13. Myśli i fantazje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po tym, jak po powrocie z domu Lucjusza Harry zniknął za drzwiami swojego pokoju, Severus z ciężkim westchnieniem wspiął się po schodach do własnej sypialni na piętrze. Szykując się do snu odczuwał dziwne wzburzenie, którego powodem był młody człowiek, prawdopodobnie już śpiący zaledwie kilka metrów od niego.

Jego pamięć wciąż odtwarzała przebieg wieczoru. Przede wszystkim - własne zachowanie. To, jak przytulał Harry'ego na śniegu i w taksówce, jak prawie całował jego palce i jak dotykał jego twarzy. Zachowanie, na które pozwolił sobie, być może zainspirowany w pewien sposób przez Lucjusza... Tak jakby słowa krewniaka odblokowały coś w jego mózgu i ciele, zachęciły do wykonywania pewnych gestów...

Niewybredne żarty Malfoya w istocie uświadomiły Snape'owi, jak on z Harrym u boku mogą być postrzegani przez osoby trzecie. Ni mniej, ni więcej, jako para kochanków. Niemal zachłysnął się tą wizją, choć równocześnie nieco się jej przeraził.

Z całą mocą wizja ta uderzyła go w drodze powrotnej do domu, gdy Harry drzemał w taksówce, oparty o jego ramię. Rozbierając się przed kąpielą przypomniał sobie słodycz własnego uśmiechu, który wykwitł mu na ustach, gdy patrzył na tę lekką głowę ciężko opartą o swoje ciało. Gdy słuchał cichego oddechu i wdychał zapach przemrożonych włosów, umytych wcześniej owocowym szamponem.

Podtrzymując ramieniem ciężar Potterowego ciała myślał tam, w tym samochodzie, że z perspektywy kierowcy wiozącego ich przez noc mogą wyglądać jak ojciec z synem albo, w myśl sugestii Malfoya - jak kochanek z kochankiem.

Syn...

Severus nigdy nie myślał o synu, ani o córce. O żadnym dziecku. Jego instynkt ojcowski w zupełności zaspokajał się w relacjach z legionami studentów, których nauczał, beształ i którym pomagał przez lata pracy na uczelni. Najsilniejsze więzy łączyły go zawsze z magistrantami lub doktorantami. Niejednokrotnie dowiadywał się o tych chłopcach i dziewczętach więcej, niżby chciał. Poznawał ich rodziny oraz ich problemy. Opijając upragnione dyplomy siedział obok ich ojców i matek, mężów i żon, partnerów i partnerek. Ich dzieci czasami właziły na jego kolana. Czasami wyglądało to tak, jakby był częścią większej całości. Czyjejś całości.

Te z pozoru głębokie, a w istocie jedynie naskórkowe relacje w zupełności mu wystarczały. Nie pragnął własnych biologicznych dzieci. Tym bardziej, że do tego potrzebna by była kobieta albo adopcja, a tego również nie brał pod uwagę.

Tak więc postrzeganie Pottera w kategorii syna raczej odpadało. Pozostawał kochanek.

To słowo nosiło w sobie jakiś element tymczasowości, sugerowało możliwość rozstania, a Severus widziałby raczej relację długoterminową. Boleśnie przekonał się jednak, iż życiowy partner, wobec którego miał plany sięgające wieczności, może odejść w każdej chwili. Może zatem, na zasadzie kontrastu, tymczasowy kochanek zostałby do końca?

Ale... czy miałby, czy mógłby nim być właśnie Harry Potter? Ten niedoszły homoseksualista? Ten zadeklarowany heteryk, który o mały włos, a wylądowałby na ślubnym kobiercu? Czy doprawdy on, Severus Snape, miał sprowadzać tego mężczyznę na złą czy dobrą drogę gejostwa?

W trakcie pierwszej rozmowy z Potterem zadeklarował, że seks dla niego wiąże się z romantycznym uczuciem. I nie żartował, bo tak właśnie było. Bo jego jedynym doświadczeniem seksualnym był Thomas Riddle, w którym był kiedyś szaleńczo zakochany. Którego kochał przez tak długie lata... A Harry Potter...

Czy mógł go pokochać? Lecz właściwie po co? Żeby znowu cierpieć z powodu nieodwzajemnionej miłości?

Przecież Potter był w związku z kobietą! A to że się z nią rozstał, wcale nie musiało oznaczać zmiany orientacji. Podobnie jak macanki z Draconem nie musiały dowodzić gejostwa chłopaków!

Najgorsze było jednak to, że zaczynał czuć coś... Nie! Nie zaczynał. On już to czuł - całym sobą. W całym pieprzonym ciele i w głowie! Czuł coś do Pottera, a te jego emocje nic sobie nie robiły z orientacji chłopaka.

******************

Myśląc o nim, patrząc na niego, doznawał na początku całego mnóstwa uczuć zupełnie nieerotycznych! Choć niemniej silnych.

Uznanie dla jego intelektu. Podziw i szacunek dla jego siły woli oraz samodzielności.

Poznawszy przez lata pracy na uczelni setki studenckich historii, Snape dobrze wiedział, że nie każdy młody człowiek, nieważne, dziewczyna czy chłopak, byłby w stanie udźwignąć psychicznie brzemię śmierci rodziców, znęcania się przez opiekunów, wreszcie - złamanego serca.

Tak..., podziwiał gówniarza.

Lubił z nim spędzać swój czas. Rozmawiać z nim, słuchać go. Tego, jak mówi, jak gra. Nie nudził się w jego towarzystwie.

Zaczęło się od naukowych dyskusji i opracowywania materiałów przywiezionych z Peru, a doszło do wspólnego oglądania meczów i filmów, okazjonalnych wyjść razem do kina i na wystawy w hogsmeadzkich muzeach. W żartach planowali nawet wspólny wyjazd "na narty" w przerwie semestralnej. Na nartach, co prawda, żaden z nich nie umiał jeździć, ale były tak zgrabną wymówką dla takiej eskapady...

Gdy spadł pierwszy śnieg, urządzili sobie za to w ogrodzie dwie bitwy na śnieżki. Snape czuł się lekko zażenowany dziecinną radością, jaką sprawiła mu ta zabawa. Potter natomiast szalał na tym śniegu nie jak dziecko nawet, a jakieś zwierzątko.

Był zaledwie początek stycznia, a było już tak wiele rzeczy, które robili razem, tak wiele spraw, które zaczęli dzielić. I tak, Severus lubił to wszystko. I... lubił Pottera. Harry'ego. Lubił i chciał - przebywać gdzieś blisko, tak, aby mieć go w zasięgu wzroku, węchu i słuchu. Czuć jego obecność. Jego życie, szumiące gdzieś obok każdym swoim oddechem.

Nie mógł przestać o nim myśleć!

W głowie wciąż dźwięczał mu jego głos - ten wibrujący od gniewu w trakcie rozmowy z Malfoyem i ten drżący od tłumionego żalu, gdy Harry pytał, czemu Snape nie wziął go w obronę. I ten czysty, pełen wewnętrznej mocy, który zachwycał go swoją barwą, rozbrzmiewając codziennie w tym domu lub na uczelni. I jeszcze jego radosny śmiech.

Severus lubił go słuchać i patrzeć na Pottera wtedy, gdy tamten się śmiał. Różowiały mu wtedy policzki, a wokół oczu pojawiały się wesołe zmarszczki. Ciało drgało niekontrolowanie, dłoń czasem odruchowo unosiła się do ust. Wargi rozciągały się, odsłaniając lśniący język i drobne ostre zęby. Wewnętrzna radość tliła się w nim, jak światło i rozpalała mu oczy. Gdy iskry tej radości spadały na Severusa, niesione falą dźwiękową wzbudzoną nagle przez śmiech, Snape sam również się uśmiechał, czując wówczas ciepło rozpływające się po całym jego ciele.

Przed oczami miał wciąż hipnotyzującą zieleń jego tęczówek, które zdawały się rzucać gromy na Lucjusza, na niego zaś spoglądały tak dziwnie. Badawczo, jakby czegoś poszukiwały... na jego twarzy lub dokoła niej.

W nozdrzach miał ciągle zapach jego ciała, którym był otulony w przestrzeni taksówki, gdy wracali do domu, a Harry drzemał, wsparty na jego ramieniu. Ten zapach był jedyny w swoim rodzaju, równocześnie świeży i słodki. Bergamotka i karmel, cedr i wanilia...

Wręcz widział kalabryjskie wzgórza, owiewane ciepłym wiatrem, który przynosi orzeźwienie ukryte pomiędzy zaokrąglonymi listeczkami tej dziwnej pomarańczy*. Czuł ślinę, napływającą do ust na myśl o słodkich deserach, doprawionych wanilią, zasklepionych na wierzchu bursztynem karmelu. I zamykał oczy, odurzony wizją sosnowego lasu, rozgrzanego sierpniowym słońcem; ociekającego żywicą, szumiącego igłami swoich drzew, niczym nadmorskie fale.

Opuszki jego palców nadal pamiętały fakturę skóry Harry'ego. Tę miękkość policzka, delikatność rzęs, smukłość jego dłoni. Ramiona, którymi otoczył chłopaka przed domem Malfoya, przechowywały oszałamiające doznanie równoczesnej twardości i sprężystości jego mięśni.

Obejmował go przez krótką chwilę i na dobrą sprawę niewiele mógł wyczuć pod grubym wełnianym płaszczem. Upoił go sam fakt tulenia innego ciała. I to, że Harry poddał się temu spontanicznemu gestowi. Nie wyrwał się z jego objęć, ani nie oburzył, nawet nie skomentował... Nie był aż tak przemarznięty, by stracić zdolność reakcji. Czy tak go zdumiał gest Severusa, że szok odebrał mu mowę? czy może... uznał to zachowanie za coś normalnego? Czy mogło mu się spodobać to, jak profesor go przytulał?

Severus trudem zachował spokój pod prysznicem. Jego ciało reagowało podnieceniem na samą myśl o tym młodym mężczyźnie, który go zafascynował.

Zbeształ w duchu sam siebie za takie swoje myśli oraz zachowanie. Jakby na to nie patrzeć, poczynał sobie dziś wobec Pottera więcej niż swobodnie. Już samo to, że myślał właśnie o nim w chwili, w której dotykał swojego nagiego ciała - wydało mu się nie do końca właściwe. Może i było to normalne, tak jak normalne były odruchy członka, świadczące o podnieceniu, ale nie był przekonany, czy może sobie na to pozwalać.

Czy wolno mu doprowadzać do tego, że Potter stanie się bohaterem jego seksualnych fantazji? A gdyby jednak był... obiektem takich marzeń... Czy byłoby w tym coś złego? Czy to by jakoś wpłynęło na ich obecną relację, która miała się całkiem nieźle? I w której stawali się sobie chyba coraz bliżsi...

Co on sam miał zrobić w tej sytuacji, gdy z dnia na dzień był coraz mocniej zauroczony Potterem - intelektualnie i emocjonalnie. Ostatnio również fizycznie.

Początkowo udawał sam przed sobą, że wcale tak nie jest, że właśnie tego, erotycznego aspektu, w ich relacji nie ma. Aż w pewnym momencie się poddał i przestał okłamywać sam siebie, że chłopak go nie podnieca, a jego myśli nie zaczynają krążyć wokół seksu z Potterem.

*********************

Było to w sumie niedawno... Na początku tego tygodnia. Jeszcze przed wizytą u Malfoyów, za to po ostatniej śniegowej bitwie w ogrodzie. Harry był tak przemoczony, że, otrzepawszy się jako tako ze śniegu, poszedł pod prysznic, podczas gdy Snape przygotowywał dla nich kolację. Wyciągał właśnie z piekarnika jakąś smakowicie pachnącą zapiekankę, gdy odurzył go zupełnie inny zapach. Ten, który wniósł na sobie i ze sobą Harry, wkraczający właśnie do kuchni.

Przyszedł boso i z mokrymi włosami... A pachniał jak cała patera owoców, przetykanych gdzieniegdzie ażurem paproci i trawy cytrynowej, rzuconej dla dekoracji. Rozgrzane prysznicem ciało zdawało się promieniować jakąś wewnętrzną energią, a fale ciepła obmywały Severusa za każdym poruszeniem się Pottera.

Na jego widok profesorowi krew uderzyła do głowy, a potem do penisa w prostej reakcji na ten, tak bardzo erotyczny widok. Każdy ruch młodego ciała wysyłał na drugą stronę stołu kolejną falę żaru i słodkiego zapachu. Owocowo-ziołowe nuty szamponu i płynu do kąpieli odurzały z mocą afrodyzjaku. A Snape nagle zapragnął wtulić twarz w szyję Pottera, dokładnie w zagłębienie za uchem, i zaciągnąć się tym zapachem tak mocno, by wypełnić nim całe płuca.

Przyglądając się temu miejscu na ciele Harry'ego, zauważył kroplę wody, spływającą z włosów po szyi. Z trudem powstrzymał się przed podejściem do chłopaka. Chciałby rozetrzeć tę kroplę swoim palcem na jego skórze lub jeszcze lepiej, zlizać ją swoim językiem.

To tylko kropla wody, a jednak wzdrygnął się cały, kiedy patrzył, jak sunie po miękkiej skórze. Zadrżał z nagłej zazdrości o tę drobinkę, która mogła bezkarnie ocierać się całą sobą o ciało Pottera! Tak jak on nagle zapragnął to zrobić.

Od tego wieczora zaczął postrzegać swojego asystenta jako byt nie tylko naukowy, lecz także seksualny. Od tego wieczora ciało Pottera stało się dla niego obiektem nie tylko estetycznych, lecz również erotycznych doznań. Jego własne ciało zaczęło bowiem reagować podnieceniem na widok tego urokliwego młodego mężczyzny. I zaczęło go pragnąć.

Zauroczył się? Zakochał? Bał się nazwać te uczucia. Bał się nawet je czuć. Choć z drugiej strony to właśnie one zaczęły nadawać sens jego dniom i nocom.

**************************

Jakąś godzinę później Severusa zaalarmował dziwny odgłos z salonu na parterze.

- Tylko mi, kurwa, włamywaczy nad ranem brakowało! - zaklął pod nosem i zwlókł się z łóżka.

Wciągnął na siebie jakieś ubranie. Sypiał w podkoszulku i bokserkach, ale nie chciał, by ewentualny intruz zobaczył go w samych gaciach. Cicho skradał się po schodach.

Jakież było jego zdumienie, gdy okazało się, że sprawcą nocnych hałasów jest Harry Potter, łamiący właśnie na kolanie blejtram jednego z przywiezionych ze sobą obrazów.

- Potter! Co ty do cholery robisz?! Jest druga w nocy! Nie masz kiedy bawić się w dekoratora?

Harry nie odpowiedział, tylko z furią przełamał kolejny szczebelek blejtramu i zaczął drzeć płótno. Szło mu to niełatwo, bo zamalowany farbą i zawerniksowany materiał stawiał opór.

- To były ładne obrazy. Dlaczego je zniszczyłeś?

- Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym Malfoyem. Nigdy! - Głos Harry'ego był szorstki, ale jego zielone oczy szkliły się trochę, jakby zabłąkała się w nich jakaś drobna łza. - Wyszedłem na idiotę... - dodał cicho, zanim przysiadł, zrezygnowany, na podłokietniku fotela.

- Nie mów, że coś jeszcze czujesz do niego?! - Severus był zdumiony i jakby nieco... zazdrosny?

- Nie, to nie tak! - Chłopak trochę się zmieszał. - W sumie... to nie poczułem nic i nawet mnie to trochę zdziwiło. Po prostu mi przykro, że po tym, co kiedyś..., no wiesz - Harry wyraźnie nie wiedział, jak określić swoją relację z Draconem - co być może nas łączyło, że nie był... milszy? Bardziej..., czy ja wiem..., koleżeński?

- Może bał się ojca? - zasugerował Snape.

- On zawsze trząsł portkami przed tym całym Lucjuszem! - Harry wydął pogardliwie wargi.

- Nie każdy ma takie pazurki jak ty! - zaśmiał się profesor.

Asystent próbował zmrozić go wzrokiem, ale nie bardzo mu się to udało. Machinalnie skubał fragment rozdartego płótna, wyciągając nitki osnowy. Snape tymczasem ogarniał wzrokiem małe pobojowisko w salonie oraz intensywnie myślał nad jednym zdaniem, które Potter przed chwilą powiedział.

- Naprawdę nic nie poczułeś na widok Dracona?

- Naprawdę - Harry wzruszył ramionami. - Nic poza złością, że nie ujął się za mną i pozwolił, by jego ojciec w jego obecności kogoś obrażał. Mnie byłoby wstyd, jakby mój ojciec tak się zachował!

Och, Harry! - Severus westchnął w duchu. - Twój tatuś nie był lepszy! A może i jeszcze gorszy... Naprawdę miałbyś się czego wstydzić, gdybyś wiedział!

Niedawno, zaledwie tydzień temu, wyjaśnił Harry'emu swoją relację z jego rodzicami. To było po wigilijnym wyznaniu, a przed pójściem na miejską komendę. Przyznał się wtedy Potterowi, że chodził z jego matką i był w niej zakochany, i że darł koty z jego ojcem. Że w jedną z ich kłótni wkroczył kiedyś Riddle i tak się zaczęło. Dla Severusa coś się wtedy zaczęło, bo dla Potterów to był początek końca...

Nie wtajemniczał go w szczegóły swojej waśni z Jamesem, ani w skalę swojego uczucia do Lily. Był mocno zażenowany, wyznając chłopakowi, że kochał jego matkę. Tym bardziej, że to, co czuł teraz do niego, po stokroć przewyższało dawną miłość do jego matki.

- Tak... Lucjusz się nie popisał... - odezwał się po długiej chwili ciszy.

- Cóż, zachował się po prostu tak, jak mu kazało nazwisko**! - zakpił Harry.

- A Draco... - Snape próbował coś powiedzieć, lecz Harry przerwał mu machnięciem ręki.

Wciąż trzymał w dłoni kawałek rozdartego płótna i dalej się nim bawił. Gdy tak przekładał ten strzępek z ręki do ręki, blizna na jego lewej dłoni co chwilę atakowała wzrok Severusa. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, Snape dotknął jej nagle opuszką palca wskazującego. A potem musnął drugim palcem. Skóra w tym miejscu była bledsza niż na całej dłoni, odrobinę zniekształcona. Palce zsunęły się z blizny i nieśmiało powędrowały do wnętrza dłoni, ostrożnie pieszcząc wrażliwe ciało, i wywołując głębokie westchnienie Harry'ego.

Ten dźwięk zawstydził Severusa. Co on najlepszego robi?!

Ostatni raz pogłaskał palce chłopaka, wyłuskując spomiędzy nich rozerwane płótno.

- Idź spać - powiedział cicho, puszczając tamtą dłoń. - Ja tu posprzątam.

**********************

Harry przeciągnął się i ułożył na prawym boku. Już zaczynał odpływać w kolejny sen, gdy jego jądra, ściśnięte pomiędzy udami, musnęła ciepła dłoń, a czyjeś palce zaczęły go delikatnie pieścić. Rozsunął nieco nogi, by ręka mogła swobodnie objąć mosznę. Na pewno nie była to Ginny, która lekko drapałaby go swoimi tipsami. Dłoń, która go dotykała, miała krótko przycięte paznokcie. Czuł tylko miękkie opuszki. Nagle w dole pleców poczuł coś jeszcze. Coś twardego, pulsującego gorącem, napierającego na jego pośladki.

Był nagi, a do jego pleców przyciskało się inne nagie ciało. Wzdłuż jego ramion ułożyły się inne nagie ramiona, a z jego palcami delikatnie przeplotły się czyjeś palce. Skóra jego dłoni zadrżała z rozkoszy od tego dotyku. Przyjrzał się obcym rękom i stwierdził ze zdumieniem, że zdecydowanie należały do mężczyzny, a nie kobiety.

Był goły, w łóżku, z facetem! O dziwo, ten fakt jakoś go nie przeraził. Było mu w tej chwili zbyt błogo, ciepło i wygodnie, by przejmować się takim szczegółem jak nagi mężczyzna za jego plecami. A chuj z nim! Uśmiechnął się do gry słów, którą wywołał w myślach. Zidentyfikowawszy to nagie ciało jako męskie uświadomił sobie bowiem, że ta gorąca twardość za jego plecami, to musiał być penis tamtego. Jego własny lekko drgnął w odpowiedzi na tę rewelację. Wolniutko docisnął podbrzusze do pościeli. Reakcją na jego ruch była pieszczota dłoni na lewym pośladku. Ponownie rozsunął uda, by ułatwić dostęp do... Sam dobrze nie wiedział, do czego. Wiedziała za to tamta dłoń, która sięgnęła głębiej pod jego brzuchem i na moment zacisnęła się na członku, by za chwilę powrócić na pośladki. Lekko przesuwała się między nimi, muskając delikatnie skórę w okolicy odbytu.

Skóra na jego ramionach nieustannie spotykała się z czyimiś ustami i językiem. Ktoś pieścił jego kark, łopatki, wgłębienie kręgosłupa. Czuł oddech i westchnienia tamtego człowieka na swoich plecach. Jego gorące wargi wprost paliły mu ciało, a mokry język łagodził napięcie w podrażnionych miejscach. Skupiając się na pocałunkach, składanych mu na ramionach, nie kontrolował tego, co działo się poniżej jego talii. A tam, nagle i niespodziewanie miękkie palce zaczęły wślizgiwać się, jeden po drugim, do środka jego ciała. Zaczął głośniej oddychać, czując je w sobie. Dotykały go, rozszerzając jego źrenice z każdym nowym doznaniem. Obce usta go paliły, przesuwając się teraz z karku na jego żuchwę, poszukując jego własnych warg. Odwrócił głowę, napotykając nad sobą czarne węgle, płonące pożądaniem. Policzki rozgrzał mu nagły rumieniec, a z ust wyrwał się jęk, układający się w imię mężczyzny, którego rozpoznał: - Severus...

W tym momencie wszystkie jego mięśnie gwałtownie się spięły, a on nagle runął w dół, spadając znikąd na własne łóżko. Wrażenie spadania*** wybudziło go całkowicie. Długo potem leżał nieruchomo, czekając, aż podbrzusze przestanie mu pulsować, a policzki ostygną.
W ciemności pokoju żarzyły się przed nim zobaczone we śnie źrenice Severusa. Płonęły przed nim i nad nim, hipnotyzowały swym blaskiem.

Miał erotyczny sen o mężczyźnie... w dodatku o Severusie... Ciekawe, czemu nie Draco był bohaterem snu? Przecież się chyba kochali... I całowali się trochę. Więc jeśli już miałby być facet, to, na logikę, powinien być Draco. Dlaczego zatem Severus?

To pewnie przez ten wieczór u Malfoyów! Przez insynuacje Lucjusza! Harry prychnął pogardliwie, zakopując się w pościel.

Oczywiście wcale nie był nagi, to mu się tylko śniło. Miękka piżama otulała ciało, tak jak robiły to ramiona Snape'a, gdy stali na mrozie, czekając na taksówkę.

To było takie miłe, to przytulenie w tym śniegu. A zagłębienie w szyi Severusa było wprost stworzone, by wsunąć tam twarz...

Tak, dotyk dłoni i ust profesora też na pewno nie pozostał bez wpływu na jego senne fantazje.

Severus sobie pozwalał! - Harry usłyszał krzyk swoich myśli. I to po tym, jak kiedyś obiecywał, że nie będzie się przystawiać! Może mu trzeba przypomnieć? Że nie powinien tak robić... nie powinien..., nie... Nie?

Oczy mu się już zamykały, a umysł ponownie odpływał w krainę snu. Gdzieś pod zamkniętymi powiekami pojawiały się rozmyte obrazy czarnych oczu. Gdzieś w rozluźniającym się ciele powróciło wrażenie silnych ramion, które go mocno objęły.

Delikatne palce czule musnęły policzek Harry'ego. Usta zaczęły sprawdzać ślad palców.

Miał takie ciepłe wargi... ten czarnooki mężczyza. Paliły żywym ogniem, gdy ogrzewał dłonie Harry'ego, dotykał blizny na ręce. Przykładał je do szyi... do jego skroni, do warg... Takie ciepłe... i słodkie...



*bergamotka jest uprawiana przede wszystkim na południu Włoch, w regionie Kalabrii; z tego powodu jest nazywana nawet "klejnotem Kalabrii".

**Malfoy - Harry'emu nie tyle chodzi o całe nazwisko Lucjusza, co o pierwszy jego człon: mal (fr.) - zły.

***zjawisko to (wrażenie spadania z jakiejś wysokości, prowadzące do gwałtownego wybudzenia) znane jest jako zryw miokloniczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro