Vulture

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomysł od yasma1616: (w skrócie od autorki) Zayn jest samotnym ojcem rocznej córki. Jest znanym prawnikiem, posiadającym dobrze płatną pracę. Pewnego dnia przychodzi do niego matka z propozycją niani dla córki. Chłopak nie jest zachwycony, ale w końcu akceptuję to. Niall, jako niania, jest najlepszy w swoim zawodzie. Często robi coś ponad to; gotuję i sprząta. Zayn jednak zaczyna zauważać, że zakochuję się w chłopaku (jak i Niall w nim), dlatego zwalnia go z pracy. Po czasie naprawdę żałuję tego co zrobił i postanawia odzyskać go.

Mam nadzieję, że Ci się spodoba <3

2,9k słów

----

Pisk nowych sztybletów odbijał się od grubej, błyszczącej posadzki, kiedy urodziwy mężczyzna kroczył. Lekki zarost okalał jego śnieżną buzię, a ciemne jak noc oczy umiały przerażać, nawet tych najbardziej odważnych. Czarne, węglowe włosy połyskiwały się przez warstwę utrwalacza oraz niekorzystne, pożółkłe światło na korytarzu budynku. Mężczyzna skarżył się na nie wiele razy, jednak jego prośby były odruchowo odrzucane. Niestety argument brzmiący „wyglądam lepiej w białym świetle" nie przekonywał nikogo, nawet do rozpatrzenia propozycji. Pieprzone energooszczędne żarówki. Nie dość, że jest to jedna z najbardziej prosperujących firm w całym stanie, to nie stać ich na białe oświetlenie.

- Najlepszego, Panie Malik. - Troye skinął, widząc znanego prawnika, jakim był urokliwy mężczyzna.

Pan Malik lubił tego chłopca, mimo że był pobudliwy i jedyne, co robił było praktycznie przygotowywaniem kawy i jedzenia dla pracowników. Czasami też miał wrażenie, że brunet chcę mu się w jakiś sposób podlizać, jednak nie teraz. Aktualnie były jego trzydzieste urodziny, dokładniej za cztery godziny i dwadzieścia sześć minut; lubił odliczać.

- Panie Malik, mam nadzieję, że będzie awans. - starszy Steve, jeden z prawników, zasalutował do mulata o nierealnie gładkiej cerze.

Ostentacyjnie dotarł pod drzwi do swojego skromnego biura. Nacisnął klamkę i płynnym ruchem otworzył niezawodzące go wrota. Już w progu dostrzegł, że jego fotel odwrócony jest w stronę okna; nigdy wcześniej nie zostawiał go w takiej pozycji. Poprawił swój krawat, rozluźniając jego konstrukcję, aby następnie przełknąć ślinę z mlasknięciem.

- Hej, mamo. - zakłócił ciszę swoim donośnym głosem; brzmiał co najmniej zbyt poważnie, zbyt prestiżowo.

Kobieta na wysokim krześle obróciła się w jego stronę. Jej ręce spoczywały na podłokietnikach, a wyraz twarzy był skupiony na nicości; zapatrzona w nicość wydawała się jakby trupem, nie mającym celu patrząc. Miała dosyć krótkie włosy, ledwo sięgały jej do uszu. Uważała, że w takich jej ładniej, ale sam Zayn wiedział, że sprawką tych przemian był jego ojciec. Wykształcić u matki wstręt do samej siebie; chciał stworzyć ją jako nową osobę; seksualnie podniecającą, po różnych operacjach, poddał się, zostawiając ją jako szkaradę.

- Znalazłem dla Ciebie niańkę. - jej głos mroził czas, jakby tykanie wskazówek stało się rzeczą niepotrzebną. - Niall Horan, lat 17, ma młodsze rodzeństwo. Idealnie.

Zanim zdążył się postawić, wydusić choćby jęknięcie sprzeciwu, kobieta wyszła z biura.

- Cholera jasna.

***

To nie było wcale tak, że Zayn był złym ojcem dla swojej rocznej córki – Sam. Będąc jednym z najbardziej rozchwytywanych prawników w Nebrasce, podróżując do różnych miejsc, wcale nie tak łatwo mu przychodziło wychowywanie córki. Dziewczynka jeszcze rok temu miała matkę, a teraz jedyne co po niej zostało to zapach perfum, którymi mężczyzna zawsze psika swoje poduszki. Sam nie jest pewien, czy kwestią jest pragnienie odzyskania kobiety, czy może konieczna potrzeba czucia jej bliskości. Z tego co wie jej życie potoczyło się dobrze, jeżeli słowo dobrze, może określić to w jakim luksusie się pławi. Zostawiając Zayn'a dla wiejskiego milionera, mężczyzna miał niewiele w głowie, czy los zaczął z niego kpić, wystawiać na próbę ognia, spróbować złamać, aby następnego dnia budować na nowo? Wiele niewyjaśnionych kwestii wpełzało i wypełzało z jego głowy, tworząc ją metalowym garnkiem z wielosmakową tajską zupą.

- Wyglądasz idealnie, Zayn. Wszystkie na Ciebie lecą, ty seksowny tygrysie. - przeglądał się w lustrze, odziany w nowy markowy garnitur.

Jego krawat nazbyt ściskał szyję, a zegarek przy żywszych ruchach zaczepiał o owłosienie na rękach, szczypiąc go, jednak to nie było jedynym problemem, a mianowicie – Niall Horan. Z niecierpliwości poznania chłopca wygooglował go i znalazł parę przydatnych informacji, jak to, na przykład, że jego obecnym chłopakiem jest niejaki Will Grayson, zamieszkujący niedaleko Sidney'owskiego Uniwerku; był starszy.

Mężczyzna usłyszał nagły grzmot za drzwiami, a tuż po tym wychodzącą z chłopięcych ust bluzgę. Zmarszczył brwi, a gdy ktoś cichutko zapukał do drzwi, zdawał się coraz bardziej wycofywać z pomysłu matki. Ten chłopak był gejem, jaki przykład dawałby jego córce?

- Dzień dobry. - chłopak nie dał przywitać się gospodarzowi. - Czy to jest, uhm, rezydencja Malik'ów? - mężczyzna krótko przytaknął. - Boże, jak dobrze, muszę siku.

Chłopiec nawet nie zastanawiał się wiele, biegnąc do najbliższych drzwi i sprawdzając, co za nimi się kryję. Pan Malik przyglądał się temu z irytacją. Chłopak był dosyć niskim blondynem o niebieskich, jaśniejących tęczówkach. Jego budowa ciała była zdecydowanie wątła, jednak w biodrach i udach był szerszy; niekościsty. Nie czyniło go to grubym, Zayn definitywnie uwielbiał kobiety o większych walorach, co nie zmienia faktu, że Niall jest mężczyzną.

Mulat czekał przed drzwiami, dobrze słysząc jak chłopiec sikając coś podśpiewuję. Jego głowa tonęła w komicznych obrazach, gdzie chłopak z opuszczonymi majtkami, kołyszę nóżkami i podśpiewuję piosenkę, aby krwiożercza deska klozetowa nie wciągnęła jego pupy. Zayn'owi się to raz zdarzyło, po pijaku, kiedy usiadł zbyt głęboko.

- Uff! - blondyn wyszedł z łazienki. - Dziękuję Panie Malik.

Zayn poruszył się niespokojnie, kiedy ciepły ton głosu Horan'a wymówił słowo „Panie". Brzmiało zbyt władczo i oddanie, tak, jak jeszcze nikt tego nie wymawiał.

- Moje dziecko, Samantha - patrzył na niego z góry surowym wzrokiem prawnika. - leży na górze w kołysce. Ma zaledwie rok. W kuchni masz wszystko, jak je, co, gdzie kiedy, co lubi, jak robić.

Postawa chłopca natychmiastowo się zmieniła; stał się potulny, a to uspokajało młodego ojca. Jego błękitne oczęta patrzyły wszędzie, obmacywały swoją obecnością każdy przedmiot w pomieszczeniu. Od drogich, masywnych wazonów, po sprzęt AGD, więcej warty od niego samego.

- Dobrze, Panie Malik – spojrzał na niego, a mężczyźnie zaparło dech w piersiach. Nie z powodu jego wyglądu, ale w jaki sposób na niego patrzył. Jakby uważał go za kogoś znanego, idola, czy kogokolwiek w ten deseń.

- Do widzenia, Niall.

***

Mijał drugi tydzień odkąd Zayn zatrudnił chłopca. Mimo wcześniejszych oporów, Niall świetnie radził sobie w wykonywanej roli, a odkąd dziewczynka spędza z nim czas, jest coraz bardziej ufna. Chłopak robił wiele rzeczy, które nawet nie były konieczne. Pod nieobecność właściciela sprzątał, zazwyczaj bardzo szczegółowo, nawet donice stojące na karniszach, co było nie lada wyzwaniem patrząc na jego wzrost. Poza tym często gotował, dla przyjemności Pana Malik'a. Chciał, aby po przyjściu z pracy mógł zaznać tego komfortu, że jednak nie jest sam. Ktoś czeka na niego w domu z ciepłym obiadem. Co za tym idzie, także wybierał się do sklepu i widząc, że właściciel zostawia mu aż nadto pieniędzy na dziecięce rzeczy, postanowił za nie kupować także jedzenie. Zauważył, że Pan Malik nie ma czasu na świeże jedzenie, sądząc po jego zasobności lodówki.

Tego razu przyrządzał spaghetti w sosie pieczarkowym z sezamem oraz sok z marchwi. Zależało mu na tym, aby mężczyzna odżywiał się w miarę możliwości zdrowo, a codziennie jedzenie na mieście wcale nie wyglądało na coś pożytecznego.

- Uh, kto jest ulubienicą tatusia? No kto? - łaskotał małą Samanthę, kiedy obiad stał na stole, a Zayn powinien tu być za mniej niż minutę. Niall lubił odliczać.

Punktualny mężczyzna zjawił się ze skrzypnięciem drzwi. Jego włosy postawione utrwalaczem do góry (nienawidził żelu), mieniły się w b i a ł y m, domowym świetle, a czarny jak szadź garnitur mieszający się z węgielnymi włosami tworzył go kimś posiadającym niemałą władzę, choć w gruncie rzeczy był, jak Niall mniemał, zwykłym prawnikiem w niezwykle pięknej otoczce. Blondyn pragnął oglądać jego oblicze godzinami, a zostawało mu zaledwie dwadzieścia minut; przed wyjściem i po przyjściu. Zbyt krótko mógł zerkać na jego przystojność.

- Panie Malik – lubił się tak do niego zwracać, ponieważ grdyka Zayn'a po tych słowach poruszała się seksownie, o ile ruch grdyki może b y ć seksowny.

- Niall – rzucił swój płaszcz na fotel i podszedł do dziewczynki. - Hej, Sammie. - pocałował ją czule w czoło, patrząc jak na coś cennego. Niall zauważył, że od pewnego czasu Pan Malik patrzy tak również na niego. - Dziękuję Ci, że posprzątałeś.

- To drobiazg. - uśmiechnął się szeroko. - Uhm, zrobiłem spaghetti, jest na blacie i ...

- Niall – chwycił jego wątłe ramiona w swoje duże, pełne tatuażów ręce; Niall je adorował. - Nie wiem, jak Ci się odwdzięczyć. Jesteś, uhm, wspaniały. - pierwszy raz użył tego słowa od dobrych kilkunastu lat. Nawet jego matka nie słyszała ich od wieku dorastania Zayn'a. To musiało coś znaczy, a mężczyzna próbował to zignorować. - Zjedź z nami, proszę.

- Och, nie, nie – jąkał się. - Jestem najedzony.

- Nalegam. - ścisnął jego ramię długimi palcami, a chłopak uległ pod dotykiem.

Rozmawiali wiele, między innymi o tym, jak Will i Niall się rozstali.

Niall peszył się, kiedy Zayn zaglądał na niego spod swojego talerza. Wyglądał wtedy jak sęp, ale blondyn nie zauważał faktu, że był to o c z a r o w a n y sęp. Ktoś o tak mocnej sile magii jak Magnus Bane musiał go zaczarować, tylko sęk w tym, że nie utknęli w fantazyjnej książce, a ich uczucia są na tyle prawdziwe, na ile mogą.

- Ładnie dziś wyglądasz – wymsknęło się z ust Niall'owi, tak, że ze stresu o mało co nie zwymiotował jednej z pieczarek.

- Ty również – odrobinę zaskoczony oddał komplement, na co chłopiec spalił się rumieńcem. - Lubisz odliczać?

Niall spojrzał na niego spode łba z lekko nierozumną miną.

- Lubię, nawet bardzo – przyznał, dziubiąc widelcem w sezamie; szczerze go nienawidził, ale od matki Zayn'a dowiedział się, co mężczyzna lubi jadać. - To ekscytujące. A ty?

- Ekscytujące? - dopytał, kątem oka zerkając na kołyskę. - Raczej przykre.

Blondyn wyprostował się.

- Odliczanie jest świetne. Można odliczać dni diety, dni do świąt, dni nauki, weekendy.

Mulat przełknął jedzenie i zimnym wzrokiem spojrzał na niego.

- Albo dni do śmierci.

- Nosens – skapitulował Niall. - Przecież nie można być takim pesymistą!

Pan Malik oburzył się.

- Jestem realistą, wszyscy umrzemy. - skwitował.

Niall siedział już cicho, a rozczarowanie na jego twarzy przybrało na wadze. Zayn natomiast patrzył na niego i miał ochotę płakać, pierwszy raz w życiu miał ochotę to zrobić, ponieważ ten chłopiec wywierał na nim presję. Presję zakochania się w niewłaściwej osobie.

***

Zayn rozmawiał z matką, kiedy skończyli dobiła północ. Ich pogawędka trwała ponad godzinę. Nigdy nie rozmawiał tak długo z własną matką. Skonsultował się z nią w sprawie opiekunki do dziecka oraz jego pokręconych uczuć. Jocelyn doradziła mu wtedy kierowanie się sercem, za plecami trzymając kciuki, aby syn w końcu znalazł sobie wybrankę bądź wybranka, który rozpali jego zgorzkniałe serce. Od dawna nie płonęło takim żarem, jak teraz, kiedy patrzył na Niall'a. Zayn jednak nie dał się radom matki i postanowił zwolnić młodzieńca.

- S-słucham? - Niall popatrzył na niego wyłupiastymi oczyma.

- Przykro mi, Niall – westchnął, podając mu rękę. - Nasza współpraca się kończy.

Młodzian odepchnął jego rękę.

- Co Pan sobie wyobraża? Codziennie tu jestem, na każde T w o j e skinienie. - zwrócił się do niego bezpośrednio. - Gotuję, sprzątam, opiekuję się małą. Wiesz, ile dla Ciebie robię? Ile czasu poświęcam na wymyślenie potrawy, która będzie Ci smakować? Ile bólu mnie kosztuję, patrzenie na kogoś kogo ...

- Niall, stój. - popatrzył na niego jak sęp, ale tym razem chłopak się nie bał. - Nie i koniec. To mój dom.

- Zayn! - podniósł na niego głos.

Mężczyzna z wściekłością wymalowaną w oczach spoglądał na niego, jakby gotów do ataku.

- Nie rozumiesz, że jestem samotnym ojcem, który potrzebuję w domu matki, a nie jakiegoś pałętającego się smarkacza!? Jesteś kulą u nogi, nic pożytecznego.

Wśród swojego wrzasku, Zayn nawet nie zauważył, jak szkliste są oczy nastolatka. Pociągał nosem przez cały gwar, a opuchnięte oczka zdawały się gasnąć z każdym, podwyższonym tonem. Jego nogi nie zdawały się już tak stabilne, kiedy pijacko biegł (przez płacz w oczach) po swoją kurtkę. Nie chylił się po dzisiejszą wypłatę. Nie miał zamiaru już nigdy więcej widzieć kogoś, kto go zniszczył. Dawał nadzieję przez małe komplementy, subtelne dotyki, a teraz strącił jak ciężki n i e p o ż y t e c z n y głaz, który robił wszystko, dla jego szczęścia.

Ubrał swój płaszcz, nie kwapiąc się z jego zapięciem i ze szlochem patrzył w ścianę, zakładając trampki. Bał się spojrzeć w lewo, ponieważ w lustrze odbijała się postać. Mężczyzna, skostniały i wyprany z uczuć, luźno opierający się o łuk drzwi. Wyglądał na poważnego, pewnego swojej decyzji, ale w duszy był zbyt roztargniony i nieuporządkowany.

Niall wyszedł bez pożegnania.

***

Z czasem była nowa niania. Osiemnastoletnia Barbara z zamiłowaniem do wszystkiego oprócz obowiązków domowych. Nie była zła; opiekowała się dzieckiem, jak powinna, jednak nie robiła tego, co Niall dotychczas. Wykonywała przymus, czyli zachowywała normy, blondyn ich nie przestrzegał. Chciał sprawić, aby Zayn poczuł się kochany i faktycznie tak się stało. Z odwzajemnieniem.

- O Boże, jestem głodny – warkot silnika zaczął wydobywać się z jego brzucha, jak z najstarszego motocyklu. - Barbara?

Młoda dziewczyna spojrzała na niego z ukosa. Jej blond pasma opadały lekko na twarz. Miała śliczną, piegowatą cerę, a jej nos był uosobieniem czegoś maleńkiego. Wyglądała trochę jak wyrośnięte dziecko, jak Niall. Nie był zbyt wysoki, więc Zayn mógł uznawać go za czternastolatka i gdyby ktokolwiek zobaczył jego mokry sen z nim w roli głównej, poszedłby siedzieć za pedofilię. Jednak Barbara nie pociągała go, była po prostu ładna.

- Zayn, przecież nie mam obowiązku Ci gotować – burknęła z przekąsem, ładując do swojej torby telefon i ładowarkę.

Miała rację, jednak Zayn przyzwyczaił się do tego, że ktoś kochający, z mocno bijącym dla niego sercem czeka w domu z obiadem. Tak właściwie nie obiadu mu brakowało, bardziej tej miłości; bijącego serca. To właśnie nią się wystarczająco najadał.

- Dobrze, do widzenia Barbaro.

Dziewczyna kiwnęła i wyszła. Czasami wydawała się niekulturalna względem Malik'a, jednak ten uznał to za zwykłe zachowanie młodzieży w tym wieku. Niall nie posiadał takich „manier". Sugerował się władzy mężczyzny i właściwie to go podniecało. Mógł powiedzieć to z całym przekonaniem, że ten chłopak i jego niby proste, kulturalne słownictwo go podniecało.

Tej nocy nie spał, tak w gruncie rzeczy noc nie była nocą. Zaledwie osiemnasta, a on położył się do łóżka, łkając cicho. Jego dziecko zasnęło, a on czuł, jakby nie miał podpory, stracił ją z własnej winy, własnego boskiego przekonania. Mieszał siebie z zerem, beształ i wyzywał, kiedy w końcu zdał sobie sprawę, jak bardzo brakuję mu tego chłopca. Jego suchych żartów odnośnie pogody, które nigdy go nie śmieszyły, ale nadawały mu uśmiech, sens. Para pięknych, błękitnych oczu zawsze wyrozumiale na niego patrząca, kiedy spóźnił się nawet o kilka godzin, a chłopak musiał zostawać z małą do późna. Potem za pewne nie zdążał uczyć się do szkoły, ale i tak nie wspominał o tym Zayn'owi. Potrzebował go, ponieważ Niall nie był kulą u nogi, był balonem, który dany był małemu dziecku. Napełniał go potrzebną miłością. Kochał go.

Wstał z łóżka i pognał do komody, nawet nie łapiąc oddechu przez płacz. W mgnieniu oka opuścił mieszkanie i zabrał małą ze sobą.

***

Miał duży, różowy wózek, który zapewniła mu Sophia, zanim jeszcze odeszła. Srebrne kółka świeciły się, kiedy pchał wózek aleją z pozłacanym chodnikiem. Nie był pewien kto w Los Angeles jest na tyle bogaty, aby za swoje pieniądze zapewniać złoty chodnik, jednak teraz był mu wdzięczny; wózek jechał na nim bez przegródek. W końcu, idąc tak w zachodzącym słońcu, zauważył neonowy szyld z napisem „Crazy Johnny". Jego matka przesiadywała tutaj z gromadą starszych pań raz w miesiącu. Delektowali się muzyką jazzową oraz bluesem, nie czasami ktoś przekonał ich na coś nowoczesnego. Nieugięcie wżerały się w swoje owocowe bagietki wypiekane z pasją przez Grubego Steve'a. Pięćdziesięciolatek od zawsze miał pociąg do jego matki, jednak póki była mężatką nie posuwał się dalej od pocałowania wierzchu dłoni.

Dowiedział się, że dzisiejszego wieczoru występuję tutaj Niall i jego kolega. Chłopak opowiadał mu wiele o swojej pasji odnośnie śpiewu i Zayn nawet nie zauważał, jak faktycznie go to urzekło. Jego skromność, nieśmiałość w pewnych sprawach i nadzwyczajny urok dziecka.

- Moje kochanie – westchnął, wchodząc do baru.

Na środku widniała scena, gdzie dwójka chłopców rozpoczęła swój występ. Niall śpiewał główny wokal, natomiast Harry brzdąkał na gitarze, robiąc chórki. Zayn ze swoim ogromnym wózkiem był wręcz nie do niezauważenia. Od razu uwaga wszystkich w sali skierowała się na niego. Chłopiec zafałszował, widząc go; presja objęła jego ciało. Natychmiast przestał na niego patrzeć.

- Hej, mamo – uśmiechnął się do niej czule, po czym usiadł na wolnym krześle.

Wsłuchiwał się w piękny głos chłopca.

Po występie, Niall, nie zwracając uwagę na najgłośniej klaszczącego Zayn'a, usiadł w rogu sali. Był odrobinę zazdrosny, kiedy Harry się do niego przysiadł, od razu masując jego udo. Z niepewnością wyszedł na scenę i wziął mikrofon do ręki. Wszyscy w otępieniu popatrzyli na niego, jakby zaraz miał wyciągnąć zza pasa karabin i wszystkich pozabijać.

- Uhm, halo? - dotknął palcem mikrofon, a nieprzyjemny szum rozszedł się po sali. - Chciałem powiedzieć, że moje życie to gówno. - uśmiechnął się szczerze, a wszyscy spojrzeli z niedowierzaniem na Jocelyn. - Odkąd nie ma przy mnie kogoś ważnego, sypie się. Opuściła mnie żona z którą byłem pięć lat. Odeszła kiedy urodziła Samanthę. - gestem głowy nakierował wzrok ludzi na wózek. - Moje życie było cholernie szare, póki nie przyszła do nich mała, niebieska kredka. Niall – zwrócił się do rumieniącego się chłopca. - Ty byłeś tą kredką, nadal nią jesteś, ale przestałeś zamazywać szary odcień w moim życiu. Chciałem Ci powiedzieć, że byłem cholernym dupkiem, ponieważ bałem się przyznać, jak wiele dla mnie znaczysz. Kocham Twoje żarty o nadzianym indyku, który biega w deszczu, chociaż nikt ich nie lubi. Mam na myśli Twoich żartów, nie indyków. Wiele dla mnie robisz i teraz zauważyłem, jak bardzo mi na Tobie zależy. - nie powstrzymywał się od płaczu. - Kocham Cię, Niall.

Obeszły go ciarki, kiedy chłopak nie zareagował.

- N-niall? - przypomniał, a blondyn ocknął się.

Jego spojrzenie zatrzymało się na mężczyźnie; znowu płakał. Tym razem nie były to te złe łzy, tylko te dobre. Zayn nie wyczuł tego na początku i zaczął się oddalać z histerycznym warkotem, który utknął w jego gardle; oddychał ciężko, próbując się rozpłakać, ale nie mógł nic wydusić. Niall podbiegł do niego i na oczach wszystkich przytulił się do jego klatki, mówiąc:

- Kocham Cię, Zee.

I odtąd Zayn nauczył się, aby odliczać dni do miłych wydarzeń. Jego sęp odfrunął gdzieś za morza.

---

Dziękuję za wszystko <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro