Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Doireann

W sieni znalazłam kolejne gniazdo.

Westchnęłam, patrząc na drobne jaja. Delikatnie przeniosłam je na dwór, starając się ich nie uszkodzić. Gdy wróciłam do domu, usłyszałam krzątaninę Eileen. Wolnym krokiem ruszyłam do pokoju, patrząc po wszystkich kątach. Ostatnimi dniami wstawałam wraz ze świtem, by zdążyć przygotować wszystko przed jej ślubem. Gdy Eileen przyszła do mnie z prośbą o znalezienie męża, zdziwiłam się. Rzadko rozmawiałyśmy o małżeństwie, lecz wiedzialam, że ten moment kiedyś przyjdzie. Eileen jednak nie wydawała się być tym zachwycona. Wyglądała tak, jakby szła na egzekucję.

Martwiło mnie, lecz nic nie powiedziałam. Gdy później o tym myślałam, z całego serca żałowałam, że o to nie zapytałam.

Spojrzałam na córkę. Rozbierała się do snu, lecz jej ruchy były wolne i niechętnie, jakby wcale nie miała na to ochoty. Podeszłam bliżej, a deska skrzypnęła. Eileen niemal podskoczyła, cofając się o krok i zasłaniając koszulą.

— Coś się stało? — zapytałam przestraszona. Jej oczy nie zdradzały niczego dobrego.

— Boję się — szepnęła.

Wpadła mi w ramiona. Objęłam ją z całej siły, czując jak drży. Zaczęłam gładzić ją po włosach, złapałam za dłoń i rysowałam palcem po jej wnętrzu, tak, jak była młodsza i nie mogła zasnąć z powodu koszmarów. Eileen zawsze domagała się bajek o wróżkach, a ja nie mogłam jej tego odmówić. Powiedziałam jej wszystko, co znałam, a potem wymyślałam nowe historie. Nigdy się ich nie bałam.

— Czy to dobry pomysł? — głos mojej córki był cichy i pełen lęku. Starłam łzę z jej policzka.

Nie wiedziałam, co mogłam jej odpowiedzieć.

— Boję się, mamo — powtórzyła Eileen — Boję się.

— Nie bój się — szepnęłam — Zawsze przy tobie będę.

Jej ciało drgnęło. Pogładziłam ją po włosach, nie chcąc jej stracić.

— Boję się. Odpowiedz. Odpowiedz mi! — zawołała Eileen. Poczułam bijący od niej gniew, strach i lęk — Czy to był dobry pomysł? Nigdy tego nie chciałam.

— Wiec dlaczego o to zapytałas?

— Coleen... Pokłóciłam się z nią. Musiałam od niej uciec.

Eileen ukryła się w moich ramionach. Nie powiedziała niczego więcej, chociaż zadawałam jej niezliczone pytania. Tuliłam ją do siebie, zapewniając, ze wszystko będzie dobrze. Patrząc na córkę przypomniałam sobie siebie sprzed piętnastu lat, gdy sama szykowałam się do ślubu. Przepłakałam wtedy całą noc. Nie miałam pojęcia, z czym wiąże się małżeństwo. Moja matka mi o tym nie mówiła ー tematem naszych rozmów nigdy nie było bycie kobietą. Wszystkiego dowiadywałam się od innych. Czasami miałam wrażenie, że moja matka wcale nie była moją matką.

***

Wstałam jako pierwsza. Pierwsze promienie słońca raziły mnie w oczy.

Spojrzałam na Eileen śpiąca po drugiej stronie. Usiadłam na skraju jej łóżka i poprawiłam kosmyk jej włosów. We śnie wyglądała jak młodo i niewinnie. Rian zapewnił mnie, że Aodhan będzie dobrym mężem. Znałam go z widzenia, lecz ufałam bratu.

Nie wiedziałam, za co się najpierw zabrać. Moje rece leciały ku wszystkiemu. Musiałam nakarmić zwierzęta, ubrać się, przygotować dom, kwiaty, ostatnie ozdoby. Stałam tak na środku pokoju, myśląc gorączkowo. Zapatrzyłam się w słońce, przebijające się przez szybę. Mój wzrok padł na las. Szybko pokręciłam głową, wracając do prawdziwego świata. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić myśli.

Ruszyłam do zielarki. Miałam na głowie pełno obowiązków, lecz ta wizyta nie dawała mi spokoju. Zapukałam do jej drzwi, ponownie i ponownie, az wreszcie spojrzałam na Fiadh. Jej usta wygięły się w okrutnym uśmieszku.

— Potrzebujesz ziół na uspokojenie? — prychnęła. Wpadłam do środka, nie czekając na jej pozwolenie. Usiadłam przy zagraconym stole, szybka wstałam i usiadłam ponownie.

— Nie wiem, co robię.

— Jak co robisz — mruknęła Fiadh, siadając obok mnie — Wydajesz córkę za mąż.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł. Eileen...

— Sama cię o to poprosiła.

— Ona sama nie wie, czy to dobry pomysł — złapałam się za głowę. Fiadh głośno zaśmiała się.

— Oh, bogowie! Jeśli matka nie wie, to już jest naprawdę źle.

— Fiadh, pomóż mi — nachyliłam się w jej stronę — Pomóż mi, proszę.

Zielarka przypatrzyła się mi. Przekręciła lekko głowę, zmrużyła ciemne oczy. Ręce miała złożone przy sercu, a w oczach poczułam łzy.

— Nie pomogę ci — pwoeidziala cicho Fiadh, a ja otoworyzlam szeorko oczy — Nie jestem osobą, która powinna ci radzić. Sama wiesz najlepiej, co powinnaś zrobić.

— Lecz ja nie wiem — szepnęłam.

— Wiesz — kiwnęła powoli głową — Wiesz. Każda matka to wie.

Nie mogąc zapanować nad własnym ciałem, wpadłam w jej ramiona. Czułam się jak dziecko, lecz nie umiałam tego powstrzymać. Wyżaliłam się jej jak matce, której nigdy nie miałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro