Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Za pół godziny powinnam być w domu, aby pomóc ojcu w przygotowaniach do jego ślubu, który jest już jutro. Bardzo mu na tym zależy, abym była przy tym obecna, więc nie mogę się spóźnić. Co prawda nienawidzę Penny, jego narzeczonej. Laska jest zaledwie sześć lat starsza ode mnie, a ma zostać moją macochą. W głowie mi się to nie mieści. Ojciec po śmierci mamy trochę się pogubił. Choć wiem, że Penny leci tylko na jego kasę, to nie mam żadnych dowodów, aby mu to udowodnić.

Jadę dość szybko opustoszałą drogą, a słońce zaszło już parę dobrych minut temu, więc na zewnątrz jest ciemno. Nagle moje auto zaczyna się szarpać i warczeć, aż w końcu zatrzymuje się.

- Co jest, do cholery? - próbuję rozpaczliwie odpalić pojazd kilka razy, ale to na nic - Błagam, tylko nie teraz - opieram zrezygnowana czoło o kierownicę.

Wysiadam z auta i oglądam auto z każdej strony, by się upewnić, że to nie żadna guma, czy coś. Jestem totalnie zielona w sprawach samochodów... Zawsze zajmował się tym nasz mechanik.

Nagle za swoimi plecami słyszę zbliżający się pojazd. Odgłos silnika jest coraz głośniejszy, co oznacza, że zbliża się coraz bardziej. Jednak nie jest to auto, a motor. Zatrzymuje się na poboczu, a właściciel tej bestii zsiada z niego, zdejmując po chwili kask.

Muszę przyznać, że gdy tylko mogę ujrzeć jego twarz, przechodzą niewyjaśnione ciarki przez moje ciało. Jest ogromnie przystojny. Dostrzegam kilka tatuaży na jego dłoni, a także jeden pod okiem. Ciekawe czy ma ich więcej...

- Jakiś kłopot? - pyta, a jego niski ton głosu sprawia, że lekko się uspokajam.

- Nie wiem o co chodzi - krzyżuję dłonie na klatce piersiowej - Po prostu zatrzymał się w miejscu...

- Otwórz maskę - przerywa mi, na co wzdycham i wykonuję jego prośbę.

Szatyn otwiera maskę mojego samochodu i sprawdza silnik. Coś dotyka, przekręca, cokolwiek... Byle tylko to zadziałało.

Spoglądam na niego z boku i niekontrolowanie przygryzam dolną wargę, nie spuszczając z niego wzroku. Wygląda strasznie seksownie...

Cholera, nie znam nawet tego człowieka. Nie wierzę, że takie myśli przechodzą przez moją głowę. To karygodne. Jestem odpowiedzialną osobą.

- Długo będzie to trwało? - zstępuję z nogi na nogę - Trochę mi się spieszy...

- Wybacz, ale nie wejdę w ten silnik - przerywa moje marudzenie, ostrym tonem - Nie zależy to ode mnie. Trochę cierpliwości.

- Okej - unoszę dłonie w geście niewinności. Jaki on asertywny. Podchodzę bliżej niego, opierając się o przód auta tak, że jestem obok niego, ale nie przeszkadzam mu w majsterkowaniu pod maską - Zawsze jesteś taki niemiły?

- Tylko dla takich marud jak ty - przenosi wzrok w moje oczy i choć jest ciemno, czuję jak się w nich zatapiam - Przykro mi, ale nic nie da się z tym zrobić.

- Co? Żartujesz? - jestem mega rozczarowana.

- Niestety nie - zamyka klape maski - Swoją drogą, kto jeździ takimi gruchotami?

- Ej, uważaj na słowa - wytykam go palcem. Ojciec proponował mi nowe auto, jednak uwielbiam ten samochód. Sama na niego zarobiłam i może nie jest demonem prędkości, super ładny, ani sportowy, ale jest mój i sama ciężko na niego pracowałam, a nie dostałam od kogoś.

- Chyba nie zaprzeczysz, że ten rzęch jest starszy od ciebie - krzyżuje dłonie na klatce piersiowej i parska krótkim śmiechem - Przecież ma on z dwadzieścia lat.

- Tak się składa, że jest w moim wieku - wyjaśniam. Rany, on ma piękny uśmiech. Cholera.

- No to nawet, niech będzie. I tak już dawno powinnaś oddać go na złom - kieruje się w stronę swojego motoru i zakłada kask. Wsiada na niego i odpala silnik.

- Ej! - podbiegam do niego - Chyba mnie tu samej nie zostawisz? - pytam oburzona jego zachowaniem.

- A to niby dlaczego? - nie jestem w stanie odczytać nic z jego twarzy, ponieważ nie widzę jej przez kask, który ma na głowie. Gazuje kilka razy.

- Proszę cię, no! Nie mam jak wrócić do domu! - przekrzykuję wargot silnika, a szatyn robi motorem kilka bardzo krótkich długości, co chwilę się zatrzymując - Jesteś strasznym dupkiem!

Objeżdża mnie dwa razy dookoła, po czym zatrzymuje się tuż obok.

- Wsiadaj - odzywa się nieco łagodniej, a ja patrzę na niego jak wryta - Chyba nie myślałaś, że naprawdę zostawię cię tu samą? Tylko żartowałem.

- Sama nie wiem, co zamierzałeś zrobić...

- Wskakuj - siadam z tyłu, a on odchyla nieco swoją skórzaną kurtkę, abym mogła objąć go w pasie - Trzymaj się mocno. I adres poproszę.

Postępuję zgodnie z jego wskazówkami i mocno owijam dłonie wokół jego talii i wtulam się w jego plecy, podając mu wcześniej adres mojego domu. To dla mnie nietypowa sytuacja i trochę mnie ona krępuje, jednak z drugiej strony... Jadę motorem z zabójczo przystojnym nieznajomym... Adrenalina natychmiast podskakuje mi do maksimum. Nigdy nie miałam okazji tym jechać.

Kiedy rusza, przez chwilę mam wrażenie, że zaraz się przywrócimy. Jednak on bezpiecznie dowozi mnie pod sam dom. Zatrzymuje motor praktycznie pod samą bramą, a ja zsiadam z motoru.

- Dziękuję - wyznaję, spoglądając na jego twarz, z której właśnie zdjął kask, aby spojrzeć mi w oczy - Za wszystko. Choć nie udało się naprawić auta, chociaż wróciłam bezpiecznie do domu.

- Cała przyjemność po mojej stronie - kąciki jego ust lekko unoszą się do góry, tworząc uśmiech.

- Właściwie... nawet nie spytałam jak ci na imię, także...

- Igor - przerywa mi.

- A więc, Igor... Ja jestem Nadia  - odwzajemniam jego lekki uśmiech.

- Nadia... - wymawia powoli moje imię - Pięknie - przejeżdża językiem po dolnej wardze. Nie rób tak, do cholery, nie rób tak - Widzę, że jakaś grubsza impreza się szykuje - zmienia temat, zauważając udekorowany ogród.

- Tak... - potwierdzam niechętnie - Mój ojciec się jutro żeni.

- Nie wyglądasz, jakbyś kipiała radością z tego powodu - marszczy lekko brwi, przyglądając mi się.

- Bo tak nie jest - spuszczam wzrok na swoje dłonie, wzdychając.

- Rozumiem. Nie chcę być nachalny. Widzę, że to dla ciebie trudny temat.

- Trochę... - nabieram więcej powietrza do płuc i powoli je wypuszczam. To dla mnie tragedia.

- Miło było cię poznać, Nadia - odzywa się nagle, jakby żegnając.

- Zaczekaj... Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - pytam niepewnie, podnosząc wzrok w jego oczy. Na jego ustach pojawia się lekki uśmiech, jakby imponowało mu to, że to ja zadałam to pytanie.

- No wiesz... Jeżeli tak ma być, to napewno się spotkamy. Może nawet szybciej niż myślisz - z jego twarzy nie znika ten uroczy uśmiech - Poza tym, wiem gdzie Cię szukać - rzuca krótkie spojrzenie na mój dom, po czym znów przenosi wzrok na mnie.

- W porządku - zgadzam się z nim, choć czuję lekki niedosyt. Wolałabym dostać jego numer, ale nie chcę się narzucać - W takim razie, do zobaczenia?

- Do zobaczenia - odpowiada.

Odsuwam się lekko do tyłu, gdy on zakłada kask. Po chwili odjeżdża, a mój wzrok pędzi za nim aż do momentu, w którym tracę go z pola widzenia.

***
Nowa książka, zupełnie inna.
Jak wam się podoba pierwszy rozdział?
Nie daję żadnego progu, chce zobaczyć waszą aktywność 🥰
Książka dedykowana dla xxnastyxx ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro