwonił. Kto to mógł być? Reklama? Ludzie próbujący jej coś wcisnąć? A może jednak ktoś kogo znała? Chociaż w takim przypadku powinna mieć zapisany numer, a tego nie miała. Przy okazji przypomniała sobie, że ciągle nie odblokowała Milo, ale on z pewnością by do niej nie wydzwaniał z innego numeru. Poprzedniego dnia w kawiarni Luciano zaakceptował fakt, że potrzebowała czasu. Czy odblokuje go czy nie, to jeszcze się okaże.

Swoją drogą, spotkanie w kawiarni nie było aż tak niezręczne jak się spodziewała. Wolfie i Mac po prostu musieli przetrawić fakt, że Milo siedział z nimi przy stoliku, więc nie mogli go odgadywać i pytać o sytuację między nimi. Nie przyznałaby tego głośno, ale trochę stęskniła się za ciemnoskórym. Jego uśmiech, poczucie humoru, umiejętność do rozładowywania gęstej, w tym przypadku z powodu morderstwa, atmosfery.

W końcu brunetka nie zdążyła odebrać telefonu. Tak długo się zastanawiała, że ktokolwiek to był, przestał do niej dzwonić. Zmarszczyła brwi na widok nowej wiadomości od dzwoniącego przed momentem nieznanego numeru. Czyli jednak znała tę osobę, tyle że nie miała jej numeru.

Od nieznany numer: Tutaj Sam. Oddzwoń. To ważne.

Skąd Samantha Fox, dziennikarka Manhattan's Skylight miała jej numer?! Może i raz spotkały się z nią razem z Adele, ale nie dawała jej swojego numeru. Właściwie nie dała jej żadnych danych kontaktowych. Uważała tamto zdarzenie za jednorazowy incydent. Chciały z Adele dobrze dla mieszkańców Nowego Jorku. Czy osiągnęły ten cel? Ciężko stwierdzić, ale też nie pogorszyły sytuacji, prawda?

Brunetka specjalnie wyszła z Luciano, żeby zadzwonić do Sam. Czułaby się wyjątkowo dziwnie, gdyby dzwoniła do niej ze środka domu mody. Miałaby wrażenie, że robi coś nielegalnego i że jeśli ktoś ją usłyszy, zaraz doniesie o tym Clayowi. Wiedziała, że taki scenariusz wydawał się irracjonalny. Dlaczego przechodząca obok recepcji osoba miałaby aż tak skupić się na prowadzonej przez nią przez telefon rozmowie i zorientować się, że akurat kontaktowała się z dziennikarką? Szanse były znikome, ale i tak wolała oddalić się od potencjalnych słuchaczów.

- Cześć, Sam- powiedziała Clarke, kiedy usłyszała po drugiej stronie głos dziennikarki. Przez moment rozważała czy nie powiedzieć jej od razu, że pomoc jej i Adele była jednorazowa i nie zamierza być jej kontaktem na miejscu zbrodni. Ostatecznie postanowiła zaczekać aż usłyszy czego chciała od niej dziennikarka, a dopiero potem jej to oznajmić. O ile będzie taka potrzeba.- Skąd masz mój numer?

- Nie słyszałaś, że dobry dziennikarz nie zdradza swoich źródeł?- odpowiedziała tajemniczo Sam.

Nie ma mowy, że Sam wykręci się takim tekstem. Joy chciała wiedzieć skąd wzięła jej numer, bo sama jej go nie dawała. Na szczęście miała kartę przetargową, której aż szkoda byłoby nie wykorzystać.

- Albo mi to powiesz albo się rozłączę. Twój wybór.

- Nie znasz się na żartach? No dobra, powiem ci. Adele mi go dała jak ją o to poprosiłam. Pewnie domyślasz się, że nie dzwonię bez powodu. Będę z tobą szczera. Śledztwo trafiło w ręce wyjątkowo nieskorych do współpracy policjantów, a moje kontakty zachowują się jakby nabrały wody w usta. Wszystkie. W tym samym czasie. To co najmniej podejrzane. Może zechciałabyś się ze mną spotkać i porozmawiać? Potrzebuję materiałów do nowego artykułu, a ty jesteś w centrum wydarzeń.

Plus dla dziennikarki, że była szczera. Od razu poinformowała ją, dlaczego do niej dzwoniła. Nie próbowała wciskać jej bzdurnych wymówek. Ale to nie zmieniało faktu, że Joy nie zamierzała być jej nowym źródłem. Gdyby Clay się o tym dowiedział, niechybnie wyleciałaby z pracy. Co jak co, ale kontakt z prasą bez uprzedniej konsultacji z działem PR-u był zabroniony. Dom mody aż do przesady dbał o dobre imię firmy i brak wycieków dotyczących nowych kolekcji. W tym przypadku Clay z pewnością nie życzył sobie dodatkowych informacji o morderstwach pracowników.

- Jesteś tam, Joy?- zapytała ją Sam, gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Brunetka za długo zwlekała. Znowu się zamyśliła.

- Obawiam się, że i tak nie miałabym dla ciebie nowych informacji. Na stronie Skylight napisaliście już wszystko, co wiadomo na temat morderstwa. Pewnie policja wie coś więcej, ale wyobraź sobie, że nie dzielą się informacjami z pracownikami Luciano- dodała z przekąsem brunetka, nie mogąc się powstrzymać.- Nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie ci pomóc.

Joy starała się być uprzejma, a jednocześnie dać do zrozumienia, że jednak nie życzyła sobie więcej tego typu telefonów. Jako osoba, Sam była nadzwyczaj sympatyczna. Brunetka ciągle pamiętała jak bezkompromisowo załatwiła Bryce'a, próbującego je podrywać dziennikarza w Skylight. To było piękne. Ciężko temu zaprzeczyć, ale nie zmieniało to faktu, iż Sam była dziennikarką, a Joy nie chciała stracić pracy.

- Chociaż pozwól zapytać mi o jedną sprawę. Tylko tyle. Jedno pytanie. Może będziesz znała na nie odpowiedź, a potem dam ci spokój- odparła Sam. Jako rasowa dziennikarka nie mogła przepuścić takiej okazji. Brunetka pokręciła głową z dezaprobatą. Zanim zdążyła odmówić, ponownie odezwała się Fox.- Jak dobrze znały się Natalie i Lisa? Łączyła je czysto zawodowa relacja, a może była ona dużo serdeczniejsza? Utrzymywały kontakt poza firmą?

- Nie wiem. Naprawdę nie mogę ci pomóc. Nie znałam ich aż tak dobrze- oznajmiła brunetka, po czym się rozłączyła.

Mówiła prawdę, ale nie mogła powstrzymać kotłujących się w jej głowie myśli. Ona również się nad tym zastanawiała. Dlaczego zamordowano dwójkę pracowników tej samej firmy w odstępie kilku tygodni? Musiał istnieć jakiś powód, który co prawda nie usprawiedliwiał morderstwa, ale stanowił wyjaśnienie. Przynajmniej według mordercy. A jeśli jednak ten powód krył się w firmie? Może Luciano dokonało jakichś przekrętów finansowych? Stan finansowy firmy pozostawał dla niej równie wielką zagadką, co motyw zabójcy. Clarke miała jedynie czasami styczność z kosztorysami danego pokazu, wydarzenia promującego lub zamówienia materiałów.

Joy spojrzała na wyświetlacz i mimowolnie z jej ust wyrwało się przekleństwo. Kompletnie zapomniała o próbie pokazu! A ta zaczęła się właśnie teraz, w środku na drugim końcu Luciano. Cholera.

Brunetka szybko wróciła do środka, po czym udała się we właściwym kierunku. Dobrze, że znała dom mody jak własną kieszeń. Przynajmniej nie musiała się zastanawiać, którym przejściem byłoby najszybciej albo co gorsza, gdzie miała dojść. Szkoda, że tym razem na próbie miało nie być Wolfie'ego. Przy nim spóźnienie uszłoby jej płazem. A tak? Czekało na nią krzywe spojrzenie i być może gadka o braku profesjonalizmu. W zależności na kogo trafi. Gdyby wcześniej o tym pomyślała, mogłaby zajrzeć na rozpiskę. Teraz nie miała na to czasu.

Po czasie, który jej wydawał się wiecznością, dotarła do pomieszczenia prób. Centralnie na środku znajdował się wybieg. Joy przeklęła ponownie na widok Theo, tyle że tym razem w myślach. Główny projektant osobiście pofatygował się na próbę! To było niesłychanie rzadkie! Przeważnie pojawiał się jedynie na castingach, nie mógłby przegapić wyboru osób godnych noszenia jego dzieł sztuki, oraz na właściwym pokazie. A ona akurat tego razu się spóźniła. Może po raz drugi od początku swojej pracy w Luciano. Miała okropne wyczucie czasu.

- No proszę, kto raczył się w końcu zjawić- usłyszała po swojej prawej głos Hayley. Miała okazję współpracować z nią kilka razy. Szatynka była do bólu szczera i przez to nie zawsze im się dobrze pracowało. Bywała również trochę uszczypliwa.- Już myślałam, że w ogóle nie przyjdziesz.

- Wybacz, mój błąd. Byłam zajęta obowiązkami służbowymi i straciłam poczucie czasu- powiedziała brunetka. Z ulgą usiadła koło Hayley. Może i nie biegła na próbę, ale szła najszybciej jak potrafiła. Czuła lekkie palenie w mięśniach nóg. Chyba powinna popracować nad kondycją.

- Obowiązki służbowe. Tak jasne- rzuciła szatynka głosem, ociekającym sarkazmem. Właśnie dlatego Joy nie lubiła z nią pracować. Nawet jak starała się być dla niej miła, to Hayley potrafiła zniweczyć jej dobre chęci.

- Co się stało, że Theo osobiście się tutaj pofatygował?- spytała Clarke, ignorując tamten komentarz.- Od początku mojej pracy w Luciano to mu się jeszcze nie zdarzyło.

- Nie mam pojęcia. Może to przez te morderstwa? Może obawia się jak zostanie przyjęty pokaz i chce, żeby wszystko było perfekcyjnie?

Hayley wzruszyła ramionami. Joy wzdrygnęła się mimowolnie. Perfekcja według Theo. Modele będą mieli przerąbane. On czepiał się dosłownie wszystkiego, co było możliwe. Jego pojęcie perfekcji kładło poprzeczkę znacznie wyżej niż wygórowane standardy.

- Dzięki Theo nie mamy kompletnie nic do roboty- mruknęła szatynka, spoglądając na chodzących w jedną i drugą stronę modeli i modelki.- Nie będziemy się wtrącać, prawda?

- Zdecydowanie nie- potwierdziła Joy. Cóż, nie chciała wylecieć z Luciano. Przynajmniej główny projektant miał tego dnia całkiem dobry nastrój. To znaczy, czepiał się modeli i modelek jak zawsze, ale niczym nie rzucał ani nie popadał w depresyjny nastrój. Niezależnie od nastroju, brunetka nie zamierzała wchodzić mu w drogę, skoro najwidoczniej świetnie sobie radził przeprowadzając próbę.

- Przy okazji wiesz może czy ktoś ostatnio nie zrezygnował albo nie wyleciał z pokazu? Dziwna sprawa, bo widziałam, że jest o jednen strój za dużo w stosunku do modeli.

- To ty nic nie słyszałaś?- zdziwiła się Hayley. Jej mina pytała, skąd się urwała, że nie miała o tym pojęcia, co tym bardziej ją wkurzyło.

- To znaczy? Nie, nie wiem o co chodzi. Przejdźmy do tej części, kiedy przestajesz się dziwić i mówisz co się wydarzyło.

Hayley przewróciła oczami, po czym wskazała na wybieg. Brunetka dopiero teraz przypomniała sobie, że pewien ciemnoskóry model miał iść w zbliżającym się pokazie. Miał na sobie czarne spodnie garniturowe, czarną marynarkę, a na twarzy czarną siatkę, której zastosowania nie potrafiła wymyśleć. Niezależnie od tego co by ubrał i tak rozpoznałaby go błyskawicznie. Milo miał charakterystyczny chód, emanujący pewnością siebie.

- Ten model zrobił na Theo tak wielkie wrażenie, że główny projektant postanowił, że będzie otwierał i zamykał pokaz w dwóch różnych stylizacjach. Niezwykłe, co?

Brunetka skinęła głową. Oczywiście, że była w szoku. Takie rzeczy bardzo rzadko zdarzały się z Theo.

- Ale właściwie się nie dziwię. Świetnie chodzi, jest nieziemsko przystojny, ma warunki... Wiesz jak działa modeling. Już nie wystarczy mieć wyglądu. Trzeba mieć jeszcze to coś, a on to ma. Wiedziałaś, że to jego pierwszy pokaz? Podobno dopiero zaczyna pracę w modelingu.

Joy przestała słuchać koleżanki. Jasne, że o tym wiedziała. Ciężko było się z nią nie zgodzić. Milo rzeczywiście miał to coś, co sprawiało, że ciężko było jej oderwać od niego wzrok. Zwłaszcza na wybiegu. Mimowolnie przypomniała sobie, że sama uczyła go chodzić. Naprawdę szybko się tego nauczył.

*****

Zdecydowana większość pomysłów Cross się wyczerpała. Dowiedziała się, że pewien płatny zabójca był opłacany przez agenta FBI. To rozczarowujące, że w nowojorskiej filii mieli osobę tego pokroju. Agentka próbowała namierzyć tego agenta, bo chociaż była pewna, że to był ktoś z FBI, nie miała pojęcia kto dokładnie. Agentów specjalnych było dobrych kilka tuzinów. Zdecydowanie za dużo jak na jej gust, żeby móc swobodnie działać.

Już pomijając sam fakt, że żeby udowodnić coś federalnemu, trzeba mieć solidne dowody, to na dodatek miała zbyt wielu kandydatów do prześwietlenia. Nawet gdyby wykorzystała wszystkie swoje kontakty i osoby wiszące jej przysługi, dalej mogłaby nie mieć zleceniodawcy kilku morderstw na arenie politycznej. Potrzebowała część osób wykluczyć, zawęzić krąg podejrzanych.

Rudowłosa postanowiła wprowadzić w życie pomysł, który zostawiała na koniec. Był nieco ryzykowny i zakładał działanie na granicy prawa, ale jednocześnie był niezawodny i skuteczny.

Agentka poczekała aż zapadnie zmrok, w międzyczasie przebierając się w czarną bluzę i czarne legginsy. Włosy związała w kucyk i możliwie jak najdokładniej ukryła je w kapturze. Na głowę włożyła najbardziej pospolitą czapkę z daszkiem z napisem "NY". Można było taką kupić w niemal każdym sklepie w Nowym Jorku. Był to najpospolitszy model, jaki znalazła. Dodatkowo do ust włożyła specjalne wypełniacze, które zniekształcały jej głos oraz nieznacznie zmieniały rysy twarzy.

Doskonale, stwierdziła, spoglądając na siebie w lustrze. Wiedziała, że kolor włosów grał na jej niekorzyść. Był dość charakterystyczny, ognisto rudy. Jednak nie mogła się zmusić, żeby je przefarbować. Lubiła ten kolor i byłoby jej przykro go zmieniać, niszcząc przy okazji włosy. To co zrobiła, musiało wystarczyć.

Po zmroku opuściła mieszkanie, uprzednio biorąc do kieszeni poręczny rewolwer o kalibrze trzydzieści osiem milimetrów. Poręczny, idealny do precyzyjnego strzelania, nie za mocny.

Agentka zdążyła wcześniej zainstalować w telefonie obserwowanego obiektu aplikację śledzącą. W zasadzie zleciła to znajomemu informatykowi, który wysłał maila z pewnym haczykiem, jak już się w niego weszło, w tle instalowała się aplikacja śledząca. Technologia w dzisiejszych czasach była doprawdy niesamowita. Można było zdziałać cuda na odległość, ani odrobinę nie zbliżając się do śledzonego obiektu. Przynajmniej nie na tamtym etapie. Obecnie szła prosto na konfrontację z niejakim Palmerem. Tak brzmiała ksywka tego faceta w przestępczym środowisku.

Cross zastała Palmera niespiesznie palącego zioło niedaleko jego mieszkania. Przez ostatnich kilka dni zdążyła się zorientować, że średnio co drugi, trzeci dzień chodził do pobliskiego spożywczaka, a palił co najmniej pół paczki dziennie. Więcej informacji jej nie było trzeba. Podeszła do mężczyzny w miejscu, gdzie żadna z okolicznych kamer nie sięgała. Żeby dopełnić kamuflażu zmieniła również chód na nieco wolniejszy i powłóczysty.

- Posłuchaj, Palmer. Masz dwie opcje. Pozwolę sobie zasugerować, żebyś wybrał tę pierwszą. Dla twojego dobra oczywiście- odezwała się Lara. Jej głos brzmiał obco, zdecydowanie inaczej niż zwykle. Efekt był zadowalający.

Mężczyzna spojrzał na nią jakby właśnie zmaterializował się przed nim kosmita. Jego usta wygięły się w pobłażliwym, wręcz rozbawionym uśmiechu. Już nie mogła się doczekać aż zetrze mu ten pewny siebie uśmiech z twarzy. Nie mogła nic poradzić na to, że czerpała satysfakcję z tych nie do końca legalnych działań, chociaż starała się kalkulować sytuację na chłodno. Nie mogła sobie pozwolić na błędy.

- Znamy się? Kim ty, do diabła, jesteś?- zapytał Palmer. W jego głosie dźwięczała pogarda. Jego uśmiech zniknął w chwili, kiedy wydobyła z kieszeni rewolwer, niedbale naciskając kurek. Mężczyzna wytrzeszczył oczy, automatycznie unosząc ręce do góry w geście poddania.- Hej, pogadajmy! Po co ta spluwa? Jestem otwarty na nowe znajomości...

- Posłuchaj mnie uważnie, Palmer, bo nie zamierzam się powtarzać. Nie, nie znamy się i to się raczej nie zmieni. Oczekuję odpowiedzi na jedno pytanie. Masz dwie opcje, jak już wspomniałam. Pierwsza zakłada, że odpowiesz na pytanie i każdy idzie we własnym kierunku. Liczę, że więcej nie będziemy mieli przyjemności się spotkać. Drugą opcję odradzam, bo zakłada ona większe trudności. Nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla ciebie. Z tej odległości bez trudu mogę trafić zarówno w głowę jak i w tors. Pewnie domyślasz się, jakie to cacko wywoła spustoszenie, nawet jeśli nie trafię prosto w serce czy głowę... Ostrzegam, że nie żartuję, jeśli jeszcze się nie zorientowałeś. Rewolwer jest odbezpieczony, czyli kurek jest odwiedziony. Wystarczy nacisnąć spust. Czy jesteś gotowy współpracować?

Cross postanowiła zachować dla siebie informację jak dobrym strzelcem była. Nawet gdyby puścił się biegiem, a ona odczekała kilka sekund, bez trudu byłaby w stanie wykonać śmiercionośny strzał. Nie byłoby mowy o chybieniu z tak niewielkiej odległości, jaka ich dzieliła.

Mężczyzna przytaknął natychmiastowo, z przerażeniem wpatrując się w skierowaną w jego klatkę piersiową lufę.

- Doszły mnie słuchy o pewnym agencie FBI, który sprząta ludzi, którzy stają mu na drodze. Podaj mi jego imię i nazwisko. Z pewnością o nim słyszałeś.

Mężczyzna gwałtownie zaprzeczył, wymachując rękami i prosząc, żeby nie strzelała. Powtórzyła pytanie, ale reakcja była identyczna. W końcu strzeliła. Rozległ się huk, a pocisk uderzył w bruk koło Palmera, którego klatka piersiowa unosiła się jak po długim biegu czy męczącym treningu. Mężczyzna zaczął uciekać, a Cross bynajmniej nie zamierzała go gonić.

Nie udało się, pomyślała, chowając broń do kieszeni i wracając w kierunku z którego przyszła. To oczywiste, że nie zamierzała nikogo zastrzelić. Broń była przekonującym argumentem. Gdyby Palmer znał tożsamość tego agenta FBI, z pewnością by jej powiedział. Był szczerze przerażony.

Lara specjalnie wzięła ze sobą rewolwer, a nie pistolet. Posiadała całkiem pokaźny zapas różnego rodzaju broni. Od strzelb, karabinów półautomatycznych aż po klasyczne glocki, beretty i rewolwery. Miała zarówno starsze modele jak i nowsze. Dlaczego na tę okazję wybrała rewolwer, a nie pistolet? To proste, po wystrzale z rewolweru łuski zostawały w bębenku, a nie wyskakiwały na boki jak w przypadku innej broni. Wolała nie zostawiać łusek na miejscu, ponieważ gdyby ktoś je znalazł, mógłby połączyć ją z tym połączyć. Jej bronie były legalne i co za tym idzie, widniały w rejestrze. Posiadając łuskę, ktoś mógłby bez problemu dojść do właściciela broni, a tego wolałaby uniknąć.

W pewnym momencie Cross poczuła wibracje w kieszeni. Zdjęła rękawiczki, wyciągnęła z policzków sztuczne wypełniacze, a dopiero potem wydobyła telefon. Interesujące, pomyślała na widok znajomego imienia na wyświetlaczu. Odebrała połączenie.

- Witaj, Corrie. Miło mi cię słyszeć. Dawno się nie widziałyśmy- powiedziała Cross. Nie spodziewała się tego telefonu.

- To prawda- potwierdziła Corrie bez entuzjazmu. W jej głosie słychać było niepewność, jakby wahała się czy aby na pewno powinna do niej dzwonić.- Dobrze wiesz, że nienawidzę tych wszystkich sztucznych uprzejmości. Oszczędźmy sobie tego. Dzwonię z konkretną prośbą. Nie wierzę, że to mówię, ale prowadzę pewne śledztwo i... Przydałaby mi się twoja pomoc. Nieoficjalna, rzecz jasna.

Z jednej strony Cross była zaintrygowana, co za skomplikowane śledztwo prowadziła policjantka Corrie, że poprosiła ją o pomoc. Do tej pory jej się to nie zdarzyła. W zasadzie, zadzwoniła do niej po raz pierwszy od początku ich znajomości.

- Schlebia mi, że o mnie pomyślałaś, ale obawiam się, że będę musiała odmówić. Również mam na głowie pewne kłopotliwe śledztwo i przydałoby się je doprowadzić do końca.

Agentka próbowała dorwać tego agenta FBI, który zlecał morderstwa. To była niesamowicie istotna sprawa i należało ją w końcu rozwiązać, dlatego odmówiła.

- Źle mnie zrozumiałaś. Nie proszę o pomoc aż do złapania mordercy. Wystarczy dzień, góra dwa pomocy, a później wrócisz do swojego śledztwa. Ta sprawa jest tak pozornie bezsensowna, że z pewnością cię zainteresuje. Okoliczności śmierci ofiar są mocno nietypowe.

Agentka wysłuchała Corrie do końca. Musiała przyznać rację policjantce. Sprawa była interesująca i rzeczywiście bardzo osobliwa. W zasadzie, mogła sobie pozwolić na dwa dni przerwy od prowadzonego przez nią śledztwa. Te dwa dni dobrze jej zrobią. Jej umysł na chwilę oderwie się od tej sprawy i zajmie się czymś innym, a kiedy ponownie do niej wróci, będzie miała pomysł co dalej. To był wyśmienity plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro