15. Stroboskop

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W połowie marca hogrwarcki wydział kulturoznawstwa organizował ogólnokrajową konferencję naukową "Meandry kultury". Była to impreza cykliczna, w tym roku obchodzona szczególnie hucznie, z racji swojej dziesiątej rocznicy. Wydarzenie to stanowiło od lat swego rodzaju prywatny tryumf Snape'a, który był jego pomysłodawcą. Każdego roku konferencja miała tematyczne hasło lub patrona. W tym roku hasło brzmiało "Pierwotna dzicz" i miało nawiązywać zarówno do prapoczątków kultury jako takiej, jak i do osobistych doświadczeń Severusa z jego brzemiennej w skutki wyprawy do Peru.

Motyw przewodni spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem tak w hogwackim, jak i innych środowiskach naukowych, i z całego kraju płynęły setki zgłoszeń setek prelegentów. Im bardziej zbliżał się termin konferencji, tym bardziej Snape błogosławił Harry'ego Pottera za to, że zgodził się być jego osobistym asystentem, a Albusa Dumbledore'a za to, że w ogóle wpadł na ten pomysł. Nieskromnie wielbił również samego siebie, że przystał na to szaleństwo. Prawdę powiedziawszy, nie wyobrażał sobie, w jaki sposób dałby radę przygotować tę konferencję, będąc najpierw zbolałym i maksymalnie zdenerwowanym po rozstaniu z Tomem, a potem przytłoczonym uczelnianą rzeczywistością, która, po rocznej nieobecności, znów szokowała go tak, jakby cofnął się do początku swoich studiów.

Gdyby nie Harry, to przedsięwzięcie mogłoby się nie udać! Ten młody człowiek zdawał się mieć niespożyte zasoby energii, z której korzystał opracowując plan wystąpień prelegentów, rezerwując hotele dla ważniejszych i pokoje w akademikach dla mniej ważnych gości; przekładając i odwołując zajęcia tak, by umożliwić studentom i wykładowcom wzięcie udziału w tej naukowej imprezie, a nawet ogarniając katering. Dla urozmaicenia trzydniowego spędu kulturoznawców z całego kraju wymyślił szereg atrakcji towarzyszących. A więc w pierwszym dniu elegancki koncert i spektakl teatralny. Drugiego dnia wystawę fotograficzno-malarską, a trzeciego happening.

Gorliwego orędownika dla tych swoich pomysłów znalazł w Albusie, który wykorzystał swoją rektorską powagę na równi z szeregiem niesamowitych znajomości i zapewnił Potterowi dość znane nazwiska i na wystawę, i na koncert, i na spektakl. Sam z siebie Albus zarezerwował dla uczestników konferencji miejsca w hogsmeadzkich pubach, dyskotekach i knajpach. Severus przypuszczał, że w domach publicznych również. Nie mogło być zresztą inaczej. Za dnia konferencyjne towarzystwo zachowywało się przykładnie, dostojnie i mądrze. Było elokwentne i błyskotliwe. Za to nocami... chlało, ćpało i kurwiło się na potęgę, zaliczając bary i dyskoteki z taką zachłannością, jakby miały to być ostatnie tego typu wyjścia w życiu.

Severus, jako główny organizator oraz twarz konferencji, nie mógł oczywiście nie uczestniczyć w tych eskapadach, choć swój udział w nich ograniczał w zasadzie jedynie do picia. Nie kurwił się ani też nie ćpał. Lata temu parę razy spalił jakiegoś skręta, ale nie spodobało mu się, podobnie jak papierosy. Temat takich używek oraz psychodelików wolał zgłębiać naukowo, gdyż w istocie było to niezwykle interesujące! To, dlaczego stosowano rozmaite napoje i zioła, grzybki i korzonki oraz jakie efekty w różnych kulturach i na przestrzeni różnych wieków osiągano po ich zażyciu. Praktyczne wykorzystanie tych substancji Snape zostawiał innym. Sobie rezerwował alkohol.

Przez lata zapijał własne nieszczęście w nieudanym związku z Thomasem Riddle'em. A po rozstaniu z nim pił coraz wiecej. Dopiero wprowadzenie się pod jego dach Harry'ego Pottera podziałało jak swoisty detoks. Teraz upijał się urokiem i samą obecnością tego chłopaka u swojego boku.

Między nimi nie było żadnej fizycznej bliskości, ale nie dążył do ukojenia zmysłów na tak zwanym boku. Po prawdzie, nie bardzo też umiał.

Przez połowę swojego życia był związany z Thomasem Riddle'em i nawet jeżeli nie sypiali razem przez ostatnie długie lata, Severus był wierny partnerowi. Kiedyś, gdy był jeszcze kochany oraz seksualnie i emocjonalnie zaspokojony, Tom wystarczał mu w zupełności. Za to w ciągu ostatnich lat, w czasie których partner oddalał się od niego na wszelkie możliwe sposoby... Może powinien wtedy poszukać odskoczni... Jakiejś alternatywy, kogoś innego. Niestety, nie dawał rady tego zrobić. Czy był lojalny, czy zwyczajnie głupi - nad tym właściwie zbytnio się nie zastanawiał. Czuł natomiast, że nie będzie stać z podniesionym czołem przed Tomem, mając coś na sumieniu. Przynajmniej pod tym względem mógł nad nim górować!

Po ostatecznym rozstaniu z Riddle'em los spłatał mu figla w postaci Harry'ego Pottera. Może gdyby tak szybko nie zainstalował go wtedy u siebie... Może odważyłby się spróbować poznać kogoś, choćby na jedną noc... Ale niestety! Zamiast potencjalnego kochanka - zafundował sobie współlokatora! Ten zaś, ku jego wielkiemu zdumieniu, z biegiem czasu stawał się coraz bardziej mu bliski. Co więcej! Zauroczył go i zafascynował do tego stopnia, że teraz, po sześciu miesiącach znajomości, śnił o nim nocami i rozmyślał na jawie.

Nie mógł przestać na niego patrzeć, wielbić go i podziwiać. Ekscytował się samym dźwiękiem jego kroków, rozbrzmiewających w holu, gdy Harry wracał po pracy do domu. Wpadał w euforię, widząc go na ulicy czy uczelnianym korytarzu. Jego usta odruchowo rozciągały się w uśmiechu w odpowiedzi na spojrzenie chłopaka. Odczuwał fizyczną niemal rozkosz z oddychania tym samym, co on, powietrzem, ze znajdowania się w tym samym, co on, pomieszczeniu.

I z każdym dniem chciał być coraz bliżej. Śledzić jego mimikę, słuchać jego głosu. Czuć ciepło jego ciała, słyszeć szum oddechu i miarowe uderzenia serca. Zobaczyć pierwsze zmarszczki przy dolnej powiece i mały pieprzyk tuż przy lewym uchu. Z każdym dniem pragnął i potrzebował tego więcej. A to, że nie był pewien jego reakcji i że bał się go spłoszyć, niesłychanie go frustrowało!

Chyba był zakochany... Nie tylko zauroczony, lecz właśnie zakochany.

Dlatego teraz, tego trzeciego, finałowego wieczora konferencji, z wolna zaczynał tracić cierpliwość, widząc zachowanie Pottera, który, jakby nieświadomy uczuć wzbudzonych w swoim profesorze, doprowadzał go swoją niefrasobliwością do szału.

*******************

To Albus zwrócił uwagę Snape'a na Harry'ego. Znalazł przyjaciela przy głównym barze, przy którym Severus sączył drinka udając, że słucha czyjegoś pijackiego bełkotu. Dumbledore ujął go łagodnie za ramię i poprowadził aż na trzecią salę knajpy. Tę z parkietem do tańca.

- Chodź, Sev! Musisz coś zobaczyć - szepnął mu do ucha, nachylając się tak blisko, że aż załaskotał go w policzek swoimi wąsami.

Severus posłusznie poszedł za rektorem, który kroczył przez tłum imprezowiczów z miną Mojżesza, przedzierającego się przez Morze Czerwone.

- Patrz! - nakazał mu w pewnej chwili. - Przypatrz się dobrze - dodał jeszcze.

W samym środku podrygujących ciał szalał Harry Potter. Oczy miał lekko przymrużone, a usta rozciągnięte w uśmiechu, zdradzającym upojenie własnymi ruchami.

Im dłużej Snape patrzył na tańczącego Pottera, tym bardziej zachwycał się harmonią gestów chłopaka i podniecał ich zmysłowością. Zdawało mu się, że, na dobrą sprawę po raz pierwszy widzi, jak twarde są mięśnie jego brzucha, opięte ciemną koszulką, jak krągły jest jego tyłek i jakie wąskie biodra, którymi zataczał kręgi, wirując na tym parkiecie. Gdy kogoś obejmował w tańcu, mięśnie jego ramion na zmianę kurczyły się i naprężały, powodując u Severusa mimowolne skurcze serca.

Nagle Dumbledore trącił go łokciem w bok.

- Słodziak z niego, prawda? - mruknął w lewe ucho Severusa. Popatrzył raz na Harry'ego, drugi raz na Snape'a i z powrotem zawiesił wzrok na Potterze.

- Podoba ci się, co? - zapytał, chichocząc.

Severus odwrócił głowę, nie chcąc zdradzić się przed rektorem. Tamten jednak zdawał się, jak zwykle, wiedzieć wszystko. Znać nawet najbardziej skryte myśli i pragnienia innych ludzi.

- Przecież ci się podoba! Ślinisz się! - Albus uwiesił się na ramieniu kolegi i zaczął się śmiać.

- A ty nie, staruchu? - odgryzł się Snape. - Spluwaczkę ci przyniosę. O, tam stoi, w kącie.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, jak zapaśnicy na ringu. Rektor pierwszy odwrócił głowę. Wsadził nos do szklanki, wypił, co jeszcze tam było i znów zapatrzył się na parkiet.

- Radzę ci dobrze Severusie. Weź się za niego, bo ktoś ci go sprzątnie sprzed nosa i będziesz żałować!

- Pewnie sam chciałbyś, stary pryku!

- Chcieć to ja sobie mogę, ale jestem na niego za stary - westchnął tymczasem rektor. - Ale ty... Ty, to co innego. On ciebie lubi. To widać. Mieszkasz z nim, Sev. Masz go pod ręką. I możesz mieć pod czymś innym. Chyba rozumiesz, o czym mówię?

- On nawet nie jest gejem - westchnął Snape w odpowiedzi.

- Chciałeś powiedzieć, że jeszcze nie jest?! - w głosie Dumbledore'a pojawiła się kpina.

- Ty zboku! - zaperzył się Snape.

- Przecież chyba wiesz, jak zabrać się do rzeczy?! - Albus wyraźnie szydził. - Nie wiesz? - roześmiał się, widząc na wpół przerażoną, na wpół zdegustowaną minę profesora kulturoznawstwa. - Tom zrobił z ciebie taką babę, Sev, że nie wiesz, jak poderwać faceta? Nie powiesz mi, że przez te wszystkie lata byłeś mu wierny?!

- A żebyś wiedział!

- Poważnie?! Po tym, co on odpierdalał?

- Mówiłem ci - głos Severusa nieznacznie się podniósł, sugerując rosnące zdenerwowanie - że to o Lily i Potterze dopiero w końcu sierpnia mi wyznał.

- Ja nie o tym mówię. - Albus wyraźnie się zmieszał. - Nie o martwych mi chodzi, ale o żywych. O to, co z nimi robił.

- Co ty mi sugerujesz? - zaniepokoił się Snape.

- Nie mów, że nie wiedziałeś...

- O czym? - Severusa oblał zimny pot, a jego serce gwałtownie przyspieszyło.

- Byłem przekonany, że wiesz, choć dziwiłem się, że się na to zgadzasz. Przecież to byli ludzie od nas. Może jacyś z zewnątrz też, ale naszych powinieneś znać...

Severusowi szumiało w uszach. Właściwie to przestał słyszeć na moment. Widział tylko poruszające się wargi rektora. O czym ten staruch pieprzył? O jakich ludziach?

Wciągnął powietrze do płuc. Zupełnie niepotrzebnie, bo nie było w tym miejscu powietrza. Wdychał mieszankę potu, naturalnych feromonów, fabrycznych perfum, słodkiego dymu z elektrycznych papierosów, mdlącego zapachu palonego pokątnie zioła, oblewanego alkoholem drewnianego blatu przy barze, rozgrzanych ciał. Niemal się tym udławił, podobnie jak słowami płynącymi z ust rektora i jak zdradą Toma, o której dopiero teraz się dowiedział. Intensywnie zamrugał oczami, które nagle zaczęły go szczypać od nadmiaru dymu z tych przeklętych e-papierosów.

Albus spojrzał na niego i, uznawszy, że przebiera powiekami z powodu zupełnie innego niż sztuczny dym, objął go pocieszająco.

- Tom był kutasem, niewartym ciebie. Jest kutasem niewartym nikogo. I w dodatku to pojeb.

- Elokwentny się zrobiłeś Albusie, jak nigdy - wydusił Snape przez zaciśnięte zęby. - Książkę powinieneś napisać. "Wulgaryzmy stosowane"...

- Wulgaryzmów to ty jeszcze nie słyszałeś, Snape! Przy prawdziwych wulgaryzmach to, co powiedziałem, to słodkie eufemizmy!

- Albusie! Nie pierdol mi tu o jakichś słówkach! Ilu ich było?! - ryknął Severus, niemal zagluszając dudniącą muzykę.

- Wiem o siedmiu - odpowiedział rektor. - Trzech pracowników i czterech studentów.

Dumbledore nachylił się do jego ucha i szeptał nazwiska niemal wprost do mózgu. Severus stał jak porażony prądem. Koledzy... Dwóch jego dobrych kumpli z wydziału. I trzeci, znany z widzenia i słyszenia. Nazwisk studentów już zdaje się nie kojarzył. Chociaż nie. Jednego pamiętał z opowieści Toma, który zachwycał się, jaki to gówniarz mądry! Dobre sobie!

Niby nie powinno robić to na nim wrażenia. Przecież domyślał się zdrad partnera. Ale domyślać się, a dowiedzieć się o nich, to zupełnie inna sprawa!

Do tej pory znał tylko nazwisko Belli i przekonywał sam siebie, że od zdrady z gosposią i to jeszcze pod ich wspólnym dachem, nic gorszego Tom nie mógłby mu zrobić. Teraz stwierdził jednak, że było coś o wiele gorszego. Świadomość tego, że inni wiedzieli o nielojalności Riddle'a, że niektórzy spośród tych innych sypiali z nim przez lata i nie było im wstyd przed Severusem... To było stokroć gorsze, niż odkryty parę miesięcy temu biseksualizm partnera i związana z tym relacja z Bellą... To, o czym teraz usłyszał, było gorsze. Łzy żalu i wściekłości napłynęły mu do oczu.

Nagle Albus trącił go w ramię i brodą wskazał na parkiet, i na Harry'ego.

A ten właśnie został otoczony przez grupkę podpitych imprezowiczów. Kilka dziewczyn, paru chłopaków. Zaczęli wręcz podawać sobie Pottera z rąk do rąk, tańcząc w kręgu. Harry wydawał się być tym zachwycony. Płynnie dostosowywał się do umiejętności i stylu każdego z tańczących. Niektórzy zachowywali fizyczny dystans, podczas gdy inni od razu lepili się do niego. Odpowiadał tym samym. Albo był pijany, albo najarany, albo jedno i drugie. Albo ani jedno ani drugie, tylko coś zupełnie innego. Zachowywał się jak w jakimś transie. Jak pies spuszczony ze smyczy.

Szmacił się w tym tańcu i narażał na szwank dobre imię uczelni. Ale przecież nie miał na czole ani na zadku transparentu z logo Hogwartu, więc nie można powiedzieć, by przynosił ujmę uniwersytetowi czy go zdradzał. Bo tak naprawdę zdradzał nie uniwersytet, tylko Severusa! Tak! To było to! Zdrajca. Kolejny pierdolony zdrajca! Tom, co prawda, tak nie tańczył. Prawdę powiedziawszy, w ogóle nie umiał tańczyć, ale gdyby umiał... Severus mógłby przysiąc, że z pewnością wyginałby się dokładnie tak samo, jak Potter.

I po co ten, pożal się Boże, asystent, to robił?! Po co pozwalał się obmacywać po pośladkach? I wkładać ręce pod swoją koszulkę? Ktoś pogłaskał Harry'ego po twarzy, a ten rozpromienił się tylko pod wpływem pieszczoty, zamiast przylać temu komuś w zęby.

Severus odstawił drinka, bo zdawało mu się, że sama bliskość alkoholu wywołuje w nim pewne omamy. Patrząc na tańczącego Pottera przez chwilę widział Riddle'a, który szyderczo uśmiechał się w jego stronę, wyciągając język w stronę czyichś ust. Profesor zamrugał oczami i Riddle zniknął, a zamiast niego pozostał tylko Harry.

Po chwili wpatrywania się w młodego Snape stwierdził, że wizja Toma była jednak lepsza. Mniej wkurwiająca. Bo Harry wkurwiał go maksymalnie tym swoim zgrabnym tyłkiem, którym lubieżnie kręcił. I tymi ramionami, które zaciskały się wokół szyi i talii jakichś obcych ludzi. Światła stroboskopu wydobywały z tych ramion napięte mięśnie, ujawniały płaski brzuch, który absolutnie nie powinien być publicznie pokazywany w tej obcisłej koszulce.

O ile jakieś pół godziny temu, zanim usłyszał od Albusa kilka rewelacji na temat Riddle'a, widok tańczącego Harry'ego wywoływał w nim zachwyt, o tyle teraz wściekłość mroczyła jego mózg. Dlaczego Potter to robił?! Dlaczego robił to jemu?! Przytulał się do innych, zupełnie przypadkowych ciał, owiewał je swym oddechem, ocierał się o nie swoim kroczem, ściskał udami. Co on, do kurwy nędzy, wyprawiał na tym parkiecie?!

Harry właśnie w najlepsze obejmował jakiegoś przypadkowego chłopaka i pozwalał się tamtemu obłapiać w wyraźnie nieskromny sposób. Tak, to było to słowo. "Nieskromny". Rodem z dziewiętnastowiecznych romansów. Ono dobrze oddawało to, co robili Potter i tamten facet. Poruszali się razem tak harmonijnie, jakby tańczyli ten układ całe życie. Elementy tańca klasycznego. Dłoń w talii i na ramieniu, uściśnięcie palców w piruecie. Gdy jedno ciało odsuwało się do tyłu, drugie napierało na nie i na odwrót. Jedno ciało coraz bliżej drugiego. Otarcie bioder i muśnięcie dłoni. Ręka szybko przesuwana z pośladków, przez plecy, na kark i topiona we włosy. Severusowi rosło ciśnienie od samego tylko patrzenia na nich. Oni zaś patrzyli nawzajem w swoje oczy i śmiali się do siebie, z każdym taktem piosenki coraz szerzej. Gdy utwór się skończył, zaimprowizowana publiczność tworząca krąg, w którym tańczyli, zaczęła bić brawo i gwizdać z uznaniem. Chłopak pociągnął Harry'ego za rękę do baru.

- I co, nie jest gejem? - kpiąco zapytał Albus.

Snape się nastroszył.

- No weź, Sev! Przecież oni prawie się pieprzyli na tym parkiecie.

- Sam się pieprz Albusie! - odszczeknął Severus i poszedł za Potterem.

******************

Widział ich już z daleka. Rozmawiali o czymś i cały czas się śmiali. Jak w tym tańcu. Na szczęście teraz się nie dotykali. W pulsującym kolorowym świetle Snape widział kropelki potu nad górną wargą Harry'ego. Widział tę wargę, której czerwień wydawała się teraz prawie czarna. Potter wpatrywał się w swojego towarzysza z taką intensywnością, że powinien wypalić już dziury na jego skórze. Tamten przeczesał dłonią włosy, a Harry uniósł do nich rękę, udając, że jakieś pasmo pilnie potrzebuje rozplątania. Zawstydzili się obaj, równocześnie spuszczając na moment wzrok. Gdy go podnieśli i ponownie na siebie spojrzeli, w ich oczach rozbłysło pożądanie. Twarz tamtego zaczęła zbliżać się do twarzy Pottera.

Ramię Severusa wystrzeliło pomiędzy ich ciała, dłoń zacisnęła się na blacie baru. Oparł się całym ciężarem na boku Harry'ego. Nachylił i warknął mu wprost do ucha, na tyle jednak głośno, by taneczny partner jego współlokatora też to usłyszał:

- Pożegnaj się Potter, z kolegą.

Czar chwili prysł, a połączenie, rodzące się między młodym kulturoznawcą, a jego przygodnym towarzyszem, zostało przerwane. Wzrok Harry'ego odzyskał przytomność.

- Odwal się, Severusie!

- Raz jeszcze mówię - głos Snape'a przerażał swoim lodowatym tonem - pożegnaj się grzecznie, bo idziemy do domu.

- Nie jesteś moim ojcem, a ja nie jestem jakimś dzieciakiem, żebyś mnie wyprowadzał!

- On już wychodzi - Severus tym razem zwrócił się do tancerza.

Złapał swojego asystenta za łokieć i bezpardonowo ściągnął go ze stołka.

- Hej! Co pan robi? - towarzysz Harry'ego również zerwał się ze swojego miejsca i najwyraźniej chciał stanąć w obronie niedawnego partnera z parkietu. Już chciał chwycić Snape'a za koszulę, gdy nagle sam został brutalnie chwycony za podbródek i usłyszał zimny głos przy uchu:

- On. Już! Wychodzi!!

Tancerz lekko zadygotał, niemal czując lód w głosie starszego mężczyzny. Zadrżał, gdy palce na jego szczęce jeszcze mocniej się zacisnęły. I przeraził się, gdy zobaczył utkwione w sobie czarne oczy, które płonęły teraz czerwienią, odbitą w świetle reflektorów.

- Odczep się od niego! - usłyszał jeszcze, zanim został brutalnie pchnięty na bar.

- Kurwa, co to było? - zaklął pod nosem.

- No wiesz, młody - wytatuowany barman, wycierający właśnie wysoką szklankę nachylił się do niego. - Niektórzy nie lubią, jak ktoś rusza ich zabawki. Masz, ochłoń - powiedział, podsuwając tancerzowi setkę wódki. - Na koszt firmy.

*********************

Severus prowadził Harry'ego, trochę go ciągnąc, a trochę popychając. W swoim zachowaniu rzeczywiście mógł przypominać ojca, który przyłapał syna w niestosownym miejscu i teraz zamierza go ukarać. Nikt jednak nie zwracał na nich większej uwagi.

Nikogo nie zastanowił, w sumie dość niepokojący widok wkurzonego faceta, szarpiącego młodszego mężczyznę i wlokącego go nie wiadomo dokąd. Niestety, wszędzie dokoła rozgrywały się podobne, a nawet gorsze scenki i może dlatego jedna mniej, jedna więcej na nikim nie robiła wrażenia.

Podpici goście próbowali się mocować i dochodzić swoich racji przy pomocy pięści. Podniecone pary obściskiwały się gdzie popadnie. Niektóre się tylko obmacywały, ale były i takie, które niemalże kopulowały pod ścianami. Ktoś coś jarał i to całkiem jawnie. O tej porze w tym klubie nie obowiązywały już żadne zasady żadnego savoir vivre'u, nie przestrzegano żadnego prawa, boskiego czy ludzkiego.

Harry szamotał się w mocnym uścisku, ale nie dawał rady wyrwać się profesorowi.

- Puszczaj, sadysto!

Zaparł się w pewnym momencie o ścianę i próbował kopnąć Snape'a. W odpowiedzi zarobił cios na wysokości łydki.

- Aua!! Co ty odpierdalasz, Sev?! - zawołał.

- Nie będziesz, Potter - dyszał czarnooki profesor, nerwowo szukając rąk Harry'ego, by je przygwoździć do ściany - nie będziesz się puszczać z pierwszym lepszym gnojkiem w dyskotece!

Nie uniósł dłoni chłopaka do góry, nie miał na to siły. Trzymał je przyciśnięte do ściany na wysokości jego ud. Czuł, jak pod materiałem spodni napinają się jego mięśnie, gotując się do walki albo do ucieczki.

- Pogięło cię Snape?! Gdzie ja ci się puszczam? - krzyczał do niego Harry. - Tańczyliśmy tylko!

- Tańczyliście?! A wyglądało to tak, jakbyście się pieprzyli!

- A co? - Harry gwałtownie naparł twarzą na Severusa, wyszczerzając przy tym zęby, jakby chciał go ugryźć. - Byłeś zazdrosny?

- Jak cholera... - cicho odparł Snape.

Jego złość na Harry'ego w sekundę wyparowała. Już nie chciał go skrzywdzić, pobić, rozciąć tej gładkiej skóry. Wraz z kolejną falą zazdrości zalała go również fala tęsknoty za tym, by ucałować te gniewające się wargi.

Puścił lewą rękę Pottera, którą do tej pory więził w uścisku i wsunął swoją dłoń w jego włosy. Dotykiem rozpoznał ucho i twarde kości szczęki. Kciukiem musnął policzek, by po chwili przesunąć palec na usta. I nagle zapadła cisza. Jakby znaleźli się w szklanej kuli, odgradzającej od dźwięków i gestów, od ludzi kłębiących się dokoła.

Severus uwolnił drugą rękę Harry'ego i obiema dłońmi delikatnie objął jego twarz. Końce własnych palców drżały mu na karku chłopaka i między pasmami jego włosów. Opuszki obu kciuków przesuwały się od kości jarzmowej do wgłębienia policzka. Odruchowo przełykał ślinę i oddychał również bez udziału woli. I nie myślał. Po raz pierwszy w życiu nie myślał nic, tylko czuł. Uderzenia własnego serca niemal rozsadzały mu czaszkę. Krew napływała do warg, które zaczynały boleć, a jedynym ratunkiem było przyłożenie ich do tej miękkiej skóry, którą gładził palcami. A więc zrobił to.

Dotknął swoimi ustami policzka Harry'ego. Najpierw lewego, potem prawego i znów wrócił na ten lewy. Punktowe światło żarówki umieszczonej w suficie padało bowiem na prawą stronę twarzy Pottera i, jarząc się na niej metalicznym blaskiem, nadawało skórze metaliczny smak. Lewa strona topiła się za to w ciepłym półmroku. I smakowała inaczej. Lekko wywinął dolną wargę, by lepiej poczuć tamtą skórę tą bardziej wilgotną, wewnętrzną stroną swoich ust.

Trudno to było nazwać pocałunkiem. Po prostu opierał się na twarzy Pottera nosem i dolną wargą. Wdychał zapach jego policzka. Poruszeniami wargi zgarniał z jego skóry drobinki potu i resztki delikatnego kremu do twarzy, nałożonego przed wyjściem do klubu. Jakiś szczególnie wrażliwy receptor smaku wyczuł chemiczne składowe tego kremu. Niezwykle subtelne, ale jednak obce, niebędące Harrym. Zapragnął je zlizać, by uwolnić ten właściwy smak.

Gdy przesunął językiem po skórze chłopaka, przez jego ciało przeszedł jakiś impuls. Coś go poraziło. Zadrżały mu uda, ramiona, kolana. Musiał się na czymś oprzeć, by uniknąć zachwiania. Przysunął się do młodszego mężczyzny i dotknął brzuchem jego brzucha. Ciałem Harry'ego wstrząsnął wtedy dreszcz. Czując to wzdrygnięcie się ciała wpieranego w ścianę, Severus głośno i niemal boleśnie odetchnął rozchylonymi ustami prosto w jego skórę. Zacisnął powieki, gdy z jego oddechem zmieszał się zduszony jęk Harry'ego.

Odrobinę mocniej ucisnął jego twarz swoimi dłońmi, by dać oparcie ustom, błądzącym po omacku w poszukiwaniu ust tamtego. Były o centymetry od jego warg! A jednocześnie tak bardzo daleko. Oddzielone strachem i drżącą niepewnością.

Rosnące pożądanie wcale mu nie pomagało. Przeszywające go raz po raz dreszcze to go przyciągały, to znów odpychały. Jak bieguny magnesu. Tak bardzo chciał go poczuć całym sobą! Dotknąć go, wetrzeć się w niego. I tak się obawiał, jak Harry to przyjmie. Aż nagle poczuł jego drżące ręce, oparte gdzieś w okolicy własnych bioder.

Pomimo twardego paska, na którym zaciskał dłonie, pomimo szorstkiego dżinsu, który więził talię Severusa, Harry odnalazł nagie ciało tamtego, pulsujące ciepłem pod tymi wszystkimi materiałami. Jego palce ostrożnie wspinały się po szlufkach spodni i pod koszulą, wyłożoną na wierzch.
Nieśmiało wsunął je pod tkaninę. Ze ściśniętym gardłem i wstrzymywanym oddechem dotknął skóry. Wzdrygnął się od tego doznania. Jego usta rozchyliły się nieco bardziej i w tym momencie wsunęły się w nie wargi Snape'a.

Usta, na początku suche, z każdym kolejnym zbliżeniem się do siebie delikatnie nabrzmiewały, uwalniając coraz więcej słodyczy. Zapragnęli jej nawzajem posmakować i otarli się językami. Pod wpływem tego dotyku w tym samym momencie poczuli podobną sensację. Coś przepłynęło przez nich od stóp do głów, przynosząc wrażenie zanurzenia się w ciepłej wodzie. Czuli to ciepło w ramionach i w nogach, i w rozpalonych nagle policzkach. W swoich ustach zaczęli szukać ochłody, tak jakby ślina, powlekająca ich języki miała przynieść orzeźwienie. I z jednej strony tak było. A z drugiej, każdy oddech zaczerpywany z innych ust coraz bardziej rozdmuchiwał płomień z ich ciał.

W pewnej chwili Severus poczuł dłoń Harry'ego na swoim karku. W odpowiedzi wsunął kolano między jego nogi. Harry jęknął przeciągle, unosząc twarz i rozchylając wargi. Jego uda rozsunęły się lekko, wpuszczając ciało Severusa i zaraz ponownie zacisnęły. Na swoim biodrze czuł wypukłość rosnącą w spodniach tamtego. Swoją nagłą erekcją napierał na jego ciało. Odchylił głowę do tyłu, a Severus polizał go w szyję.

W tym momencie ktoś dosłownie wpadł na nich. Jakiś anonimowy imprezowicz przepychający się w zatłoczonym korytarzu. Spojrzał na nich najpierw z uśmiechem zrozumienia, a po chwili z pogardą, która pojawiła się na jego twarzy w chwili, w której chyba ich rozpoznał... Czy nie był to przypadkiem ten sam facet, z którym tańczył Potter?

Harry i Severus zachwiali się, z trudem utrzymując kruchą równowagę. Otaczająca ich magiczna bańka prysła. Ze wszystkich stron naparły na nich dźwięki, kolory i zapachy. Przez chwilę ciężko oddychali, patrząc na siebie z lekkim zdziwieniem, jakby właśnie zobaczyli się po raz pierwszy w życiu.

- Chodź do domu - zachrypniętym głosem powiedział Snape.

*********************

Severus obudził się w powodzi blasku porannego słońca, wpływającego do sypialni. Ciężkie zasłony nie zostały na noc zaciągnięte i teraz światło dnia swobodnie przemierzało sypialnię profesora kulturoznawstwa. Gdy dotarło do łóżka, zatrzymało się na jasnej pościeli, by ze zdumieniem ujawnić niespotykany tu od pięciu lat widok. Drugie ciało! Spokojnie wtulone w miękką kołdrę, ogrzewające swoim żarem ułożoną na nim chłodną satynę, poruszające się lekko w cichym oddechu.

Severus też zauważył to ciało, czule obmywane światłem poranka. Uniósł rękę i łagodnie pogładził aksamitne włosy śpiącego.

Spał z Harrym Potterem!

Spał, ale w znaczeniu uprawiania seksu. Chciałby móc powiedzieć, że się z nim kochał, ale czy był wystarczająco delikatny i czuły, by nazwać to kochaniem się? Po tylu latach samotności nagłe pożądanie, które rozpalił w nim Harry, o mało go nie rozsadziło.

Gdy znaleźli się wreszcie w domu i już od progu zaczęli zrywać z siebie ubrania, Severus był tak podniecony, że poważnie bał się tego, co może zrobić. Bał się, że rzuci się na Pottera jak zwierzę. Ale mimo pożaru szalejącego mu w lędźwiach, jedyne co robił, to było ostrożne unoszenie koszulki tamtego. Podwijanie jej na szczupłym torsie coraz wyżej i wyżej, i uciskanie drżącymi dłońmi kolejnych fragmentów skóry, która wypływała spod materiału. Jego palce przebiegały między żebrami i po kręgosłupie Pottera, jakby znalazły własną klawiaturę, o wiele bardziej żywą i ciepłą od tej, na której grywał Harry.

Gdy wyłuskał już całe jego ciało ze skorupy ubrania, a w odpowiedzi na te poczynania sam również został rozebrany, gdy splótł ze sobą dwie pary ich nagich ramion, gdy ustawił idealnie naprzeciwko siebie ich nagie biodra i nogi... gdy mogli wreszcie położyć się na sobie każdą wypukłością swoich ciał i oddalić każdym w nich zagłębieniem, poczuł jak rozpada się w pył. Niemal zapłakał z rozkoszy, która przetoczyła się przez niego z siłą rozpędzonej lawiny.

******************

- Cześć - powiedział Harry muskając wargami jego ramię. Uniósł podbródek i, napotkawszy wtopiony w siebie wzrok Severusa, uśmiechnął się trochę nieśmiało, a trochę z zawstydzeniem.

- Dobrze się czujesz? - zapytał z czułością Snape.

Zsunął się nieco z poduszki i obrócił bokiem do Harry'ego, tak, by mogli widzieć nawzajem swoje twarze. Pogładził policzek i ramię kochanka sprawiając, że tamten zmrużył oczy z delikatnej rozkoszy.

Zadziwiające! Ten młody człowiek przez ostatnie lata był w emocjonalnym i erotycznym związku z równie młodą kobietą. A jednak, pieszcząc jego ciało, Severus miał wrażenie, że przyjmuje on jego dotyk tak, jakby doświadczał czegoś podobnego pierwszy raz w życiu. Jakby nigdy nie był przedmiotem czyichś czułych i namiętnych zabiegów! Snape poczuł się tym nagle wzruszony. Objął jego twarz prawą dłonią.

Musiał go o coś zapytać, a bał się tego, co może usłyszeć.

- Wczoraj w nocy... - wyszeptał nieśmiało, gładząc policzek kciukiem. - Podobało ci się?

- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odpowiedział mu Harry, wtulając się w jego ramiona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro