Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(w mediach skywarp)

(p.s. komentarze są spoko)

~~~

Odkąd zostałam Autobotem minęło kilka cykli solarnych, które minęły mi na przechodzeniu symulacji i nudnych patrolach, na których nigdy nic się nie działo. Akurat kończyłam kolejny poziom symulacji, gdy odezwał się mój komunikator.

– Tu Verse, co się dzieje? – spytałam na wstępie. Po drugiej stronie usłyszałam westchnięcie.

Staw się na mostku – powiedział Ratchet, od razu się rozłączając.

Szybko ruszyłam w odpowiednią stronę, zastanawiając się, co mogą tym razem ode mnie chcieć. Dzisiaj miałam poranną zmianę i dosłownie przed megacyklem (?) wróciłam na statek.

– Co się dzieje? – spytałam, gdy dotarłam na miejsce.

W sali była już cała reszta drużyny. Na największym holograficznym ekranie widać było czerwoną plamkę zbliżającą się do Ziemi. Była to pojedyncza kapsuła. Optimus oczywiście stwierdził, że powinniśmy wyjechać jej na spotkanie. Arcee natomiast była do tego pomysłu dość sceptycznie nastawiona. W końcu nie wiedzieliśmy, kogo mogliśmy w niej spotkać. Równie dobrze mógł znaleźć się w niej Decepticon.

Nawiasem mówiąc, ostatnio na Ziemię przylatuje sporo nowych botów. Jest to nieco niepokojące.

W końcu Optimus zakończył ich małą sprzeczkę, mówiąc, że ja, Arcee i Cliffjumper pojedziemy to sprawdzić.

Chwila, że ja?!

– Dlaczego Verse ma z nami jechać? Jest jeszcze niewyszkolona! – zaprotestowała Arcee.

– Wyjątkowo się z nią zgadzam. Dopiero co wróciłam z patrolu. No weź, Prime! – dodałam. Nie miałam ochoty opuszczać statku w najbliższym czasie.

– Ta misja nie wygląda na trudną, prawdopodobnie Decepticony wyślą jedynie kilku żołnierzy, z którymi świetnie sobie poradzicie. Jakby co, będziecie mogli wezwać posiłki. Dodatkowo będzie to dobra okazja, by Verse się wykazała.

– To jedynie kapsuła Arcee, nie cykaj się – zaśmiał się Cliffjumper, klepiąc ją po przyjacielsku w ramię

– Nie pomagasz, Cliff – powiedziała femme, posyłając mu groźne spojrzenie.

Koniec końców Prime postawił na swoim, a my znaleźliśmy się na jakimś odludziu, czyli w sumie normalka. Przez noc nie było widać zbyt wiele, więc moi chwilowo partnerzy włączyli światła. Wtedy zauważyliśmy, że jesteśmy w jakiejś kotlinie (czy tam wąwozie). Gdzieniegdzie wyrastały z ziemi drzewa i to w sumie tyle z roślinności. No, może jeszcze było kilka krzaków.

– Rozdzielmy się. I uważajcie, to może być pułapka – powiedziała Arcee, przygotowując blaster. Sama również zaczęłam nagrzewać swój.

– To ja idę tam... – Cliff pokazał ręką za siebie. – A wy tam. Będziemy w kontakcie.

Arcee przytaknęła i ruszyła do przodu. Poszłam za nią, mając złe przeczucia. Jeśli kolejny Decepticon przybyły na Ziemię, byłoby z nami krucho.

Nagle usłyszałam jakiś szelest w krzakach. Podskoczyłam i skierowałam w tamtą stronę blaster. Po chwili zza chaszczy wyskoczyło jakieś dziwne ziemskie zwierzę o jasnym ubarwieniu. Arcee spojrzała na mnie karcąco. Wzruszyłam ramionami i szybko do niej dołączyłam.

Po kilku cyklach marszu dotarłyśmy do miejsca, w którym kotlina robiła się szersza. Był to dość spory okrąg, z którego jedynym wyjściem była ścieżka, którą przyszłyśmy. Już samo to wyglądało na pułapkę, więc wzmożyłyśmy czujność. Tuż przed nami widać było drogę lądowania kapsuły – drzewa były powyłamywane i zgniecione. Arcee machnęła coś na mnie ręką, po czym zaczęła iść śladem kapsuły. Ja stałam przez chwilę przed wejściem, nie wiedząc, co zrobić. W końcu stwierdziłam, że powinnam połączyć się z Cliffjumperem, by do nas dołączył.

– Znalazłyśmy miejsce lądowania kapsuły – powiedziałam lekko ściszonym głosem do komunikatora.

– Tak? To dziwne, bo ja też – odparł tamten, a jego wypowiedź zakończyła seria trzasków. Sygnał nie był zbyt dobry.

Spróbowałam znowu coś powiedzieć, jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Ani od niego, ani od Arcee. Rozejrzałam się zaniepokojona. Następnie pobiegłam w stronę Autobotki, a raczej nikłej poświaty jej reflektorów, prześwitującej zza drzew.

Nagle usłyszałam odgłos jakby... spadających kamieni? Odwróciłam się na tyle szybko, by zobaczyć jak ostatnie głazy spadają na miejsce, gdzie wcześniej było wyjście. Wpadłyśmy w pułapkę.

W biegu spróbowałam się kolejny raz połączyć z Arcee bądź Cliffem, ale słyszałam jedynie szum komunikatora. Od bazy również nie otrzymałam odpowiedzi. Przez procesor przemknęła mi myśl, że mogłabym wylecieć jak najdalej stąd i wezwać posiłki, ale odrzuciłam ten pomysł. Nie chciałam zostawiać Arcee.

Gdy dobiegłam do kapsuły, zatrzymałam się. Następnie powoli ją okrążyłam. Jak wchodziłam zza zakrętu, mignęła mi czyjaś sylwetka. A później poczułam już tylko mocne uderzenie o ziemię i zimne ostrze, znajdujące się przy mojej szyi.

– Hej, to ja, spokojnie! – zawołałam, a Arcee ze mnie wstała. Podniosłam się i otrzepałam.

– Co ty tu robisz?! Kazałam ci zostać na miejscu! – warknęła na mnie.

– Hej, skąd miałam wiedzieć, co to znaczyło? Trzeba było mi powiedzieć!

– To chyba oczywiste! Przecież brałaś udział w wojnie już na Cybertronie!

– Miałam same proste zadania!

– Teraz rozumiem dlaczego – powiedziała z jadem w głosie, po czym spróbowała się z kimś połączyć.

– Wpadłyśmy w pułapkę. Głazy zawaliły wyjście – oznajmiłam nieco niepewnie.

– Gdybyś została, nic by się nie stało!

Odwróciłam wzrok. Arcee miała rację, wyglądało to tak, jakby Decepticony tylko czekały aż również tutaj się znajdę. Jednak... dlaczego? Przecież zawsze mogłam stąd wylecieć. Spojrzałam na niebo. Wydawało mi się lekko zamglone.

– Mam nadzieję, że nie spiskujesz z Decepticonami – powiedziała femme, uważnie mi się przyglądając. Zmrużyłam optyki na jasne światło, którym świeciła mi prosto w twarz.

– Nie! Przecież od nich odeszłam, co by mi to dało? – spytałam, zasłaniając dłonią optyki. – Jestem teraz po waszej stronie.

– Jednak kiedyś byłaś Conem. Skąd mam wiedzieć, czy nie postanowiłaś nas wystawić?

– Myślałam, że mamy to już za sobą. Jesteśmy teraz po jednej stronie, Arcee! – zawołałam spanikowana. W każdej chwili mogły zjawić się Decepticony, a ona postanowiła teraz zacząć się ze mną kłócić! Wiedziałam, że wciąż była do mnie nieco sceptycznie nastawiona, jednak nie sądziłam, że aż tak.

– Jednak to, że jesteśmy w miejscu, z którego ja nie mogę wyjść, a ty możesz to zrobić z łatwością jest dość dziwne, nie sądzisz? Jakby Decepticony zrobiły to specjalnie po to, by osoba, która była ich szpiegiem, mogła łatwo uciec.

– Albo chodzi im właśnie o to, byśmy się kłóciły! Myślisz, że dalej bym tu stała i próbowała się z tobą dogadać, gdybym nie była po twoje stronie?!

Arcee nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdyżu usłyszayśmy odgłos zbliżających się do nas myśliwców. Obie ustawiłyśmy się w pozycjach bojowych, patrząc w górę. Gdy tylko zobaczyłyśmy sylwetki Decepticonów, zaczęłyśmy do nich strzelać. Pociski jednak wyglądały jakby były zatrzymywanie przez niebo – na pewnej wysokości po prostu się rozpryskiwały (nie mam pojęcia jak to się działo). Dzięki temu jednak zauważyłyśmy, że nad nami znajdowała się jakaś dziwna kopuła, może pole siłowe?

– To jeden z zaginionych reliktów – wyszeptała z niedowierzaniem Arcee. Zerknęłam na nią, nie do końca rozumiejąc, o co jej chodzi.

Jeszcze raz spojrzałam w górę. Decepticony wylądowały na kopule, która nagle stała się całkowicie widoczna. No, całkowicie to może za dużo powiedziane. Po prostu widziałyśmy nad sobą niebieską poświatę.

Powiem wam, że Starscream z tej perspektywy wygląda jeszcze gorzej niż normalnie.

Szybko przeniosłam wzrok na resztę oddziału. Było tam kilkoro Vehiconów oraz jakiś nowy, czarny mech. Czyżby to był ten Skywarp, o którym słyszałam wtedy w kopalni?

Wzdrygnęłam się, gdy przypomniałam sobie moje spotkanie z energonem tam znalezionym.

– Czyżby nasze kochane Autoboty wpadły w pułapkę? Może przyda wam się pomoc? – spytał, śmiejąc się. Nowy Decepticon zawtórował mu.

Spojrzałyśmy na siebie z Arcee i obie wywróciłyśmy optykami.

– Decepticony, do ataku! – krzyknął Starscream.

Kopuła zamigotała i znikła, a na nas spadł grad pocisków. Nim w ogóle pomyślałam, by spróbować się transformować i stąd wylecieć, niebieska poświata znów się pojawiła.

Odrzutowce krążyły nad nami. Nie spieszyli się, najwidoczniej byli pewni swojej wygranej. Dosłownie na chwilę odwróciłam wzrok od nowego mecha, a gdy znów spojrzałam w jego stronę, spotkałam jedynie pustą przestrzeń. Lekko spanikowana zaczęłam przeskakiwać z jednego odrzutowca na drugi, próbująć znaleźć tajemniczego Decepticona. Na próżno. Nigdzie go nie było, a ja raczej nie mogłam go pomylić z żadnym Vehiconem – jego alt-mode był prawie cły czarny, miał jedynie kilka fioletowych wstawek.

Wtem poczułam, jak ktoś uderza mnie w brzuch. Zrobiłam kilka kroków w tył, wpadając na Arcee. Razem upadłyśmy na ziemię.

– Co ty robisz, idiotko?! – wrzasnęła na mnie, próbując mnie z siebie zrzucić.

Rozejrzałam się zdziwiona wokół siebie. Nie widziałam tego, kto mnie uderzył, co mi się ani trochę nie podobało. Jednak nie mogłam o tym dużej myśleć, gdyż Cony rozpoczęły ostrzał, Szybko zeszłam z fembotki, po czym razem schowałyśmy się za kapsułą, również strzelając. Z dość marnym skutkiem.

Wtem usłyszałyśmy za nami dość głośny dźwięk łamanych gałęzi. Odwróciłyśmy się na tyle szybko, by zauważyć, jak Nowy nagrzewa broń i zaczyna nas ostrzeliwać. Arcee odbijała pociski swoimi ostrzami, jednak ja nie mogłam tak zrobić. Spanikowana wysłałam w jego stronę wiązkę ognia. Nie uchroniło mnie to od oberwania jednym z pocisków. Z mojego ramienia kapał energon, na dodatek las zaczął płonąć.

– Leć do góry i zrób coś z Vehiconami. Ja zajmę się tym czarnym – powiedziała Arcee, nie przerywając ostrzału.

Kiwnęłam głową, po czym transformowałam się i poleciałam w stronę Starscreama i jego bandy. Udawało mi się omijać pociski wroga. Sama również strzelałam. Trafiłam jednak tylko jednego trepa. Cała zgraja leciała na mnie. Gdy dzieliło nas już tylko kilka metrów, udało mi się wysłać w ich stronę ścianę ognia.

Zaczynam ogarniać ten miotacz.

Spanikowane Vehicony rozpierzchły się na wszystkie strony, Starscream również gdzieś zniknął. Wybrałam najbliższy odrzutowiec i zaczęłam go gonić, co chwilę w niego strzelając. W końcu spanikowany Decepticon oberwał, zaliczając szybkie spotkanie z ziemią. Jeden mniej.

Podczas tej gonitwy nie zauważyłam Starsreama, który w tym momencie, w którym ja zdjęłam Vehicona, wystrzelił w moją stronę obie rakiety. O ile tę pierwszą udało mi się wyminąć i uderzyła w skałę, jeszcze bardziej rozwalając cały teren, to drugą oberwałam. I to dość mocno. Zaczęłam pikować w dół z zawrotną prędkością. Próbowałam jakoś wyrównać lot i wznieść się wyżej lub chociaż stracić na prędkośći, jednak moje ciało nie chciało się mnie słuchać. Wszystko mnie bolało. Tuż przed drzewami udało mi się transformować. Wpadłam na nie, starając się chronić twarz i skrzydła. Staranowałam większośc roślinności i wypadłam tuż pod nogami Arcee, ledwo żywa.

Wtedy tuż za nią pojawił się czarny mech. Krzyknęłam ostrzegawczo, jednak on już zdążył kopnąć ją w plecy. Ja sama oberwałam w głowę. Przed moimi optykami pojawiły się mroczki, a gdy zniknęły, jego również nie było.

– Uważaj, on umie się teleportować – ostrzegła mnie Arcee, która już wstawała, podpierając się o kapsułę. Również nie była w zbyt dobrym stanie. Czułam, że długo tak nie pociągniemy.

Powoli stanęłam na nogi, ustawiając się w pozycji gotowej do walki. Tuż przed nami pojawił się czarny Decepticon, uśmiechając się mrocznie. Koło niego wylądował Starscream, a pozostałe Vehicony nas okrążyły. Rozpoczął się ostrzał. Ja walczyłam z komandorem, Arcee upodobał sobie ten drugi, co chwilę pojawiając się za jej plecami i zadając jej ciosy. Gdy ta oparła się o kapsułę, bacznie obserwując otoczenie, on pojawił się na przedmiocie. Nie dało się stanąć w pojedynkę tak, by nie mógł mieć elementu zaskoczenia. Na dodatek zostałyśmy od siebie oddzielone.

Skupiłam się na swoim przeciwniku. Uśmiechał się z wyższością, widząc moje rany. Ja jedynie warknęłam wściekle i się na niego rzuciłam. Oboje przeturlaliśmy się kawałek dalej. Starscream kopnął obiema nogami mój tors, tym samym zrzucając mnie z siebie. Podniosłam się na kolana, od razu obrywając w plecy pociskiem od jakiegoś Vehicona. Strzeliłam na oślep w jego stronę pojedynczym pociskiem ognia. Usłyszałam krzyki, więc chyba trafiłam.

Nim udało mi się wstać, zarobiłam dość mocnego kopniaka szpilką komandora. Upadłam na ziemię. Wyraźnie czułam, jak moja iskra pracuje. Bolała mnie klatka piersiowa i właściwie chyba wszystko. Spróbowałam po raz kolejny wstać, jednak Starscream powalił mnie na ziemię i przygwoździł nogą. Nie miałam nawet dość sił, by się podnieść. Byłam żałosna.

Podeszła do nas trójka Vehiconów. Jeden mierzył do mnie z broni, podczas gdy dwójka innych pociągnęła mnie w górę i założyła kajdanki na ręce. Spróbowałam się kilka razy wyrwać, jednak po mocnym prawym sierpowym w szczękę przestałam to robić.

Zostałam rzucona o kapsułę. Skrzywiłam się na uderzenie. Arcee po chwili również znalazła się obok mnie.

Starscream razem z czarnym mechem stanęli przed nami. Obie spojrzałyśmy na nich z nienawiścią. Komandor zaśmiał się.

– I co, głupie Autoboty? Jak wam się podoba nasz nowy członek załogi, Skywarp? – spytał zadowolony z siebie. Uparcie milczałyśmy. – Ciekawe, co u tego drugiego? Cliffjumper, tak?

– Tylko spróbuj mu coś zrobić...! – krzyknęła Arcee z nienawiścią, agresywnie się wyrywając. Starscream cofnął się wystraszony, jednak szybko się zreflektował i wrócił na dawną pozycję.

– A co? Może mnie zgasisz? – zapytał, po czym się zaśmiał.

– Robienie takiej samej pułapki na Cliffjumpera było dość głupie, skoro oprócz Vehiconów na statku nie ma już żadnych Seekerów – zauważyłam, starając się wykupić dla nas trochę czasu, by femme mogła wymyślić, jak nas stąd wyciągnąć.

– Oh, nie masz się o co martwić, zdrajczynio – powiedział, akcentując ostatnie słowo. Spuściłam wzrok. – Znaleźliśmy kogoś na twoje miejsce. I to o wiele lepszego.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Razem ze Skywarpem przyleciał ktoś jeszcze? Kto to mógł być?

Cóż, nie powinnam się raczej martwić teraz Cliffem i kolejnym nabytkiem Decepticonów, gdyż my same miałyśmy przechlapane. Taak, dość trudno będzie obrócić to na naszą korzyść, o ile w ogóle się dało. Może przynajmniej zostaniemy zgaszone i nie będą nas zbyt długo torturować?

Ciąg dalszy nastąpi (prawdopodobnie)

___
wreszcie mamy tutaj jakąś akcję, ou yea. powoli wkraczamy w fabułę, choć przewiduję później jeszcze jakiś zapychacz, żeby nie było zbyt szybko. no i nie długo mój "plan zdarzeń" się skończy i będę musiała główkować, które wydarzenia dać do których rozdziałów (żeby nie wyszedł mi zbyt szybko koniec książki haha)
no to cóż, verse jak zwykle ma pecha i no... mamy polsacik :D mam nadzieję, że następny rozdział będzie mi się równie szybko i przyjemnie pisać haha
w ogóle wiecie, że ten ficzek i spotkanie mają po tyle samo rozdziałów? byłam mocno zdziwiona, jak to zobaczyłam. w końcu verse piszę od dość niedawna. ogólnie nowy rozdział spotkania wleci też niedługo, bo mam skończony (pisałam oba w tym samym czasie praktycznie, bo wena mnie naszła heh)
okay, trochę się rozpisałam. sorki. to do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro