Rozdział 13 - Skąd ta malinka?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bellamy

Co ja zrobiłem?

Prawda była taka, że kiedy spojrzałem w te piękne, błękitne oczy Clarke, kompletnie straciłem głowę. Nie myślałem o tym, że dziewczyna jest kompletnie pijana i nawet jeżeli się ze sobą prześpimy, to kolejnego dnia nie będzie nic z tego pamiętać. Naprawdę jej pragnąłem, ale nie chciałem, żeby doszło do czegokolwiek w takich okolicznościach. Wolałem, aby blondynka była całkowicie trzeźwa i pewna swojej decyzji, a nie działała pod wpływem promili. Jaką miałem pewność, że gdyby nie alkohol to w ogóle oddałaby mój pocałunek?

Sam zresztą byłem nieźle narąbany i gdyby nie krzyk na korytarzu, to pewnie przespałbym się z Clarke. Nie doszliśmy wprawdzie wystarczająco daleko, ale na to się zapowiadało. Dziękowałem w myślach tej parze pijanych nastolatków, którzy hałasowali na korytarzu, ponieważ inaczej pewnie bym nie oprzytomniał. Nie chciałem żyć z wyrzutami, że wykorzystałem stan przyjaciółki do swoich własnych celów. Jeżeli miało między nami kiedyś jeszcze dojść do czegoś podobnego, to chciałem, żeby była w pełni władz umysłowych i następnego dnia pamiętała każdy szczegół.

Boże, jakim jak byłem idiotą!

Podszedłem do najbliższej ściany i uderzyłem w nią z całej siły, wydając z siebie krótki krzyk, pełen gniewu i agresji. Miałem ochotę coś rozwalić, cokolwiek. Chociażby swoją głowę o jakąś ścianę.


Musiałem się po tym na czymś wyżyć, aby oderwać myśli od Clarke. Cały czas szumiało mi w głowie i miałem niesamowitą ochotę wrócić do jej pokoju, aby dokończyć to, co zaczęliśmy. Pragnąłem całować jej ciało, sprawiać, aby wyjękiwała moje imię. Wiedziałem jednak, że to nie jest dobry pomysł. Czułbym się, jakbym wykorzystywał sytuację. Przecież w normalnych okolicznościach Clarke w życiu nie zrobiłaby czegoś podobnego. Nie owijałaby swoich ramion wokół mojej szyi. Nie całowałaby moich ust oraz szyi. Nie dotykałaby mnie, seksownie przygryzając wargę.

- Tutaj jesteś!

Odwróciłem się i przed oczami wyrosła mi Raven z nieoderwalnym od niej kubkiem alkoholu w dłoni. Z twarzy nie schodził jej uśmiech.

- Gdzie zgubiłeś Clarke? – zapytała, rozglądając się dookoła, jakby wcześniej ją przegapiła. – Widziałam, jak razem wychodziliście.

- Odprowadziłem ją do pokoju – odparłem, skrupulatnie pomijając to, co nastąpiło później.

- Pójdę zobaczyć co z nią.

- Nie! – krzyknąłem, zanim zdążyłem pomyśleć. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja musiałem szybko znaleźć jakieś wytłumaczenie. Bałem się, że Clarke opowiedziałaby o wszystkim Raven, która była w lepszym stanie niż ona, więc mogłaby następnego dnia pamiętać tę rozmowę. – Bardzo źle się czuła, cały czas ją mdliło. Lepiej ją zostawić, żeby mogła w spokoju zasnąć.

Normalna Raven w tamtym momencie popatrzyłaby na mnie podejrzliwie i zarzuciła, że coś ukrywam. Całe szczęście Raven pod wpływem Moonshine Monty'ego i Jaspera po prostu kiwnęła głową i zabrała się za opróżnianie swojego kubka.

- Nie wracasz już na imprezę? – zapytała widząc, że zaczynam się oddalać.

- Nie, nie czuję się najlepiej – powiedziałem. Nie minąłem się tak bardzo z prawdą, ponieważ po tym co zaszło między mną i blondynką, miałem jedynie ochotę zapaść się pod ziemię. – Lepiej pójdę do swojego pokoju.

- Ale twój pokój jest w drugą stronę – trafnie zauważyła ciemnowłosa, wskazując na korytarz za sobą.

No tak. Brawo, Bellamy. Bystry niczym woda w kiblu.

- Muszę jeszcze na chwilę wstąpić do biura Kanclerza.

- Och, okey. Gdybyś jednak zmienił zdanie, to wiesz, gdzie nas szukać. Monty, Miller i Murphy są jeszcze w dość dobrym stanie.

- Zapamiętam to sobie.

Uśmiechnąłem się do niej lekko i zacząłem iść w przeciwną stronę w nadziei, że dziewczyna nie zauważyła moich drżących dłoni.

***

Przez cały ranek modliłem się tylko o to, żeby Clarke nie pamiętała nic z poprzedniego wieczora. Ja nie zapomniałem żadnego szczegółu, ale z drugiej strony nie piłem tyle co ona, więc mogłem mieć nadzieję.

- Bellamy – odezwał się Murphy, siedzący na stołówce naprzeciwko mnie. – Co ty dzisiaj taki przymulony? Przesadziłeś z alkoholem?

- Zamknij się, Murphy – burknąłem, patrząc na niego spod byka i ponownie zaczynając grzebać widelcem w swojej porcji jedzenia.


- Daj mu spokój – odezwała się Raven. – Nie widzisz, że ma kaca? Skoro z nim jest tak źle, to aż się boję co z Clarke. Jezu, jak ona dała w palnik...

- Nasza Księżniczka pokazała swoje prawdziwe oblicze – skwitował chłopak, uśmiechając się szelmowsko.

W tym samym momencie zobaczyłem osobę, o której właśnie rozmawialiśmy, wchodzącą na salę. Na jej ustach gościł delikatny uśmiech, a sama zachowywała się tak, jakby do niczego nie doszło. Zresztą sam nie wiedziałem jakby miała się zachowywać, gdyby wszystko pamiętała.

Clarke jak gdyby nigdy nic usiadła naprzeciwko Raven, która z kolei siedziała obok mnie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnęła się lekko, ale zaraz zwróciła twarz w stronę talerza. Oznaczało to, że zapomniała o sytuacji między nami, do której doszło poprzedniego dnia. Przynajmniej taką miałem nadzieję.

- Jak tam, Clarke? – zapytał Murphy. – Główka ci nie dokucza?

- Idź się ekspulsuj – odpowiedziała z fałszywym entuzjazmem i uśmiechem na ustach.

Mimo olewającego zachowania blondynki (teraz już byłem pewien, że niczego nie pamiętała), nadal żyłem w stresie. Bałem się, że ktoś mógł zauważyć w jakim byłem stanie, kiedy wychodziłem z jej pokoju i zapytać, dlaczego tak się wtedy denerwowałem. Albo Clarke mogła sobie w każdej chwili wszystko przypomnieć. Wtedy sprzedałbym swoje organy, kupił śpiwór i wyprowadził się do lasu. Tak, to dobry pomysł.

- Co ty się tak wykrzywiasz, Bellamy? – zapytał John. – Jedzenie ci nie smakuje? Czy właśnie przypominasz sobie jakieś wydarzenia z poprzedniej nocy?

- Nie muszę sobie niczego przypominać, bo wszystko pamiętam.

- Ciekawe dlaczego ci nie wierzę.

- Daj mi wreszcie spokój, Murphy – jęknąłem. – Napchaj sobie tego jedzenia do ryja i się zamknij albo ci w tym pomogę.

- Uuu, powiało grozą – skomentowała Raven.

Naprawdę miałem ich już serdecznie dość. Cały czas stresowałem się tym, że Clarke może zacząć coś podejrzewać lub po prostu sobie wszystko przypomni, a Murphy jedynie psuł mój i tak beznadziejny humor. Jego sarkastyczne komentarze naprawdę w niczym nie pomagały, a mogły jedynie sprawić, że w pewnym momencie moja pięść wyląduje na jego twarzy. Nie chciałem się na nim wyżywać, ale w pewnym momencie mógłbym nie mieć wyjścia.

- Nie wiem co ci się dzisiaj dzieje, Bellamy – kontynuował chłopak, podczas gdy ja mocno zacisnąłem usta, żeby nie powiedzieć czegoś, czego będę w późniejszym czasie żałować. – Okres się spóźnia czy migrena za bardzo dokucza?

Podniosłem marchewkę ze swojego talerza, pokazując ją Murphy'emu i uśmiechnąłem się złośliwie.

- Ciekawe jak bardzo przeszkadzałaby ci ta marchewka, gdybym wsadził ci ją do dupy – warknąłem z zaciśniętymi zębami.

- O Jezu, z tobą jest coraz gorzej – powiedział, łapiąc się za głowę. – Argagamedon!

- Akopalipsa – dodała Clarke.

- Poważnie? – mruknąłem, patrząc na nią. – Jesteś po ich stronie?

- Daj spokój, Bell. Oni po prostu próbują cię rozśmieszyć, bo jesteś dzisiaj strasznie gburowaty.

- Ty też byś była, gdybyś pamiętała wczorajszy wieczór – mruknąłem pod nosem.

- Co? – zapytała.

- Co?

- Coś mówiłeś.

- Nic nie mówiłem.

- Mówiłeś coś.

- Przesłyszało ci się.

- Bellamy...

- No nic nie mówiłem – jęknąłem.

- A ja myślę, że Bellamy jest tak zestresowany przez swoją nocną przygodę – wtrącił Murphy.

Co kurwa?!

- Nie wiem o czym mówisz – powiedziałem od razu. Jeśli wiedział o mnie i Clarke, to miałem zamiar zaprzeczać do samego końca i wszystko zrzucić na jego przywidzenia spowodowane alkoholem.

- Daj spokój, Blake. Przede mną niczego nie ukryjesz.

- O czym dokładnie mówisz?

- No ty mi powiedz – mruknął, puszczając mi oczko. Spojrzałem na niego ze zmarszczonym czołem. – Kogo udało ci się wyhaczyć na imprezie?

- Ja nie...

- Ani się waż. Stąd mam bardzo dobry widok na malinkę na twojej szyi, więc nie masz szans się wykręcić.

- Co?! Jaka malinka?! – krzyknęła Raven, zaraz do mnie doskakują i odchylając kołnierz mojej kurtki. – O. Mój. Boże. Kto to? Znam ją?

- Wątpię – wydusiłem z siebie.

- A skąd wiesz?

- Po prostu wiem – warknąłem.

- Opisz ją – rozkazała, wpatrując się we mnie niczym w święty obrazek. – I mów prawdę na jej temat, bo zobaczę, kiedy mnie okłamiesz.

Czy miałem jakiekolwiek wyjście? Jeśli chodzi o takie sytuacje byłem gównianym kłamcą, dlatego musiałem opisać prawdziwą dziewczynę, która wtedy ze mną była. Miałem nadzieję, że wezmą ją za Bree czy kogokolwiek innego.

- Dość niska, szczupła, blond włosy.

- Mógłbyś się bardziej wysilić, Blake – warknęła. – Jaki miała kolor oczu?

- Ty mówisz poważnie? – niedowierzałem. Jej spojrzenie mówiło wszystko. – Nie pamiętam.

- Kłamiesz! Gadaj natychmiast.

- No niebieskie – burknąłem.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale właśnie opisałeś Clarke – wtrącił Murphy. – Tak tylko mówię.

Niech cię szlag, karaluchu!

- W Arkadii jest wiele blondynek w niebieskimi oczami – próbowałem się tłumaczyć.

- Mhm, oczywiście...

- Wiecie co? – warknąłem, gwałtownie wstając od stołu. – Mam dość tych waszych idiotycznych docinek i pytań. Dajcie znać kiedy dorośniecie.

Nie czekając na reakcję innych, włożyłem do ust ostatni kawałek posiłku, po czym poszedłem odnieść talerz. Przez cały ten czas czułem na plecach wzrok reszty.

To by było tyle jeśli chodzi o ukrywanie tego, co stało się poprzedniej nocy, Blake.

Hej hej hej!
Jak widzicie ten rozdział taki trochę bardziej luźny, nic szczególnego się nie działo. W kolejnym jednak pojawi się gość specjalny (nie, nie Roan, ktoś nowy, ale raczej tego kogoś polubicie. Mam nadzieje 😂).
Clarke oczywiście niczego nie pamięta, choć początkowo był plan żeby pamiętała każdy najmniejszy szczegół (proszę, nie bijcie). Ale i tak nic by nie powiedziała Bellamy'emu więc to chyba bez różnicy XD
Pozdrawiam i czekam na wasze opinie 😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro