16. Pożoga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry cicho zamknął drzwi swojego pokoju i oparł się o nie całym ciężarem ciała. Pod nagimi łopatkami czuł lakierowane drewno i nierówności nabitej sztukaterii.

Gdy obudził się tego poranka w nie swoim łóżku, zobaczył utkwione w sobie czarne oczy profesora, a na policzku poczuł delikatną pieszczotę jego dłoni. Severus przysunął swoją twarz do jego twarzy, pocałował go i zapytał, czy dobrze się czuje i czy podobało mu się to, co zrobili tej nocy.

Czuł się więcej niż dobrze. Zaspokojony, spełniony. Miał wrażenie, że każda komórka w jego ciele rozpływa się wprost ze szczęścia. To, co robili tej nocy, podobało mu się tak bardzo, że już pragnął od nowa.

Severus nie uprawiał z nim seksu analnego twierdząc, że na pierwszy raz zwykłe przytulanie, ocieranie i fellatio w różnych konfiguracjach będzie zdecydowanie lepsze. Ale pieścił go tak namiętnie i z takim zachwytem, że Harry pierwszy raz w życiu doświadczył tak niesamowitego uczucia, jak bycie obiektem czyjejś afirmacji.

Myślał o tym, stojąc pod prysznicem.

Gdy wysuwał się z objęć i z pokoju Severusa tłumaczył, że musi się odświeżyć. I rzeczywiście tak było. Bo seks był cudowny, ale pot i zaschnięta sperma już nie. Poza tym, oprócz kąpieli potrzebował też chwili samotności, żeby uświadomić sobie, co tak naprawdę stało się ubiegłej nocy. Z nim, z Severusem... Z nimi i dla nich. Potrzebował ułożyć sobie w głowie, co to oznaczało...

Ciekawe, jak skończyłaby się ta noc, gdyby Snape nie wyrwał go z ramion faceta, z którym Harry tańczył... Jak on się nazywał? Ben? Bruno? Barty? Tak! To było to imię. Barty... Crouch. Tak się nazywał! Harry nie mógł zaprzeczyć, że podniecił się w tym tańcu, że podniecił go tamten mężczyzna... Że, widząc jego twarz zbliżającą się do swojej własnej, odczuwał coraz większą ekscytację na myśl o pocałunku.

I rzeczywiście został pocałowany, tylko nie przez przygodnego tancerza, a przez Severusa Snape'a!

Lecz magia pierwszego pocałunku, dotyku i pierwszego otarcia się o siebie ich ciał została szybko przerwana, a oni wyszli z dusznego, rozgrzanego klubu w zimną marcową noc.

Gdy znaleźli się na płycie rynku, chłodne powietrze niemal go otrzeźwiło. Niemal, bo nadal był pijany tym, co przed chwilą robili ze Snapem. Oraz tym, co chyba mieli zrobić, kiedy już dotrą do domu.

Szli dość szybko przez lekko zamglone ulice i Harry śledził ich dwa cienie, odbijające się w świetle ulicznych latarni, witrynach sklepów i zmoczonej nocnym deszczem jezdni. Widział dwóch mężczyzn idących równym krokiem obok siebie.

Zaciekawił się, czy idąc obok siebie, idą także razem.

Postanowił to sprawdzić i dlatego na chwilę przystanął. Po jakichś dwóch krokach Severus zorientował się, że Potter nie podąża za nim. Niemal rzucił się z powrotem do Harry'ego, otoczył dłońmi jego twarz i, drżąc na całym ciele, zachłannie pocałował, po czym wyszeptał w jego wargi:

- Chodź.

Przekraczając próg domu, Harry oddychał z trudem. Mimo iż marcowa noc była dość zimna, jego ciało było tak rozgrzane, że parzyły go własne palce, którymi odgarniał włosy z czoła, zaś palce Severusa napinały każdy cal jego skóry, wywołując w niej przedziwne reakcje: bólu i ekstazy równocześnie. Gdy stanęli naprzeciwko siebie w holu, a Snape trzęsącymi się dłońmi przekręcił klucz w drzwiach, wcałowali się w siebie z zachłannością, o jaką nigdy się nie podejrzewali, przynajmniej w relacji między sobą. Dotykali siebie z taką pasją, jakby miał to być nie tylko pierwszy, ale i ostatni raz w życiu.

Wędrówka w górę uśpionego domu na moment wyrwała Harry'ego z tego dziwnego stanu upojenia fizyczną bliskością drugiego człowieka.

- Severus! - chwycił mężczyznę za ramię i spojrzał w jego czarne oczy niemalże ze strachem. - Ja... nie wiem..., przepraszam..., co mam teraz zrobić?

Profesor odwrócił się, objął dłonią jego kark i zetknął ich czoła. - Nie bój się - powiedział, przesuwając policzkiem po twarzy Harry'ego i chwytając wargami skórę. - Nie bój - szepnął prosto w jego usta. Złapał go mocno w talii i przycisnął do siebie, wyrywając mu z gardła jakieś błagalne westchnienie.

Pod wpływem tego pocałunku zieleń w oczach Pottera, zmącona naglym przerażeniem, uspokoiła się, jak tafla jeziora, w którą rzucono kamień. Strach ustąpił miejsca pożądaniu, a niedowierzanie starło się z zachwytem. Ten moment niepewności sensu tego, co robią, w przedziwny sposób tylko spotęgował zdolności odczuwania i reagowania, rozszerzył skalę doznań.

******************

Harry szybko wytarł się puchatym ręcznikiem, włożył szlafrok i pobiegł do sypialni położonej na piętrze.

Profesor siedział na łóżku, już na wpół ubrany. Najwidoczniej stwierdził, że nie ma co spodziewać się powrotu Pottera i postanowił przywdziać coś w rodzaju zbroi w postaci bardzo formalnego stroju. Tak jakby garnitur miał pomóc na poczucie odrzucenia przez jednonocnego kochanka! Pokazać, że Snape nie boi się konfrontacji ze współlokatorem, z którym podzielił łóżko ubiegłej nocy. Obwieścić, że, niezależnie od tego, co stało się wczoraj, dzisiaj powracają na utarte tory stosunków nieseksualnych.

Usłyszawszy miękkie odgłosy stóp, odrywających się od lakierowanej podłogi, Severus uniósł wzrok znad ozdobnych spinek, które właśnie przekładał przez dziurki prawego mankietu i niemal zachłysnął się widokiem Harry'ego. Spinka wypadła mu z palców i, brzęcząc metalicznie, potoczyła się po podłodze. Nie zwrócił na nią uwagi, bo unosił właśnie ręce, chcąc zrobić na swoich kolanach miejsce dla chłopaka, który, rozwiązując szlafrok, sadowił się na nim.

Przytrzymał Pottera w pasie, nie pozwalając, by razem upadli. Harry wsunął dłonie w jego włosy i pociągnął za nie, zmuszając go do lekkiego odchylenia głowy do tyłu. Chciał coś powiedzieć, wyjaśnić... Dlaczego tak długo nie wracał i o czym myślał w kąpieli, i jak się czuł, idąc tutaj, i czego był teraz spragniony. Lecz zamiast mówić, jego lekko uchylone usta zaczęły całować mężczyznę, na którym usiadł. I chyba te pocałunki wyjaśniły Snape'owi wszystko o wiele lepiej, niż jakiekolwiek słowa.

*******************

W kolejnych dniach musieli opuścić bezpieczny kokon domu Severusa i stawić czoło światu. Niezależnie od tego, jak bardzo pragnęli spędzać czas tylko ze sobą, musieli nim obdzielić setki innych osób. Podobnie jak musieli wykonywać zwykłe obowiązki zawodowe, pomimo że ich myśli były od pracy jak najdalsze.

W ciągu dnia mogli dotykać się tylko spojrzeniem, całować tylko myślami, rozmawiać tylko oddechem. Co nie znaczy, że nie wykradali najmniejszej nawet okazji do bliskości.

Severus wykorzystywał piętnastominutową przerwę między zajęciami do tego, by Harry mógł poznać twardość uczelnianych murów, do których był przygniatany. I były bardziej miękkie niż puchowe pierzyny, gdy wtapiał się w nie całymi plecami, przygarniając do siebie drugie ciało.

Snape troszczył się również o to, by Harry osobiście sprawdzał wytrzymałość uczelnianych katedr, na które bywał rzucany jak szmaciana lalka. I roztapiały się pod nim, jak lód ogrzewany oddechem, gdy sięgał ustami do szyi, tulącej się do jego twarzy, gdy obejmował udami napierające nań biodra.

Razem testowali miękkość powietrza, które przecinali splatanymi palcami.

Ich dłonie drżały zachłannie, gdy wreszcie spotkały się ze sobą po dniu wytężonej pracy. Pragnęły bowiem płynąć w zakamarkach ciał, a nie po klawiaturze komputera, ujmować twarze, a nie kolejny kubek z kawą, chwytać za pośladki, zamiast za grzbiety książek. Doświadczając całego spektrum wrażeń, dłonie tęskniły za tym momentem, kiedy poczują tylko siebie nawzajem. Swoją miękkość w zagłębieniach pomiędzy palcami i swoją przesadną wrażliwość w śródręczu.

Dłoń Severusa tęskniła jeszcze za opuszkami palców Harry'ego, lekko zgrubiałymi przez lata gry na fortepianie i za blizną na jego lewej ręce, którą chciała wygładzić dotykiem. Ręka Harry'ego pragnęła bawić się błękitnymi żyłami, sunącymi pod skórą Snape'a niczym węże, przebiegającymi pomiędzy kośćmi i oplatającymi przedramię.

********************

W ciągu trzech tygodni, które minęły od pamiętnej nocy w dyskotece na zakończenie konferencji, Harry i Severus przeszli chyba całą drogę namiętności i bliskości, jaka towarzyszy dwojgu zauroczonych sobą i pożądających się ludzi, niezależnie od wieku lub płci.

Obaj wiedzieli, że czeka na nich jeszcze ostatni etap, czyli zagłębienie się w swoje ciała. Dzień po dniu, z coraz bardziej rosnącym napięciem, przygotowywali się w sobie do tego momentu.

Gdy Harry szedł tego wieczora do Severusa, niemalże cały drżał, mimo niedawnej gorącej kąpieli. Trząsł się lekko już pod prysznicem, mając świadomość, że za parę chwil palce i członek kochanka znajdą się w tych samych miejscach, pomiędzy którymi przepływają teraz krople wody. To podniecało, ale i obezwładniało równocześnie.

A teraz, kiedy do niego szedł, taki rozgrzany i pachnący, czuł się w swojej białej koszuli trochę jak dziewica z dawnych wieków, zmierzająca w noc poślubną do małżeńskiego łoża dla odprawienia seksualnego rytuału. I poniekąd tak właśnie było, bo to jego nietknięty dotąd tyłek miał doświadczyć penetracji, i, jeżeli starczy mu odwagi, jego własny penis miał się zagłębić pomiędzy czyjeś pośladki.

Nie zrobił tego z Ginny, mimo że dziewczyna wiele razy proponowała ten rodzaj stosunku, ale nie czuł się na to gotowy. Dlaczego zatem, mimo pewnego niepokoju, chciał zrobić to z Severusem? Kochanek nigdy nie naciskał, ani go nie namawiał. Przy pierwszym zbliżeniu wręcz im to odradził, a przy kolejnych zdawał się nie pamiętać. Choć może to właśnie była jego metoda? Obudzić w Harrym ciekawość; sprawić, by ten typ zbliżenia zabarwił się dla chłopaka niezwykłością i pewną tajemnicą. Jak jakiś zakazany owoc...

A może było po prostu tak, że właśnie Severus Snape był tym człowiekiem, z którym Harry miał ochotę spróbować wszystkiego i zdecydować się na wszystko ? Bo zawładnął myślami i sercem zielonookiego tak, jak opanował całe jego ciało. I cierpliwie go przygotowywał do tej nowej formy bliskości. Oswajał z dotykiem języka i palców, z delikatnym głaskaniem i mocnym uciskiem. I pozwalał, by Harry robił z nim to samo.

Rozbijał napięcie żartami...

- Kupię ci afrodyzjak... - szeptał w pępek Harry'ego, krzywo schylony nad jego ciałem, próbując równocześnie pieścić kochanka i smarować palce jakimś specjalnym lubrykantem, którego szukał przez pół Internetu. - Będziesz wtedy łatwiejszy... - mruczał, ostrożnie wpychając palec w odbyt chłopaka.

- Albo lepiej klapki na oczy - zaśmiał się, a raczej udał, że się śmieje, bo to, co właśnie robił, wcale nie było śmieszne, a oczy Harry'ego ogromniały pod wpływem jego dotyku. - Żebyś się nie bał, jak patrzysz, co robię. - Czule pocałował go w brzuch.

- Sobie czasem nie kupuj - odgryzł się Harry, ciężko dysząc i zaciskając dłonie na prześcieradle w momencie, gdy Severus głaskał jego prostatę, pieszcząc równocześnie ustami jego erekcję. - Bo byś nie widział, gdzie włożyć... - udało mu się dokończyć żart, zanim szyja wygięła mu się pod jakimś dziwnym kątem, a z gardła wypłynął jęk rozkoszy.

- Jak ja ci zaraz włożę - zaperzył się Snape, wyciągając z niego palce i wycierając je w przygotowaną zawczasu nawilżaną chusteczkę - to mi przestaniesz pyskować!

Pociągnął chłopaka za biodra niżej, na środek łóżka, obrócił bokiem i, szybko zrzuciwszy bieliznę, sam ułożył się przy nim w pozycji sześćdziesiąt dziewięć.

- No! To teraz będę miał spokój - powiedział do penisa kochanka, wyraźnie z siebie zadowolony.

- Chciałbyś! - odciął się Harry, wciągając do ust jego członek.

*************************

Zanim znalazł się w łóżku z tym profesorem, Harry nigdy nie przypuszczał, że seks może być śmieszny. Namiętny - tak. Wyuzdany lub grzeczny, delikatny czy ostry, ale nie śmieszny. Tymczasem Snape nie pozbywał się swojej ironii wraz z ubraniem. Owszem, nie zawsze kpił czy żartował. Czasem był bardzo poważny. Choć wyglądało na to, że lubi w łóżku słuchać śmiechu Harry'ego tak samo, jak jego zmysłowych jęków.

Ten wspólny śmiech i to przekomarzanie się było tak inne od seksu z Ginny!

Harry często to porównywał. Ich porównywał: narzeczoną i kochanka. I dochodził do zaskakujących wniosków. Przede wszystkim do tego, iż Ginny traktowała go jak coś w rodzaju darmowego wibratora, którego zadaniem było doprowadzanie jej do orgazmu wszędzie i zawsze, gdy tego pragnęła. Skupiona na swoich potrzebach, nie dostrzegała jego pragnienia czułości i uwielbienia. Severus z kolei miał w sobie całe pokłady czułości, nietknięte niczyją ręką ani niczyim ciałem.

Harry nie lubił słuchać o Riddle'u, ale poznając najpotrzebniejsze wiadomości o nim dowiedział się, iż z jakichś, niewyjawionych Snape'owi powodów, Tom nie umiał przyjmować czułych gestów, ani też ich odwzajemniać. Co najwyżej był obojętny. Rozemocjonowany niczym kłoda drewna, biernie akceptował pieszczoty świadczące o najwyższym oddaniu i zachwycie. Severus zaś pragnął, by partner dostrzegał ten zachwyt, aby się nim cieszył i zechciał nań odpowiedzieć.

Wzajemna czułość stanowiła w zasadzie jedyną nadzieję Snape'a. Jedynym jego oczekiwaniem było to, by Harry czerpał przyjemność z ich zbliżeń, a jedynym wymaganiem... Cóż! nie miał wymagań.

Nie spodziewał się, że zostanie zaskoczony jakąś wymyślną techniką seksualną. Sam zresztą zdawał się lekceważyć podręcznikowe zalecenia w zakresie ars amandi*. Nie interesowały go wyszukane pozycje, wymagające tygodni żmudnych ćwiczeń i dobrej kondycji fizycznej. Tak jakby wiedział, iż biegłość techniczna nie zawsze idzie w parze z uczuciową.

W seksie Severus zdawał się kłaść nacisk przede wszystkim na stronę emocjonalną, dlatego akceptował wszystkie niedociągnięcia Harry'ego, jego niewiedzę i odrobinę nieśmiałości, jaka w Harrym ciągle była, pomimo intensywnego szkolenia pod kierunkiem Ginny. Niedoszła pani Potter pod względem erotycznym była niezwykle ambitna i pragnęła poszerzać, i pogłębiać ich doświadczenia na tym polu. Harry'emu na nic jednak się zdało studiowanie poradników z zakresu seksuologii. Nie pomogły nawet mniej lub bardziej pornograficzne filmiki!

Przedziwne pozycje nie przekładały się, w jego przypadku, na satysfakcję seksualną, co z kolei miało swoje podłoże w całkiem prymitywnych lękach, że o czymś zapomni, na przykład o jakimś ważnym erotycznie miejscu albo o jakimś istotnym geście; że zrobi coś nie tak i nie wtedy, kiedy powinien - a więc za lekko lub dla odmiany, za mocno, za późno albo za wcześnie, lecz zawsze nie w tempo i nie w punkt.

Czarnooki profesor, dla odmiany, zdawał się być zachwycony każdym gestem i czynem swojego kochanka. I nie przeszkadzało mu, że dotykowe zaloty trwały w nieskończoność, jakby były sztuką dla sztuki. Nie wydawał się również być znudzony sesjami całowania, wąchania skóry, ani ocierania się o nią. Pozwalał Harry'emu bawić się swoim ciałem tak, jak Harry miał na to ochotę, sprawiając przy tym wrażenie więcej niż zachwyconego każdą kolejną zabawą. Sam zresztą znał ich tak wiele! Na przykład zabawę w liczenie ustami żeber partnera. Powinno ich być dwanaście po każdej stronie kręgosłupa, jednak rosnące pożądanie czasami myliło rachunek i trzeba było zaczynać od nowa. I czasami udawało się zliczyć je wszystkie, a czasami nie...

Kolejną była stara jak świat zabawa w "króla ciszy", polegająca na tym, kto pierwszy wyda z siebie dźwięk w odpowiedzi na zabiegi kochanka. W zabawie tej wszelkie chwyty były dozwolone, a uczestnicy, stawiający sobie za punkt honoru pognębienie przeciwnika, używali wszystkich części swojego ciała, by sprowokować partnera do wydania głośnego jęku, wykrzyczenia lub choćby wyszeptania słowa.

Harry kochał każdą z ich gier. Sam bardzo lubił te wymyślone przez siebie, nakazujące naśladować dłońmi lub ustami albo całym ciałem - muśnięcie skrzydeł motyla, lekki powiew wiatru, uderzenie gradu. Te gry nazywał: "dotknij mnie jak...". Były jego autorskim pomysłem. Nie znalazł ich w żadnym podręczniku. Odczytał je za to w ciele Snape'a i własnym. W dwóch ciałach, które pragnęły być dotykane z intensywnością gromu i delikatnością śniegu, z szaleństwem tornada i spokojem flauty**, z bezradnością mgły i pewnością serca.

Severus pozwalał Harry'emu na te oraz inne improwizacje w łóżku. Chyba nawet wolał jego własną inwencję od książkowych opracowań. Sam do perfekcji opanował grę w "przeciąganie struny", polegającą ni mniej, ni więcej, jak na doprowadzaniu partnera do takiego stanu, w którym będzie błagał o to, aby go wziąć; w którym całe ciało jest tak rozluźnione i jednocześnie, jest takie napięte, że nie pozostaje naprawdę nic innego, jak się w nie zagłębić. Tę grę po raz pierwszy wprowadził tego właśnie wieczoru, choć niewiele brakowało, by nie udała im się ani ta gra, ani ten wieczór.

*********************

- Przyszedłeś... - Severus chwycił Harry'ego w ramiona w momencie, w którym tamten przekroczył próg pokoju. Zamknął go w mocnym uścisku. - Przyszedłeś.

- Wątpiłeś w to?! - Harry był równocześnie zdumiony i oburzony. Przecież to ustalili!

- Odrobinę. - Przyznał się Snape, prowadząc chłopaka w stronę dwóch foteli stojących przed kominkiem i nalewając im dość mocnej, słodkiej malagi.

- Chcesz nas upić? - zapytał ze śmiechem Harry, ocierając się policzkiem o twarz Snape'a.

- Może trochę...

- Boisz się? - zapytały spoważniałe usta zielonookiego asystenta.

Bali się tak naprawdę obydwaj. Harry tego, że wcale mu się to nie spodoba - bo czym innym było śnić o penisie w tyłku, a czym innym poczuć żywe ciało, nie senną fantazję! Bał się także bólu, przed którym przestrzegały wszystkie poradniki. Severus zaś - że albo zada ból kochankowi albo wywoła w nim niesmak.

Z racji swojego doświadczenia odruchowo zadecydował, iż to jemu przypadnie aktywna rola w tym akcie. Podniecał się tym, choć czuł coraz większą presję zadbania o komfort Harry'ego. W pewnym momencie zdawało się, iż obawa o skutki własnych działań całkiem go zablokowała. Już prawie chciał oddać tę noc walkowerem!

Harry dostrzegł jego napięcie i postanowił obojgu im pomóc.

- Hej, profesorze! - zawołał cicho, trącając jego kieliszek swoim. - Odwołujesz dzisiejsze zajęcia?

- Ccco? - zapytał Snape, nie bardzo rozumiejąc, o co chłopakowi chodzi. - Jakie zajęcia?

- Te, które były na dziś zaplanowane. - Harry mrugnął porozumiewawczo. Odstawił kieliszek na podłogę, podszedł do Severusa i usiadł na nim okrakiem, wsuwając kolana głęboko w plusz fotela.

- Miałeś mi coś pokazać - uśmiechnął się do partnera. Wyjął kryształ z jego dłoni i, zanim postawił go na stoliku, zanurzył palce w winie. Wsunął wilgotne opuszki pomiędzy wargi Snape'a.

- Jakąś nową metodę... - Poruszając palcami jednej dłoni w ustach Severusa i muskając jego gorący język, a drugą wczepiając się w oparcie fotela, Harry zaczął delikatnie przesuwać biodra do przodu i do tyłu, drażniąc tymi ruchami swój członek i penis kochanka. - Metodę... interpretacji... - każdemu słowu towarzyszyło pchnięcie bioder. - Tekstów... - głowa Harry'ego odchyliła się do tyłu, gdy Snape położył dłonie na jego pośladkach i docisnął go mocniej do siebie.

- Nie jest nowa... - profesor mówił niewyraźnie, oblizując palce Harry'ego. - Jest stara jak świat. Tylko my jeszcze jej nie stosowaliśmy... - zamruczał, gładząc chłopaka po udach.

- Dlaczego, profesorze? - zapytał Harry, zabierając palce z ust Severusa po to, by wsunąć tam swoje wargi.

- Jest dość wymagająca - mówił Snape pomiędzy jednym a drugim przygryzieniem ust Harry'ego. - A ja... - uśmiechnął się niepewnie - nie wiem, czy jeszcze pamiętam, jak to się robi.

Rzeczywiście, tak się czuł nieraz przy Potterze - jakby znowu przeżywał ten seksualny pierwszy raz. Przed Harrym był tylko z Tomem, a ostatni seks z Riddle'em uprawiali tak dawno temu, że nawet by się nie zdziwił, gdyby znowu uznano go za prawiczka! Przez tyle lat całą swoją erotyczną wiedzę mógł stosować tylko w wyobraźni! Po reakcjach Harry'ego widział, że, na szczęście, nic nie zapomniał. Więcej nawet! Ze snutych latami fantazji czerpał teraz gesty, których wcześniej nigdy nie wykonywał, a które sprawiały kochankowi nieopisaną przyjemność.

Aż została im tylko ta ostatnia forma zbliżenia... Niektóre pary od niej zaczynają. Niesione falą namiętności, kończą pierwszy stosunek pełną penetracją, do końca nie poznawszy wcześniej swoich ciał, nie odkrywszy swoich upodobań. Thomas tak zrobił w trakcie pierwszej nocy ze Snapem. Na szczęście dla nich obu, był tak świetnym kochankiem, że pozostawił po sobie jedynie zachwyt. Ale już odwrócenie ról wiązało się dla Severusa ze stresem. Tak bardzo chciał sprostać oczekiwaniom Toma! A przecież wtedy tylko go pieprzył - bo Riddle nie chciał czułości, która zmieniała seks w miłość. Severus za to chciał kochać - czyjeś ciało i kogoś.

I chyba dlatego to wszystko teraz, z Harrym, było piękniejsze niż tamto z Riddle'em. Bo subtelność i troska, które odrzucał Thomas, tak bardzo cenił Harry. I odwzajemniał w taki sposób, jakby składał wyznania miłości.

Może dlatego orgazmy, jakich Severus doświadczał w ramionach Harry'ego, zaspokajały nie tylko lędźwie, lecz także i duszę.

******************

Zamroczony pożądaniem umysł Snape'a zarejestrował nagłą zmianę. Chłopak zabrał dłoń z jego ust i zaczął rozpinać swoją koszulę.

- Sprawdzimy? - zapytał, liżąc mężczyznę po szyi. - Czy jeszcze pamiętasz, jak to robić?

W odpowiedzi Severus zaczął pieścić kolejne odsłaniane przez Harry'ego fragmenty jego ciała. Palce profesora podążały za tymi Harry'ego. Razem dotykali jego ciepłej skóry, wywołując w niej dreszcze. Gdy Harry sięgnął dłonią do paska u swoich spodni, Snape skierował jedną jego rękę na swój tors, domagając się pomocy w zdjęciu ubrania. Współpracując tak, zdjęli koszulę Severusa i rozsunęli spodnie Harry'ego.

- Widzę, że jest pan przygotowany... do zajęć... - Snape potarł dłonią wypukłość w bokserkach chłopaka.

-Tak, profesorze - jęknął Harry, unosząc się lekko, by Snape mógł bardziej zsunąć jego spodnie.

Tymczasem Severus, trzymając go cały czas za biodra, zaczął go spychać z kolan, by potem skierować w stronę łóżka. Idąc w tamtą stronę, całowali swoje szyje i ramiona, głaskali plecy i brzuchy.

Ostatnie sztuki odzieży zrzucili już na łóżku. Nagość może nie powinna być aż tak ekscytująca, rozbierali się bowiem dla siebie już trzeci tydzień, a jednak była. Zwłaszcza w sytuacji, w której Snape wtulał się w tamto ciało, przykrywając je swoim.

Gdy Harry ufnie otwierał przed nim ramiona i głaskał jego pośladki, równocześnie dociskając go tym gestem do siebie, Severus odczuwał niesamowitą przyjemność, pomieszaną z dziwnie słodkim bólem. Z pragnieniem stopienia się w jedno z tym drugim ciałem pod sobą.

Jego niedawna niepewność na szczęście się ulotniła. W marcową noc sprzed trzech tygodni to Potter niemal stchórzył, idąc do sypialni Severusa i to Snape go wówczas uspokoił, przytulając i całując jeszcze bardziej namiętnie. Teraz role się odwróciły i młodszy kochanek zapewnił starszego o słuszności tego, co robią. I tak jak wtedy Harry, tak teraz Severus miał wrażenie, że dzięki tej chwili wahania odczuwa wszytko mocniej, i może dawać bardziej, i lepiej.

Śmiałby się z siebie lub zżymał się w duchu za to przerażenie, że nie da rady przeprowadzić chłopaka przez stosunek analny. Śmiałby się, gdyby nie to, że był bez reszty zajęty obcałowywaniem Potterowego torsu, szczególną uwagę poświęcając sutkom. Może nie wszyscy mężczyźni to lubili, nieważne czy w homo- czy heteroseksualnych parach; może byli tacy, którzy sądzili, że pieszczoty tej części ciała winny być zarezerwowane dla kobiet, ale na szczęście ani Severus, ani Harry nie należeli do tego grona. Obydwaj kochali dotyk dłoni, ust, a także penisa w tym zakątku ciała.

Kto by pomyślał, że lizanie i ssanie tych ciemnych kuleczek niemal pozbawi chłopaka tchu? Severus robił mu tak nie pierwszy raz, lecz za każdym razem reakcja była taka sama i za każdym razem niemal identycznie go podniecała.

Uwielbiał brać do ust Potterowe sutki, końcówkę penisa, miękkie płatki uszu, delikatny język. Uwielbiał czuć, jak sutki i penis puchły i twardniały między jego wargami, całkowicie zmieniając jego własne doznania.

- Jesteś pewny? - zapytał w tej samej chwili, w której jego język odnawiał znajomość z zagłębieniem za uchem Pottera.

W odpowiedzi na to pytanie Harry ugiął nogi w kolanach i podciągnął je do góry.

- Postaram się - wyszeptał Snape w reakcji na gest kochanka - żeby ci było dobrze. - Mówiąc to ocierał się twarzą o jego twarz, a podbrzuszem o jego członek. - Ale jeśli coś będzie nie tak... - głaskał go po policzku - jak coś ci się nie spodoba, powiedz albo mnie uderz... - mówił, sunąc ustami i dłonią po ciele Pottera.

Drażnił się z nim, rozciągał mięśnie, kusił językiem, obiecywał dotykiem i nie spełniał tej obietnicy, rozpoczynając cały proces wciąż na nowo i na nowo.

Ciało Harry'ego, tak chętnie mu podawane, lśniło jak polerowany marmur w blasku ognia rozpalonego w kominku. I było gorące, jak języki ognia. Przelewało się przez jego ręce jak woda, oplatało jak powój, winorośl czy bluszcz. Topiło się jak bryła lodu pod jego oddechem, osiadało na nim jak poranna mgła. Chwytało ramionami, udami, pośladkami. Zaciskało wokół niego, jakby nie chcąc upaść w ocean łóżka.

Unosił to ciało na swoich kolanach. Układał na sobie, pod sobą i z boku, chcąc sprawdzić, w jaki sposób pasuje najlepiej. Pasowało w każdy. Nie dziwił się temu. Było doskonałe. Twarde i miękkie, ostre i gładkie, a wszystko to jednocześnie. Takie niewinne i tak wyuzdane. Bezwstydnie pozwalało robić z sobą wszystko, rumieniąc się lekko, gdy patrzył mu w oczy. Jakby zaskoczone skalą własnych potrzeb, zdziwione samo sobą i tym jak oddycha, jak kwili i krzyczy pod czyimś dotykiem. Zdumione rozkoszą, jaką w jego własnym wnętrzu odnalazły dla niego palce Severusa, a potem jego penis. Oszołomione całą gamą doznań...

Severus czuł, jak emocje Harry'ego przenikają przez jego własną skórę i wywołują w nim prawdziwą burzę. Tracił dech, patrząc na ciało kochanka, które otwierało się przed nim, a przyjmując w siebie, wyginało szyję w idealny łuk... To ciało miało dreszcze i wyraźnie drżało, a jego usta zaczynały łkać. Wargi coś szeptały, nie wydając głosu.

Wsunął twarz w zagłębienie pomiędzy obojczykami Harry'ego. Pod językiem czuł tutaj szalejący puls. Gdy zacisnął zęby na wystającej kości, Harry wbił paznokcie w jego plecy.

Z trudem, bo ręka, podtrzymująca cały jego ciężar, drżała, powoli przesunął prawą dłonią po lewym boku Pottera i pozwolił jej zabłąkać się pomiędzy żebra tamtego. Teraz to on był pianistą i wygrywał melodię na wgłębieniach i wypukłościach kości Harry'ego. Gdy dotknął go językiem i ustami, spowodował ostre szarpnięcie się wszystkich strun w instrumencie ciała, na którym właśnie grał.

- Ciiii - uspokoił go, a przynajmniej próbował, przesuwając swoje podniecenie w górę tak, by jego usta znalazły się tuż przy ustach tamtego.

Uciszał językiem drżące wargi Harry'ego dokładnie w tej samej chwili, w której jego prawa dłoń postanowiła oszołomić lewe biodro chłopaka. Doprawdy, to biodro, wraz z lewą pachwiną, nie wspominając już o lewym udzie - były zbyt spokojne. Tak grzeczne w ostatnich kilkunastu minutach. Severus pamiętał, jak umiały szaleć w minionych dniach i jak się starały otworzyć dla niego jak najszerzej. Zamierzał nakłonić je, by zrobiły to znowu.

Jego dłonie zacisnęły się na ciele Harry'ego z mocą zdolną pozostawiać siniaki. Przegonił te dłonie swoimi ustami. Niech one lepiej zajmą się tak przyziemnymi sprawami jak prezerwatywa czy lubrykant. Choć może sam nawilżacz wystarczy... Bez lateksowej osłonki będzie bardziej miękko, ślisko, delikatnie. Będą czuli bardziej.

Dłonie wreszcie zrozumiały, czego się od nich oczekuje i, jakby chcąc przeprosić za niedawną szorstkość, dotykały teraz Harry'ego z należną mu czcią.

Słodkie ciało Pottera nie powinno doświadczać żadnej brutalności! Ono zasługiwało na strzelisty akt uwielbienia, na bicie czołem i modlitwę warg.

Z otwartych ust Harry'ego wypłynął urywany oddech. Cóż..., nie mógł mu pomóc. Nie wtedy, gdy jego język i usta zagłębiały się w pachwinie kochanka, wylizując stamtąd zapach, i sprawiając, że sam niemal oszalał z pożądania. Ustami zbadał twardość członka Harry'ego, a gardłem spróbował zmierzyć jego długość, szerokość, średnicę... A potem, postanowił określić jego smak. Smak delikatnej skóry, pokrywającej trzon i jeszcze delikatniejszej, otulającej żołądź.

Nie przestając pracować ustami, zaczął wkładać kolejne nawilżone palce między pośladki kochanka. Stymulując go tak z dwóch stron jednocześnie, wywołał w nim chyba najdłuższy i najmocniejszy z dotychczasowych orgazmów.

Gdy z uchylonych ust Harry'ego wydarł się krzyk rozkoszy, Severus zachłysnął się zmysłowością tego dźwięku. Głębokie jęki i jeszcze głębsze westchnienia upajały go. Ale dopiero ten krzyk całkiem go oszołomił. Oto bowiem udało mu się dać komuś rozkosz tak wielką, że ten ktoś całkowicie zatracił kontrolę. Krzyczał, śmiał się, płakał i drżał, i błagał o coś. Mimo że rozpływał się w ekstazie, to wciąż pragnął więcej. Błagał kolanami, które coraz bardziej odsuwały się od siebie; dłońmi, które poszukiwały penisa kochanka, by go w siebie wepchnąć; ustami, które zaklinały Snape'a, aby wreszcie zrobił to, co mu obiecywał.

Niezależnie od tego, jak bardzo był pobudzony, Severus zachował tyle zdrowego rozsądku, by nie wejść w ciało Harry'ego za jednym zamachem. Mogłoby to przejść bez echa, mogłoby się nawet spodobać - ta pewna bezwzględność, ta ostra dominacja. Ale gdyby akurat się nie spodobało... Mógłby Pottera skrzywdzić, a przede wszystkim - zniechęcić do tej formy bliskości. Tak więc zamiast wbić się w niego mocno i szybko, o czym nieraz fantazjował, wsuwał się powoli, co, kto wie, czy nie było lepsze. Kilka płynnych ruchów, od których drżało jego podbrzusze - i głowa Harry'ego odgięła się do tyłu, zaś jego własna opadła na ramię kochanka. Usta ich obu rozwarły się w podobny sposób - na pół boleśnie, na pół ekstatycznie.

A potem, gdy swoimi poruszeniami Severus sprawił, że brwi i usta Harry'ego zaczęły ze sobą współpracować w prawdziwym tańcu wygięć, zmarszczeń i uchyleń..., gdy pchnięcia jego bioder zaczęły przesuwać ciałem Harry'ego w pościeli, ujawniając, jak bardzo tamten jest bezsilny..., gdy ponowna rozkosz wygięła Harry'ego jak rzeźbę, jak ten włoski posąg, który stał w kościele, pomimo że w sumie był nieprzyzwoity***..., jego własne spełnienie pozbawiło go świadomości.

Niemal zapomniał, jak się oddycha. Jak myśli. Zapomniał w tej chwili o tak wielu rzeczach, tyle przestał umieć. Poza jednym - patrzeniem w roziskrzone oczy Harry'ego z najszczęśliwszym uśmiechem, na jaki kiedykolwiek zdobyły się jego usta.





*ars amandi (łac.) sztuka kochania; oryginalnie utwór erotyczny rzymskiego poety Owidiusza (43 p.n.e.- 17/18 n.e.)

**flauta - stan ciszy na morzu, całkowity brak wiatru.

***chodzi o rzeźbę "Ekstaza świętej Teresy" Gianlorenzo (właśc. Giovanniego Lorenzo) Berniniego, znajdującą się w kościele Santa Maria della Vittoria w Rzymie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro