Though Thousand Years

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomysł od DirectionQween (prosiła, abym nie dawała opisu, więc nie daję xD)

Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3

1,3k słów

------


Harry

Stałem oparty o jedną z przygaszonych latarni, patrząc na drugą stronę ulicy. Pomiędzy moimi palcami spoczywał gruby papieros, a nad nim unosiła się szara woń. Przysunąłem go powoli do ust, mierząc wzrokiem lokal przed którym stała trójka chłopaków. Jeden był wysoki, co prawda nie tak jak ja, jednakże na swój wiek, wysokość miał wygórowaną. Mój wyostrzony wzrok zauważył, iż jest to mulat z dobrą budową i schludnym, ciasnym odzieniem. Kolejny chłopak miał jaskrawe, srebrne włosy. Śmiał się najgłośniej z całej trójki, podczas gdy mulat rzucał jakimiś dowcipami. Nie musiałem stać blisko, aby słyszeć o czym rozmawiają.

- Wredna suka, pałę może stawiać swojemu mężu, a nie mi – pyskaty chłopiec z tego ciemnowłosego.

Srebrny chłopak poklepał go po plecach, szczerząc się na widok ulubionej knajpy. Często tu przychodzili. Nie wiedziałem z zupełna dlaczego, skoro wszyscy troję mieszkali kawał drogi od tego zatęchniętego szczurami burdla, zwanego knajpką z kebabami. W centrum było z taki co najmniej trzydzieści. Z tego co pamiętam, srebrny chłopiec nazywał się Niall, a mulat Zayn. Byli całkiem dobrymi przyjaciółmi mojego głównego celu obserwowań. Louis Tomlinson, lat szesnaście, urodzony w Doncaster, jednakże z czasem zmienił swoje miejsce zamieszkania na Londyn. Ojciec nie żyję, a matka owdowiała. Jest jedynakiem z paskudnego środowiska. Brud i rachunki wszędzie walały się po jego mieszkaniu. Dbał o czystość, ale czasami było to wręcz awykonalne. Poza tym na drugie imię miał William, całkiem ładnie. Znam dużo więcej faktów, nawet rozmieszczenie jego pieprzyków na ciele, ale teraz moim celem głównym nie było przyglądanie, a w końcu podjęcie rozmowy. Nie podejdę teraz. Jest zajęty przyjaciółmi.

- Hej chłopcy, spotkamy się jutro, dobrze? - zamachał do nich ręką, poprawiając torbę na ramieniu.

Ten dzieciak był niemożliwy, żeby wychodzić o godzinie dwudziestej trzeciej w drodze powrotnej do domu, na dodatek autobusem, gdzie na przystanku, albo go napadną, albo zgwałcą. Meh, co ja się z nim mam.

Ostatni raz zaciągnąłem się papierosem, zanim nie zacząłem podążać za nim. Aż d przystanku. Usiadł wtedy na ławeczce, czekając na autobus.

- Cholerne rozkłady jazdy – fuknął pod nosem. - Och, jest za dziesięć minut, dzięki Bogu.

Uśmiechnąłem się pod nosem, siadając obok chłopaka. Ten wyraźnie przerażony czyjąś obecnością pod skoczył z piskiem.

- Och, przepraszam, wystraszyłeś mnie.

Nie odpowiedziałem. Wsłuchiwałem się w jego szybsze bicie serca. Boi się mnie. Jakże to urocze. Jednak mój nos zmarszczył się, czując jego zapach. Co prawda, wciąż czułem swój dym papierosowy, ale to jak pachniał ten chłopiec. Syknąłem na ten zapach.

- Uhm, coś Panu jest? - zapytał, a ja mruknąłem pod nosem ciche „nie".

Pachniał tak intensywnie, że dosłownie chciałem go zgwałcić na tym przystanku. Czas opanować wampirze hormony.

- Ile masz lat, chłopczyku? - powinienem dostać order pedofila za takie teksty.

- Dwadzieścia, uhm, pięć. - A Louis powinien dostać order chujowego kłamczucha.

Tak skończyła się nasza rozmowa, kiedy autobus nadjechał, a chłopiec pędem do niego wsiadł. Patrzyłem na jego pupę, jak ślicznie odbija się na ciasnym materiale. Kiedy pojazd odjechał z ulgą wysunąłem kły, zaczynając biec do domu.

***

Tak, to był zdecydowanie ten dzień. Zdam się na odwagę i wyznam wszystko Louis'owi, mimo że może widział mnie kilka razy w swoim życiu, jednak wiem, że go podniecam i straszę w jednym. Czuję jak jego serce biję, a także kiedy ostatnio byłem w sklepie, niechcący jadąc swoją ręką po jego pupie, poczułem zapach preejakulatu, który z podniecenia zaczął moczyć jego majtki.

Czekałem na odpowiedni moment, kiedy chłopak jak zawsze na noc uchyli swoje okno. Kiedy to zrobił, wślizgnąłem się przez nie z kwiatami w rękach. Chciałem mu powiedzieć coś, ale do końca nie byłem pewien co. Wampirza miłość zazwyczaj była dosyć trudna. Ludzie nie rozumieli tego, co tak naprawdę czujemy. Oczywiście, bałem się jego reakcji. Bałem się wszystkiego, co wokół mnie otaczało, jednak postanowiłem nie dać się opanować histerią i stanąłem nad jego łóżkiem.

Louis był taki kruchy i malutki. Chciałbym go przytulać w nocy i schylać się, aby dać mu całusy w usta. To był definitywnie niebiański chłopczyk.

- Louis? - szepnąłem cicho, kiedy mój oddech zamarł. Chłopiec nie odpowiadał, a bicie jego serca było w normie. - Louis? - potrząsnąłem nim. Nie oddychał regularnie, jego serce przyśpieszyło. Obudził się.

Nie otwierał oczu, bał się. Gdy chciałem zacząć rozmowę, powiedzieć cokolwiek, jego zapach ... przyćmił mnie i zmanipulował. Potrząsnąłem głową w niedowierzaniu. To ja musiałem panować nad swoim ciałem. Zacisnąłem pięści, oddychając w przyśpieszonym tempie. Na moich ustach pojawił się smak krwi chłopca, a raczej jego wyobrażenie. Słodko - gorzka krew mojego maluszka, powolnie tocząca się po moim gardle.

- T-tak? - pisnął, nadal nie otwierając oczu. Był zaspany, a ja nieopanowany.

Próbowałem to zatrzymać, ale za późno. Zbyt pięknie pachniał.

- Nic, kochanie – szepnąłem sennie nad jego uchem, wysuwając kły – Śpij dalej.

Przesunąłem nimi wzdłuż szyi chłopca, który wzdrygnął się, ale zanim zdołał cokolwiek wydusić wgryzłem się w niego. Jego oczy otworzyły się szeroko, ale usta nie umiały przejąć żadnego dźwięku. Zmroziło go, jak zawsze w takich sytuacjach. Moje kły były głęboko w jego szyi, wysysając słodziutką krew chłopca.

Odsunąłem się od niego, wysuwając narzędzie zbrodni z jego wnętrza. Rana szybko się zagoiła, wręcz po sekundzie. Żadnych zmaz, tylko dwie większe dziury, gdzie krew się zahamowała. Co ja właśnie narobiłem?

***

Obserwowałem Louis'a od kolejnych dni. Zachowywał się dziwnie. W trakcie lekcji wychodził nagle z klasy i gnał do łazienki, płacząc. Pamiętam, kiedy i ja musiałem to przechodzić. Wyrastanie kłów bolało w cholerę, ale tylko przez pierwszy tydzień.

Chłopak stał nad umywalką, płucząc swoje usta. Pochylił się nad nią, obmywając także twarz. Wyprostował się i dotknął opuszkami palców blizny, którą zrobiłem mu kilka dni temu. Blizny, która była nie tylko zwykłym wyssaniem krwi, ale także przemianą.

Kątem oka zerknął na lustro, a jego oczy wytrzeszczyły się widząc moją postać tuż za nim. Przyprawiłem go o dreszcze, ale serce zamierało. Powoli przechodził przemianę, aby umrzeć i ożyć na nowo. Cieszył mnie ten fakt, szczególnie, iż to właśnie ja go przemieniłem, więc to ja będę teraz brać za niego odpowiedzialność. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, może jeszcze niedługo się połączymy.

- K-kim jesteś? - po jego oczach stoczyły się słone łzy. Wiedziałem, że czuję moją obecność. Kiedy śpi, kiedy je śniadanie, kiedy czeka na autobus, ja zawsze jestem gdzieś obok, może nie zauważa mojej obecności, ale wyczuwa to. Jego instynkty się pobudzają. Ciągnął go do swojego opiekuna, wampirzego „tatusia", którym jestem ja. - Odsuń się – zaczął cofać się, najdalej jak mógł, kiedy w końcu uderzył o sąsiedni zlew. - Nie rób mi krzywdy – załkał, a ja przekrzywiłem lekko głowę i zmarszczyłem brwi.

Ludzie są tacy dziwni. Jak małe, płoche stworki. Co nie zrobisz, to się boją. Śmieszne.

Zaśmiałem się pod nosem, podchodząc o krok bliżej. Louis wcisnął plecy w kant zlewu. Był uroczy, idealny do bycia na dole, ale jego odwaga była niższa od zera. Trzeba będzie nad nim popracować.

- Coś się stało, koteczku? - zapytałem, w końcu pochodząc na tyle blisko, że czubki naszych butów się stykały. Nawet różnice wielkości naszych stóp były potężne. Położyłem dłoń na jego policzku, kciukiem ścierając łzy. Chłopiec zatrząsł się pod dotykiem. – Czemu płaczesz?

Chłopak skulił się w sobie, ale tuż po tym poczuł mój zapach. Jego węch zaczął działać, a cudowna woń ogarniała tchawicę.

- Idziesz ze mną, koteczku, potem Ci wszystko wyjaśnię.

***

Wyjaśnienie chłopakowi tego całego sajgonu, było czystym surrealizmem. Nie chciał przyjąć tego do swojej świadomości. Na początku przetrzymywałem go w swoim domu, aby mógł się przyzwyczaić do chęci wysysania ludzkiej krwi i zapobieganiu przykrym wypadkom.

- Mam dość, to za dużo – chłopak po miesiącu ze mną, zaczął powoli pałać do mnie uczuciem. Cieszyłem się z jego miłości, ale Louis był wielce wystraszony swoją przemianą.

- Shh, kochanie, to nie potrwa długo.

Można powiedzieć, że po dwóch miesiącach Tomlinson zaczął wpasowywać się w nasz świat. Poznałem go z moimi rodzicami oraz bliższymi, wampirzymi przyjaciółmi. Nick miał na niego niezłą chrapkę, ale po kolejnym miesiącu jego ochota została zrównana z ziemią, kiedy wyczuł mój zapach na Louis'ie. W końcu moim, połączonym ze mną, Louis'ie.

---

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro