Intentional Accident

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomysł od ametner: Zayn odszedł z zespołu i zerwał kontakty z nimi. Niech później okaże się, że Zayn został zgwałcony (niech któryś z chłopaków się dowie) i niech Liam mu wybaczy. Happy end.

Przepraszam, bo wiem, że bardzo słabo opisałam przeżycia po gwałcie, znaczy są takie, no, przepraszam.

Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3

2,1k słów

-----


Smugi światła padały na ciemne, dębowe biurko przepełniony stertą wygniecionych i podartych papierów. Jedne potraktowane kolorowymi mazakami, drugie zaś przejrzyste i oficjalne, jak własnoręczne pisanie konstytucji. Młody, mimo kilku skaz na twarzy, mężczyzna siedział przy nim, niesfornie kręcąc się na obrotowym krześle. W dłoni miał czarny jak węgiel długopis, kontrastujący z kosmykami włosów, a ręka pracowicie na nowo pisała podobny tekst, zaczynający się od słów: „Przepraszam, Liam". Miał wątpliwości, jak prawidłowo piszę się list nie tyle co oficjalny, ale bardziej rozumny i osobisty. Rwał kartki rozpoczynając od zera. Pustkowie jego wiedzy równało się z pustką białego śwista; czasami żółtego przez kawę, która nieraz zdążyła się wylać tego wieczoru.

„Drogi Liam'ie". - postanowił zacząć od tych słów. - „Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem". - do jego oczu napłynęły łzy. - „Nigdy nie chciałem tego zrobić". - jego długopis się zachwiał. - „Ale jestem pieprzonym idiotą, który nie umie Ci wyznać, że Cię kocha!!!!" - zaczął mazać kartkę i wyżywać się na niej nieludzko podle.

- Pieprzony Liam.

Prawdopodobnie nie był jedyną przyczyną dla której opuścił zespół, choć nie przeczył, że był główniejszym powodem. Zayn na własne oczy widział, jak miłość Louis'a i Harrego jest zastrzeżona, ba, można to było nazwać więzieniem dusz, chociażby na względy moralne. Nie chciał żyć z Liam'em w ciągłym zamknięciu, jak ich przyjaciele robili. Pragnął trzymać go za rękę, nawet publicznie (!) i nie strofować się zdaniem innych, co przy ich sławie było awykonalne. Więc postawił na izolację. Przecież narkomani wychodzą z nałogu właśnie przez izolację od substancji trujących, czytaj: narkotyków. Dlaczego więc on, kompletnie uzależniony od stalowego i kochanego uścisku Payne'a, nie może przejść na odwyk?

Kolejna pusta kartka leżała przed jego czerwonymi oczyma; nie miał siły, aby mrugnąć, co było wręcz dobijające. W końcu zrzucił wszystkie świstki z masywnego biurka i drżącymi rękoma wziął bluzę z adidasa (którą kiedyś Louis mu dał, jak było mu zimno), następnie wyszedł z apartamentu.

***

Zerwał z Perrie dobry miesiąc temu. Dla nich obu była to swego rodzaju ulga; niekoniecznie lubili swoje towarzystwo, a dziewczyna nie mogła się z nim rozstać przed tym, jak odszedł z zespołu – to zaczęłoby podejrzenia. „Zdesperowany Zayn po utracie swojej ukochanej dziewczyny popadł w depresję, zaćpiał się i postanowił odejść z zespołu", gdzie tylko odejście z zespołu byłoby prawdą.

Szedł całkowicie pustą drogą; mógł to przemyśleć, wychodząc domu koło pierwszej w nocy. Pamiętał w jakim hotelu zatrzymali się chłopcy, całkiem blisko jego domu. Miał nadzieję, że ich tam zastanie. Droga zaczęła się zwężać, a kwestią czasu było, kiedy z obszernej jezdni stała się ciasną alejką z zagęszczeniami bluszczu na poszczególnych fragmentach zimnego muru. Zacisnął pięści, kiedy podmuch wiatru skłonił go do uronienia łez. Było mu faktycznie zimno, mimo bluzy Louis'a. Pamiętał, jak konkretnie ją przyjął. Stali na lotnisku w drodze do Kaliforni, tylko oni dwaj; Liam, Harry i Niall mieli wcześniejsze loty. Mulat był pewien, że chodziło o fakt Louis'a i Harrego. Chcieli ich rozdzielić na każdym centymetrze życia, dla celów mogli nawet oddzielić powietrze, którym oddychali. Mulat chciał po prostu towarzyszyć mu podczas tego lotu. Rozmawiali wtedy naprawdę dużo, szczególnie o ich związkach. Tylko Louis wiedział, jakie uczucie ciemnowłosy żywi do Liam'a. Mniejsza z tym. Po wyjściu z samolotu zalała ich zimna, deszczowa pogoda; mimo że zabrali ze sobą mało ciepłe rzeczy. Wychodząc, Louis zobaczył trzęsącego się mulata i w braterskim geście zdjął z siebie bluzę, nakładając ją na Zayn'a. Wtedy, kiedy owy fakt dotarł do prasy, istnienie Zouis'a stało się tak bardzo prawdopodobne, jak nigdy. Mężczyzna pamiętał, jak Harry się załamał widząc to. Faktycznie, wścibskie nosy reporterów odnośnie sprawy z Larrym nie były łatwe, ale punktem kulminacyjnym był fakt, że Twój chłopak okrzyknięty gejem, według prasy spotyka się z Twoim przyjacielem. Liam mimo wszystko też nie był zadowolony, jednak Zayn nie miał pojęcia czemu.

Idąc w absolutnej ciszy, zauważył czyiś cień. Znieruchomiał natychmiastowo i przełknął gulę w gardle. Czarna poświata znów przemknęła gdzieś, a jego szósty zmysł odpalił się jak żarówka, niestety energooszczędna. Ktoś w mgnieniu oka przyszpilił go do muru, a chrzęst upadającego telefonu odbił się o jego uszy. Prawdopodobnie jego najnowszy Iphone 7 poszedł w zapomniane.

- Hej, kruszynko. - usłyszał ochrypnięty głos. - Jak się dzisiaj masz?

Mógł to przemyśleć. W jego domu roiło się od kamer, a sam posiadał trzech ochroniarzy, których nawet nie śmiał wynająć na tę podróż.

- Puść mnie, a nic Ci się nie stanie. - mulat ostrzegł go, zachowując powagę. - Jeżeli powiem o tym komuś, będziesz miał przesrane. Gwałt na piosenkarzu? Nie brzmi dobrze.

- P i o s e n k a r z u? - wycedził. - Co najwyżej mógłbyś śpiewać w taniej operze mydlanej.

Zayn zmarszczył brwi.

- Czego oczekujesz, więc?

Mężczyzna zjechał dłońmi na tyłek piosenkarza i zaśmiał się pod nosem.

- Poprawka. Czego m y oczekujemy.

Wtem zza rogu ulicy Roosevelta wyłoniła się kolejna postać. Zayn miał twarzy przypiętą do muru, a oświetlenie wcale nie pomagało w wyznaczeniu konturów oprawcy.

- N-nie róbcie tego. - w końcu ze zrozumieniem sytuacji, jego głos się załamał. - J-ja, nie zasłużyłem na to.

Mężczyzna, który doszedł do całej 'gry', przekręcił jego twarz w swoją stronę i brutalnie wbił się w jego usta. Zayn zaczął wierzgać na zyskanie czasu, jednak za każdym razem został okładany po policzku. Jego piekące oczy bolały, kiedy jeden z mężczyzn zaczął obcałowywać jego twarzy, a drugi, trzymając mulata w szczelnym uścisku, powoli zsuwał z niego spodnie. Nie mógł uwierzyć, że tutaj straci swoje dziewictwo. Z dwójką kompletnie nieznanych mu osób. Czuł się, jak wygrana na loterii, cholernie niefortunnej loterii.

- Co my tu mamy? - ochrypły głos za jego plecami, zjeżył mu włoski na karku. - Kochaniutki, przynajmniej masz prawidłowe kształty. - jeden z nich klepnął go ostro w pośladek, na co znowu zaczął wierzgać. Mężczyzna o ochrypłym głosie z gniewu, wbił jego twarz na mur, tak, że Zayn czuł metaliczny posmak krwi, cieknącej z nosa.

- Kurwa, uspokój się. Wypniesz się i po sprawie.

Z jego oczu toczyła się Niagara łez; czuł jak skapuję na jego szyję i moczy kołnierz bluzy.

- Widzisz to, Bradley? - mówiąc, potrząsnął nagimi pośladkami chłopca. - Zaraz w to wejdziemy.

- P-proszę, będziecie mieli kłopoty, n-nie róbcie tego.

- Shh. - jeden wślizgnął się przed Zayn'a, natomiast drugi obejmował go z tyłu. - Odpręż się. Ja i Bradley zajmiemy się Tobą. - mulat poczuł jak rozsuwają rozporki i gdyby nie fakt, że wymiotowanie uważał za nieetyczne, najpewniej właśnie taplałby się w swoich zażółkłych wymiocinach, jako ludzki wymiot.

- P-proszę. - szepnął po raz ostatni, a tuż po tym wydarł się wniebogłosy, kiedy krew i łzy wylatywały z jego ciała.

***

„Zayn Malik, ikona popu i były członek zespołu One Direction, wczorajszej nocy został napadnięty na skrzyżowaniu ulicy Roosevelta i Churchilla, boleśnie pobity oraz brutalnie zgwałcony. Chłopak wyszedł na miasto bez swoich ochroniarzy, jak sami twierdzą. Gwałciciele są poszukiwani, a akcja wydarzeń jest ciągle w toku. O wszystkich najnowszych wiadomościach dowiecie się u nas, na BBC Radio, codziennie o 19 w programie informacyjnym. Zayn Malik wstrzymał się od udzielania odpowiedzi prasie. Miejmy nadzieję, że szybko wróci do form – pip, pip, pip". Liam zgasił telewizor.

Leżał na łóżku, w połowie świadomy, w połowie pochłonięty pustym, zwiewnym snem. Obudził się gwałtownie, kiedy ktoś wyłączył telewizor. Rozejrzał się po pokoju rozbudzony, kiedy śnieżna pościel okrywała jego nagie, obolałe ciało.

- Hej. - Liam nie patrzył na niego. Aktualnie siedział na dębowym biurku przeglądając stertę wymiętych papierów; Zayn nie do końca reasumował sprawę.

- Hej. - burknął trochę niszowym głosem. - Długo tu jesteś?

Liam wyprostował się na krześle i spojrzał na niego kątem oka. Oczy miał perskie, jak mulat myślał, zawsze wyglądały mu na kocie.

- „Długo" to pojęcie względne. - odparł ozięble. - Dobrze się czujesz?

Zayn wzruszył ramionami w obojętny sposób. Prawda była raczej oczywiście boląca; mulat nie czuł, nie czuje i nie będzie się czuć dobrze. Bał się, że ten uraz zostanie mu na wieki.

- Mogłeś mi o tym powiedzieć. - spojrzał na niego smutnie, wymachując zgniecionymi świstkami papieru. - Mogliśmy wyjść z tego – przełknął ślinę. - razem.

Zayn spuścił głowę na myśl, że Liam czytał jego próby napisania listów.

- Bałem się. Nie chciałem żeby i moja miłość stała się ciężarem.

Liam wstał z czarnego krzesła i usiadł na piętach przed łóżkiem chłopaka. Dłonią odgarnął z czoła jego węglowe kosmyki.

- Nigdy nie była ciężarem, Zayn. To właśnie dzięki niej miałem siłę, której, odkąd odszedłeś, mi zabrakło.

Mulat złapał za jego dłoń.

- Wiesz jakie to uczucie, kiedy chłopak w którym się kochasz od lat na każdym kroku rani Cię swoim szczęściem? Raniłeś mnie byciem szczęśliwym, Liam. Bo byłeś szczęśliwy przez swoją dziewczynę.

Mężczyzna wszedł na łóżko i zgarnął piosenkarza do ucisku; stalowy, taki o jakim Zayn śnił po odejściu.

- Byłem szczęśliwy przez Ciebie, idioto. - pocałował go w czoło. - Poza tym, nie zwalaj winy na mnie. Czemu przez pieprzony rok nie odzywałeś się do mnie? Chociażby zaczynając od słów: „Liam, jak tam Twoje zapalenie jąder?". Nawet nie wiesz, jaki byłbym szczęśliwy.

- Chodzi Ci o szczęście w rozmowie ze mną, czy w zapaleniu jąder? - dopytał ze śmiechem.

- Faktycznie, zapalenie jąder versus Twój głos, hmm, masz racje. Bolące jądra są fajniejszą sprawą.

Zaśmiali się trochę spazmatycznie, po chwili obaj wybuchli płaczem. Byli jak okres u kobiety; niespodziewane humory.

- Jeśli Twoje j-jądra – Zayn zaczął szlochać. - Jeśli one by się z-zapaliły, co m-miałbym zrobić?

Liam płakał w jego ramię.

- N-nie wiem, Zee. Może p-poszukaj wtedy, jakiejś, yk – dostał czkawki. - gaśnicy.

- Obiecuję, yk, że tak zrobię, yk.

Może ich życie naprawdę potrzebowało tego przypadku? Aby Zayn niefortunnym zdarzeniem znalazł się w tamtym zaułku, bo przecież każdy przypadek ma swój sens. Może i tutaj tak było. Życie to ekstremalnie szybki rollercoaster, jednak zależy czy pędzi w dół, czy aktualnie mozolnym tempem wspina się na górę. Do tego właśnie dążyli; wspiąć się na szczyt, aby potem cieszyć się chwilą zjazdu i ponownej tułaczki. Cały ich kres się zapętlał, nawet można by to uznawać za nudną codzienność, jednak kto powiedział, że nie można wypaść z wagonu? Zayn aktualnie wypadł z niego i z powrotem (z pomocą Liam'a) do niego wszedł. Mimo wszystko próbowali jakoś załagodzić sytuację ich związku, ukryć ją, zakamuflować, przecież i oni mieli prawo do miłości. Niestety zespół nie wytrzymał z taką tłocznością kryjącej się miłości. Rozpadł się po zaledwie pięciu miesiącach od ponownego wejścia Zayn'a do grupy.

Ich losy z grubsza potoczyły się w (nie) śmietankowy sposób.

- Nie wierzę, że znowu to zrobiłeś! - Louis ryknął, widząc jak Harry osowiale trzęsie się na kanapie. - Mówiłem Ci, przestań pić moje piwo, dobrze wiesz, że tylko ja biorę smakowe!

Kędzierzawy pokręcił głową i burknął coś pod nosem.

- Louis, nie jesteśmy razem, więc proszę przestań robić Bóg wie jakie dramaty odnoście swojej n i e p o d p i s a n e j żywności.

Niebieskooki zmierzył go wzrokiem, póki nie wszedł do segmentu kuchennego o drżącym oddechu. Nienawidził takich codziennych sytuacji. Nienawidził zjazdów chłopców, oczywiście, uwielbiał Niall'a, Zayn'a i Liam'a, ale szczerze nienawidził swojego byłego chłopaka. Za każdym razem wytykał mu, że już nie są razem, więc nie ma o co się „spinać".

- Harry, wyluzuj trochę. - Niall popatrzył na niego z ukosa. - Nie mam ochoty znowu widzieć jak się kłócicie przez cały nasz zjazd.

- Niech się pieprzy. - fuknął na tyle głośno, aby chłopak mógł go usłyszeć. - Najlepiej z Grimshawem! - krzyknął donośnie.

- Dosyć tego. - Louis wyłonił się spoza segmentu. - Wychodzę. Bawcie się dobrze. Sami.

Chwilę potem usłyszeli trzask drzwi. Chłodne spojrzenie Irlandczyka otuliło ciało modela.

- Harry, idź do niego, proszę. Jesteście, uhm, przyjaciółmi. Nie możecie się przynajmniej pogodzić z faktem, że nie jesteście już razem i powinniście być chociażby mili dla siebie?

- Ja się pogodziłem. - odparł pewnie.

- I dlatego go wyzywasz? - prychnął. - Mądre posunięcie.

Liam i Zayn siedzieli już na tarasie. Louis zdecydował się na użycie grilla i już po chwili razem z Harrym gadali przy nim i podkładali coraz to nowe kiełbaski.

- Myślisz, że się pogodzą? - Zayn przekręcił głowę na leżaku w stronę swojego narzeczonego.

Liam ocknął się zatransowany śmiesznym odcieniem chmur.

- Huh? - nie zrozumiał pytania.

- Louis i Harry. - mulat złapał go za ciepłą dłoń. - Oni no wiesz, myślisz, że ...?

- Nie zejdą się. - poprawił się na kwiecistym leżaku. - To raczej pewne.

- Och. - mulat bąknął. Był trochę sfrustrowany faktem, że jego najlepszy przyjaciel jest nieszczęśliwy. - Ty też na początku mnie nie lubiłeś. - wypomniał. - Mówiłeś, że wyglądam jak nieogolone dziecko.

Liam zaśmiał się tak donośnie, że Niall o mało co nie wpadł do basenu.

- Nadal nim jesteś. - otarł łezkę śmiechu. - Moim nieogolonym dzieckiem.

Zayn fuknął obrażony, jednak w duszy miał z tego ubaw. Byli dosyć oryginalną parą, jak na te czasy. Ich stosunki były dosyć komiczne, choć faktycznie czuli, że się kochają; okazywali to jednak w inny sposób. Ale tak im było najlepiej, nawet jeśli wszystko wokół nich się wali, oni chcą być stabilni, nie chcą popełniać takich błędów, jak Louis i Harry.

----

Dziękuję, że jesteście <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro