19. Eskalacja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odejście Belli z domu Severusa niewiele zmieniło w stanie zdrowia Harry'ego. Zmiana zresztą nie mogła nastąpić, bo Harry nieświadomie wraz z każdą łyżeczką cukru ciągle przyjmował dawki diklofenaku, który działał na jego układ nerwowy; na jego wzrok i słuch.

Momenty głuchoty powtarzały się, podobnie jak zawroty głowy i dziwne wrażenia wizualne z puchnięciem albo uginaniem się przestrzeni. O ile nad tym Potter mógłby nawet jakoś przejść do porządku dziennego, to, jako wykładowca akademicki, wręcz nie mógł sobie pozwolić na językowe potknięcia! A coraz częściej zaczynało brakować mu słów i gubił tok wypowiedzi. Poza tym, jego świadomość zdawała się chwilowo wyłączać, a on jakby odlatywał w niewiadomym dla siebie kierunku.

Severus obserwował go z rosnącym niepokojem. Na szczęście odegnano widma nieuleczalnych chorób, jakie już profesor widział, wiszące nad Harrym. Ale właśnie to przerażenie, które go paraliżowało na myśl o możliwości śmierci kochanka z powodu jakiejś dziwnej choroby, kazało mu nazwać swoje uczucia względem tego człowieka.

To zdumiewające, że określił je głośno i wyraźnie w rozmowie z gosposią, zamiast złożyć deklarację przed samym Potterem. Ale tak było łatwiej, bezpieczniej. Bella idealnie nadawała się do usłyszenia o stanie jego serca, nie była nim bowiem w żaden sposób zainteresowana.

Nie wiedział, jak bardzo się mylił! Bellatrix ogromnie zależało na tym, by poznać uczucia, jakie profesor Snape żywił wobec swojego asystenta. Im głębsze bowiem były, tym jej zemsta miała szanse stać się dotkliwszą.

Severus nie miał najmniejszego pojęcia o planach panny Lestrange wobec Harry'ego i wobec niego samego. Może i miał tytuł profesorski, habilitację, a niechby nawet Nobla! W międzyludzkich rozgrywkach był nieudolny jak dziecko w piaskownicy. A miłość do Harry'ego ogłupiała go jeszcze bardziej.

Właśnie, miłość. Od momentu, w którym zwerbalizował nazwę tego uczucia, nie przestawał o nim myśleć. W dodatku Bella zapytała go, czy kochał Harry'ego mocniej, niż Toma. Odpowiedział twierdząco. Czy istotnie tak było?

Od ich pierwszego spotkania w końcu września w kawiarni minęło prawie osiem miesięcy. Od ponad miesiąca sypiali ze sobą. Od trzech tygodni martwił się stanem jego zdrowia i swoją bezradnością. Od kiedy go kochał?

Zakochiwał się tak jakoś... niepostrzeżenie. Zatapiał w zieleni jego oczu, zatracał w brzmieniu głosu, zachłystywał się jego zapachem. Podziwiał jego intelekt.

Spojrzawszy na niego po raz pierwszy we wrześniu w kawiarni stwierdził, że chłopak jest bardzo przystojny i że mógłby rozpalić mu zmysły. Ale pozwolił sobie patrzeć na Pottera w ten właśnie sposób dopiero gdzieś na początku stycznia. Wcześniej tylko o tym myślał. Gdy zaś świadomie spojrzał na niego jak na potencjalnego kochanka... Nie mógł już przestać patrzeć inaczej! Niemal każdy rzut okiem na Harry'ego ujawniał jakiś szczegół jego wyglądu, a także zachowania, który okazywał się być podniecający. Który pobudzał i drażnił różne części Severusowego ciała.

Niezwykle erotycznym doznaniem okazało się, na przykład, obserwowanie Pottera grającego na fortepianie. Severus kiedyś się dziwił, a nawet kpił w duchu z histerii, jaka podobno panowała w XIX-wiecznych salonach, gdy taki na przykład Liszt* dawał w nich koncerty. Kobiety mdlały potokiem, a i mężczyźni rozluźniali kołnierzyki. Snape sądził, że te historie to zwykły mit, wyssany z palca, dopóki nie doświadczył we własnym ciele magii i mocy muzyki.

Gdy patrzył, z jaką precyzją palce Harry'ego fruną po klawiszach, marzył o tym, by przesuwały się tak po jego skórze. Gdy obserwował grę mięśni pianisty, wygięcia jego pleców, uchylenia szyi, pragnął wtedy, by plecy tamtego pochylały się nad jego ciałem, by tamte ramiona otwierały się nad nim, a nie nad klawiaturą. Tęsknił za tym, by to jego skóra była lekko gładzona i mocno uciskana, jak rzędy klawiszy.

Jego ciało drżało jak struny w pudle fortepianu pod wpływem przypadkowego dotyku. Nigdy nie przypuszczał, by zwykłe zetknięcie ramion, gdy siadali obok siebie na kanapie, mogło być tak podniecające!

Któregoś razu, gdy przekomarzali się przed, czy po zebraniu katedry, odruchowo go uściskał i zmierzwił mu włosy. Trzymał go w ramionach może kilka sekund, może mgnienie oka, lecz w tym krótkim czasie, rozciągającym się miedzy jednym a drugim uderzeniem serca, jego ramiona krzyczały z rozkoszy. Podobnie jak szyja i klatka piersiowa, które naparły na ciało Harry'ego. Potter nie wyrwał się z tego uścisku, co tylko zachęciło Severusa do powtarzania od czasu do czasu tej scenki.

To było takie bezpieczne - na oczach kolegów i koleżanek z katedry, pod okiem rektora. To robił świadomie. Ale znacznie częściej dotykał Pottera bez udziału woli. Jego ciało odruchowo reagowało na bliskość drugiego mężczyzny, którym był tak bardzo zafascynowany. Łapał się na tym, że czasem poprawia mu kołnierz u płaszcza, głaszcze włosy, gdy mija jego postać wciśniętą przy biurku lub zatopioną w fotelu. Czasem pieścił jego ciało wzrokiem, fantazjując o wydobyciu go z ubrania, obsypaniu pocałunkami i wejściu w nie całym sobą. Miał nadzieję, że Harry nie dostrzega jego rozpalonych oczu ani nie czuje jego pożądania. Nie chciał go przestraszyć ani zdegustować.

A potem, gdy Harry przyjął jego zaloty i odpowiedział na nie z równą namiętnością... Ten fakt go upoił. Wprowadził w stan permanentnej euforii.

Naukowe opracowania mówiły, że seksualny aspekt relacji powinien stopniowo tracić na ważności po dwóch latach związku. Śmiał się do tej myśli. Z przyjemnością poświęci się na ten czas!

Przymusowa wieloletnia abstynencja, na jaką skazał go były partner, domagała się zadośćuczynienia w postaci ilości oraz intensywności zbliżeń. A jednak nie chciał, by fizyczna fascynacja przesłaniała mu wszystko inne i by jego relacja z Harrym zamknęła się tylko w przestrzeni łóżka.

Tak długo był samotny, przez tyle lat tak bardzo tęsknił... W równej mierze za prymitywną rozkoszą seksu, co za duchową rozkoszą przebywania przy kimś. Marzył o pieprzeniu i o rozmawianiu, o upojnych nocach i wspólnym zwykłym krzątaniu się po domu. Wszystko mu się mieszało. Wyjście razem na spacer i wejście w czyjeś ciało.

Choć w zasadzie w relacji z Potterem te dwie sfery - sacrum i profanum - zdawały się równoważyć. Obaj szaleli z pożądania i byli nienasyceni. Kochali się codziennie. W różnych miejscach i na różne sposoby. Snape, jakby chcąc nadrobić stracone lata, a Harry, jakby upajając się spełnieniem, jakiego dotąd nie doświadczał.

Delektowali się możliwością pracowania razem i wykonywania wspólnie przeróżnych prozaicznych czynności. A uśmiechy, jakie posyłali do siebie spomiędzy sklepowych półek, gdy razem robili zakupy albo sprzed komputerów, przy których pracowali - te uśmiechy rozgrzewały eter, topiły lód i były jak pieśń miłosna, śpiewana bez słów oraz bez melodii.

Zachłystywali się czułością i poczuciem bliskości. Nigdy nie mieli dosyć fizycznego kontaktu w postaci przelotnych pocałunków, delikatnych muśnięć, niewinnego dotyku. Ich ciała nie musiały być nagie, drżące i spocone ani zagłębione w sobie - by omdlewać z rozkoszy. Uścisk dłoni palił żywym ogniem nawet poprzez sweter czy rękaw marynarki, ciepło ramion było wyczuwalne przez kurtkę czy płaszcz. A zwykłe siedzenie na sąsiednich krzesłach, wdychanie swojego zapachu czy słuchanie swojego głosu - wprowadzało w drżenie wszystkie komórki.

Kontakt fizyczny nie tylko pobudzał, lecz także koił nerwy i rozkosznie uspokajał. Po całym dniu użerania się ze studentami i wykłócania z redaktorami "Przeglądu" albo po takim, spędzonym nad kolejnym tekstem, kiedy godzinami studiowali jakieś zagadnienie lub czekali na wenę, by napisać nowe zdanie... Po dniu zakończonym zebraniem katedry lub po uczelnianym evencie, na którym wypadało być, choć zęby zgrzytały z nudów... Po takich dniach oraz w ich trakcie ramiona partnera przynosiły ulgę, a jego zapach był jak zastrzyk energii. Bliskość jego ciała łagodziła napięcie, a brzmienie głosu przepędzało gniew.

I dlatego Severus powiedział do Belli, że kocha Pottera bardziej niż Riddle'a. Bo choć marzył o takiej właśnie relacji z drugim człowiekiem, nie spodziewał się wcale, że te marzenia zostaną spełnione. Nie sądził, że będzie mu dane spotkać kogoś, z kim stworzy związek niemal idealny, kto odpowie na wszystkie jego pragnienia i potrzeby. Dlatego, mimo że wciąż trochę nie dowierzał we własne szczęście, odczuwana radość niemal pozbawiała go tchu.

Dumbledore miał rację, że przy Harrym przestanie pić wódkę! Upijał się samym Potterem i uczuciem, jakie spadło na niego samego i jakie tamten odwzajemniał.

Harry był dla niego jak ósmy dzień tygodnia, jak cud, który niemal nie miał prawa się wydarzyć. Cud, o którym marzył, lecz w który nie wierzył, że może się stać.

******************************

Zielonooki kulturoznawca siedział przy kuchennym stole tak skupiony na czymś, co oglądał na wyświetlaczu telefonu, że aż wzdrygnął się, gdy dłoń Severusa spoczęła na jego ramieniu.

- Zamyśliłeś się - czule powiedział profesor i musnął ustami jego skroń.

- Od jakiegoś czasu dostaję dziwne smsy... - odpowiedział mu Harry, marszcząc brwi.

Severus wyciągnął rękę po telefon, a gdy przedmiot został mu podany, zaczął czytać wiadomości.

"Twoje marne życie zamieni się w piekło", "Zginiesz", "Już jesteś martwy", "Nie masz żadnych szans", "To będzie twój koniec"... Wiadomości pochodziły z zastrzeżonego numeru. Profesor przypuszczał, że generował je jakiś sztuczny bot. Były krótkie, jednozdaniowe i nie było w nich żadnej logiki. Przewijając historię tych wiadomości zdumiał się, że przychodzą już prawie miesiąc. Pierwsza była ta o piekle, trzecia wieszczyła śmierć, czwarta, w porównaniu z trzecią, była wręcz niewinna, bo tylko przestrzegała jednym słowem: "Uważaj".

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytał zdumiony. - Przecież dostajesz to już od miesiąca...

- Nie wiem - Harry wydawał się zastanawiać nad swoim zachowaniem. - Może było mi głupio, może nie chciałem cię martwić, może myślałem, że samo przejdzie...

- Nie przeszło, jak widzisz. - Profesor postukał palcem w wyświetlacz. - Pierwszy przyszedł szóstego kwietnia. Ten z pogróżkami o śmierci dostałeś... - zajrzał do wiadomości - już dziesiątego. No i ten dzisiaj. "Niedługo się zacznie". Co to może znaczyć?

- Ty myślisz, że ja wiem? - Harry ciężko westchnął.

- Dzwoniłeś pod ten numer? - zapytał Severus. - Odpisywałeś coś?

- Nie. - Harry pokręcił głową.

- Bardzo dobrze! - pochwalił go Snape.

- Czemu dobrze?

- Bo jeszcze ten ktoś włamałby ci się do telefonu, zainstalował jakieś oprogramowanie, pluskwę na przykład. Jak w tym filmie, pamiętasz? Tym, który oglądaliśmy wczoraj.

Harry wybuchnął śmiechem.

- Może ty oglądałeś film, bo ja patrzyłem na coś innego!

- Zboczeniec! - odciął się Snape i aż westchnął na wspomnienie przyjemności, jaką dał mu Harry, pieszcząc go i zaspokajając ustami przez prawie godzinę. - Musimy powtórzyć ten seans - mruknął chłopakowi do ucha, delikatnie je oblizując.

- Jeśli znowu wybierzesz takiego gniota, to chętnie - Potter uśmiechnął się, a Severus pocałował go w kącik ust.

- Każdy widok byłby lepszy niż ten film! - Spod warg, które profesor nakrywał swoimi, wypłynął stłumiony chichot.

- Każdy widok?! Dobre sobie! - Snape udawał oburzonego. - Mam ci przypomnieć, co wtedy wygadywałeś o widokach?

- Nie trzeba - odpowiedział Potter, przyciągając głowę profesora do pocałunku. - Dobrze pamiętam i wszystko powtórzę. - Zakończył pocałunek i, odwróciwszy się do Snape'a tak, że ich twarze znalazły się dokładnie naprzeciwko siebie, powiedział: - Ile razy zechcesz. - Musnął z czułością policzek czarnookiego.

Przytulili się. Severus wsunął twarz w miękkie włosy Harry'ego. Przymknął oczy i ucałował skórę na jego karku.

- Kocham cię. - Powiedział z ustami na jego szyi. W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.

- Jeżeli samo wspomnienie loda skłania cię do takich wyznań, to będę ci tak robić codziennie!

- Głupek! - odciął się Snape.

Harry zaśmiał się serdecznie i głośno.

- Jakiś ty czuły i romantyczny...

- Mój romantyzm jest adekwatny do sytuacji - odpowiedział mu Snape. - Gdzie masz wizytówkę od tego policjanta bez oka?

- On nie był bez oka, tylko miał zeza. - Harry znów się uśmiechnął.

- Nieważne! Gdzie masz tę wizytówkę? - profesor ponowił pytanie.

- Chyba w portfelu...

Snape bez słowa wyszedł do holu i wrócił z portfelem Harry'ego, który znalazł na białej etażerce. Chłopak odnalazł wizytówkę i podał ją partnerowi.

- Mogę? - zapytał Severus, wskazując na telefon Harry'ego.

Gdy urządzenie zostało mu podsunięte, wybrał numer i czekał cierpliwie, dopóki nie usłyszał chrapliwego głosu Alastora Moody'ego.

- Dzień dobry, panie nadkomisarzu. Mówi Severus Snape - przedstawił się uprzejmie. - Spotkaliśmy się na komendzie kilka miesięcy temu i wówczas dał pan mojemu partnerowi...

W tym momencie Moody musiał przerwać wypowiedź profesora jakąś uwagą, bo Snape chwilę słuchał, po czym przytaknął rozmówcy: - Tak, właśnie pan Potter. I tak się składa, że ma teraz pewien problem. I chyba potrzebujemy pomocy. Harry ma stalkera i ten ktoś mu grozi.

Moody musiał w tym momencie powiedzieć coś ważnego, bo Snape pokiwał głową niewidocznemu rozmówcy, po czym rozłączył się i, wstając od stołu rzucił rozkazującym tonem: - Wychodzimy.

************************

Poszli wtedy do, w sumie przyjemnej, choć robiącej ponure wrażenie kolorystyką utrzymaną w odcieniach brązu, knajpy na Nowym Mieście. Przy stoliku w najciemniejszym kącie lokalu czekał na nich Moody. Za barem stał potężny facet z wielką kręconą brodą. Dłońmi przypominającymi wielkością bochny chleba napełnił im kufle piwem. Harry dawno nie widział takich starodawnych kufli z masywnymi uchami i wzorem jak plaster miodu.

Piwo było tylko przykrywką dla spotkania. Każdy z nich ledwie umoczyl usta w słodko-gorzkim płynie. Przyciszonymi głosami, jak spiskowcy, rozmawiali o dziwnych smsach Harry'ego. Moody przeczytał wszystkie bardzo uważnie, po czym, nawet nie pytając chłopaka o zdanie, podłączył jego telefon do jakiegoś urządzenia, przypominającego zewnętrzny dysk, tyle że z klawiaturą.

- Zgram sobie te wiadomości - wyjaśnił chrapliwie. - I komuś pokażę. Komuś, kto może wyśledzić gnoja, który cię straszy.

- Ja się wcale nie boję! - zaperzył się Harry.

- I bardzo dobrze! - pochwalił go policjant. - Ale fakt, że numer jest zastrzeżony, że pogróżki przychodzą już cały miesiąc i nie ma żadnych żądań, na przykład pieniędzy, jest trochę niepokojący. Stała czujność! - ryknął nagle tak głośno, że Snape i Harry aż się wzdrygnęli, a olbrzym za barem pokręcił głową z dezaprobatą.

- Przepraszam! - burknął policjant. - Nie sądziłem, że takie z was panienki, że głosu podnieść nie można. A czujnym trzeba być zawsze. Ja raz o tym zapomniałem i o! - wyciągnął sztuczną nogę spod stołu - co mnie spotkało.

- Cholibka! - mruknął do siebie facet za barem, gapiąc się w metalową protezę.

Harry i Severus nie odezwali się ani słowem, bo już tę protezę widzieli na komendzie. Funkcjonariusz wydobył z kieszeni wyświechtanego płaszcza telefon i kabelek USB, który podpiął z drugiej strony do tego dziwnego urządzenia przypominającego miniaturowy komputer.

- Teraz zainstaluję program, taki AnyDesk**, tylko że na telefon, który będzie przesyłał twoje smsy przychodzące także bezpośrednio do mnie. - Mówiąc te słowa wklepywał na miniaturowej klawiaturze urządzenia jakieś cyfry czy hasła. - Także nie świntuszcie za bardzo - łypnął raz na Harry'ego, a drugi raz na Snape'a, a przynajmniej obrócił głowę w ich stronę, bo oczy krążyły mu gdzieś po sali. - Nie żebym był pruderyjny, ale nie mam ochoty czytać waszych wynurzeń.

- Spokojnie, panie władzo - odparł Severus. - My i tak rzadko piszemy do siebie.

I była to prawda. Mieszkając razem i dodatkowo, pracując w tym samym miejscu, nie mieli większej potrzeby komunikowania się przy pomocy urządzeń. Chcąc zaś egzekwować od studentów nieużywanie telefonów w trakcie zajęć, nie mogli dawać złego przykładu.

Moody przez chwilę przyglądał się sprzętom, leżącym na blacie stołu. Wszystkie trzy pulsowały delikatnie niebieskimi lub zielonymi światełkami. Gdy wszystkie ściemniały, policjant oddał telefon Harry'ego jego właścicielowi, a swoje urządzenia schował do kieszeni płaszcza.

- No! - powiedział z uśmieszkiem zadowolenia. - To teraz czekamy. Jakbyś dostał jakąś wiadomość z nieznanego numeru, nic nie rób - tłumaczył Harry'emu. - Możesz jej nawet nie czytać. Ja to zrobię. Gdyby ten świr wysunął jakieś żądanie, ja będę z nim rozmawiać. Będziesz widział jak, bo to się automatycznie zapisze w twojej korespondencji. - Skończył mówić i pociągnął solidy łyk piwa. - Dobre! - mlasnął językiem. - Wiecie, że właściciel sam warzy to piwo? Zna się, skubaniec, na rzeczy.

- I co? To wszystko? - Severus wcale nie wydawał się usatysfakcjonowany przebiegiem spotkania.

- To i tak dużo, mój panie - warknął Moody. - A ty czego byś chciał więcej?

- Nie wiem - Snape wydął usta z pogardą. - Może jakiegoś śledztwa, namierzania IP?

- Młody - Alastor zwrócił się do Harry'ego - twój profesorek za dużo kryminałów ogląda. Przerzuć go na erotyki, to będziesz mieć chociaż pożytek, bo kryminał nic mu nie da. To nie jest tak, profesorze - mówił już teraz poważnie, bez kpiny - jak w filmach. Namierzanie dobrego stalkera trwa.

- Dobrego stalkera?! Pan chyba kpi?! - zdenerwował się Snape.

- Ten ktoś jest naprawdę dobry - Moody zacmokał z uznaniem. - Nie zostawia żadnych śladów. Myśli pan, że to maleństwo - wyciągnął z kieszeni sprzęt przypominający twardy dysk - nie próbowało go wyśledzić? Niestety, numer nie pochodzi od żadnego ze znanych operatorów. Jak sądzicie, dlaczego to było przypięte do jego telefonu - machął ręką w stronę Harry'ego - przez ponad godzinę? Bo program szukał przez VPN i po Torze***, ale ma za słaby procesor. Dlatego muszę to pokazać pewnemu gościowi, który siedzi w takich sprawach. Ma sprzęt i się zna, więc powinien pomóc. A co do śledztwa - znów pociągnął łyk piwa - to nie ma podstaw.

- Nie ma podstaw?! - krzyknął Snape. - Człowieku, tu są pogróżki! Ktoś grozi Harry'emu śmiercią!

- No właśnie, nie do końca. - zaoponował Moody.

- Cooo? - zaperzył się Snape! - "Zginiesz marnie", "Już jesteś martwy" - podsuwał Moody'emu teksty wiadomości pod nos. - To nie jest grożenie śmiercią?

- Z punku widzenia policji? Nie. - twardo odpowiedział Alastor. Widząc na twarzach obu mężczyzn szok, spotęgowany dodatkowo u Severusa wściekłością, zaczął tłumaczyć: - Gdyby ten ktoś napisał jak zamierza pana Pottera ukatrupić albo gdyby podał datę, to co innego. To byłby konkret. Na razie to tylko pierdzenie. Równie dobrze mógłby mu grozić, że go przerucha.

- I to też byście zlekceważyli?! - zawołał Snape.

- Niestety. Takie są przepisy. To tak, jak z domniemaniem niewinności. Dopóki nie ma dowodu, nie ma winy ani podstawy do działań ze strony policji.

- To nie ma się co dziwić, że jest tyle przestępstw - gorzko zaśmiał się Harry.

- Nie możemy dawać wiary wszystkiemu. Większość z takich pogróżek tylko psuje nerwy, ale nie ma żadnych złych skutków. Ot, taka nieśmieszna zabawa.

- Nie wierzę! - wybuchnął Snape. - Nie wierzę, że to słyszę i to od policjanta!

- Mówię ci, jakie zasady obowiązują na komendzie. I to nie tylko w Hogsmeade. Może to wydaje się brutalne, ale nie mamy możliwości zajmować się wszystkim. Nie ma czasu, ludzi ani pieniędzy. No i sprzętu, a w takich sprawach to jest najważniejsze. Sprzęt i ktoś, kto umie go obsługiwać. - Moody zdawał się w ogóle nie przejmować złym podekscytowaniem profesora. - Ale rozmawiam z tobą nie jak policjant. Gdybyś chciał iść na policję, nie dzwoniłbyś do mnie, prawda?

Snape kiwnął głową w odpowiedzi.

- Więc się teraz uspokój! - zarządził Moody. - Nie lekceważę tej sprawy, bo gdyby to była błahostka, nie trwałaby cały miesiąc. Miejmy nadzieję, że na tym się skończy. - Nagle zamyślił się głęboko. - Skoro wy obaj pracujecie na uczelni i jesteście wykładowcami, to może... - najwyraźniej do głowy przyszedł mu jakiś pomysł. - Może to jakiś student, którego pan Potter udupił i nie dał mu zaliczenia albo przeciwnie, zaliczył za mocno.

- Nie pozwalaj sobie, spalaksie**** jeden! - Snape trzasnął pięścią w stół w odpowiedzi na żart Alastora.

- Czy ty, profesorze, chciałeś mnie obrazić? - zainteresował się Moody ze złośliwym usmieszkiem na ustach. - To ci się nie udało, bo nie wiem, co to spalaks. - Zarechotał znowu. - Ale dobrze, przepraszam! Miejmy nadzieję, że to jakiś student się wkurzył i nęka pana Pottera, i że niedługo mu przejdzie. Ale nawet jak przestanie, to złapiemy gnoja. Jak tylko czegoś się dowiem, dam wam znać.

Nadkomisarz dopił piwo i podniósł się zza stołu. Odchodząc, nachylił się nad uchem Severusa.

- Młodego to ty pilnuj - rzucił szeptem. - Jak przez miesiąc dostaje takie kwiatki, to może się zatruć ich smrodem. Na razie dobrze się trzyma, ale jak ci się rozklei, możesz mieć poważny problem. - Klepnął profesora w ramię i poczłapał do drzwi, ciągnąc za sobą lewą nogę.

*********************

Dokładnie piątego maja Harry dostał kolejnego smsa o bardzo niepokojącej treści: "Dziesięć". Sms z szóstego maja głosił "Dziewięć", a kolejne wiadomości, otrzymywane w kolejne dni, kontynuowały to dziwne odliczanie. Moody się nie kontaktował, najwyraźniej nic nie wiedząc. Dwunastego maja, gdy telefon wyświetlił napis "Trzy", Harry i Severus zgodnie stwierdzili, że jednak mają tego dość i że, zabawa czy nie, naprawdę nie jest śmieszna.

Profesor z niepokojem obserwował swojego asystenta, który z każdym dniem wyglądał coraz gorzej. Jego zły stan uderzył go z całą mocą w trakcie rozmowy z Moodym, kiedy to Harry zachowywał się tak, jakby go tam wcale nie było. Przysłuchiwał się rozmowie starszych mężczyzn jak grzeczny chłopczyk, który znalazł się nagle w dorosłym towarzystwie. Odezwał się tylko dwa razy, a na niewybredne seksualne żarty inspektora w ogóle nie zareagował. Tak jakby nawet nie słyszał lub nie rozumiał, co się wokół niego dzieje.

W miarę upływu czasu te niepokojące odklejenia od rzeczywistości zdawały się trwać dłużej niż zwykle, podobnie jak trudności ze znalezieniem słów. Harry momentami przypominał chorego z afazją, który nie umie wydobyć z siebie odpowiedniego dźwięku, a w mózgu znaleźć właściwego obrazu.

Tymczasem Hogwart szykował się do dorocznego święta i obydwaj byli urobieni po same łokcie, bo w tym roku to na wydział kulturoznawstwa wypadła kolej zorganizowania obchodów rocznicy założenia uczelni. Nie mieli więc nawet możliwości, by odpocząć i zregenerować siły. Widząc stan Harry'ego, Severus wziął na siebie ciężar rocznicowych przygotowań, pozostawiając partnerowi minimum zadań i obowiązków, ale nawet to minimum zdawało się go przerastać.

Ustalając z delegacjami z innych uczelni kolejność wystąpień czy rozplanowując rozmieszczenie bractw studenckich na trybunach, Severus myślał czasami o tym, jak ich role, jego i Pottera, się odwróciły. Gdy w marcu organizowali konferencję, to Harry zajmował się wszystkim, a Severus co najwyżej kręcił nosem, gdy coś mu się nie podobało. Teraz to on zajmował się przygotowaniami, a Harry nie miał siły niczym kręcić. Ani nosem, ani nawet tyłkiem.

Myśli Snape'a odpłynęły do tamtej marcowej nocy i Harry'ego tańczącego na dyskotece.

Tamta noc, tamta uczelniana impreza zmieniła w jego życiu wszystko. Czy ta również coś zmieni? Zadrżał na tę myśl, bo nie był to przyjemny dreszcz podniecenia. Raczej zimny dreszcz niepokoju.






*Ferenc (Franciszek) Liszt (1811-1886) - węgierski pianista, kompozytor, polityk i eseista; muzyczny celebryta XIX wieku; ulubieniec publiczności, która histerycznie reagowała na jego występy. W czasie jego koncertów na porządku dziennym były ekstatyczne okrzyki, płacze i omdlenia - niektóre udawane, inne zupełnie prawdziwe.

**AnyDesk - oprogramowanie pozwalające na zdalny dostęp do innego urządzenia (na ogół komputera).

***VPN (Virtual Private Network) - wirtualna prywatna sieć, umożliwiająca szyfrowanie IP i swego rodzaju "niewidoczność" w Internecie - tak dla dostawców sieci, jak i innych użytkowników; TOR (The Onion Router) - przeglądarka zapewniająca jeszcze większą anonimowość w sieci, poprzez przekierowywanie aktywności na fikcyjne konta; tradycyjnie wykorzystywana do korzystania z darknetu (dark webu) czyli zaszyfrowanej części Internetu, zwykle używanej do przeprowadzania nielegalnych transakcji typu handel bronią/ludźmi/narkotykami; stalkowania, czy przesyłania materiałów zawierających niedozwolone treści, np. z nielegalnych walk, egzekucji, pornograficzne, w tym pedofilskie.

****spalax (łac.) ślepiec - gryzoń zamieszkujący południowo-wschodnią Europę. Prowadzi podziemny tryb życia, podobnie jak kret, stąd jego oczy są niemalże w zaniku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro