Rozdział 11 - Nigdy, przenigdy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Clarke

Wieczór nadszedł szybciej, niż się tego spodziewałam. Jeszcze godzinę przed planowanym rozpoczęciem imprezy dało się wyraźnie słyszeć dźwięki dyskotekowej muzyki, od której aż drgały ściany. Nie miałam pojęcia kto zajmował się nagłośnieniem, ale musiał być w tym naprawdę dobry. Obstawiałam Bryan'a, chłopaka Nate'a, który często zajmował się tym na zabawach jeszcze na Arce.

Miałam właśnie wychodzić z pokoju i ruszyć do biura mamy w nadziei, że będę mogła przeglądnąć papiery dotyczące bunkrów, kiedy bez pukania wpadła do niego Raven w szampańskim nastroju. W ręce trzymała plastikowy kubek w jakimś alkoholem, a jej nogi cały czas podrygiwały w rytm muzyki.

- Clarke! – krzyknęła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Dlaczego tutaj siedzisz? Impreza trwa już w najlepsze. Nawet udało mi się wyciągnąć twoją mamę na parkiet.

- Moja mama tam jest?

- Nie, po prostu chciała niezauważona przejść przez salę, ale przed Raven Reyes nikt się nie ukryje. Wiesz, niewidzialne noktowizory na ryju i te sprawy – mruknęła, kreśląc sobie przed oczami kółka, które miały wyglądać jak noktowizor. Wyraźnie dało się zauważyć, że musiała wypić nieco więcej, niż ten jeden kubek. Może dwa. – W każdym razie zabieram cię stąd i choćbym miała cię siłą do tego zmusić, zatańczysz z Bellamy'm. Ty wiesz jakim on jest królem parkietu? Nie wiem czy jest choć jedna dziewczyna, której tego wieczora nie wyciągnie na środek. W każdym razie...

- Ja nie idę, Raven – przerwałam jej.

- Jak to nie idziesz? – spytała oburzona. Wpatrywała się we mnie przez chwilę, a gdy zobaczyła że mówię poważnie, podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, ciągnąc w stronę drzwi. – Możesz powiedzieć, że „nie idziesz z własnej woli", ale ja cię tam zaciągnę. Dla twojego dobra nie opieraj się inwalidce – zagroziła i wskazała na swoją nogę.

- Raven, ja się do tego nie nadaję. Na Arce chyba tylko raz byłam na jakiejś imprezie, a to też tylko dlatego, że Wells mnie tam wyciągnął.

- Więc zrobię z ciebie dzisiaj duszę towarzystwa, zobaczysz.

Myślę, że nie było sensu kłócić się z Raven, ponieważ ona i tak postawiłaby na swoim, dlatego po prostu pozwoliłam się jej wyciągnąć z pokoju. Miałam zamiar pokręcić się trochę po całej tej imprezie, a później niezauważona przemknąć do pokoju. Jeżeli będę miała szczęście to uda mi się podwędzić trochę alkoholu i upić w samotności. Tak, to wydawał mi się dobry pomysł.

- Zobaczysz, będzie obłędnie – zapewniła mnie czarnowłosa, gdy znalazłyśmy się już przed salą, po czym nachyliła się w moja stronę. – Tak w ogóle to przepraszam co powiedziałam wtedy, po twoim przemówieniu. Wiesz, że to twoja działka decydować o śmierci. Nie miałam tego na myśli, naprawdę.

- Nie ma o czym mówić – zapewniłam ją, a twarz Raven zaraz rozświetlił promienny uśmiech. Odwołuję to, co powiedziałam. Nie wypiła tylko dwóch kubków alkoholu, ale chyba cały baniak Moonshine. Raven w ciągu ostatnich miesięcy nie uśmiechała się tak często, jak w ciągu ostatnich pięciu minut.

Impreza trwała już w najlepsze, a na parkiecie udało mi się dojrzeć kilka znajomych twarzy. W oczy rzucał się zwłaszcza Bellamy, który tańczył wraz z resztą i trzeba przyznać, że szło mu o wiele lepiej niż podczas tańca towarzyskiego. Tym razem nie miał na sobie kurtki strażnika, ale zwykłą niebieską koszulkę, natomiast jego włosy, które znajdowały się w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, podskakiwały wraz z każdym jego ruchem. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, widząc jego entuzjazm i uśmiech rozświetlający twarz.

- Clarke! Raven! – usłyszałam. Odwróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam Monty'ego, który w towarzystwie kilku innych osób siedział gdzieś z boku na ziemi. – Chodźcie do nas.

Czarnowłosa złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę reszty. Monty, Harper, Miller, Jasper, Murphy, Emori; wszyscy siedzieli w kółku, dzierżąc w dłoniach plastikowe kubki, natomiast na samym środku stała duża butelka wódki. Nie wiem skąd ją wytrzasnęli, ale podejrzewałam pracę zespołową Jaspera i Monty'ego.

- W co gracie? – zapytała rozentuzjazmowana Raven, siadając między Emori i Monty'm, jednocześnie ciągnąc mnie za sobą. – Butelka?

- Nie, w „Nigdy, przenigdy" – odparł Monty.

- Uuu, ja się na to piszę – odrzekła zadowolona czarnowłosa. – Ma ktoś może kubek dla Clarke? Dopiero co wyciągnęłam ją z pokoju, więc nie zdążyła jeszcze żadnego nabyć.

Murphy sięgnął za siebie, po czym podał mi naczynie, która postanowiłam przed sobą. Nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi w tej grze, dlatego musiałam najpierw zapytać, aby wiedzieć na co się piszę.

- Może mi ktoś wyjaśnić zasady?

Z pomocą zaraz przyszła Harper.

- Jedna osoba mówi jedno zdanie na swój temat, na przykład „Nigdy, przenigdy nie całowałam się z języczkiem", natomiast osoby które to robiły muszą napić się shot'a. Później kolejna osoba mówi, czego nie zrobiła, a ludzie którzy to zrobili muszą wypić kolejkę i tak dalej. To tak w skrócie. Rozumiesz? – zapytała, a ja kiwnęłam potakująco głową. – Nawet jeżeli czegoś nie ogarniasz, to wszystko stanie się w trakcie gry. Idziemy za wskazówkami zegara, a Monty zaczyna.


Bellamy

Nie mam pojęcia jak dużo czasu spędziłem na parkiecie, tańcząc z niezliczoną liczbą dziewczyn, ale w końcu miałem dość i musiałem się czegoś napić. Oczywiście uśmiech przez cały ten czas nie schodził mi z twarzy.

W pewnym momencie, kilkanaście metrów dalej, mignęła mi twarz Clarke, dlatego z kubkiem w ręce postanowiłem ruszyć w tamtym kierunku. Jasno dała mi do zrozumienia, że nie będzie iść na imprezę, dlatego jej obecność bardzo mnie zdziwiła. Próbowałem ją do tego namówić, ale ponieważ moje słowa nic nie dawały, postanowiłem ją do niczego nie zmuszać, choć wolałem, żeby przyszła.

Blondynka oraz kilkoro naszych przyjaciół siedzieli w kółko, w środku którego stała butelka wódki. Dość mocnej wódki. Od razu domyśliłem się, że w butelkę to oni nie grają.

- Gracie w „Nigdy, przenigdy"? – zapytałem, gdy tylko udało mi się do nich dotrzeć. Kilka osób kiwnęło potakująco głowami. – Nie mogę tego przegapić!

Usadowiłem się między Monty'm i Clarke, która posłała mi lekki uśmiech.

- Myślałem, że nie chcesz tu przychodzić – powiedziałem.

- Raven mnie tu zaciągnęła. Nie było szans się jej oprzeć.

Kiwnąłem ze zrozumieniem głową.

- W takim razie będę musiał jej za to podziękować.

Monty postanowił przerwać wszelkie rozmowy.

- Dobra, uwaga, zaczynam – zarządził, gdy tylko Harper polała wszystkim nieco alkoholu do kubeczków. – Nigdy, przenigdy nie spałem z facetem.

Musiałem przyznać, że to był niezły ruch, ponieważ nie było dziewczyny, która nie wypiłaby kolejki. Oczywiście dołączył do nich Miller, którego chłopakiem był Bryan, ale po za tym nie mieliśmy żadnych niespodzianek. Przynajmniej wiedzieliśmy, że nie było wśród nas dziewicy. Nie powiem, taka wiedza mogła być przydatna.

- Teraz ja – powiedziała Harper, patrząc z przekąsem na swojego chłopaka. – Nigdy przenigdy nie spałam z dziewczyną.

Najwyraźniej szatynka postanowiła odwdzięczyć się skośnookiemu. Po kolejną kolejkę sięgnęli Monty, Murphy, ja oraz Clarke. Początkowo zastanawiałem się co ona wyprawia, ale zaraz przypomniałem sobie o Lexie. Miller, Jasper oraz reszta dziewczyn nie sięgnęli po alkohol.

- Clarke widzę na wszystkie fronty – mruknął Murphy, uśmiechając się półgębkiem. Blondynka uśmiechnęła się do niego szelmowsko i jednym haustem wypiła całą zawartość swojego kubeczka.

- Nigdy, przenigdy – zaczął Miller. – nie zabiłem żadnego zwierzęcia.

Po kubki sięgnęliśmy ja, Harper, Murphy, Emori oraz, po raz trzeci, Clarke. Kolejny był Jasper, który powiedział „Nigdy, przenigdy nie zabiłem dziecka", co musiało być swego rodzaju aluzją do Mount Weather. Monty oraz ja spojrzeliśmy na niego groźne, jednak nic nierobiąca sobie z tego blondynka po prostu wypiła shot'a. Na zewnątrz nic nie okazywała, ale dobrze wiedziałem, że ją to dotknęło.

Murphy powiedział „Nigdy, przenigdy nie przyłapałem rodziców na uprawianiu seksu" co musiało być aluzją dla Nate'a, ponieważ spojrzał groźne na cały czas uśmiechającego się Johna i wypił kolejkę. Clarke również musiała wypić kolejną porcję alkoholu.

- Serio przyłapałaś na tym swoich rodziców? – zapytała Harper.

- Tak, dwa razy – odparła, odstawiając kubek. – Jak tak dalej pójdzie, to upiję się na samej grze.

Emori rzuciła jakąś aluzję do Murphy'ego, przez co ten jako jedyny musiał wypić kolejkę, po czym przyszła pora na Raven. Jej „Nigdy, przenigdy nie byłam zazdrosna o przyjaciela" wyraźnie było skierowane do Clarke, ponieważ dziewczyna warknęła na chichoczącą się czarnowłosą i wypiła kolejkę wraz z Millerem oraz Harper.

Później przyszła kolej na naszą Księżniczkę. Najwyraźniej bardzo chciała mnie upić, gdyż powiedziała „Nigdy, przenigdy nie pokłóciłam się z rodzeństwem". Ponieważ byłem na Arce jedyną osobą posiadającą rodzeństwo, jedynie ja wypiłem shot'a, podczas gdy Clarke przez cały ten czas uśmiechała się do mnie szelmowsko.

Gdy przyszła pora na mnie, postanowiłem nie być dłużny Clarke.

- Nigdy, przenigdy nie paliłem cygara.

  Tak jak się domyślałem, jedynie Clarke sięgnęła po kubek z alkoholem. Oczywiście wywróciła oczami i spiorunowała mnie wzrokiem, ale wykonała swoją powinność.  

- Paliłaś cygara? – zapytał się Monty.

Blondynka już chciała odpowiedzieć, ale ją wyręczyłem.

- Kiedyś razem z Wellsem ukradli jego ojcu jedno cygaro i wypalili na spółkę. Mieli wtedy po czternaście lat – wyjaśniłem. Gdy blondynka spojrzała na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, uśmiechnąłem się do niej szeroko. – Dobrze pamiętam, jak mi to opowiadałaś, Księżniczko. Teraz ta wiedza bardzo mi się przydała.

Kolejny był Monty ze swoim „Nigdy, przenigdy nie widziałem swojej mamy pod prysznicem" co było wyraźnie skierowane do Jaspera, który popatrzył na niego z szyderczym uśmieszkiem, którym skośnooki również mu odpowiedział, po czym wypił swoją porcję.

Harper oraz Miller sprawili, że nie musiałem już pić ani grama, za to Clarke aż podwójnie. Najwyraźniej nie miała szczęścia do tej gry, ponieważ dopiero co przyszła, a wypiła już osiem kolejek – dokładnie liczyłem. Opróżniła chyba najwięcej z nas wszystkich, dlatego zaczynałem się zastanawiać, czy za chwilę w ogóle będzie w stanie grać; z taką dawką promili pewnie nawet nie wstanie na nogi.

Moje rozmyślania przerwał Jasper, po którego wypowiedzi nastąpiła kompletna cisza.

- Nigdy, przenigdy nie zabiłem dziewczyny swojego przyjaciela.




Dobra, wali mnie to, miałam dodać rozdział jutro, ale jakoś mnie wzięło i dodaję dzień wcześniej. Mam nadzieję, że dwa rozdziały dzień po dniu to nie jest dla was za dużo xd

Ten rozdział taki raczej spokojniejszy bo to dopiero początek imprezy, ale zapewniam was, że w kolejnym będzie więcej. Tak, mam plan i myślę, że z jednej strony może wam się spodobać, ale z drugiej...Będzie afera XD No może nie aż tak, ale...Zobaczycie xd

Do następnego, robaczki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro