Ballet

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomysł od harryjestgejem123: pomysłodawczyni nie chciała, aby umieszczać opis.

Więc tylko ostrzegam, że jest to smut męsko - męski i jeżeli kogoś to brzydzi, to nie musi tego czytać <3 

Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3

3,3k słów

-----

Przed wejściem do szkoły wygładził swoją jasnoróżową spódniczkę, wymiętą przy rogach. Zazwyczaj zdążył ją uprasować zanim zjawił się w szkole, jednak los pokrzyżował jego dzisiejsze plany, a mianowicie jego budzik nie był wystarczająco głośny. Wczoraj całą noc poświęcił nad poprawnym robieniem piruetów w swoich skośnych baletkach, mimo że były jednymi z najtańszych, a jego palce na drugi dzień stały się skostniałymi grządkami po mrozie. Odkąd zaczął chodzić na lekcje tańca do Szkoły Baletowej w Macon, stanie Georgia czuł, że faktycznie oddycha. Nie spodziewał się, że kondycja z dawnych lat w połowie zostanie w jego żyłach, mimo tego i tak musiał pracować nad pewnymi aspektami i niedociągnięciami, z jakimi profesjonalny tancerz już nie powinien się borykać.

Wchodząc na zatłoczony, przepełniony gorącym dymem ciał korytarz w głowie buzowało mu od nowych twarzy. Chodził do tej szkoły od niedawna, a klimatyzacja w tym środowisku wiązała się z czymś, co nazywało się „posiadaniem towarzystwa". Cała szkoła miała kilka sfer, od sztywniaków, po sklerotycznych pasożytów, jednak Harry do żadnej z nich się nie wpasowywał. Co prawda chciał dołączyć do drużyny cheerledarek; ich tiulowe spódniczki uwodziły Harrego, jednak zrezygnował przez pełne pogardy spojrzenia członków. Same dziewczyny, zazwyczaj wysokie o długich, zgrabnych nogach, a za nimi, nie tańcząc stali dwaj chłopcy; Robert i Sam. Byli głównie od podnoszenia, ale zazwyczaj ich rolę pełniło także uważne wypatrywanie, czy aby nic nie przeszkodzi w występie (poślizgnięcie na czymś, etc.). Harry jednak pragnął bycia kimś, kto mógłby zadebiutować, być kimś ważnym, skupiającym na sobie wzrok widowni, chciał być zawodowym tancerzem baletu.

Runął za ziemie, kiedy zamyślenie sięgnęło zenitu.

- Co ty, kurwa, odpierdalasz? - brzydkie słownictwo gruchnęło nie miło w jego uszach. - Nie dość, że spedalony to jeszcze nie umie chodzić. Podać Ci szpilki, ofiaro?

Zaczął cicho płakać, kiedy starszak stojący nad nim, wydzierał swoimi ustami coraz to nowe przezwiska. Nastolatek spojrzał chyłkiem na zegarek. Dochodziła dwunasta, więc jego zajęcia dodatkowe powinny się niedługo zacząć. Wstał, nie zważając na kopiącego go chłopaka.

- Gdzie idziesz?! - pchnął go ostro na przeciwległe szafki, tak, że jego lewę ramię z łoskotem uderzyło o zamek jednej z kolorowych szafek. Zaczęło go podpiekać i szczypać, kiedy jeszcze go szarpał. - Pieprzony małolat.

Harry w prawdzie nie chciał wszczynać bójki, choć był hardym chłopcem, jednak wiedząc, że niekoniecznie chcę przyjść spóźnionym i posiniaczonym na swoje dodatkowe lekcje, uległ poddańczym zmysłom. Słuchał jeszcze chwilę jak go wyzywa, widział jak każdy spogląda na niego ze współczuciem. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jeszcze ani raz nie spojrzał na swojego oprawcę. Miał intensywnie lazurowe tęczówki, przyglądały mu się ze złością, nieposkromionym potworem. Opadające na czoło kosmyki włosów tworzyły go jednak trochę dziecięcym i niechlujnym, a wąska linia ust kolidowała z tym, powrotnie kreując jego postać na osobę dorosłą.

- Zostaw mnie. - nawet nie wiedział, kiedy głuche słowa wyszły z jego ust. - Powiedziałem puść mnie.

Chłopak szarpnął się, a dzwonek zabębnił im w uszach.

- Nie wchodź mi więcej w drogę. - ostrzegł go starszy, puszczając chłopca wolno.

Kiedy odchodził, czuł na swoich pośladkach wzrok oprawcy.

***

Zajęcia poszły mu znakomicie; opanował nowe techniki, nauczył się wielu przydatnych rzeczy, a na dodatek zaczął odrobinę flirtować z nauczycielem baletu, panem Grimshaw'em.

- Dobrze sobie radzisz, Harry – szeptał mu niechlujnie na ucho, kiedy chłopiec poddany majestatycznym głosem, czuł jak jego kości zamieniają się w galaretę. - Uwielbiam zajęcia z Tobą. - przygryzał jego ucho, dłońmi dotykając ud zielonookiego. Zdążył się przebrać po lekcji z leginsów, powrotnie w spódniczkę.

- Panie Grimshaw – westchnął w jego szyję, wypinając swoje jędrne pośladki i kołysząc nimi przed nauczycielem.

- Uh, Harry – wpełzł swoją ślimaczą (giętką) dłonią pod jego spódnicę, namacając coś dużej wielkości; pośladki. Pocierał je, rozszerzał, ściskał, a Harry myślał jedynie o swojej ogromnej erekcji i tej, która napierała na jego majtki (Nick'a).

Zanim mogli się zorientować, że sala jest otwarta a dostęp do niej możliwie nieograniczony, było już za późno. Nauczyciel zauważył, że niejaki Louis Tomlinson (poranny oprawca Harrego), wchodzi do sali niepostrzeżenie i z dziwnym grymasem spogląda na młodszego nastolatka. Harry nie widział w tym złości, ani jakiejkolwiek oznaki gniewu, samo rozczarowanie.

- L-louis – łypnął, odpychając namolnego mężczyznę. - Uh, my tylko ...

- Pedał. - syknął, a jego oczy podeszły łzami. - Pierdolona dziwka. - bluźnił, a jego wargi sączyły się od brudu; niepohamowanej złości, czego nie można było powiedzieć o oczach. One cierpiały, tonęły we łzach.

Harry chciał coś powiedzieć, ale stał tylko osłupiały, ponieważ tylko to mu zostało, nie stracić godności.

***

Sam nie wiedział, czy był „dziwką", jak nazwał go Louis. Od zawsze mieli ze sobą na pieńku, jednak obelgi kierowane w jego stronę zazwyczaj były bezpodstawne, a teraz? Jak ma się czuć z faktem nakrycia na obfitym macaniu z nauczycielem tańca? Jak ma się z tego racjonalnie wytłumaczyć? „Chciałem zatańczyć z panem sambe, a skończyło się na erotycznym tańcu"?

Prosił się o to, co spotkało go dzisiaj.

- Podwiń spódniczkę! - ktoś krzyknął do niego, kiedy będąc na korytarzu szkolnym, czuł się jak zalegająca żółć. - Pokaż nam swój tyłeczek, Harry!

Obejrzał się w stronę głosu, a mrowienie z tyłu jego czaszki, rozeszło się chaotycznie. Louis i reszta jego szkolnej anarchii stała przy zbiorniku na wodę, śmiejąc się z Harrego. Nastolatek stał na środku, dyrygując całym pośmiewiskiem, z perspektywy kędzierzawego, wyglądali co najmniej jak gang owdowiałych przedszkolanek.

- Harry, Nick ma dużego? Zmieściłeś chociaż?

Próbował ignorować wszelkie zagrywki.

- Ssałeś go? Jak smakuję?

- Może chcesz teraz possać mi, co? - Louis wystąpił przed szereg. - Zobaczysz czym jest seks z prawdziwym mężczyzną.

Grupa popatrzyła się na niego, na początku z lekkim zdziwieniem, ale widząc jego śmiech, zdali sobie sprawę, że tylko żartował.

- Z wielką chęcią – odpowiedział dumnie, wysuwając się trochę na przód; tłum gapiów zebrał się w kątach. - Jednak wątpię, że masz coś pokaźnego w spodniach.

Louis rozszerzył lazurowe ślepia. Teraz wyglądały jeszcze bardziej intensywnie niż dzisiejszego ranka. Miały w sobie coś emanującego gniewem, złością i czymś, czego Harry wcześniej nie zauważył – pożądaniem. Louis był czarujący i Harry temu nie przeczył, jednak nigdy nie przemknęło mu przez myśl, że faktycznie Harry może go pociągać w ten seksualny sposób. Podciągnął trochę spódniczkę, a uda zrywały się tak, że jeszcze jedno podciągnięcie, a jego majtki i pośladki byłyby widoczne. Nie wiedział, czy chciał to zrobić ze względu pociągu Louis'a, czy może z pogardy; jego wygląd jest jego wyglądem, a ciało jego ciałem.

- Dziwka – syknął jeszcze raz na niego, a Harry z pełną premedytacją skoczył na niego.

Zaczęli się bić. Okładali się pięściami, turlali po podłodze w tle słysząc okrzyki uczniów, a jednak ich uszy wypełniało własne zgrzytanie zębów, jak nienaoliwione drzwi. Louis z początku zdawał się dominować; przygniótł go do ziemi, przyduszając, potem jednak rolę się odwróciły. Harry siedział okrakiem na jego kroczu, starając się kryć fakt, że jego penis pod malutką przykrywą majtek styka się z innym ciałem i pociera, pociera, pociera, a jemu robi się wilgotno. Podczas walki nie panował nad tym, zaczął krążyć biodrami, w końcu nawet skomleć cicho, jednak widownia nadal widziała w tym bójkę. Louis nie ukrywał rozkoszy, niechcący (podczas walki) podwijając chwilowo spódniczkę Harrego i widząc na jego fikuśnych majtkach małą plamkę. Wypychał biodra, a Harry zaczął jeździć swoim kroczem po jego, coraz szybciej. Szatyn już czuł erekcję i śluz wypływający z niej.

- Wypieprzę Cię, Haz – szepnął mu wtem na ucho, kiedy młodzian próbował zaznać ulgi przez pocieranie. - Nienawidzę Cię, a chcę uprawiać z Tobą seks. To wariactwo?

- Uh, Louis – sapnął rozkosznie, czując jak jego mały penis wydala więcej płynów. Po chwili zdecydował się to przerwać; tłum gapiów zaczął coś podejrzewać. - Naprawdę chcesz mnie przelecieć?

Starszy nie odpowiedział na to pytanie, a może jednak to zrobił, niestety Harry nie zdążył tego usłyszeć, kiedy ten podniósł go z krzykiem gapiów. Przerzucił przez ramię i mimo wiercenia, Harry został obalony; gwardia Louis'a wygrała te starcie, choć nie do końca. Starszy, wciąż dzierżąc wiercącego się nastolatka na barku, ostentacyjnie podwinął jego spódniczkę, obarczając wszystkich widokiem jego niebieskich, fikuśnych majtek.

- Kto jest tu królem!? - Louis zawył głośno, kiedy jego poddani (uczniowie) oddawali mu hołd. Kilka osób sięgnęło po telefony, aby uwiecznić zdjęcie poniżonego chłopca. Tylko że Harry przestał być nieszczęśliwy, czy poniżony. Czuł w sobie sympatię kapitana i chciał ją doszczętnie wykorzystać, ponieważ szczędząc słów kędzierzawy widział w nim dobrego kandydata na seks, ofensywnie ale prosto.

**

Kiedy niezauważalnie wsunęli się do szatni, ich oddechy szarpały płuca gorącym powietrzem. Młodszy czuł, jak jego serce bije ze zdwojoną prędkością, a kończyny trzęsą się, szczególnie, kiedy Louis zaczął go dotykać już na korytarzu. Starszy, zachowując zimno pulsującą krew, zapalił światło w pomieszczeniu. Biała, skromna szatnia z obdartymi ze zgniłej zieleni szafkami. Kilka ławek, wieszaków oraz wyrwane drzwi do pomieszczenia z prysznicami. Może Harry był zbyt nieśmiały, aby komukolwiek to wyznać, ale czasami udawał, że czeka tam na Niall'a, tylko po to, aby podglądać starszaków. To nie tak, że Niall go nie interesował, ponieważ był cholernie gorący, a jego „narzędzia" całkiem sporych rozmiarów, jednak blondyn szukał dominacji. Co prawda raz to zrobili, jako dwaj niezdominowani ulegli, którzy robili to wzajemnie i z śmieszną infantylnością; śmiali się przez pół stosunku, kiedy próbowali sobie obciągać ustami. Tak, Niall był zdecydowanie przyjacielem godnym podziwu.

- Jak się czujesz? - dobiegł go czyiś głos, po raz kolejny opadając na ziemię.

Louis.

- Uhm, d-dobrze – nie był pewny odpowiedzi, ponieważ czuł stres, a zarazem ekscytację.

Starszy westchnął lubieżnie i klapnął z hukiem na ławkę. Rozpiął swój rozporek i zaczął powoli masować swoje krocze, nie spuszczając wzroku ze spłoszonego chłopca. Jego skromnym zdaniem Harry wyglądał uroczo prawie w każdej czynności, a po tym, jak zobaczył jego tyłek na zajęciach baletu, nie mógł spuścić z niego oka. Obserwował go od kilku tygodni.

- Harry, skarbie, nie wstydź się – uśmiechnął się do niego ciepło. - Podnieś spódniczkę.

Chłopiec niepewnie uniósł swoją jedwabną spódniczkę, odsłaniając przed nastolatkiem swoją bieliznę. Louis z oblizanymi ustami przyglądał się małej plamce i na wpół twardemu kutasowi, który zdążył opaść od ich wędrówki po szkolnym korytarzu. Wziął głęboki oddech i przyciągnął chłopca na swoje kolana.

- Nie mogę uwierzyć. Podniecam Cię tak mocno, że popuściłeś na korytarzu. Wszyscy mogli to zobaczyć. - szeptał na jego ucho, dłońmi ugniatając jędrne pośladki; miał zamiar się w nie kiedyś wgryźć.

- Uh, po prostu – zaczął szukać wymówki, zaciskając rączki na koszulce chłopaka. - Ocierałeś się o mnie, to normalna reakcja.

Louis uśmiechnął się szczodrze; wyglądał co najmniej jak szczur z pyzim uśmieszkiem.

- Normalna reakcja też by była, gdybyś doszedł? - włożył swoją rękę pod przód jego majtek, głaszcząc mokry czubek penisa. - Wiedziałem, że w końcu mi się dasz.

Harry otarł się o niego z pewnym już uśmieszkiem (wahania nastrojów to częsta rzecz w tym wieku). Jego malutkie biodra zataczały kółka na rozpiętych jeansach.

- A może to był mój plan? - zagaił, przejmując trochę dominacji. - Żeby Cię uwieść, zaciągnąć tutaj i dać się przelecieć.

Nastolatek prychnął rozbawiony, mocniej pociągając za penisa młodziaka.

- Po moim trupie – zeznał, z ogromnym plaskiem uderzając w krąglutki pośladek chłopca. - Gramy na moich zasadach.

**

Siedział na swoich piętach, pożerając go wzrokiem i (w szczególności) ustami. Pomiędzy jego rozwartymi, grubymi wargami znajdował się średniej wielkości członek; spodziewał się mniejszego, ale nie chcąc dać starszemu satysfakcji i tak powiedział, że jest mały. Cóż, ignorując poczucie winy, on był faktycznie sporych rozmiarów, co odstawało od reszty ciała Louis'a. Małe stopy, zgrabne ręce, mały nosek, a jego kutas był odzwierciedleniem Giganta w stadzie mrówek. Szatnia o tej godzinie świeciła pustkami; zawody skończyły się ponad godzinę temu, a po nich zazwyczaj wszelkie zajęcia na hali są odwołane, co nie przeszkodziło Louis'owi, aby dodatkowo (dla pewności) zabarykadować drzwi. Przecież Harry musi mieć komfort „pracy".

- Shh, dziecinko. Pięknie to robisz – rzucił komplementem, kiedy Harry znów wyjął jego kutasa aby zakasłać.

Louis specjalnie dopychał go do ścianek gardła, aby zobaczyć jak łzy wypływają z jadeitowych tęczówek przez podduszanie. Nie był sadystą, ale Harry i wizja sadyzmu kojarzyła mu się z najmilszym, niespełnionym marzeniem.

- Uh, jest taki mały, że chyba nie poczuję go w sobie – zaśmiał się, chuchając na czubek penisa piekącym oddechem.

Grymaszenie nie wychodziło mu dobrze, kiedy starszak specjalnie dopchnął swojego członka i pieprzył gardło Harrego mocniej, aniżeli powinien. Z czasem wszystko, co było poukładane, przestało takim być. Śliczna spódniczka ubrudzona nieumytą podłogą, oraz śliną skapującą z brody, włosy młodziana za które Louis ciągał, robiąc je bałaganem, napuchnięte usta od zaborczego i doświadczonego ssania.

- Twoje żarty są mało śmieszne, sądząc po tym, jak Cię zniszczę – mrugnął do niego, na co Harry zaśmiał się z penisem w ustach. Wibracje popłynęły wzdłuż ciała Louis'a, tworząc dziką przyjemność. - Wstawaj, czas się porządnie zabawić.

**

Harry czuł jak jego skóra zaczyna podpiekać; penis futbolisty wcale nie był małych rozmiarów. Przekomarzał się z nim cały czas, jak to nie będzie nic czuć, ale teraz był bliski płaczu, kiedy chłopak z rozciąganiem, ale na sucho, wchodził w niego (@wchodzenasucho). Jego rozciągliwa dziurka dzisiejszego popołudnia stała się ciasnym węzłem, który zaczynał czerwienić się po zaledwie drugim palcu.

- Skarbie, nadal taki mały? - starszy zapytał, kiedy posuwał swoim penisem we wnętrzu chłopca.

Ten lekceważąco przytaknął, a po chwili ryknął ze szlochem, kiedy Louis wszedł do końca boleśnie.

Musieli to robić długi czas zanim Harry nie przestał popłakiwać; czuł się faktycznie dobrze. Penis Louis'a był na tyle długi, aby za każdym pchnięciem muskać prostatę młodszego, a ten dochodził już drugi raz. Nieziemsko przyjemne uczucie, myślał Harry.

- Wciąż ciasny – nurtował go sprośnymi tekstami, widząc pałętającą się rozkosz tu i ówdzie. - Cieszę się, że jestem na miejscu Nick'a. - dopchnął go, a chłopiec skomlał. - Nie zasługiwał na Ciebie. Nikt na Ciebie nie zasługuję, oprócz mnie.

- Egoista – Harry burknął z uśmieszkiem, chwytając jego brodę podczas pieprzenia.

- Tylko dla Ciebie – niebieskooki pochylił się nad nim, złączając ich usta w żarliwym pocałunku; definitywnie to uwielbiali. Gorąc ich własnych języków, adrenalina ciała i dźwięki mlaskania. Duszność pomieszczenia przytłaczała ich, dlatego coraz bardziej zamykali się w sobie, patrzyli tylko na siebie, dotykali własnych ciał, żeby nie ześwirować pod natłokiem abstrakcyjnie tworzącej się pary.

- Och, Louis! - krzyknął głośno, kiedy chłopak zaczął brutalnie pchać, jądrami obijając się o ciało kędzierzawego. - N-nie przestawaj! - zaciskał oczy przez czerwonego i pulsującego penisa.

- Dojdź, misiu, tak – jęczał w jego ucho, a Harry poddany troskliwym tonem spuścił się na swoją klatkę.

Czuł jak klatka piersiowa opada, oddech normuję się, a dziurka boleśnie zaciska. Zgrzyt zębów wypłynął z jego ust, podczas gdy Louis powoli wysuwał z niego twardego członka. Zdawał się większy, aniżeli był przedtem. Harry był wyraźnie przerażony faktem, że miał tego mutanta w sobie. Czy istniała śmierć przez penisa? Ewidentnie zostałby pochowany jeszcze dzisiaj, ale fakt faktem, nie umarł.

Louis klapnął obok niego, kiedy ten przestał rozszerzać swoje nogi (złączył je z powrotem). Opuścił swoją pogniecioną spódniczkę i znowu dnia dzisiejszego opadł na kolana przed nim. Wydawał się teraz władczy; pocierał swojego penisa, patrząc z góry na Harrego, jakby planował uduszenie go nim za zaledwie moment. Nie to, że chłopak był masochistą, ale ostatnimi czasy bdsm stało się swego rodzaju modą. Harry miał w sobie namiastkę ciekawości i z chęcią spróbowałby nowych, ostrzejszych metod seksu.

- Będziesz tak klęczał, czy zajmiesz się nim? - prychnął, podsuwając swojego kutasa pod usta chłopca.

Harry podszedł bliżej na czworaka, kręcąc swoją pupą w chodzie, wyglądał co najmniej na zniszczonego, psychicznie i fizycznie. Jego uda drgały pod malutką naporą ruchu, usta siniały od podgryzania i ssania, loki sterczały, a dziurka bezradnie zaciskała się na powietrzu.

- Czego Pan sobie życzy, sir? - zaśmiał się, rozszerzając jego nogi, tak, aby mieć pełny wgląd na penisa.

- Deser lodowy – odparł z udawanym przekąsem; Harry to uwielbiał. Jego maniakalne poczucie humoru, które swoją nietuzinkowością przyciągało go ze zdwojoną siłą.

- Tak jest, sir! - zasalutował do niego, z adoracją spoglądając na dużego członka. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Louis faktycznie nie założył prezerwatywy podczas ich stosunku. To było niebezpieczne. Gdyby doszedł, Harry mógłby dostać jakiegoś zakażenia, a co gorsza dziecka! W ich szkole nieraz były i owe przypadki.

Z lekkim przerażeniem, polizał jego jądra. Poćlamał trochę, ale ewidentnie nie czuł smaku, były słone, jak skóra. Wziął jedno do buzi i zaczął ssać. Najpewniej podobało się to starszemu, bo już po chwili zaczął mruczeć.

- Jeżeli deser będzie nie dobry, zgłoszę reklamację – widział jak oczy Harrego świecą się z podekscytowania.

Wziął drugie jądro w usta i znów zaczął ssać. Patrząc w górę, nawet nie wiedział, jak gorąco wygląda, według Louis'a. Miał wypieki na twarzy, mokre kosmyki włosów oraz malutkie usteczka ssące jak u dziecka.

Ostentacyjnie wziął się za czubek; pieścił go swoim językiem po czym włożył głęboko do gardła. Tak naprawdę on i Niall robili sobie lody tylko dla wprawy przed faktycznymi dominantami i partnerami do seksu. Jak Harry wspominał, Niall był p r a w d z i w y m przyjacielem. Bawił się główką jak zabawką pierwszej ligi, składał na niej pocałunki tylko po to, aby rozwścieczyć Louis'a.

- Do buzi, skarbie – pogłaskał troskliwie jego policzek, a chłopiec posłusznie wepchnął pół długości do gardła, mrucząc na nim.

Robił to szybko, czuł jak jego szczęka boli, ale nie przestawał. Resztę, której nie mógł wziąć, obciągał ręką. Skomlał na nim, kiedy starszy z odchyloną głową był bliski orgazmu, wystarczyło by po raz kolejny popatrzył na chłopca. Wyjął kutasa z jego ust i spuścił się na jego wargi, pozostawiając po sobie białe smugi na uśmiechniętej buzi.

- Będzie ta reklamacja? - Harry uśmiechnął się, zlizując to, co zastał na ustach. Nie smakowało najlepiej, ale chciał się popisać.

- Wątpię.

***

Mijali się codziennie na korytarzu. Chłodne powietrze muskało ich ramiona, kiedy przypadkowo się stykały. Pieprzyli się raz, drugi, trzeci, co było całkiem zabawną historią. Louis nienawidził stabilizacji, uwielbiał natomiast wolne związki, a jeszcze bardziej ich brak. Chciał czuć się wolny jak ptak, aż do grobowej deski, ponieważ to sprawiało, że czuł się władczy. Harremu natomiast od pewnego czasu zaczęło zależeć na przynależności, czyimś wyłącznym zainteresowaniu. Pragnął być światełkiem w czyjejś głowie, ale nie w kolekcji świetlików, on chciał być jedynym świetlikiem u danej osoby. Podbijać z nią coś więcej niż sypialnię, oczekiwać „kochania się", a nie pozornego pieprzenia. Chciał miłości, której u Louis'a nie mógł dostać.

Nie pomyśleli o jednym, ważnym aspekcie.

Harry z urwanym oddechem wszedł do łazienki, jego brzuch burczał, choć niedawno jadł śniadanie. Wpełzł niepostrzeżenie do kabiny, nie podnosząc wzroku na bandę licealistów palących e-papierosy przy umywalkach. Jeden z nich powiedział do niego kumpelskie „cześć, Harry!", jednak on nawet nie zerknął na niego, był zbyt bardzo pogubiony we własnym świecie. Usiadł na desce klozetowej. Mimo lekkiego skrzypnięcia nie speszył się, choć jego ręce drżały od tego, co ma aktualnie zrobić.

Z granatowego w białe kulki plecaka wyjął saszetkę. Miała formę torebki foliowej, a na niej wciąż widniała cena. Nie chciał wiedzieć, jak Niall umiał w jedną przerwę znaleźć test ciążowy, ale był wdzięczny co niemiara. Otworzył deskę i podniósł różową spódniczkę.

- Harry, masz zadanie z majcy? - kiedy wychodził z kabiny usłyszał głos chłopca palącego e-papierosa. Zerknął na niego tępym wzrokiem i pokręcił głową. Jego twarz wyrażała zupełną pustkę, kiedy w rękach trzymał zrobiony test ciążowy. Chłopcy stojący obok niego nie zauważyli go, może to i dobrze. Nawet jakby był negatywny, Harry wolał nikomu nie wspominać, że musiał to sprawdzać. Wstydliwa sytuacja, aby dać się spuszczać wewnątrz siebie w tak młodym i głupim wieku.

Obojętnie otworzył drzwi, a pierwsze co zobaczył na korytarzu to Louis i Niall. Kłócili się, albo dyskutowali z wielką gestykulacją. Kiedy Tomlinson go zauważył, niemal od razu do niego podbiegł.

- Harry – złapał jego dłoń, która wydawała się potwornie zimna. - I jak?

Spojrzał na niego jak sęp, wyrywając swoją rękę.

- Pieprz się.

Zaczął iść w stronę Niall'a, ale ten go zatrzymał.

- Boże, Harry j-ja przepraszam, nie wiedziałem, że jesteś płodny. Przepraszam – ujął jego policzki w dłonie, dopiero po chwili zauważając, że chłopak płaczę. - Haz?

- Dlaczego mi to zrobiłeś?

Wybiegł przez drzwi wyjściowe, rzucając w niego testem ciążowym.

Louis westchnął widząc, że jest pozytywny.

----

Dziękuję za wszystko <3 Z góry przepraszam, jeśli ktoś długo czeka na swojego prompta, ale obecnie w mojej skrzynce jest ponad 10, więc proszę o wyrozumiałość, szczególnie, że zawsze staram się umieścić jak najwięcej historii/fabuły w swoich promptach, dlatego też są dłuższe i tym samym dłużej je się tworzy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro