Ein.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka miesięcy wcześniej

Z błogiego snu wyrwał mnie przeraźliwy dźwięk dzwonka. Nie wstanę, nawet jeśli mieliby mnie do tego zmusić siłą.

- Michi, otwórz! Dam sobie rękę uciąć, że to ktoś do Ciebie! - krzyknęłam z wściekłością okrywając się kołdrą po czubek nosa. Zegar wskazywał siódmą rano. - Po prostu cię nienawidzę. - syknęłam ociężale zarzucając na siebie pudrowy szlafrok. Po drodze do drzwi zajrzałam w głąb pokoju brata. Spał w najlepsze pomimo tego, że miał trening. Zauważając szklankę napełnioną wodą, która stała na jego szafce nocnej i była mu potrzebna, by przetrwać noc ujęłam ją w dłoń delikatnie pochylając ją nad twarzą skoczka. Woda spłynęła po brzegach filiżanki gwałtownie spadając na pogrążoną we śnie twarz Michaela. Uciekając z chichotem słyszałam za sobą kilka niemiłych słów, przekleństw i gróźb. Otwierając drzwi na schodach werandy siedział Stefan bawiący się kluczami. Wstał poprawiając swój biały t-shirt, który podkreślał jego wyrzeźbiony tors.

- Czy musisz z rana naciskać milion razy ten cholerny dzwonek? - oparłam czoło o drzwi przymykając powieki. Wstając każdego dnia w południe trudno przestawić się na poranne pobudki.

- Przyjechałem po Michiego. Ciągle zapominam, że nie mieszka już sam. - zagryzł wargę spuszczając potulnie głowę.

To już jakieś usprawiedliwienie. Kilka dni temu wróciłam do Austrii, gdy mój toksyczny związek z Wellingerem dobiegł końca. Pieprzona maszyna do łamania serc. Kraft mógł o tym nie wiedzieć.
Otworzyłam szerzej drzwi zapraszając go do środka. Gdy weszliśmy do kuchni Michael łapczywie pożerał wczorajszy obiad odgotowany w mikrofalówce zapinając w pośpiechu guziki błękitnej koszuli. Wywróciłam oczyma doprowadzając do porządku jej kołnierz i mankiety.

- Mia, jak się trzymasz? No wiesz.. dwa lata to spory okres czasu. - Stefan przygryzając nektarynkę nieśmiało spojrzał w moją stronę nie przestając obracać kluczy w swoich palcach.

- Jest dobrze. O wszystko obwiniam Michaela, w końcu to on nas poznał. - uśmiechnęłam się zadziornie klepiąc brata po ramieniu. Chłopak krztusząc się zgromił mnie wzrokiem. - Wszystko w porządku. Gdyby ktoś zdradzał cię przez cały okres trwania waszego związku również zbytnio byś się tym nie przejął. - wzruszyłam ramionami siadając na wysokim krześle i oparłam łokcie o marmurowy blat.

Wolałam nie opowiadać mu o nieprzespanych nocach, podczas których śledziłam swojego eks. Zdesperowane fanki były jego podstawowym łupem. Cieszyłam się z powrotu do ojczyzny. Tak dawno nie widziałam moich przyjaciół, od których skutecznie odgradzał mnie grubym murem Andreas. Jego chorobliwa zazdrość wkrótce przemieniła się w klatkę, z której nie wypuszczał mnie nawet na krok. Podczas gdy ja spędzałam czas w domu, on wmawiał mi, że musi zostać dłużej na treningu. Nie wspomnę na jakim treningu.

Stefan uścisnął moją dłoń dodając mi otuchy. Czuł, że tak naprawdę nie jest to dla mnie proste. Podziękowałam mu uśmiechem.

- Gdybym wiedział, że Wellinger to idiota nigdy nie pozwoliłbym mu zbliżyć się do Mii. - Michael warknął porywając swoją torbę treningową i złożył pocałunek na moim czole wybiegając z domu zupełnie ignorując Krafta. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem po czym żegnając się ruszył posłusznie za swoim przyjacielem.

Z rezygnacją zrzuciłam z siebie szlafrok narzucając na ciało luźną koszulkę brata i krótkie pomięte spodenki wyciągnięte z wypchanej po brzegi walizki. Od powrotu do domu każdego dnia odkładałam zamysł wypakowania rzeczy z podróżnej torby. Wszystkie moje ubrania wciąż pachniały skórą Andreasa i niemieckim powietrzem. Chciałam uniknąć fali wspomnień, która zepchnęłaby mnie na samo dno.

Kolejny raz zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła ósma, więc ponowna próba zaśnięcia byłaby nonsensem. Przeczesałam swoje gęste włosy, które od razu napuszyły się jak sierść psa. Westchnęłam cicho związując je w kitkę i postanowiłam wyruszyć na poranny jogging. Letnie promienie słońca delikatnie muskały moją skórę, a oddech stawał się głębszy i gwałtownie przyśpieszył. Próbując się uspokoić wsparłam dłoń o przydrożne drzewo wciągając austriackie powietrze w płuca, którego tak bardzo mi brakowało. Zza rogu niczym torpeda wybiegł młody mężczyzna. Gdy ujrzałam jego twarz roześmiałam się stając mu na drodze.

- Manuel! - krzyknęłam otwierając szeroko ramiona. Zdezorientowany skoczek wyciągnął słuchawki z uszu mrużąc oczy, po czym uśmiechnął się wesoło wpadając w moje objęcia.

- Mia, nadal piękniejsza od Hayboecka seniora! - zaśmiał się klepiąc mnie po ramieniu.
Dzięki Fettner, wspaniały komplement. Naprawdę wspaniały komplement.

- Nie powinieneś być na treningu? - uniosłam brew spoglądając w jego zielonkawe tęczówki. Chłopak spojrzał na ekran swojego telefonu wydając odgłos przerażenia.

- Cholera, właśnie tam biegnę. Trener mnie zamorduje, ale nie mogłem przejść obok ciebie obojętnie. A raczej przebiec. - uśmiechnął się ze zdenerwowaniem pocierając swój kark. - Może wybierzesz się razem ze mną? Wszyscy na pewno się ucieszą, gdy cię zobaczą.

Spojrzałam w dół lustrując swoje ciało wzrokiem. W zbyt dużej koszuli i krótkich spodenkach wyglądałam co najmniej komicznie. Manuel czytając w moich myślach serdecznie się zaśmiał.

- Dobrze wyglądasz. Chłopcy będą podnieceni twoją obecnością, nawet tego nie zauważą.

Wzruszyłam ramionami podpierając się pod boki. Nie widziałam tych chłopaków dwa lata. Może coś się zmieniło..

- No dobrze. W zasadzie nie mam planów na dzisiaj. - żachnęłam uśmiechając się szeroko. Fettner pobiegł truchtem w kierunku skoczni. Dorównałam mu kroku, choć było mi ciężko.

- Co się z tobą działo Mia? Nie widziałem cię wieki. - Manuel spojrzał na mnie odgarniając z oczu hebanową grzywkę. Na jego twarzy pojawiły się małe kropelki potu.

- Z Wellingerem wynajęliśmy mieszkanie w centrum Monachium. Chodziłam tam na studia, więc było mi to na rękę. - uśmiechnęłam się pod nosem wypuszczając głośno powietrze ze swoich ust. Manuel zwolnił nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Michael wspominał, że coś was łączyło. Nie wypaliło? - jego oczy były pełne współczucia. Nie wypaliło to mało powiedziane.

- Wiesz, chyba nie dobraliśmy się pod względem charakterów. Ale miło jest wrócić w rodzinne strony.

- Witamy w domu. - Manuel częstując mnie szerokim uśmiechem skręcił w uliczkę po jego prawej stronie. Była na tyle wąska, że musieliśmy biegnąć jeden za drugim. Po kilku minutach dobiegliśmy do celu. Manuel zrzucił z siebie przepoconą koszulkę wywołując rumieniec na moich policzkach. Zagryzłam wargę odwracając wzrok.

- Mia! - za plecami usłyszałam głos Koflera. Biegł w moim kierunku razem z Morgensternem. Thomas? Co on tutaj do diabła robi?

Chłopcy zamknęli mnie w kręgu swoich objęć. W końcu poczułam, że żyję.

- Morgi, wróciłeś do skakania? - zaśmiałam się cicho mając nadzieję, że zaprzeczy. Wiedziałam jak bardzo kochał ten sport, jednak po widoku jego upadku byłam sceptycznie do tego nastawiona. Skoczkowie austriackiej kadry byli dla mnie jak przybrani bracia. Nic dziwnego, że bardzo martwiłam się o Thomasa.

- Mia, nie musisz się zamartwiać. Przyszedłem trochę im pokibicować. Oglądać skoki narciarskie chyba mogę. - na jego twarzy ukazał się promienny, charakterystyczny dla niego uśmiech. Kilka łez wzruszenia spłynęło po moich policzkach. Cholernie kochałam tych chłopaków.

- Mia, nie dość, że widuję cię w domu, to jestem skazany na ciebie również na treningach. Może pojedziesz tam, skąd wróciłaś? - Michi wywrócił oczyma czochrając moje włosy. Uderzyłam go w tors krzyżując ręce na piersiach z naburmuszoną miną. Ktoś klasnął w dłonie.

- Co to za zbiegowisko? - trener Kuttin przebił się przez wianuszek otaczających mnie skoczków. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko tuląc mnie do siebie. - Młoda panienka Hayboeck. Świetnie widzieć cię z powrotem. Chłopaki, oddajemy udane skoki z radości. Już! Natychmiast! - krzyknął machając rękoma, by ponaglić skoczków. 

Rozejrzałam się dookoła spuszczając głowę ze smutkiem. Jedynym skoczkiem, który mnie nie przywitał był Gregor. Byliśmy najbardziej ze sobą zżyci i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Odkąd opuściłam Austrię obrażony chłopak nie odezwał się do mnie ani słowem. W przeciwieństwie do pozostałych, z którymi co jakiś czas wymieniałam wiadomości na jednym z portalów społecznościowych. Dopóki nie odkrył tego mój były chłopak. 

Sylwetka Schlierenzauera mignęła przed moimi oczyma. Trzymając narty próbował biec w narciarskich butach dopinając swój kombinezon. Jak zwykle spóźniony. Pokręciłam głową śmiejąc się cicho.

- Mia? - chłopak powoli odwrócił się na pięcie tracąc równowagę. Widząc jego twarz kąciki moich ust mimowolnie się uniosły. - Nie wierzę, że to ty. - przetarł oczy wbijając we mnie zdziwiony wzrok.

- A jednak to ja. Mia Hayboeck we własnej osobie. - zaśmiałam się podbiegając do Gregora. Niepewnie wtulił mnie w swój tors gładząc moje plecy.

- Myślałem.. Byłem pewny, że nie wrócisz. - szepnął zakładając na głowę kask. Zapięłam zapięcie z matczyną czułością spoglądając w jego błękitne oczy. Gregor wydoroślał. Jego twarz wyglądała poważniej niż sprzed dwóch lat.

- Jestem rodowitą austriaczką, musiałam tu powrócić. - wzruszyłam ramionami odgarniając włosy z twarzy. Chłopak cofnął się z zaciekawieniem przyglądając się mojej sylwetce.

- Świetnie wyglądasz. Oczywiście nie mówię o twoim ubiorze, porażka totalna. - wywrócił oczyma po czym uśmiechnął się szeroko. Z oddali usłyszeliśmy jego imię. Zniecierpliwiony trener spoglądał w naszą stronę podrygując nogą i pokazując na umiejscowiony na jego nadgarstku zegarek. 

- Idź, bo cię rozszarpie. - zaśmiałam się klepiąc Gregora po ramieniu. Odwrócił się powoli odchodząc. Po chwili spojrzał na mnie z lekkim zawstydzeniem.

- Mia, wyskoczymy na kawę? Bardzo mi ciebie brakowało. - spuścił głowę zagryzając wargę. Czekałam, aż takie słowa padną z jego ust. To oznaczało, że pogodził się z moim wyborem wyjazdu.

- Tak, Gregor. Będę na ciebie czekać.

_____________________________

P.S.: Z bólem serca osadziłam Wellingera jako czarny charakter :( Ale tylko On mi tam pasował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro