Sieben.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gregor. Anders. Peter.

Te trzy imiona przeważały w moich myślach. Gregora znałam od dzieciństwa. Był ucieleśnieniem moich marzeń.
Andersa spotkałam na pierwszych zawodach, w których miałam zaszczyt brać udział. Nazywam to zaszczytem, ponieważ do dzisiaj nie wierzę w to, że już nigdy nie będę mogła skakać. Odebrano mi cząstkę mnie. Fannemel podczas mojej rehabilitacji podtrzymywał mnie na duchu. Zawsze mogłam na niego liczyć.
A Peter? Napatoczył się dzisiejszej nocy. Jednak nie mogę wyrzucić jego osoby z głowy. Przez tą krótką chwilę na korytarzu pokazał, że potrafi walczyć. Ale jeśli drugi człowiek tego nie chce - daje mu wolną rękę. Miał w sobie coś, co przyciąga kobiety. Chciałoby się go odkrywać wciąż i wciąż.

Taka sama sytuacja spotkała mnie z Wellingerem. Jego również próbowałam poznawać po trochu. Wiadomo, nie skończyło się to zbyt dobrze. Może z Peterem..

Przetarłam oczy wpatrując się w sufit. Anders lekko otumaniony alkoholem spał wtulając się w moje ciało. Usilnie prosił, bym z nim została. Nie mogłam odmówić. Dość często bywał w toalecie, a ja chciałam się nim zaopiekować. Tak jak niegdyś On.

Drzwi pokoju zaskrzypiały wpuszczając do środka mdłe światło, które jarzyło się w korytarzu. Na palcach, lecz niedbale wszedł Forfang, a tuż za nim Tande, który niósł kompletnie pijanego Gangnesa pod pachą. Z dbałością położył Kennetha na łóżku obok samemu mocno opadając na swoją pościel. Sprężyny zaskrzypiały, a Forfang próbował uciszyć przyjaciela. Na próżno. Fannemel otworzył oczy łapiąc się za głowę.

- Ciszej, kretyni. Głowa mi pęka. - syknął po czym wstał, by ruszyć do ubikacji. Dokładnie wtedy zostałam zauważona przez skoczków, którzy narobili tyle hałasu.

- Mia? Co ty tutaj robisz? - Tande, który był najbardziej trzeźwy, zmrużył oczy, by spojrzeć w ciemności na moją twarz.

- Chciałam posiedzieć z Andersem, bo niezbyt dobrze wygląda. - szepnęłam powoli unosząc się z miękkiego materaca. Nie ukrywam, że wolałabym spędzać teraz czas w swoim pokoju. Z pewnością Gregor zdążył stamtąd wyjść.

- Nie musisz iść.

- Lepiej pójdę. Teraz będzie pod waszą opieką. - uśmiechnęłam się szeroko kładąc dłoń na ramieniu Daniela. Skoczek zaśmiał się cicho kręcąc głową na boki.

- Pewnie, dorzuć mi trzeciego podopiecznego. Z nimi jest gorzej niż z dziećmi, uwierz.

- Wierzę, ale potrzebuję snu, którego tutaj nie zaznam. Dasz sobie radę. Przekaż Fanniemu, że zobaczymy się jutro. - zmierzwiłam jego blond włosy po cichu wychodząc z pomieszczenia. Nabrałam powietrze w płuca ruszając w kierunku swojego lokum. Moje powieki powoli opadały utrudniając mi poruszanie się. Byłam tak zmęczona, że jedyną rzeczą, która przyniosłaby mi szczęście, byłby sen.

Niepewnie przełożyłam kartę do czytnika oczekując na otwarcie się drzwi. To dziwne, ale byłam zestresowana. Bałam się, że może Schlierenzauer wciąż jest w środku. Drzwi zgrzytnęły, a ja opuszkiem palca popchnęłam je delikatnie. Pusto. Odetchnęłam z ulgą.

W ekspresowym tempie przebrałam się w pidżamę wskakując pod ciepłą kołdrę. Pogoda była idealna na wygrzewanie się pod nią. Powieki mimowolnie opadły, a mój oddech stał się płytszy.

- Całkiem nieźle wyglądasz w tej koronkowej bluzeczce.

Z łomotem serca wstałam gwałtownie wbijając wzrok w ogarniającą mnie ciemność. Szczupła sylwetka podążała w moim kierunku, po czym usiadła na krawędzi łóżka. Jego kościste palce wędrowały w stronę mojej twarzy, na co nie pozwoliłam. Odsunęłam się delikatnie wtulając biała poduszkę do swojego obolałego ze strachu brzucha.

- Jak się tutaj znalazłeś? - wyszeptałam, czym wywołałam śmiech mojego towarzysza. Ponownie się przybliżył zmniejszając dystans między nami.

- Mia Hayböck.. jak ty mnie jeszcze dobrze nie znasz. - wycedził przez zaciśnięte zęby po czym spojrzał w moje oczy. Próbował znowu zepchnąć mnie w ich otchłań. Nie dam się mu omamić.

- Wellinger.. nie mam ochoty na twoje gierki. Proszę, wyjdź stąd. Nie jesteś tutaj mile widziany.

- Było otwarte. To oznacza, że jednak na mnie czekałaś.

Byłam w pułapce. Jego oddech stawał się coraz bardziej odczuwalny na mojej skórze. Wzdrygnęłam się zaciskając usta. Wiedziałam, że już nic mnie nie uratuje. Miał w sobie tyle siły, że przeciwstawianie się mu nie było zbyt skuteczną opcją.

Obce dłonie zacisnęły się na jego barkach przenosząc ciało Wellingera na podłogę. Jednym ruchem mój wybawca unieruchomił go zakrywając jego usta ręką, by uciszyć wydawane przez niego głosy.

- Trzymaj się od niej z daleka, Andreas. Jeśli znowu cię obok niej zobaczę.. nie będziesz już miał tak cudownej twarzyczki.

Skoczek pokiwał grzecznie głową uwalniając się z uścisku. Wystraszony wybiegł zostawiając mnie sam na sam z tajemniczą postacią.

Wtedy dziękowałam Bogu, że jednak mnie nie wysłuchał. Szczupła osoba kierowała się ku wyjściu. Nie ruszyłam się na krok, podciągając kołdrę jeszcze wyżej.

- Hej. Dziękuję ci Gregor.

Chłopak nie odpowiedział. Machnął dłonią zostawiając mnie samą w ciemności, która przez resztę nocy próbowała pomóc mi w podjęciu decyzji swego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro