I Like Ur Tight Leggings, Boy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomysł od yasma: bez opisu na życzenie pomysłodawczyni. 

Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3

2,8k słów

-----


Małe stopy odbijające się od chropowatej powierzchni. Spiczaste kolce wystające z butów, szurające po sztucznej trawie. Światło słoneczne, które od rana nie dawało spokoju mieszkańcom Londynu. Mimo początku wiosny temperatura zaczęła szaleć. Od tygodnia miasto zmaga się z nagłym przyrostem ciepła, a ludzie zaczynają zmieniać się w tępy wosk, unikający słońca. Aktualnie przez te dni wzrósł popyt na wodę, wszelkiego rodzaju cukry (zazwyczaj energetyki) oraz większą wydajność potu. Poza tym aspektem, wiele sieciówek zostało obarczonych klientami, narzekającymi na brak letniego obuwia (jednak czego się spodziewać, kiedy jeszcze wczoraj pozostałości zimy nawiedzały miasto). Louis niekoniecznie lubił taką temperaturę, szczególnie będąc kapitanem drużyny futbolowej reprezentacji Wielkiej Brytanii, otóż to. Chłopak nie raz myślał, że przez te cholerne słońce nie wyjdzie na boisko, nie ma bata. Nie zdawał się być stuprocentowym pedantem, ani nadto schludnym swojego ubioru, aby wstydzić się potu, jednak słońce było jego największym wrogiem na boisku. To nie drużyna przeciwna stanowiła konkretny problem, jednak ta żółta maszyna destrukcji dryfująca na niebie, powodując zasłabnięcia najlepszych graczy, w tym Louis'a. Chłopak zazwyczaj lubił wiosnę (przez temperaturę idealną; trochę cieplej, brak deszczu, sucho), jednak teraz ma kompletnie inny wgląd na tę sprawę.

- Podaj tu! - chłopak krzyknął do Zayn'a, który zdezorientowany niechcący podał do drugiej drużyny. Póki co były to tylko treningi, więc reprezentacja została podzielona na dwa składy. - Kurwa, Malik!

Louis z pełną gracją i determinacją podszedł do mulata, który był gotów jego wybuchu.

- Co jakbyśmy grali na Euro? Też byś podał do przeciwnika? - tyknął go palcem w biceps, dominując spojrzeniem. - Jeżeli jeszcze raz coś takiego zrobisz, to Cię stąd wyjebie, tak?

Mężczyzna przytaknął, choć właściwie w myślach dusił kapitana swoimi rękoma. Louis był nie do zgięcia, jak wiecznie stroszący pióra ptak. Uważał siebie za wzór, nawet kiedy popełniał błędy (jak każdy). Miał o sobie zbyt wysokie mniemanie, bo przecież tylko jemu się c o k o l w i e k należało. To on był królem, potomkiem władcy najchwalebniejszego, a przynajmniej tak mu się zdawało. Był tylko kapitanem reprezentacji, nie mówię, że był to niski szczebel, jednak skromność powinna przynajmniej być w połowie, gdzie u niego nie była nawet widoczna.

- Louis, musimy porozmawiać! - ktoś krzyknął przy furtce stadionu, a wzrok Louis'a nastychmiast skierował się w tamtą stronę. Jey Tomlinson, matka młodziana, ubrana w czarną marynarkę i gładkie spodnie od garnituru.

***

- Idziesz na lekcję tańca. - Louis nawet nie zdążył usiąść na fotelu, kiedy niski dźwięk odbił się od czterech ścian gabinetu. - Żadnego wymigiwania się. Twój ojciec nie żyję, jakbyś nie wiedział, a Twoja siostra niedługo bierze ślub. Pierwszy taniec dla was.

Szatyn spojrzał z pogardą na matkę, mieszającą w swojej herbatce ziołowej łyżeczką. Znajdowali się w przestronnymi biurze, oazie mamy. Mimo, że była kobietą, wystrój był typowo męski i ciężki. Czarne kotary, skórzane fotele, ciemne drewno, wszystko w podobnie oschłym stylu. Kiedyś przy oknie stała paprotka, teraz już jedynie doniczka z ususzonymi liśćmi. Gdyby Louis siedział tutaj po raz pierwszy, za pewne miałby groźne wyobrażenia, przy czym nawet jeden różowy długopis stojący w rzędzie czarnych nie pomógłby. Chłopak pamiętał, że Jey dostała go na swoje urodziny od Lottie, kiedy ta miała sześć lat. Jego matka nie przywiązywała się sentymentalnie do przedmiotów, szczególnie tych od Louis'a. Kiedy zrobił jej laurkę (będąc z niej całkowicie dumnym) ta z udawaną wdzięcznością przyjęła ją, podczas gdy następnego dnia chłopiec zobaczył ją w koszu; brokat zmieszał się z niedojedzoną, gotowaną marchewką, a napis „mamy" został zmazany przez mokre chusteczki do mebli, leżące na laurce. Może to właśnie jego matka ukształtowała Louis'a takim człowiekiem. Zrobiła z niego Pana swego życia, wiecznie dumnego chwalipięte, zawsze mającego wszystko, co zapragnie, bo przecież on z a w s z e był najlepszy.

- Uh, okej. Niech zgadnę, zapisałaś mnie do tego centrum, tak?

Matka przytaknęła, próbując uśmiechnąć się do niego ciepło, co wywołało dreszcze na skórze mężczyzny. Jej uśmiech był cierpki, bardziej przypominał uśmiech 'końcowy', jakby miała zaraz wywrócić się do tyłu na swoim krześle i paść trupem.

- To także Ci pomoże przy tańcu z ... Elosią?

- Eleanor. - chłopak poprawił, odrobinę zażenowany, iż chodzi z El już ponad rok, a jego matka ma problem, aby zapamiętać taki głupi szczegół.

Louis był ładny (jak dumnie uważał), więc mógł chodzić tylko i wyłącznie z ładnymi dziewczynami. Nie obchodziło go, co dziewczyna miała w głowie, ważne żeby dobrze wyglądali na zdjęciach. Wtedy inni zazdrościli, patrzyli na nich przez ten gazeciarski pryzmat, jako parę idealną. Czy Louis ją lubił? To pytanie nie ma odpowiedzi. Louis jej nie znał. Jedynie mógł kojarzyć marki w których kupuję ubrania za jego pieniądze, to wszystko.

***

Chłopak zziajany wpadł do sali tanecznej. Krążył już dobre dwadzieścia minut po tym budynku w poszukiwaniu cholernej sali tanecznej. Po drodze zdążył trafić na budkę ze śmierdzącym kebabem, przedszkole oraz salę do jogi; szczególnie nienawidził rozbudowanych centrów.

- Przepraszam za spóźnienie. - fuknął.

Czuł, jakby skądś znał tę odzywkę. No cóż, w szkole nie był perfekcyjnym uczniem, więc często zaczynał rozmowę z nauczycielem od takich słów.

- Dzień dobry Panie Tomlinson. - usłyszał za sobą donośne, lekko piskliwe chrząknięcie. Och, więc nawet nauczyciel się spóźnił.

Piłkarz zlustrował wzrokiem chłopaka i oniemiał z wyraźnego wrażenia. Dobrze zbudowane nogi, gigantyczne (no prawie) bicepsy, no i te loki. Louis uważał, że jest średni, przecież widział lepszych, sam sądził się za lepszego, co dołowało wszystkich jego przyjaciół.

- Chciałeś się nauczyć tańczyć? - zapytał, odkładając ręcznik i wodę na parapet, a następnie wolnym krokiem podchodząc do wystraszonego piłkarza. - Nie bój się, nie gryzę ... zazwyczaj. - dopowiedział z przekąsem, lustrując tym tyłek Tomlinson'a. Zazwyczaj. - Na nasze następne zajęcia chciałbym Cię zobaczyć w leginsach.

Szatyn zmrużył oczy, podnosząc ociężały wzrok. Niby w jakim celu miał ubrać leginsy do tańca towarzyskiego? Jedynie Harry wiedział w jakim, a mianowicie tyłek chłopaka wyglądałby w nich wyśmienicie. Poza tym gdyby loczek trzymał go w pasie, a jego ręce zjechały by niżej, zatonąłby dłońmi w tych pulchnych pośladkach, ugniatając je, szarpiąc, dając im klapsy, a potem ...

- Harry? - młody mężczyzna chwycił za jego ramię i przysiągłby, że było twarde jak głaz. - Możemy zaczynać?

***

Chłopak był nieugięty, mimo że młodszy od Louis'a o jakieś trzy lata, wciąż udawało mu się „niechcący" chwycić za jego penisa. Harry całkowicie zmienił zdanie, pragnął aby to ciałko go pieprzyło, wyrżnęło do nieprzytomności, ale to naprawdę było trudne, szczególnie, kiedy Louis ciągle deptał po jego palcach, nie umiejąc zapamiętać najprostszych komend.

- Więc, widzę, że jesteś zawodowcem. - piłkarz zaczął temat pierwszy z brzegu, widząc honorowoą półkę tancerza, na której było ponad trzydzieści pucharów.

Harry nie lubił się tym chwalić, ale i owszem, taniec to jego pasja. Sprawdzał się we wszystkich stylach od jazz'u do tańca towarzyskiego; uwielbiał próbować nowych rzeczy. Kiedyś jeszcze nauczał jogi, potem znalazł pracę z kobietami w ciąży przygotowując je do porodu, następnie trafił na salę fitness, a teraz jest tu, pośród własnej tanecznej sławy. Może nie był znany na skalę Europejską, ledwo w Anglii, jednak osiągnięcia znacznie motywowały go w dalszym ustalaniu i dążeniu do celów, zazwyczaj był bardzo wymagający w stosunku do siebie.

- Tańczę zawodowo, więc co się dziwić. Jednak miałem pewną kontuzję, niewielką rzecz jasna, ale nie mogę startować w zawodach, tak czy inaczej.

Wciąż poruszali się na parkiecie; Harry płynnie, Louis mozolnie, jakby strachliwie. Loczek nie czasami płatał mu takie figle, jak przypadkowe wjeżdżanie swoimi dłońmi pod bluzkę Tomlinson'a i badanie jego sutków. Piłkarz mógł myśleć, że w tamtym wcieleniu Pan Styles (to brzmiało tak profesjonalnie) był lekarzem z fetyszem sutków.

- Ja gram w futbol, to moje życie.

I tak zaczęła się dość długa rozmowa pomiędzy reprezentantem Anglii w piłce nożnej, oraz wielce sławnym tancerzem zawodowym.

Harry nie wytrzymał długo i zaczął bardzo nieprzyzwoicie ocierać się o młodego piłkarza. Na początku z przeprosinami, potem już tylko ze stęknięciami.

- Harry, przestań. - Louis warknął po raz kolejny, zatrzymując ruchy chłopaka. Położył swoje dłonie na jego pośladki i przycisnął ich do siebie. Jęknął krótko.

Harry był zszokowany, przez szatyna, który był twardy od jego ruchów i równie spragniony.

- Pomóc Ci, Lou? - kędzierzawy przygryzł jego ucho, chwytając grubego penisa przez materiał ciasnych jeans'ów.

Louis miał wszystko. Dziewczynę, pieniądze, sławę, pewny zawód. Z grubsza mówiąc, nie potrzebował jakiegoś pałętającego się w jego wyśnionym świecie bachora, który mógł mieć większą chcicę, niż jego dziewczyna, kiedy zobaczyła buty za pięćset dolarów. Były obrzydliwie drogie, a tak naprawdę głupio proste. Czarny materiał i pasek, nic wielkiego, oprócz malutkiego, wręcz mikroskopijnego znaczka marki.

Przecież chłopak nie mógł pozwolić pogrywać ze sobą w ten sposób, nawet jeśli ten cholerny dzieciak wyglądał olśniewająco. Nie był jego wart, bo oczywistym było, że Louis umawia się tylko z najlepszymi. On, co najwyżej, mógł być jego marną dziwką, ale jaki w tym sens, kiedy szmatławce kryją się po kątach, jak małe oblazłe pasożytami szczury?

- Nie, Harry. Nie przyszedłem tutaj po to. - powiedział surowo, na co młodszy trochę skulił się w sobie. Naprawdę był człowiekiem hardym i zazwyczaj pewnym swoich ruchów, jednakże młoda gwiazda trochę go peszyła, sama w sobie. - Koniec naszych zajęć, przyjdę jutro i jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz – spojrzał na niego ostrzegawczo. - Pożałujesz tego.

Trzask drzwi zdusił cichy szloch Harrego. Nie wiedział, czemu to zrobił. Wywierał na nim jakąś presję do zwykłego przelecenia go? To nie było nawet odrobinę normalne, to coś niedorzecznego, absurdalnego i zupełnie niezgodnego z zasadami loczka; nigdy taki nie był. Louis rozpalał w nim nowe uczucia, jednak za jednym zamachem umiał je zgasić, jednym małym palcem.

***

Harry już nie próbował nowych sztuczek, nie chciał przyciągnął uwagi Tomlinson'a. Na spotkania zakładał czarne leginsy i , albo mu się to zdawało, albo Louis przez całą lekcje patrzył na jego pośladki w lustrze. Gorzej było jak się schylał; wtedy szatyn nawet nie ukrywał tego, jak pożera go wzrokiem. Coś było nie tak.

Eleanor od kilku dni zaczęła zachowywać się absurdalnie, może faktycznie była to wina Louis'a, kiedy patrząc na nią nie mógł mu stanąć, a kiedy w końcu stanął, szatyn doszedł krzycząc imię loczka. Ich związek powoli się rozpadał, mimo że nikt spoza środowiska nie miał o tym pojęcia. Tym razem Louis przegiął.

- Heeej, Harry – zagruchał, wchodząc do pomieszczenia. Wyglądał na przeszczęśliwego, że nawet kędzierzawy nie szczędził sobie dzisiaj uśmiechu. - Tak cudownie mi na Ciebie patrzeć.

Harry poczuł się osaczony. W jego brzuch wbijała się barierka, a plecy otoczył Louis, swoimi silnymi rękami. Chłopiec mógł poczuć jak szatyn wykonuję koliste ruchy biodrami, wzdychając jego perfumy. Faktycznie zapach Harrego był dosyć autentyczny, coś jak wiśnia, mięta i cytryna. Sam nie miał pewności, czy to mgiełka, którą psika się co rano, czy jego naturalny zapach. Może Harry był tym nienormalnym, pocąc się sokiem z cytryny, kichając pyłkami mięty oraz wydzielając wiśniową ślinę, definitywnie, bo przecież inaczej nie można wytłumaczyć tego zjawiska.

- Panie Tomlinson, co Pan robi? - chłopak zapytał, widząc w odbiciu lustra, jak piłkarz zaczyna powoli obcałowywać jego szyję, dłonie trzymając na udach chłopca. Delektował się jego ciałem, kawałek po kawałku, wtapiając swoje palce w pulchne uda i materiał cieniutkich leginsów. Louis był pewien, że Harry robił to specjalnie, zakładał je zawsze, żeby go kusić, podniecić i dać się pieprzyć. Niemoralne było, żeby paradować przez mężczyzną w takim stroju, to oczywiste, że Louis się nim podniecał.

- Mhm, lubię jak mówisz mi na „Pan", mów tak dalej, dziecino.

Młodszy chłopak z wielkim trudem przełknął ślinę zalegającą w gardle jak najcięższy głaz. Po tym, jak Louis szepnął do niego kilka zbereźnych słów (coś o pieprzeniu, ale nie był pewien) wyczuł zapach trunku z jego ust. Louis się upił i chciał go zgwałcić, a Harry naprawdę się tym nie przejmował.

- P-proszę Pana, to niewłaściwe. - chłopak zaczął się droczyć, wydymając wargę przed lustrem, tak aby Louis mógł to zobaczyć.

- Mhm, szkrabie, tak bardzo niewłaściwe.

Louis przyłożył palec do wejścia Harego, mimo przeszkody leginsów. Zaczął dotykać go w tym miejscu, krążąc biodrami do akompaniamentu jęków tancerza. W końcu nie wytrzymał presji i rozerwał leginsy chłopaka, który pisnął na uczucie chłodu pokrywającego jego śnieżne pośladki.

- Ugh, misiu, ślicznie to wygląda. - Louis chuchnął w twarz Harrego swoim alkoholowym oddechem, a następnie klęknął przed jego pośladkami. - Co my tu mamy?

Rozszerzył pośladki chłopca, który wypiął swój tyłek jeszcze bardziej. Mógł wyglądać jak delfin na pokazie, kiedy widownia piszczy na jego wspaniałe pozy, szczególnie dzieci; małe, piszczące na jego widok dzieci. Kędzierzawy zagryzł wargę, oczekując jakiego uchu ze strony Louis'a, chciał coś poczuć, gdy nagle coś mokrego znalazło się przy jego dziurce, kreśląc obwód. Spiął mięśnie, zamykając oczy z błogiej przyjemności.

- To może być tak cholernie ciekawe doświadczenie. - mężczyzna fuknął, od razu po swoich słowach zanurzając w tancerzu swój język.

Nie był do końca pewien, co go dziwiło bardziej. Fakt, że lizanie dziurki chłopca było całkiem przyjemne i wciągające, czy może aspekt samej gry wstępnej. Z Eleanor nigdy nie mieli czegoś takiego, rzadko kiedy tak naprawdę robili coś innego niż zboczone zdjęcia na Snapchacie z dopiskiem „niegrzeczna dziewczynka", czy coś w ten deseń. Każdy z fanów miał za pewne zbereźne wizję, co robili po zrobieniu tego zdjęcia, jednak oni zazwyczaj się po prostu rozchodzili. Louis nie był pewien, czy brzydził się dziewczyną, był facetem w jakiś sposób go na pewno pociągała, rzecz w tym, że w jego świecie nie istniało coś takiego jak pociąg m i ł o s n y, tylko seksualny. Raz zaruchasz i koniec, nie masz żadnych uczuć do osoby z którą to robiłeś. Może piłkarza to nie ruszało, ale tylko przed tym, jak poznał Harrego. Teraz kłótnie z El są częstsze i bardziej zawiłe, bo Louis poznał kogoś, kto małymi kroczkami chciał ukraść odłamki jego serca, rozprzestrzenione gdzieś na dnie jego klatki piersiowej. Harry był złodziejem, ukradł Louis'owi wszystko to, co zostało zniszczone, ale Harry był też niezłym stolarzem, aby móc to naprawić.

- O mój Boże, Louis, nie przestawaj. - poskomliwanie chłopca roznosiło się po całej sali, kiedy szatyn włączył do działania wszystko. Jego język szybkimi ruchami pieścił wnętrze Harrego, który palcami gładził swoją pachwinę. Jego głowa podpierała się na lustrze, a oczy już dawno były zamknięte.

***

Rozciąganie było jedną z najtrudniejszych i najmozolniejszych akcji, jakie Louis mógł przeżyć, ale to go podniecało. To że podczas niego (a) całowali się (b) masturbowali się nawzajem © dotykali się, ale nie na małą skalę. Ich ciała wręcz tańczyły najbardziej erotyczny taniec, pełen potu, szybkich oddechów, uderzeń w pośladki i agresywnego „malinkowania" siebie.

Harry nie mógł uwierzyć. Jego cała szyja była plagą czerwonych uciśnięć skóry, jak choroba, Harry właśnie zachorował na zauroczenie Louis'em, pozwalając mu wyczyniać z jego ciałem wszystko, co mu się żywnie podoba. Chciał być jego kukiełką, ale pragnął dać mu coś od siebie. Szyja szatyna także tonęła w malinkach, gorliwie ssanych przez Harrego, podczas gdy Louis zanurzał w nim swoje palce w lubrykancie.

- Ugh, rozciągałem Cię latami, a i tak jesteś ciasny jak cholera, słońce.

Kiedy mężczyzna przystawił swojego członka do dziurki młodszego, dziki pisk wypełnił salę.

Poruszali się niespokojnie, dając upust swoim emocjom. Ruchy ich ciał nie ociekały romantyzmem, tylko chęcią zaspokojenia siebie. Na czołach zbierał się pot, a potężne ramiona Louis'a, trzymały talię Harrego, jakby miał wtopić się w szkło (lustro) na którym się opiera. Harry nie mógł nic mówić, widząc odbicie szatyna, który posuwał go, nieprzyjemnie kiedy penis kędzierzawego wbijał się w szczebelek. Minęło kilka złudnych chwil, a obaj osiągnęli swoje szczyty. Sperma Harrego rozlała się w jego leginsach, tworząc morką plamę, a Louis trysnął w środku Harrego, powodując, że nasienie wyciekło z jego dziurki, spływając po udach.

***

Weselna muzyka nie była ulubioną z gatunków Harrego. Wydawała się błazenadą, czymś obciachowym, nie tyle co oryginalnym, bardziej żenującym. Zawsze była wesoła i 'wiejska'. Nie czasami, kiedy wesela urządzane były w tych najdroższych salach balowych, państwo młodzi na przekór elegancji, pokazując środkowy palec arystokracji, dobierali muzykę wiejską, pogodną i skoczną; taką do której każdy, czy w obcasach, czy bez ma prawo tańczyć. Może kędzierzawy chłopiec stojący w garniturze, popijając drogiego szampana, nie był fanem Andy'ego Grammer'a i jego pobudliwych piosenek, jednak przesiadując w tym miejscu czuł niespotykane ciepło.

- Jak Ci smakuję, kochanie? - szatyn objął plecy chłopca, wciągając jego jabłeczny zapach, niczym kreskę.

Musujący drink wciąż osadzał się na pulchnych wargach młodszego mężczyzny, ale nie przeszkadzało mu to w obróceniu swojej głowy i stoczeniu z ustami Louis'a gorliwej walki na pocałunek.

- Ty smakujesz znacznie lepiej. - zielonooki przyznał, przebiegając językiem po swoich wargach, które teraz były połączeniem wiśni i cynamonu.

- Uwaga, uwaga! - ktoś krzyknął z środka sali. - Czas na pierwszy taniec Panny Młodej z jej bratem.

Louis z wielkim uśmiechem wkroczył na parkiet, obracając się, aby posłać ostatnie cmoknięcie do Harrego, jego chłopaka. Status loczka zmienił się od napalonego zboczeńca, do chłopaka w zaledwie miesiąc. To się nazywa szybki awans. Pomiędzy Eleanor a Louis'em było już tylko gorzej, szatyn wiedział, że ich zerwanie było istną kwestią czasu, a gdyby nie Harry nadal tkwiłby w związku bez miłości. Toksyna ogarniałaby go dzień po dniu, szarość doprowadzała do wiecznego otępienia, ciągle uważałby siebie za pępek świata i narcystycznego dupka. Harry nie wywrócił świata Louis'a do góry nogami, on go tylko naprawił, bo Harry jest stolarzem cudzego losu, naprawi wszystko, nawet odłamki stłuczonego serca.

----

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro