Rozdział 19 - Będzie dobrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Clarke

Kiedy tylko oderwałam się od rozmowy prowadzonej przez Raven i Murphy'ego i podniosłam głowę, w oczy jako pierwsze rzucił mi się obraz Bellamy'ego całującego się z Bree. Moja mina musiała wyrażać naprawdę wiele, ponieważ moja przyjaciółka przerwała swoją kłótnię z John'em i spojrzała w tę samą stronę. Przez dobrą chwilę po prostu się z nich wpatrywałam, lecz kiedy czarnowłosy przysunął się do dziewczyny i lekko ją objął, po prostu nie wytrzymałam. Ledwo udało mi się zdusić jęk rozpaczy, lecz nie byłam w stanie powstrzymać łez, próbujących spłynąć mi po policzkach.

Wstałam tak gwałtownie, że zwróciłam uwagę osób przy najbliższych stolikach. Kątem oka zauważyłam nawet odwracającego się w moją stronę Bellamy'ego, ale nie chciałam, żeby widział mój płacz. Nie z jego powodu.

Kiedy szybkim krokiem pokonywałam korytarz Arkadii, usłyszałam za sobą nawoływanie Raven, jednak postanowiłam ją zignorować. Mimo to dziewczyna nie dawała za wygraną, choć udało jej się mnie złapać dopiero przy drzwiach do mojego pokoju.

- Daj mi spokój, Raven – powiedziałam słabym, płaczliwym głosem, kiedy dziewczyna złapała mnie za nadgarstek i odwróciła w swoją stronę. – Chcę po prostu być sama.

- Clarke...

- Proszę – jęknęłam.

Brunetka puściła moją dłoń i pozwoliła wejść do pomieszczenia, jednak zamiast mnie zostawić podążyła za mną. Postanowiłam ją zignorować, dlatego po prostu usiadłam na łóżku i oddałam się szlochaniu. Dziewczyna w tym czasie przyglądała mi się uważnie.

- Clarke, on nie tylko ci się podoba – stwierdziła, jakby dopiero teraz to zrozumiała. – Ty go kochasz.

- Tak! – krzyknęłam. – Kocham go! Nie jestem w stanie spać, gdy wiem, że jest na jakiejś misji i nie mam pewności, czy w ogóle żyje. Nie jestem w stanie myśleć, kiedy jest obok. Jednocześnie nie jestem w stanie normalnie bez niego funkcjonować. Gdy widzę go rozmawiającego z jakąś dziewczyną, zazdrość wręcz zżera mnie od środka. A teraz... - przerwałam, ponieważ ucisk w gardle nie pozwalał mi na wypowiedzenie choćby jeszcze jednego słowa. Pokręciłam głową i przełknęła tę gulę. – Teraz widziałam go całującego się z Bree.

- Clarke – szepnęła smutno dziewczyna, siadając obok mnie.

Odwróciłam pełne łez oczy w jej stronę.

- Straciłam go, Raven. Tak długo zwlekałam z wyznaniem mu moich uczuć, że teraz jest już za późno. Choć to może nawet i lepiej...

- Dlaczego tak mówisz? – zapytała. Kiedy spuściłam głowę i zaczęłam wyłamywać sobie palce, złapała mnie za podbródek i zmusiła do spojrzenia na siebie. – Ej, spójrz na mnie. Dlaczego uważasz, że tak jest lepiej?

- Kocham go. Bardziej niż kiedykolwiek kogokolwiek innego. Bardziej niż Wellsa, kiedy jeszcze był moim przyjacielem. Bardziej niż Finna – przerwałam, oczekując jakiejś reakcji ze strony dziewczyny. Ku mojemu zdziwieniu po prostu się na mnie patrzyła, czekając aż będę kontynuować. – Nawet bardziej niż Lexę. W pewien sposób ich kochałam, choć nie była to prawdziwa miłość, i wszyscy zginęli. Każdego z nich skrzywdziłam. Nie chcę, żeby Bellamy...

Nie byłam w stanie mówić dalej. Te słowa po prostu nie mogły przejść mi przez gardło. Kiedy tylko wyobraziłam sobie, że coś złego mogłoby się stać Bellamy'emu, ogarniała mnie przerażająca rozpacz. Nie mogąc już dłużej wytrzymać tego duszenia w sobie uczuć, po prostu wybuchłam płaczem.

Oczekiwałam, że Raven poczuje się zakłopotana i jedynie poklepie mnie po ramieniu lub wyjdzie. Jednak ku mojemu zdziwieniu złapała mnie za ramiona i przyciągnęła do siebie, mocno przytulając i kołysząc lekko na boki. Wtedy już kompletnie się rozkleiłam.

- Ciii, Clarke. Wszystko się ułoży – szeptała, głaskając mnie po głowie. – Bellamy'emu nic nie będzie. A już na pewno nie zabije go twoja miłość. Jeśli już, to sprawi, że stanie się jeszcze silniejszy.

- Nie jestem dla niego tak ważna jak myślałam – jęknęłam.

- To prawda – przyznała. – Ponieważ jesteś dla niego o wiele ważniejsza, niż ci się wydaje.

Oderwałam się od dziewczyny i zamglonymi od łez oczami spojrzałam na nią.

- O czym ty mówisz?

- Clarke, on cię kocha – powiedziała z naciskiem. – To na pewno Bree go pocałowała. Nie wykonałby pierwszego ruchu, ponieważ jest w tobie zakochany w równym stopniu, co ty w nim. Zależy mu na tobie, idiotko! W życiu każdego faceta są trzy kobiety, które kocha ponad życie. Jest nią tam która go urodziła, ta, która urodziła się wraz z nim i ta, dla której on sam się urodził. Ty jesteś tą trzecią, Clarke.

Przez cały czas wpatrywałam się w Raven nierozumiejąco, dlatego w końcu złapała mnie na policzki i zmusiła do spojrzenia sobie z oczy.

- Skup się, dziewczyno. Kiedy umarła jego matka, stracił cząstkę siebie. Później Octavia poczuła się przez niego zdradzona i go znienawidziła, więc kolejna część jego duszy poszła się pieprzyć. A wiesz co spowodowało, że całkowicie zatracił siebie i stanął po stronie Pike'a? Twoje odejście.

Momentalnie przed oczami przeleciały mi obrazy sprzed ponad trzech miesięcy, kiedy to po uwolnieniu naszych z Mount Weather staliśmy we dwójkę przed bramą, a Bellamy starał się przekonać mnie do wejścia do obozu. Przypomniałam sobie jego minę, gdy powiedziałam „Ja nie wchodzę". Przypomniałam sobie jego drżący głos wypowiadający moje imię i mówiący „Przebaczam ci". Przypomniałam sobie pojedynczą łzę spływającą mu po policzku po słowach „Może się jeszcze spotkamy". Wszystko to uderzyło we mnie z siłą tornada.

- Skrzywdziłam go wtedy jak nikt inny – szepnęła. – Nie zasługuję na niego.

- Ale wróciłaś. Przemówiłaś mu do rozumu. Teraz może i ma przyjaciół, ale ty jesteś tą osobą, której naprawdę pragnie. Jest impulsywny, ale przy tobie odzyskuje kontrolę. Podejmuje głupie decyzje, ale udaje ci się go od nich odwieźć. Jesteście jak jeden organizm, Clarke, ale ty jesteś rozumem, a on sercem. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Jesteśmy jak dwie części tej samej duszy. Musisz walczyć!

- Nie mam o co – powiedziałam zrezygnowana. – Czy gdyby naprawdę mu na mnie zależało to całowałby się z inną dziewczyną? Czy wtedy wołałby spędzać czas z nią zamiast ze mną? Raven, ja nie jestem taka jak ona. Nie jestem ładna ani zabawna jak Bree. Przy mnie Bellamy jest cały czas poważny i zasadniczy. Odkąd zaczął spędzać z nią czas, jeszcze nigdy nie uśmiechał się tak często – westchnęłam.

- Więc uważasz, że ona na niego zasługuje?

- Nie. Uważam, że na niego nikt nie zasługuje – powiedziałam z naciskiem. – Jest zbyt dobry dla tego świata, nawet Ziemia nie zasługuje na kogoś takiego jak on. Bardziej martwi się o innych ludzi, o siostrę, niż o samego siebie. Nawet Bree na niego nie zasługuje, ale na pewno będzie lepszą kandydatką niż ja.

- Posłuchaj siebie, Clarke – warknęła ciemnowłosa, potrząsając mną. – Czy ważne jest to, że na niego zasługujesz lub nie? Bardziej liczy się to, kogo pragnie on, a pragnie ciebie. Dobrze wiesz, że zawsze mówię jak jest i niczego nie koloryzuję. Teraz też tak jest. Widzę, jak na ciebie patrzy kiedy tylko tego nie widzisz. Widzę, jak łagodnieje jego wyraz twarzy, zawsze w twojej obecności.

- Raven...

- Nawet nie próbuj zaprzeczać, bo tak jest. Jedynie wy nie dostrzegacie sygnałów, jakie wysyłacie sobie nawzajem.

- Nadal nie rozumiem, dlaczego w takim razie wolał spędzać czas z Bree – powiedziałam, pociągając nosem.

- Cholera go wie! Może jest pewny, że nie ma u ciebie szans, więc szuka jakiegoś pocieszenia lub chce wzbudzić twoją zazdrość. Równie dobrze może też chodzić o to, że przeraża go uczucie jakim cię darzy i chce się odkochać. To może być cokolwiek, ale na pewno nie zależy mu na niej tak jak na tobie.

Raven popatrzyła na mnie z nadzieją, jednak widząc moją zbitą minę i spuszczony wzrok oraz drżącą dolną wargę, westchnęła i popatrzyła w górę, jakby oczekując jakiegoś znaku od Boga. W końcu mruknęła coś pod nosem, po czym złapała mnie gwałtownie za ramiona i mną potrząsnęła.

- Nie chciałam się w to mieszać, ale chyba nie mam wyjścia.

Popatrzyłam na nią nierozumiejąco.

- O czym ty mówisz?

- Pamiętasz, kto odprowadził cię po imprezie do pokoju?

- Nie, ale wiem od Bree, że był to Bellamy – odpowiedziałam ostrożnie.

- Chociaż tutaj się przydała – burknęła pod nosem. – Tak się składa, że ja bardzo dobrze wszystko pamiętam i śledziłam was, kiedy ten idiota cię prowadził do twojego pokoju. Zostawiliście uchylone drzwi i wszystko widziałam. Chociaż jak później wpadłam na Blake'a to musiałam udawać zbyt pijaną, żeby ogarniać cokolwiek.

- Do czego zmierzasz?

- Do tego, że się całowaliście.

Niemal wbiło mnie w podłogę, a przed oczami pojawiły mi się strzępki wydarzeń z tamtej nocy, których do tej pory nie pamiętałam. Zobaczyłam to, jak złapałam Bellamy'ego za pasek od spodni i zmusiłam do pozostania wraz ze mną w pokoju. Przypomniałam sobie o tym, jak się z nim drażniłam, aż w końcu złączyłam nasze usta w pocałunku. Usłyszałam w głowie jego głos, kiedy wymrukiwał moje imię i każde westchnięcie spowodowane moimi ustami dotykającymi jego skóry. Poczułam pod palcami jego napięte mięśnie i gęsią skórkę, która pojawiła się na ramionach chłopaka. Przypomniałam sobie smak jego warg.

Mimowolnie uniosłam dłoń i dotknęłam nią ust.

- Przypominasz sobie? – zapytała Raven z uśmiechem pełnym nadziei.

- Tak – mruknęłam. – Jak ja mogłam zapomnieć coś takiego? Jakim cudem?!

- Byłaś kompletnie zalana – stwierdziła i już chciałam coś dodać, ale mi przerwała. – Zanim powiesz, że oddał ten pocałunek pod wpływem alkoholu to chcę jedynie dodać, że był jedynie lekko podchmielony. Następnego dnia pamiętał wszystko, jestem pewna! Pamiętasz, jak zaczęłam go wypytywać o tę tajemniczą blondynkę z którą spędził noc? To byłaś ty! Chciałam, żeby wreszcie to przyznał. Może tego nie zrobił, ale rumienił się coraz bardziej z każdym pytaniem.

- Ale przerwał ten pocałunek.

- A wiesz co powiedział przed tym, jak wybiegł z twojego pokoju? – zapytała coraz bardziej podniecona dziewczyna. – To nie tak powinno wyglądać! Wiedział, że chce cię pocałować, ale nie pod wpływem alkoholu. Pragnął, żebyś pamiętała każdy szczegół. Kiedy natomiast wyszedł z twojego pokoju zaraz zaczął walić pięścią o ścianę i w kółko powtarzać, że nie tak to miało wyglądać. Wiesz co to oznacza?

Chyba po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia naszej rozmowy w moim sercu rozbłysła iskierka nadziei. Wreszcie zaczęłam dostrzegać rzeczy, na które jeszcze jakiś czas temu byłam kompletnie ślepa. Przypomniałam sobie dziwne zachowanie Bellamy'ego dzień po imprezie i to jak bardzo starał się na mnie nie patrzeć. Zrozumiałam, że jego drżenie pod wpływem mojego dotyku, kiedy spał w moim pokoju, nie było spowodowane niezręcznością sytuacji, ale tym, że jeszcze kilka nocy wcześniej dotykałam go w podobny sposób, jednocześnie całując jego usta.

Naraz wszystko nabrało sensu, a na moją twarz wystąpił lekki uśmiech.

- To oznacza, że jeszcze mam szansę.

Brawa dla Clarke! Nasza Księżniczka aka przyszła pani Blake wreszcie się ogarnęła! Oczywiście nie oznacza to, że nagle wszystko będzie super, a ona z buta pójdzie do Bellamy'ego i powie mu co czuje. Oczywiście, że muszę to przeciągnąć. Po za tym, bądźmy szczere, Clarke najpierw musi sobie to wszystko przemyśleć, ogarnąć i pozbyć się Bree. Nic nie dzieje się tak nagle, od razu. Mam jeszcze co do nich plany, choć rozdział z Kissem tylko czeka na opublikowanie ;)

Mam nadzieję, że się podobało <3 Next wkrótce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro