Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odzyskuję przytomność nie mając kompletnie świadomości tego, co się dzieje. Mam ciemność przed oczami, a gdy próbuję się podnieść uderzam głową o coś twardego.

- Szzz, cholera - syczę pod nosem, masując obolałe miejsce na czole.

Co jest? Gdzie ja jestem?

Zaczynam się miotać, gdy nagle słyszę silnik pojazdu. Zdaję sobie w tym momencie sprawę, że jestem w bagażniku, a moje ręce są związane.

Spokojnie, tylko nie panikuj.

Jeżeli zacznę krzyczeć, to oczywiste, że nikt mnie nie usłyszy. Jesteśmy na środku ulicy, nikt nie zwróci na to uwagi. Zaczęłam się zastanawiać co powinnam zrobić. Na pewno wiem, że bagażnik jest dobrze zamknięty.

Jezu, czy to już się zaczyna? To ten psychol co groził mojemu ojcu?

Nagle słyszę czyjeś głosy. Przez szum nie jestem w stanie usłyszeć o czym rozmawiają, ale teraz mam pewność, że jest ich dwóch.

Muszę zachować spokój i chociaż spróbować uciec. Cholera wie, kto to jest, gdzie mnie wywozi i jakie ma zamiary. Biorąc pod uwagę, że właśnie mnie porwał z toalet w centrum handlowym, na pewno nie są one dobre.

Ręce mam związane taśmą. Wsadzam ją w zęby, próbując rozgryźć i uwolnić swoje nadgarstki. Nie należy to do najłatwiejszych zadań, jednak po wielkim wysiłku udaje mi się ją rozerwać. Przecieram obolałe miejsca, krzywiąc się z bólu.

Gdy już chcę z całej siły kopnąć w klapę od bagażnika, słyszę głośny huk, przypominający wystrzał z pistoletu, a po chwili jeszcze trzy. Jestem przerażona. Nagle coś dziwnego zaczyna się dziać. Auto chyba zaczyna zwalniać. Czuję mocne uderzenie i gdyby nie to, że bagażnik jest ciasny, poleciała bym do przodu. Auto zatrzymuje się.

Słyszę jak obok zatrzymuje się drugi samochód. Ktoś zaczyna się szarpać. Trwa to jakiś czas. Pieprzony bagażnik! Gdybym tylko go otworzyła, mogłabym wykorzystać sytuację i uciec.

Nagle nastaje cisza, po której słyszę kroki zbliżające się do bagażnika, w którym jestem zamknięta. Chwytam w dłoń pierwszy przedmiot, który mi w nią wpada, aby się bronić. Jest to coś małego, ale pod moim szybkim ruchem rozsuwa się. Wygląda na to, że to pałka teleskopowa.

W końcu ktoś otwiera bagażnik, a ja zamachuję się na tyle, na ile pozwala mi przestrzeń i zamierzam uderzyć napastnika w brzuch, ale trafiam wyżej.

- Aua, kurwa mać! - słyszę znany mi głos. Otwieram szerzej oczy i wyskakuje z bagażnika.

- Igor... - od razu podbiegam do szatyna, który zwija się z bólu - Cholera, przepraszam!

Chłopak syczy, a na jego twarzy maluje się wyraźny ból. Co ja narobiłam... Mogłam się domyślić, że to on!

Chwytam jego twarz w dłonie, chcąc spojrzeć na niego, ale on chwyta moje nadgarstki.

- Wsiadaj do samochodu, nie mamy czasu - popędza mnie z grymasem na twarzy.

Z wielkimi wyrzutami sumienia wsiadam do mustanga Igora. Po chwili dołącza do mnie na miejscu kierowcy, trzymając się za miejsce, w które go uderzyłam. Szybko odpala silnik i odjeżdża.

***

Cała droga minęła nam w milczeniu. Gdy wreszcie wchodzimy do salonu, postanawiam przerwać ciszę.

- Igor, cholernie cię przepraszam - siadam obok niego na kanapie - Nie miałam pojęcia, że to ty, ja myślałam, że to...

- Wszystko w porządku - wzdycha z wyraźnym trudem - Trafiłaś prosto w żebra.

- Co ja narobiłam... - do moich oczu napływają łzy, a ja zakrywam usta dłonią. Jestem przerażona całą tą sytuacją. Nie chciałam zrobić mu nic złego.

- Nadia, uspokój się - łapie moje nadgarstki i odsuwa je od twarzy - Będę żył, poważnie. Swoją drogą, dobrego masz cela, ale żeber mi nie połamałaś, więc nad siłą musisz jeszcze popracować - na jego ustach pojawia się uśmiech.

Ja jednak nie potrafię się uśmiechnąć. Nadal czuję, jak się trzęsę po tym porwaniu.

- Naprawdę nic się nie stało, ej - dodaje łagodnym tonem, patrząc mi w oczy - Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobili?

- Nie, wszystko w porządku - przyznaje zgodnie z prawdą - Dziękuję... Uratowałeś mnie...

- To mój obowiązek, zapomniałaś? Obiecałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić. Powinienem lepiej cię pilnować.

- Co ty mówisz. Byłam w łazience, przecież nie możesz chodzić za mną wszędzie...

- Najwidoczniej powinienem - nagle na jego twarzy znów pojawia się grymas.

- Wszystko dobrze? - niepokoję się.

- Tak - odpowiada od razu - Nie ukrywam, trochę boli... Ale to minie.

- Tak mi głupio... Jeszcze raz naprawdę cię przepraszam...

- Przestań już przepraszać, przecież nic się nie stało. Dobrze, że tobie nic nie jest, to jest najważniejsze.

Patrzę na niego chwilę bez słowa. Jestem mu tak bardzo wdzięczna. Gdyby nie on, nie mam pojęcia gdzie bym teraz była i co by się ze mną działo.

- Skąd wiedziałeś, że mnie zabrali?

- Wiedziałaś, że obok łazienek jest tylne wyjście dla personelu?

- Tak, zawsze tam było.

- Długo nie wracałaś, poszedłem sprawdzić, czy wszystko gra, ale nie było cię w środku. Odpaliłem aplikację szpiegowską, którą zainstalowałem na twoim telefonie i pokazało mi, że poruszasz się jakimś autem.  Od razu wsiadłem w samochód i pojechałem za wami - wyjaśnia.

- Zainstalowałeś mi aplikację szpiegowską? - marszczę brwi w zaskoczeniu.

- Tak - przyznaje, wzdychając - Przepraszam, ale chyba rozumiesz, że to konieczne? Gdyby nie to, to nie mógłbym cię znaleźć...

- W porządku, rozumiem. Ale mogłeś mi powiedzieć.

- Wiem, ale bałem się, że będziesz protestować, a to naprawdę dla twojego bezpieczeństwa, chyba sama widzisz.

- Dobrze, masz rację. Bardzo boli? - pytam, przenosząc wzrok na obolałe miejsce, za które znowu się trzyma.

- Trochę, ale...

- Przestań udawać twardziela, Igor - przerywam mu - Przecież widzę, że potwornie cię boli - szatyn przenosi wzrok w moje oczy i lekko wzdycha - Pokaż to.

- Nie, Nadia, naprawdę...

- Igor - przerywam mu znowu - Nie dyskutuj ze mną, proszę cię. Podnieś koszulkę.

Nie odzywa się więcej i po chwili wykonuje moją prośbę. Moim oczom ukazuje się jego delikatnie wyrzeźbiony brzuch i tatuaże na klatce piersiowej, co zawstydza mnie w pierwszej chwili, ale wiem, że teraz muszę się powstrzymać. Moją uwagę przykuwa ogromny siniak. Krzywię się widząc go i delikatnie przejeżdżam po nim opuszkami palców.

- Nie wygląda to za dobrze...

- To tylko siniak - przekonuje mnie - Od tego się nie umiera.

- Może i nie, ale trzeba to schłodzić - zauważam - Poczekaj.

Nim cokolwiek zdąży odpowiedzieć, wstaję z miejsca i biegnę do łazienki. Zdejmuję mały ręcznik i nasączam go zimną wodą. Po chwili wracam do salonu i siadam na swoim miejscu obok chłopaka.

- Może bardzo nie pomoże, ale chociaż tyle możemy zrobić - wzdycham i przykładam mu zimny materiał do siniaka, na co chłopak nabiera więcej powietrza do ust.

Nie odzywamy się do siebie przez pewien czas. Nagle szatyn robi coś, co mnie zaskakuje, a moje ciało lekko sztywnieje. Kładzie swoją dłoń na mojej dłoni, którą ochładzam jego siniaka. Podnoszę na niego wzrok, a wtedy nasze spojrzenia się spotykają.

- Nie wiem co bym zrobił, gdyby coś ci się stało - wyznaje, a w jego głosie słyszę potworną szczerość - Miałaś czuć się przy mnie bezpieczna, a ja totalnie spieprzyłem sprawę. Czuję się odpowiedzialny za to co się stało...

- Przecież to nie twoja wina - wzdycham, przekonując go - Nie mogłeś się tego spodziewać. Ja też się tego nie spodziewałam.

Dalej skanuje mnie wzrokiem, a ja w końcu odsuwam od niego mokry, zimny materiał.

- Powinnaś zadzwonić do ojca - słusznie zauważa.

- Wiem, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Jest w podróży poślubnej, będzie tylko się martwił.

- Nadia, on musi o tym wiedzieć - nie odpuszcza - Obiecałem mu, że gdy tylko wydarzy się coś, co nie powinno mieć miejsca, poinformuję go o tym.

- Tak, ja też mu obiecałam... - spuszczam wzrok na swoje dłonie.

- No więc właśnie.

- W porządku, masz rację. Zaraz do niego zadzwonię.

Chłopak skina głową w odpowiedzi. Wstaję z miejsca, podchodzę do okna, wyciągając po drodze telefon i wybieram numer do taty.

***
Wybaczcie małe opóźnienie 🙈

Czy ojciec Nadii wybaczy Igorowi ten błąd?

18 gwiazdek i 35 komentarzy ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro