5. Burza i sos w upalny dzień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Popołudniu wracałam z lekkim sercem ze spotkania z przyjaciółką. Czułam taką ulgę, że szło mi się łatwiej, niż kiedykolwiek przez ostatnie tygodnie. Rodzice cieszyli się, że sama znajduję sobie zajęcia i nie siedzę im na głowie przez cały czas, więc zamiast wstąpić na chwilę do domu, od razu skierowałam moje kroki do mieszkania pani Tarońskiej.

Zapukałam delikatnie do drzwi i poczekałam aż kobieta podejdzie do drzwi. Otworzyła je po chwili i uśmiechnęła się szeroko na mój widok.

– Witaj Bianko! Cieszę się, że jesteś, w końcu będę mogła z kimś porozmawiać. – Powiedziała, wpuszczając mnie do środka, po czym nakazała mi usiąść na starej sofie, pachnącej lawendą, sama zaś zniknęła w kuchni. – Och, Kłopot, znikaj stąd! A kysz! – Wykrzyknęła, kiedy rudy kocur zaczął plątać jej się pod nogami. Nie zareagował, jednak po chwili podbiegł do mnie, przegoniony, przez swoją właścicielkę, ścierką. Podrapałam go za uszami i uśmiechnęłam się, kiedy zamruczał.

Po chwili starsza kobieta wróciła do salonu, niosąc tacę z imbrykiem, dwoma filiżankami, cukiernicą i obiecanymi eklerkami z kremem. Ostrożnie postawiła tacę na stole i usiadła w dużym fotelu, naprzeciwko mnie.

– Wiesz, Bianko, bo jestem dość podekscytowana. Ostatnio, kiedy jechałam sobie rowerem przez park, spotkałam tam mojego znajomego z dawnych lat. Chodziłam z nim do szkoły podstawowej, ale później nasze drogi się rozeszły i kiedy go wczoraj zobaczyłam, wróciły do mnie dawne wspomnienia i po prostu nie mogłam z nim nie porozmawiać i... i... Matko Święta, on zaprosił mnie na herbatę w piątek! – Powiedziała, a ja starałam się jak najlepiej ukryć zaskoczenie. Sięgnęłam po cukierniczkę i zaczęłam słodzić herbatę, wciąż uważnie słuchając słów kobiety. – I wiesz, powiem ci, że przez te wszystkie lata bardzo wyprzystojniał. Naprawdę, ledwo go poznałam! – Musiałam bardzo się starać, żeby powstrzymać się od śmiechu. – Powiedz mi, kochanie, czy on mnie zaprosił na r a n d k ę ? – Wyartykułowała ostatnie słowo. Uniosłam filiżankę do ust, zastanawiając się nad odpowiedzią i skrzywiłam się lekko, kiedy poczułam okropnie słodki smak. Nawet nie wiedziałam, ile cukru tam wsypałam.

– To będzie wasze pierwsze dłuższe spotkanie od wielu lat, więc myślę, że trudno byłoby to nazwać randką. – Powiedziałam powoli, patrząc na reakcję sąsiadki. Ona tylko uśmiechnęła się, jednak myślami była pewnie przy tamtym spotkaniu. Spojrzałam znaczącym wzrokiem na Kłopotka, a on miauknął przeciągle. Zdecydowanie tak, kotku, twoja pani jest zakochana. - Pomyślałam. Te słowa brzmiały tak zabawnie... A przecież to nie było nic dziwnego, czy niedorzecznego. Rzeczywistość w której żyjemy jest jednak pod tym względem bardzo surowa i ogromny nacisk kładzie na przemijanie pewnych rzeczy. Często przedwcześnie.

***

– Obawiam się, że to już koniec twojego panowania. Nadeszła nowa era, kiedy... – zamilkłam, nie mając pojęcia, co było dalej. Pani Kamila spojrzała na mnie nieco rozdrażniona. Przez ostatnie trzy dni, nie mogłam się skupić i cały czas myliłam tekst. Każda kolejna próba w moim wykonaniu była coraz większą porażką. Tego wieczoru nie było inaczej. Po porannych zajęciach w teatrze chodziliśmy wszyscy na lody, jednak bez Pauli nasza grupa wydawała mi się jakaś niepełna, a ja czułam się coraz dziwniej w towarzystwie Szymona.

– Dobra, zróbmy sobie chwilę przerwy. – Zarządziła mama Pauliny i skinęła do mnie głową. Odeszłyśmy na bok, a ja westchnęłam. Nie miałam pojęcia, skąd brało się moje rozkojarzenie, ale coraz bardziej się tym martwiłam. Czasu na próby nie było zbyt wiele, a czekała nas jeszcze współpraca z osobami, których nawet nie znaliśmy. Jeśli tak dalej pójdzie, nie podołasz i wszystkich rozczarujesz. Grasz główną rolę, ludzie muszą być tobą zachwyceni. Musisz ich zadowolić, musisz. - Pomyślałam, lecz zaraz po tym pokręciłam głową i zadrżałam.

– Bianko, coś się stało? – Zapytała kobieta z troską, ja jednak pokręciłam głową. Podniosła mój podbródek i spojrzała mi w oczy. – Jakby coś się działo, to ja zawsze mogę pomóc, pamiętaj. – pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko.

– Naprawdę, wszystko w porządku.

Zaczęliśmy więc tą scenę kolejny raz, a ja kolejny raz zapomniałam tekstu. Było mi wstyd, bo wiedziałam, że Szymon i reszta muszą to oglądać. Najgorsze, że w domu wszystko szło śpiewająco, nawet wtedy, kiedy Bartek biegał w kółko, udając supermena.

– Przepraszam was bardzo. Potrzebuję przerwy, dziś już niczego dobrego z siebie nie zdołam wykrzesać. – Odwróciłam się na pięcie i spuściłam głowę tak, że włosy przykryły zażenowanie, widoczne na mojej twarzy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z teatru. Po drodze potknęłam się i wydałam z siebie bliżej niezidentyfikowany okrzyk zdenerwowania. Zacisnęłam pięści, po czym otworzyłam ciężkie, stare drzwi, wychodząc na zewnątrz.

Przystanęłam lekko zdezorientowana, kiedy spadł na mnie rzęsisty deszcz. Zachłysnęłam się powietrzem, ale woda skutecznie ostudziła moje nerwy. Po kilku chwilach byłam już cała mokra. Była to na szczęście ciepła, letnia ulewa. Będąc w teatrze tak bardzo skupiałam się na próbie, że nawet nie słyszałam kropel, dudniących o dach. Teraz stałam tu, w wieczornej ciemności, pomiędzy kroplami, skrzącymi się na złoto, w świetle ulicznych latarni i oddychałam wilgotnym, deszczowym powietrzu. Zdjęłam z oczu przemoczone pasma włosów, po czym ruszyłam do domu, po raz kolejny dziękując za to, że mieszkałam tak blisko.

***

Kiedy weszłam do naszego mieszkania, ze zdziwieniem zauważyłam, że mama krząta się po domu w założonym płaszczu.

– Mamo, czy coś się stało? – spytałam przestraszona i przełknęłam głośno ślinę. Kobieta nie odpowiadała. – Mamo?

– Wszystko jest w porządku, słońce – powiedziała, wciąż na mnie nie patrząc. – Bartka musiało gdzieś przewiać, bo strasznie boli go ucho. To może być zapalenie. – Dodała. W tej samej chwili do pokoju wszedł tata.

– To nic groźnego, nic mu nie będzie, ale nie ukrywam, że jest to dość bolesne. – Wytłumaczył, a ja byłam mu za to wdzięczna, bo mama nieźle mnie nastraszyła. – Przychodnia jest teraz zamknięta, więc jedziemy do szpitala. Może być tak, że będziemy tam czekać parę godzin, więc lepiej, żebyś została. – Pokiwałam głową. Mimo wszystkich zapewnień rodziców, martwiłam się o mojego braciszka.

***

Obudziłam się i naciągnęłam kołdrę mocniej na ramiona. Na dworze szalała burza, a ja byłam sama w mieszkaniu. Zagryzłam usta i przyznałam sama przed sobą, że nadal bałam się gwałtownych burzy. Bałam się tak naprawdę wszystkich żywiołów, bo wiedziałam, jak bardzo nieprzewidywalne i nie do zatrzymania mogły być.

Usiadłam na łóżku i przełknęłam ślinę, a moje serce załomotało, jakby chciało uciec od tego wszystkiego. Wiatr wył niczym stado dzikich wilków. Deszcz bębnił o dach, a jego dźwięki jakby akompaniowały kroplom, spływającym po szybie, ni to w tańcu, ni w wyścigach. Kątem oka widziałam błyski, pioruny strzelały co kilka sekund. Grzmoty zdawały się wręcz trząść budynkiem, a ja siedziałam na łóżku z zaciśniętymi powiekami i wsłuchiwałam się w te dźwięki, modląc się w duchu, żeby tylko to wszystko szybko się skończyło. Pisnęłam cicho, kiedy po niebie przetoczyły się kolejne błyskawice.

Dziesięć minut później było już odrobinę spokojniej. Burza powoli się skończyła.

Tylko deszcz kapie ciągle

Leje się z ciemnego nieba

Nadal leżałam skulona, lekko się trzęsąc. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer przyjaciółki. Spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz i przygryzłam wargę. Była druga w nocy, a Paulina miała mieć rano zajęcia z baletu.

Dziewczyna odebrała po kilku sygnałach.

– Halo? Bianka coś się stało? – Zapytała, odrobinę zaspanym głosem. Nie było mi dobrze z tym, że ją obudziłam, jednak wiedziałam, że ona nie będzie miała mi tego za złe. Zaprzeczyłam i szybko opowiedziałam jej o rodzicach oraz wytłumaczyłam, że po burzy nie mogłam się uspokoić. Już po chwili rozmowa zeszła na tematy tak błahe, jak nowe skarpetki z wiewiórkami, kupione w zeszłym tygodniu, czy przystojny turysta zauważony pod Wawelem. Ponad godzinę później zakończyłyśmy rozmowę, trzęsąc się ze śmiechu. Przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam niemal natychmiast. Po rozmowie z najlepszą przyjaciółką byłam spokojna i niemal nie pamiętałam już powodów moich zmartwień. Osobiście uważam, że nie bez powody w jednym z programów telewizyjnych koło ratunkowe to między innymi telefon do przyjaciela. Dobry przyjaciel jest jak ratownik i rzuci nam swoje koło ratunkowe, kiedy tylko będziemy go potrzebować. Przyjaciele są po to, żeby się nawzajem ratować, przed wszystkim, co dla nas złe.

Spałam spokojnie, snem sprawiedliwego i nawet nie usłyszałam, kiedy moi rodzice wrócili do mieszkania, wraz z Bartkiem, który czuł się już lepiej.

***

– Siooostraa! – Usłyszałam krzyk Bartka i przewróciłam oczami znad kubka z zieloną herbatą. Napar zdecydowanie zbyt mocno smakował miodem, jednak mnie to nie przeszkadzało. Oblizałam usta, ściągając z nich słodki, jakby wiosenny smak i wstałam od stołu, kierując się w stronę pokoju brata.

– Co chciałeś? – Zapytałam, byłam jednak przygotowana na to, jaką odpowiedź usłyszę. Nie myliłam się wcale.

– Jestem chory. Mogłabyś zrobić mi śniadanie? – Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.

– Bartek, mówiliśmy ci przecież, że już nie jesteś chory! Minął już tydzień, nie możemy cię ciągle wysługiwać. – Wytłumaczyłam, po czym wróciłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Było jeszcze wcześnie, ale byłam umówiona z Pauliną, miałyśmy iść na basen, więc chciałyśmy wyjść z samego rana. Zrobiłam sobie tosty i zjadłam je szybko, pakując przy okazji strój i ręcznik do torby. Wrzuciłam tam jeszcze parę rzeczy i w kilku łykach dopiłam letnią już herbatę, po czym ubrana w długą sukienkę i słomkowy kapelusz, wyszłam z domu.

Ruszyłam w stronę domu przyjaciółki, basen „Wierzbowo" znajdował się kilka przecznic dalej. Był to dość duży teren, ogrodzony wysokimi wierzbami, na którym znajdowała się sztuczna plaża, trawiaste, zacienione zbocze, budka z lodami i druga z hamburgerami, plac zabaw, kilka zjeżdżalni i cztery duże zbiorniki z zimną wodą, uważane przez wszystkich za baseny. Zawsze dziwiło mnie, dlaczego ludzie czerpią przyjemność z pływania w zimnej wodzie, jednak ostatecznie zazwyczaj sama kończyłam tak samo jak oni.

Wyciągnęłam z torby chusteczkę i otarłam nią twarz. Było okropnie gorąco, żar lał się z nieba strumieniami, więc pływanie w zimnej wodzie wydawało się dzisiaj niezwykle atrakcyjnym pomysłem. W tamtym momencie wolałam ryzykować szokiem termicznym dla mojego organizmu, byleby się tylko ochłodzić. Kiedy podeszłam pod dom przyjaciółki, ona czekała na mnie w miejscu, gdzie była choć odrobina cienia. Pomachała do mnie i podeszła leniwym krokiem, chcąc mnie przytulić. Ktoś tu mocno odczuwa wysokie temperatury. - Pomyślałam i uśmiechnęłam się do niej promiennie.

– Cześć. Proszę, chodźmy już na Wierzby, bo nie wytrzymam dłużej tego skwaru. – Powiedziała brunetka, a ja pokiwałam głową.

***

– Idziemy już do tej wody? – Zapytała mnie zniecierpliwiona przyjaciółka po raz kolejny w ciągu ostatnich dwudziestu minut. Przewróciłam oczami, smarując swoje ramiona kremem z filtrem. Wiedziałam, że jeśli bym tego nie zrobiła, w bardzo niedługim czasie zamieniłabym się w czerwonego skwarka. Paula z jej ciemną karnacją nie miała tego problemu i teraz stała obok mnie, spoglądając tęsknie w stronę wody.

– Posmarowałabyś mi plecy? – Poprosiłam, a dziewczyna niechętnie to zrobiła. – Auć! – Syknęłam, kiedy uszczypnęła mnie między łopatkami, wyszczerzyła się do mnie, po czym skinęła w stronę najbliższego basenu.

– Już! Gotowe, idziemy? – Zapytała, a ja pokiwałam głową. Paulina pobiegła do upragnionego miejsca, a ja zaśmiałam się, patrząc na nią. Zachowywała się jak mała dziewczynka. Ruszyłam za nią powolnym krokiem, będąc o tyle w lepszej sytuacji, że na stopach miałam japonki, więc nie musiałam podskakiwać na gorącym piasku.

Opłukałam stopy w specjalnym brodziku i zaczęłam schodzić po schodkach, zatrzymałam się jednak. Woda sięgała mi do łydek, a ja już czułam zimno, które sięgało aż do moich kości. Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na Paulinę, która bez problemu stała w wodzie aż po szyję.

– Jak ty tam weszłaś? Przecież to jest lo-do-wa-te! – Przesylabizowałam ostatni wyraz, żeby lepiej oddać powagę sytuacji. Co roku ta sama śpiewka, jak w każde wakacje. Paula jest odporna na zimno, a ja boję się wejść do wody, potem ona podchodzi i mnie tam wpycha, a ja mierzę ją nienawistnym wzrokiem, jednak nie mogę nic zrobić, bo pływanie idzie jej zdecydowanie lepiej, niż mi. Obserwowałam ją uważnie, będąc gotowa uciec, kiedy zacznie się zbliżać. Tym razem jednak zostałam oszukana, bo Paulina nabrała wody w dłonie i oblała mnie nią. Pisnęłam, kiedy zimne krople osiadły na mojej skórze. Odwróciłam się tyłem, kiedy brunetka ponownie zanurzyła dłonie w wodzie. Piszczałam, a ona chlapała mnie zimną wodą. Przestała dopiero w momencie, kiedy moja głowa, plecy, nogi i ręce, były całkiem mokre. Zgrzytnęłam zębami i ruszyłam w jej stronę, mamrocząc pod nosem wymyślne wyzwiska, co brzmiało trochę, jakbym rzucała na nią klątwę. Zdziwiło mnie, że Paulina nie ucieka. Przystanęłam, a raczej chciałam to zrobić, bo okazało się, że woda sięga mi prawie do oczu. Po tym jak przyjaciółka ochlapała mnie wodą, wejście do niej nie było aż takie trudne. Podpłynęłam do niej, jednak nie byłam już zła. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Poczekałam, aż trochę się uspokoimy, po czym chlusnęłam wodą w twarz Pauli.

– Ej, za co to? – Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi na jej pytanie, jednak po chwili wymyśliłam powód.

– Nie wiem, ale zasłużyłaś sob... – W tym samym momencie przyjaciółka postanowiła mnie oblać. Parsknęłam, czując wodę w moim nosie, jednak nie pozostałam jej dłużna. Nasza bitwa wodna trwała kilka minut, jednak kiedy się skończyła, byłyśmy nią bardzo zmęczone. Z podniesionymi głowami podałyśmy sobie ręce, na dowód pokoju. Kiedy ktoś na nas wtedy patrzył, pewnie myślał, że zachowujemy się jak małe dzieci, ale takie właśnie byłyśmy. Dziecinne, ale dzięki temu też beztroskie.

– O matko! Patrz tylko, kto tam jest. – Powiedziała Paula, łapiąc mnie za ramię. Rozejrzałam się. Starałam się zrobić to dyskretnie, jednak byłam niemal pewna, że nie wyszło. Na drugim końcu basenu, w części z jacuzzi, siedziały cztery dziewczyny z mojego liceum. Wszystkie trzy w pełnym makijażu, z okularami przeciwsłonecznymi i idealnie ułożonymi włosami. Wglądały dobrze, to musiałam przyznać, nawet lepiej niż dobrze. Przez chwilę poczułam się nieswojo, myśląc o tym, jak muszę wyglądać z moją bladą skórą, posmarowaną białym kremem z filtrem, mokrymi włosami, posklejanymi i poplątanymi, oraz chudymi rękami i chuderlawą budową. Po chwili jednak potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się słysząc kpiący głos Pauli, zarezerwowany na takie chwile.

– Pff, jak one wyglądają? Kto robi sobie tak mocny makijaż, wiedząc że idzie na basen? Przecież one teraz nie mogą się nawet wykąpać, a wyglądają, jakby uciekły z planu filmowego. – Powiedziała i chociaż normalnie byłby to komplement, to w jej ustach zabrzmiało jak obelga. Przytuliłam ją mocno i przez dłuższą chwilę nie puszczałam.

– Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam, dziękuję! – powiedziałam jej do ucha, po czym pocałowałam w policzek. Gdyby ktokolwiek z naszych szkół to zobaczył, powstałaby pewnie niewyobrażalnie głupia plotka na nasz temat, jednak najwidoczniej udało nam się tego uniknąć. – Ale może wracajmy już na koc, bo kończyny mi odpadną z tego zimna – dodałam, po czym obie ruszyłyśmy w stronę zacienionego kąta, gdzie rozłożyłyśmy nasze ręczniki i koc.

Mimo, że jeszcze przed chwilą drżałyśmy z zimna, po kilku minutach znów zaczęłyśmy odczuwać skutki upału. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i naciągnęłam na głowę mój słomkowy kapelusz. Położyłam głowę na ręczniku i zamknęłam oczy, zamierzając się zdrzemnąć, co zaraz po ochłodzeniu się, było najlepszą opcją w takie dni jak ten.

Obudził mnie jęk Pauli, która szturchnęła mnie w ramię.

– Bianka, wstań już, proszę. Jestem głodna, chodź, pójdziemy na te pyszne hamburgerki. – Powiedziała, a ja uśmiechnęłam się, otwierając jedno oko. Moja przyjaciółka wiedziała, że skuszę się na jedzonko. Założyłam więc moją sukienkę oraz japonki i razem ruszyłyśmy w stronę budki, w której sprzedawali hamburgery, ale również i hot-dogi, czy zapiekanki.

Zamówiłyśmy sobie po jednym hamburgerze, ja dodatkowo wzięłam podwójną porcję mojego ulubionego sosu. Odebrałyśmy nasze zamówienia i poszłyśmy usiąść przy jednym ze stolików, gdzie parasol zapewniał odrobinę cienia. Kiedy usiadłyśmy, z radością obróciłam głowę w stronę wiatraka, żeby troszkę się ochłodzić. Wzięłam kęs mojego posiłku i przymknęłam oczy. Dobra, uwielbiam hamburgery. Są przepyszne!

Spojrzałam na Paulę i przestraszyłam się lekko, kiedy dziewczyna zakrztusiła się własną śliną. Chwilę później spojrzała na mnie i kiwnęła głową w stronę jednego z basenów.

– Ty, patrz na tamtego chłopaka. Tego tam. Czy ty widzisz jego włosy? – Zapytała, wpatrzona w wysokiego chłopaka. Spojrzałam na niego i musiałam przyznać przyjaciółce rację. Ciemne loki, nawet z tak dużej odległości, robiły niezłe wrażenie.

– Bzie majowy... no, no. Naprawdę jest przystojny. – Powiedziałam, czując jak robi mi się gorąco. Powachlowałam się dłonią, ciesząc się, że mogę zrzucić winę na upały.

Zobaczyłam, że chłopak spojrzał w naszą stronę i w tej samej chwili znienawidziłam swoją decyzję o wzięciu podwójnej porcji sosu, kiedy poczułam jak spływa mi on po brodzie.

Sięgnęłam po chusteczkę i wytarłam usta, odwracając się do Pauli i udając, że nic się nie stało. Pozorując normalność zjadłyśmy nasze fast foody, po czym szybko i dyskretnie uciekłyśmy do toalety, żeby obgadać całą tą sytuację. Jak się później okazało, wcale nie tak dyskretnie.

– Czy ty widziałaś, jaki on jest przystojny?! Mało tam nie zeszłam na zawał jak się uwaliłam tym sosem. Gorzej być nie mogło. – Powiedziałam, a Paulina pokiwała głową.

– Mi się aż gorąco zrobiło, jak na niego patrzyłam. Ej, złotko, chyba powinnyśmy się zastanowić, czy to nie jakaś choroba. Ale ty widziałaś te jego loczki? Wyglądanie tak dobrze powinno być przecież nielegalne! – Stwierdziła brunetka. – Ciekawe, czy laski z twojego liceum już go zauważyły. Jeśli tak, to pewnie ślinią się teraz na jego widok. – Zaśmiała się Paula, chociaż w pewnym sensie my zareagowałyśmy podobnie.

– Ale mimo wszystko już nigdy nie zamówię podwójnej porcji sosu. To jest jakaś żenada! Zbłaźniłam się jak nigdy, jeny, nawet nie wiesz jak mi wstyd.

– Wstyd, wstydem, ale chodźmy już do wody, bo znowu mi ciepło. Poza tym, nie powinnyśmy się nim przejmować. Nawet go nie znamy. – Stwierdziła moja przyjaciółka, po czym razem wyszłyśmy z kabiny. Łatwo mówić, trudniej zrobić, prawda?


..............................................................................................

Co wy na to, żeby przełożyć publikacje rozdziałów na poniedziałki? Bo teraz, kiedy i tak mamy wakacje, to w niedzielę zazwyczaj coś się dzieje, gdzieś jedziemy, ktoś jedzie do nas itd. 

Rozdział postanowiłam skończyć w tym momencie, bo bardzo nie chciałam skracać tego wątku i pomyślałam, że może lepiej, jeśli będę dawkować żenadę. Bo to co się zadziało na początku kolejnego rozdziału to jakiś hit. No ale cóż ja mam poradzić, charakteru Pauli nie zmienię. 

Do następnego!

Przedstawienie musi trwać!

Kiinnie


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro