Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Zginiemy. Obie zostaniemy torturowane i zgaszone. Jestem za młoda, by umierać! Od początku mówiłam, że ta misja to zły pomysł! – histeryzowałam, a Arcee starała się nie zwracać na mnie uwagi.

– Czy możesz choć przez chwilę być cicho? – syknęła, na co zaczęłam jeszcze głośniej jęczeć na niesprawiedliwość tego świata. – Verse!

– Hej, ja tu przeżywam swoją pierwszą misję! Podczas której na dodatek jeszcze zginę!

– Nikt nie zgaśnie, cicho siedź – uciszyła mnie femme, a ja spojrzałam na nią z lekkim powątpiewaniem.

– Okay, więc jaki masz plan?

– Jeszcze nad nim myślę.

– Oh, nie no, wspaniałe! Może zanim zrobią sobie z nas tarczę strzelniczą będziemy miały choć część planu! – sarknęłam.

– Gdybyś się zamknęła, poszłoby mi szybciej.

Warknęłam coś pod nosem, jednak w końcu się uciszyłam. Spojrzałam w inną stronę, obrażona. Tymczasem Arcee gmerała coś przy kajdankach. Skywarp razem ze Starscreamem rozmawiali o czymś trochę dalej, zostawiając pilnowanie nas Vehiconom.

– Pośpiesz się – syknęłam do Arcee.

– Staram się. Obserwuj ich – poleciła mi.

Wywróciłam optykami i przeniosła wzrok na dwójkę Seekerów. Starscream trzymał w ręce jakiś dziwny przedmiot, wyglądający jak... pilot do czegoś? Szturchnęłam femme.

– Ej, co to jest? – spytałam, pokazując głową na komandora i mając nadzieję, że zrozumie mój przekaz.

– To część reliktu – powiedziała zadowolona femme.

– Oh, super – mruknęłam. – A co to nam da?

– Zobaczysz – odparła tajemniczo, na co znów wywróciłam optykami. – Ten twój miotacz wciąż działa?

– No chyba, a co? – spytałam podejrzliwie.

– To świetnie. Mam nadzieję, że przepali kajdanki, bo nic lepszego na razie nie wymyśliłam.

Arcee odwróciła się do mnie plecami, mówiąc, żebym nakierowała broń na kajdanki i strzeliła. Łatwo jej mówić! Nie dość, że nie widziałam mojego celu, wciąż nie umiałam dobrze kontrolować miotacza, przez co mogłam ją przypadkiem całą podpalić.

– Do bani ten twój plan – mruknęłam, przesuwając się delikatnie.

– Nie narzekaj.

Strzeliłam wiązką podobną do lasera, która łatwo poradziła sobie z kajdankami. Chciałam zwykły ognisty pocisk, no ale trudno. Chyba wyszło nawet lepiej, niż wtedy, gdyby broń się mnie posłuchała.

Arcee szybko wysunęła swoje ostrza i mnie uwolniła. Wstałyśmy w ekspresowym tempie i od razu powaliłyśmy trzech Vehiconow, którzy nas pilnowali (niezbyt dokładnie, jak widać). Hałas oczywiście poinformował Seekerów o niebezpieczeństwie. Obaj rzucili się na nas.

– Biorę Starscreama, ty masz Skywarpa – rzuciła Arcee, biegnąc już w stronę komandora.

No wielkie dzięki stara. Nie no, naprawdę. Będziemy się suuper bawić.

Czarny mech pojawił się tuż przede mną. O wiele za blisko! Chociaż miało to też swoje dobre strony, mogłam z bliska podziwiać jego wygląd.

Cóż, może i byłby w moim typie, gdyby nie próbował mnie zabić.

Szybko odskoczyłam od niego, posyłając w jego stronę serię pocisków. Decpeticon znów zniknął, a ja zaczęłam się panicznie rozglądać. Nie dość, że było ciemno (jedynym źródłem światła był wciąż palący się las), to jeszcze Seeker miał czarny lakier. Jego fioletowe wstawki również nie były zbyt widoczne. Ugh.

Nagle poczułam, jak Skywarp łapie mnie za skrzydło. Krzyknęłam, zginając całe ciało, by czuć jak najmniej bólu. Decpeticon wbił w nie swoje pazury, na co cicho zaskomlałam.

– Arcee, nie mam pojęcia, co zamierzasz zrobić, ale lepiej się pośpiesz! – krzyknęłam w stronę odgłosów walki. Skywarp szarpnął mnie w swoją stronę. Moje skrzydło aż promieniowało od bólu. – Stary, też jesteś Seekerem, trochę współczucia – jęknęłam, jednak nie wyglądało na to, by Con mnie posłuchał. Jedynie wzmocnił uścisk, przez co poczułam kolejna falę bólu.

Zacisnęłam zębatki na myśl o kolejnej dawce bólu, jaką za chwilę poczuję. W końcu nie mogę myśleć, że Arcee mi pomoże. Ona była zajęta Starscreamem. Cóż, jak gasnąć, to z honorem podczas walki.

Upadłam na kolana, przez co jego pazury jeszcze bardziej pocharatały mi skrzydło. Następnie odchyliłam głowę do tyłu, by mieć dobry widok na swój cel i wystrzeliłam w jego stronę pokaźną dawkę ognia. Całkowicie nie panowałam nad miotaczem. Mój plan jednak się powiódł, bo Skywarp wrzasnął i mnie puścił. Siedziałam przez chwilę zgięta w pół, trzymając się za zranione skrzydło. Następnie wciągnęłam głęboko powietrze i wstałam. Poruszyłam skrzydłem parę razy, krzywiąc się.

Ten drań mi za to zapłaci. Moja zemsta będzie długa i bolesna, obiecałam sobie, skanując wzrokiem pole wokół mnie i szukając Decepticona. Dość dobrze się skitrał, gdyż nie mogłam go w ogóle zobaczyć.

Wtem Arcee wydała z siebie zwycięski okrzyk.

– MAM RELIKT, ZWIJAMY SIĘ! – wrzasnęła, podbiegając do mnie i ciągnąc mnie za rękę w stronę wystraszonego Starscreama. Obie wycelowałyśmy w niego broń.

Wystraszony komandor zarządził odwrót. Razem z Vehiconami, które się ostaly oraz Skywarpem, wylecieli z wawozu. Zauważyłam, że kopuła, która jeszcze kilka cykli temu była nad nami, zniknęła.

– Niech cię, Skywarp! Nawet jednej rzeczy nie możesz załatwić! – usłyszałyśmy jeszcze krzyki komandora, nim odrzutowce całkowicie zniknęły nam z optyk.

– Przeleć się na górę i zobacz, co tworzyło barierę. Nie, nie mam pojęcia jak to będzie wyglądało. Tak, masz to zrobić teraz – rozkazała Arcee, od razu odpowiadając na pytania, które zamierzałam jej zadać.

– A co z... – zazaczęłam, jednak mi przerwała.

– Ja ogarnę wyjście – dodała.

Wzruszyłam ramionami, po czym się transformowałam i poleciałam na górę. Zmieniłam się z powrotem w moja właściwą formę i zaczęłam szukać jakichś dziwnych, cybertrońskich przyrządów.

Po chwili zauważyłam mały, czarny kwadracik na paliku, który był wbity w ziemię. Wzięłam go i obejrzałam. Miał na sobie widoczne znaki w prastarym cybertrońskim, nawet nie próbowałam ich odczytywać. A trzeba było uważać na lekcjach (ledwo udało mi się zdać z tego test, oczywiście bez ściągania się nie obyło).

Znalazłam jeszcze takie cztery, po czym zeszłam do Arcee, która nieprzerwanie strzelała w skały. Szczerze to nawet dało to jakiś efekt, gdyż w końcu wszystkie zostały na tyle skruszone, by dało się dostać na drugą stronę.

– Mam coś takiego – powiedziałam, pokazując jej kostki i paliki.

Arcee spojrzała na moje znalezisko. Wydawała się zadowolona.

– Idziemy po Cliffjumpera. Możliwe, że u niego Decepticony zrobiły podobna pułapkę, więc też będziesz musiała wziąć części reliktu – powiedziała, jednak wydawało mi się, że jej myśli zajmowało coś innego (a raczej ktoś).

Ledwo przeszłyśmy przez głazy, a usłyszałyśmy głos Cliffjumpera.

– Proszę, proszę. Wreszcie przyszłyście. A już miałem iść do was jako wsparcie – powiedział ze śmiechem.

Mech opierał się o skalną ścianę, koło niego leżał czerwony Seeker. Najwyraźniej był nieprzytomny.

– Cliff?! Co ty tu robisz? – spytała zdziwiona femme, podchodząc do niego.

– Haha, taki mały oddział Decepticonów miałby mi coś zrobić? Przecież znasz mnie, Arcee. Zadrzyj z Cliffjumperem...

– ... a przytrze ci rogów – westchnęła Arcee. Zaraz potem jednak dołączyłą do śmiejącego się Ccliffjumpera. – Idź po resztę tego reliktu – powiedziała, zwracając się do mnie. Była w dobrym humorze, którego wolałam nie zniszczyć, więc transformowałam się i ruszyłam na miejsce. No i czułam się przy nich nieco zbędna.

***

Cliffjumper zatrzymał się wpół kroku, gdy w jego komunikatorze pojawiły się trzaski. Spróbował skontaktować się z obiema femme, jednak żadna nie odpowiadała. O ile o Arcee nie martwił się zbytnio (dobrze wiedział, że sobie poradzi), to z Verse już był problem.

Przez chwilę zastanawiał się czy się po nie nie wrócić, jednak musiał sprawdzić kapsułę nawet gdyby miała to być pułapka. Dlatego ruszył w jej stronę, przy okazji próbując nawiązać połączenie ze statkiem. Bez skutku.

Zrobił jedynie kilka kroków, gdy usłyszał huk, świadczący o tym, że wejście się zawaliło. Teraz nawet jakby chciał, nie mógł zawrócić.

– A więc pułapka, co? – mruknął do siebie. Nie wyglądał na zaniepokojonego.

Ruszył w stronę kapsuły. Tak jak myślał, była ona pusta. W tym momencie Decepticony wylądowały tuż za nim. Odwrócił się w ich stronę nieśpiesznie. Oprócz kilkunastu Vehiconów, mierzących w niego blasterami, zauważył też czerwonego Seekera z czarnymi wstawkami.

– Radzę ci się poddać Autobocie – powiedział z powagą i dumą w głosie.

– Masz bardzo bujną wyobraźnię, jeśli sądzisz, że to zrobię – odparł Cliffjumper z typowym dla niego rozbawieniem. W procesorze kotłowało mu się jednak dużo myśli. Od tego, w jaki sposób wyjść z tej sytuacji cało, po to, kim jest nowy Decepticon. Verse, gdy informowała ich o członkach załogi Megatrona, wspominała jedynie, że w ostatnim czasie na Ziemię miał trafić Skywarp, jednak o nim słyszał już na Cybertronie. Każdy wiedział, że ten Con był zbyt wielkim idiotą, by móc dostać jakąkolwiek samodzielną misję bez nadzoru osoby trzeciej.

Postanowił nie roztrząsać dłużej tej sprawy. Nim Vehicony otworzyły ogień, on zdążył powalić już trzech z nich. Unikanie strzałów nie sprawiało mu praktycznie żadnego problemu. Szybko uporał się z większością przeciwników.

Podczas gdy był zajęty rozwalaniem Vehiconów, Seeker gdzieś zniknął. Cliffjumper stwierdził, że był po prostu takim tchórzem jak Starscream. Niestety tym razem się pomylił.

Gdy przytomnych Vehiconów została tylko garstka, ktoś rzucił się na jego plecy. Autobot wystrzelił na ślepo w tył, bezskutecznie. Decepticon jedna ręką objął jego szyję dla utrzymania równowagi, by drugą zacząć wściekłe raz po raz uderzać go w głowę. Cliffjumperowi pociemniało w optykach. Cofnął się o kilka kroków, uderzając z całą swoją siłą o drzewo. Zaskoczony Seeker poluźnił uścisk. To wystarczyło Autobotowi, by zrzucić z siebie przeciwnika. Od razu pociągnął go do góry, zasłaniając się nim przed pociskami Vehiconów, którzy wcześniej myśleli chyba, że ich dowódca odwali za nich całą robotę. Następnie rzucił ciałem w ich stronę i skoczył na kilku, którzy wciąż stali na nogach. W ciągu jedynie kilku nanoklików wszyscy przeciwnicy leżeli już na ziemi. Zawalone wyjście również nie stanowiło dla niego problemu.

Złapał czerwonego Cona za nogę i zaczął ciągnąć za sobą. Nie przejmował się energonowym śladem, widniejącym na ziemi. Skierował swe kroki w stronę miejsca, w które udały się obie femme.

***

Kiedy wróciliśmy do bazy, dostaliśmy burę od Optimusa, ale też pochwalę za dobre wykonanie zadania (i przytachtanie jeńca, którego Cliffjumper nie chciał zostawić). Chociaż chyba nie był zadowolony widząc stan Decepticona. Ratchet za to zdecydowanie był przez to w złym humorze, jednak jako tako poskładał więźnia do kupy, a następnie zamknął w areszcie. Seeker wydawał mi się znajomy, jednak nie roztrząsałam tej kwestii zbyt długo.

Gdy Optimus nas wreszcie zostawił w spokoju, Arcee do mnie podeszła.

– Nawet nieźle ci poszło, sądziłam, że będzie gorzej – powiedziała. Znałam ją na tyle długo, by domyślić się, że z jej strony był to komplement.

– Ta... dzięki.

dłuższą chwilę stałyśmy w miejscu bez słowa. Obie nie wiedziałyśmy, co powiedzieć. Z pomocą przyszedł nam Cliffjumper, który postanowił podejść i włączyć się do rozmowy.

– Dobra robota –powiedział, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Jak na pierwszą misję poszło ci świetnie.

– Nawet cię z nami nie było – zauważyłam z uśmiechem.

– No taaak, jednak już się o wszystkim dowiedziałem – odparł ze śmiechem, spoglądając na Arcee, która również wyglądała na nieco rozbawioną, choć bardzo starała się to ukryć.

Właśnie wtedy dostaliśmy powiadomienie, by stawić się na mostku. Miałam lekkie déjà vu, czym podzieliłam się z resztą towarzystwa.

– Może to kolejny twój ziomek? – spytał rozbawiony Cliff.

– Nie byłabym taka zadowolona z tego powodu na twoim miejscu.

– Na swoim też raczej nie jesteś.

Weszliśmy na mostek. Na największym ekranie wyświetlał się obraz Ziemi, widać było też punkcik z logiem Autobotów, oznaczający, że ktoś zbliża się do planety.

– Oo jak miło zobaczyć swoją insygnię – zaśmiał się Cliffjumper.

Jak miło usłyszeć jakiegoś Autobota po tylu cyklach orbitalnych, haha – usłyszeliśmy czyjś głos, wydobywający się z komputera. Najwidoczniej już nawiązali połączenie.

– Ten Autobot przedstawił się jako Sideswipe, jego statek jest uszkodzony – powiadomił nas Prime.

Dokładnie – potwierdził głos po drugiej stronie.

– Wyślemy do ciebie kogoś jak już wylądujesz – oznajmił Ratchet, obliczając tor lotu statku.

Tylko statek też weźcie. Nie chciałbym go zostawić na pastwę Decepticonów.

– Postaramy się coś na to zaradzić – powiedział Optimus.

– Chociaż na razie musi ci wystarczyć maskowanie – dodał Ratchet. – O ile jest sprawne.

Tak, spokojnie, to akurat mam. I hamulce zaczynają odżywać – dodał po chwili ciszy.

– Wspaniale, może przeżyjesz – mruknął medyk.

Chwila, co ma znaczyć to "może"?!

***

Optimus, Bumblebee, Bulkhead oraz Cliffjumper (który dołączył z własnego kaprysu) znaleźli się na środku totalnej pustki. Wokół nich były jedynie skały i spierzchnięta ziemia.

– Huh nieprzyjemny klimacik – zauważył Cliff.

Już z daleka mogli zobaczyć czarny dym unoszący się znad czerwonego statku z żółtymi dodatkami w postaci pasów na kadłubie. Jego droga lądowania była dość mocno widoczna.

Gdy podeszli bliżej, osmolone drzwi otworzyły się, wypuszczając na zewnątrz czerwonego Autobota. A przynajmniej drużyna Prime'a domyślała się, że to był czerwony. Sadza na lakierze utrudniała dokładniejsze zdefiniowanie koloru, jedynie na jego twarzy widać było czystsze miejsca, gdyż Cybertronianin przed chwilą wycierał ją w ścierkę (również nie pierwszej świeżości).

– Raportuję, że prawie całkowicie bezpiecznie udało mi się wylądować na Ziemi, Optimusie – powiedział po opanowaniu ataku kaszlu, lekko salutując.

– CIeszę się, że nic ci się nie stało, żołnierzu – odparł lider.

– Gorzej z moim statkiem – zauważył tamten. – Da się go jakoś przetransportować do waszej bazy? Jest dla mnie dość ważny.

– Postaramy się to załatwić, jednak na razie nie mamy takiej możliwości – odpowiedział Optimus. – Tymczasem chcę ci przedstawić część mojego zespołu – dodał szybko, nim tamten zdążył znów się rozgadać. Zauważył, że z charakteru był podobny do Cliffjumpera.

Zanim Decepticony zdążyły się pojawić, Sideswipe zdążył włączyć maskowanie (choć miejsce jego lądowania było wciąż mocno widoczne) i zapoznać się z resztą drużyny. Udało im się szczęśliwie wrócić do bazy. 

___
rozdział powinien pojawić się wcześniej, bo był już gotowy (nawet mam trochę następnego rozdziału!), ale jestem zbyt wielkim leniem i nadrabiałam one piece przez te wolne dni (nie żałuję)

okay, wchodzimy powoli w akcję opowiadania, kto się cieszy?

*ekhm* dobra, czaję, że nikt. ale nim wrócicie do swoich spraw, życzę wam dobrej zabawy w wolne :D (nie obchodzę świąt, więc macie zmienione życzenia XDD) a teraz będę czekać na jutrzejszą paczkę, bo maja wreszcie przyjść moje mangi (które miały przyjsć przed świętami!!!) 

ah, prawie bym zapomniała! jak się podobał rozdział? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro