21. Medialna śmierć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rektor odwołał majowe uroczystości rocznicowe. Seks skandal nie stanowił odpowiedniego tła dla upamiętnienia początków Hogwartu, a Dumbledore miał nadzieję, że w ciągu dwóch - trzech tygodni afera przycichnie, tym bardziej, że sympatia mediów zdawała się, mimo wszystko, cały czas otaczać Pottera. Wzrosła zwłaszcza po artykule, w którym Rita Skeeter przypomniała jego tragiczne dzieciństwo i mord na jego rodzicach.

Ponieważ uczelnianych serwerów nadal nie udało się odblokować, słowa poparcia dla Harry'ego spływały na oficjalną pocztę "Wiadomości Codziennych" i prywatne konto Skeeter. Dziennikarka ochoczo publikowała w mediach społecznościowych bardziej emocjonalne komentarze widzów, czytelników i słuchaczy, rozczulających się nad losem "Chłopca, który przeżył", a który teraz prawie że został medialnie zgładzony.

Tak było do dwudziestego maja, którego to dnia na hogwarckich serwerach pojawił się inny filmik.

Sceneria była nieco odmienna od poprzedniej. W centrum kadru znajdowało się coś w rodzaju kamiennego stołu czy sarkofagu. Na szaro-kremowej płycie leżało drżące chłopięce ciało. Pozbawione typowo męskich mięśni i z niedojrzałymi rysami twarzy, wyglądało niemal dziecinnie. Jasne włosy opadały dokoła spoconej twarzy, przykrywając zamknięte oczy.

Do tego ciała zbliżył się Harry Potter. Wspiął się na kamienną płytę, rozrzucił szczupłe uda i niemal brutalnie rozszerzył pośladki, po czym, bez żadnego przygotowania ani zabezpieczenia, wbił się między nie gwałtownym ruchem. Twarz chłopca wykrzywił grymas bólu, ale nie wydał żadnego dźwięku. Potter wkrótce skończył i przemieścił się w stronę ust blondyna. Oglądanie, jak pieprzy się na wargach chłopaka i wchodzi w jego gardło niemalże go dusząc, i to chwilę po tym, jak spuścił się w jego tyłek - napawało obrzydzeniem. Gdy doszedł w usta dzieciaka, ponownie wbił się między jego pośladki.

Kamera prezentowała ujęcia twarzy Harry'ego na przemian z rzutami z obu boków i z góry tak, aby nie było żadnej wątpliwości, kto gwałci blondyna. Być może jasnowłosy wcale nie był nieletni, tylko miał taki dziecięcy typ urody, ale wyglądał do tego stopnia niedojrzale, że trudno było uwierzyć, iż ma się do czynienia z mężczyzną.

I nagle Potter ugryzł to dziecko-nie dziecko w szyję, tuż nad lewym barkiem i wyszarpał mu zębami kawałek ciała. Wypluł okrwawiony ochłap poza kadr. Z rany pociekła krew. Potter wyciągnął zaś w bok prawą dłoń i przyjął od kogoś... nóż.

Klęczał teraz przed chłopakiem i zakładał sobie jego nogi na ramiona. Źrenice miał nienaturalnie rozszerzone, a zielone tęczówki zwężone do cieniutkiego paska. Lewą rękę zacisnął mocno w talii dzieciaka. Prawą - tę, w której trzymał nóż - uniósł do góry. Światło reflektora załamało się na ostrzu, omiotło czerwoną plamę po wewnętrznej stronie ramienia mężczyzny i pomknęło w ślad za metalem, opadającym na brzuch blondyna.

Penis Pottera raz za razem zagłębiał się w odbyt chłopaka, gdy nóż aż po rękojeść zagłębiał się w jego brzuchu. Pchnięcia noża zdawały się odpowiadać pchnięciom bioder. Jeszcze kilka ruchów i Harry doszedł, upadając na rozciągnięte na płycie znieruchomiałe już ciało. Po raz ostatni uderzył metalowym ostrzem. Tym razem wetknął je w odrobinę mięśni pod barkiem ofiary i, dygocząc spazmatycznie, zacisnął na nim dłoń, jakby na czekanie wbitym w skalne urwisko.

Po chwili, pomagając sobie obiema rękami, wysunął się z chłopięcego ciała i uklęknął przed nim. Jego tors i podbrzusze były całe we krwi i treści jelit, którą, pieprząc nastolatka, mimowolnie rozsmarowywał na sobie. Nieprzytomnymi oczami spojrzał na rozpruty brzuch. Jego penis był nadal pełnym wzwodzie, co sugerowało zażycie jakiegoś środka na potencję. Nie zważając na to, że ma pod sobą trupa, ponownie wbił się w niego.

********************

- Na miłość boską! On zaszlachtował chłopaka! - Severus ledwie wydobył dźwięk z gardła ściśniętego przerażeniem.

Oglądali to razem na ekranie laptopa, zaalarmowani smsem, jaki przyszedł do Harry'ego.

- To koniec - wyszeptał młody doktor. - Równie dobrze mogę już teraz popełnić samobójstwo...

- Harry! - Severus objął go mocno ramieniem i ucałował we włosy.

Potter chwycił drżącą dłonią ręce Severusa, splecione na jego własnej szyi.

- To naprawdę koniec. - powtórzył Harry, opuszczając głowę. - Tylko patrzeć, jak tu wpadnie Karkarow z kajdankami...

- I kto jeszcze?! - prychnął Snape. - Oddział antyterrorystyczny? Nie rozśmieszaj mnie, Harry, przecież Karkarow nie jest głupi! Wredny owszem, ale nie głupi! Dlaczego miałby cię aresztować?!

- Sev, wybacz, ale to pytanie dowodzi, że tobie IQ chyba spadło - odpowiedział mu Harry okręcając się w jego ramionach tak, że teraz siedzieli naprzeciwko siebie.

Wyglądali wprost sielankowo. Dwaj mężczyźni spleceni w czułym uścisku. W pięknej sypialni, na środku wielkiego rzeźbionego łoża, przykrytego aksamitną narzutą. I tylko ich myśli i emocje jakoś nie chciały współgrać z tą idylliczną dekoracją.

- Karkarow zobaczy, a na pewno zobaczy już niedługo, jeżeli już nie oglądał... Zobaczy to, co widzą wszyscy. To, co ja sam widzę na tych filmikach. A wiesz, co widzę? - Harry nieznacznie podniósł głos. - Siebie widzę! Sev! - teraz już krzyczał. - Sam niemal wierzę, że to moje dzieło, kiedy na to patrzę! Gość wygląda, jak ja. Zachowuje się, jak ja...

- To, że jakimś cudem ktoś dokleił twoją twarz do czyjegoś ciała, to jeszcze nic nie znaczy! - krzyknął Snape.

- Nie?! - Oburzył się Harry. - Ten ktoś zamordował człowieka! Ten ja zamordował człowieka! Ty widziałeś - ścisnął kolano partnera - kim był ten zamordowany?

- Jakiś dzieciak.

- No właśnie. Dzieciak. Dam głowę, że nieletni.

- Dlaczego tak uważasz? - zapytał Severus, obejmując kochanka za kark, jakby chciał dosłownie tę jego głowę ochronić przed oddaniem jej komukolwiek i złożeniem gdziekolwiek.

- Przecież obydwaj wiemy, że te filmiki to atak na mnie i pośrednio na ciebie. To jasne, jak słońce - tłumaczył Harry. - Ten, kto za nimi stoi, wybitnie mnie nie lubi i chce mnie niemalże zabić. Nie dosłownie, ale jednak. Zrobił film, na którym rzekomo ja morduję człowieka. Gdyby to był dorosły albo, dajmy na to, starzec, byłoby to okropne i tak, czy owak, zlinczowano by mnie za to. Ale na tym filmiku jest nieletni. Nie-let-ni! - głośno przesylabizował to słowo.

- Rozumiesz, co to znaczy? Ten niby ja posuwał... Nie! Nie posuwał, on gwałcił dzieciaka, który, gwarantuję ci, że miał mniej lat niż przewiduje ustawa o wykorzystywaniu nieletnich! A potem go zabił. Ale nie poderżnął elegancko gardła, tylko wypruł mu flaki! Sev, powiedz mi, ale tak szczerze - Harry zaglądał teraz w oczy kochanka, trzymając go za ręce. - Widziałeś kiedyś coś bardziej obrzydliwego? Nie? - upewnił się pytaniem, gdy Severus pokręcił głową. - Ja też. I sądzę, że mało kto widział. Więc nie zdziw się, kochanie, jak zaraz tu...

W tym momencie w holu rozległ się dźwięk domofonu.

- O wilku mowa! - Harry zaśmiał się smutno i ironicznie. - Chyba powinienem się spakować, nie uważasz?

Severus ucałował chłopaka we włosy. Schodził na parter trochę jak na ścięcie, naprawdę oczekując oddziału policji za murem domu. Podniósłszy słuchawkę zdumiał się imieniem, które zostało mu podane. Jeszcze większe niedowierzanie ogarnęło go po chwili, gdy do domu dosłownie wbiegła mu młoda kobieta w schludnej garsonce, ale z rozwianymi brązowymi włosami.

- Hermiona Granger - przedstawiła się, ściskając mu dłoń prawie po męsku. - Może mnie pan, profesorze, nie pamiętać. Radca prawny Hogwartu.

- Co panią sprowadza? - zapytał bez ogródek.

- Rektor Dumbledore kazał mi tu przyjść, tak na wszelki wypadek, gdyby policja...

Jej wypowiedź została przerwana przez ponowny brzdęk domofonu. Severus podniósł słuchawkę. Słowa, które usłyszał, zmroziły mu krew.

- Policja... - powiedział na wydechu. - Co mam teraz zrobić? - niemal bezgłośnie zapytał Hermiony.

- Niech pan nie utrudnia. Proszę otworzyć.

Nie minęła minuta, gdy energicznie zapukano w przeszklone drzwi wejściowe.

- Starszy aspirant, młodszy aspirant, starszy posterunkowy..., komenda miejska policji w Hogsmeade - jeden po drugim przedstawiali się uprzejmie, jakby przyszli z towarzyską wizytą. Snape słuchał, niemal nie rozumiejąc słów wypowiadanych przez funkcjonariuszy w srebrno-granatowych mundurach.

- Czy jest pan Harry Potter? Proszę go zawołać - zarządził jeden z przybyłych.

- Pójdzie pan z nami - drugi z policjantów zwrócił się do Harry'ego, który pojawił się nagle w holu.

Skupiony na niechcianych gościach, Severus nawet nie zauważył, kiedy Harry zszedł z góry.

- Aresztujecie go? - zapytał tylko, wodząc przerażonymi oczyma pomiędzy twarzami ukochanego i policjantów.

- Na razie to tylko zatrzymanie, proszę pana - odpowiedział mu jeden z mundurowych.

- A co to za różnica, skoro go zabieracie?! - W głosie Snape'a zabrzmiała bezradność, wymieszana z wściekłością.

- Ja to panu później wytłumaczę - usłyszał szept Hermiony gdzieś w okolicy lewego ucha.

- Jest pan zatrzymany na podstawie uzasadnionego podejrzenia o dokonanie przestępstwa ze szczególnym okrucieństwem. - Jeden z policjantów zwrócił się tymczasem do Harry'ego. - Zostanie pan odprowadzony na komendę policji w Hogsmeade i tam przesłuchany. W wyniku przesłuchania komendant może zwrócić się do prokuratora o wydanie nakazu tymczasowego aresztowania.

- Ma pan prawo do kontaktu z adwokatem lub radcą prawnym oraz do opieki medycznej, jeżeli takiej pan potrzebuje. Ma pan prawo do kontaktu z rodziną i poinformowania o swojej sytuacji. Ma pan prawo do odmowy składania zeznań. Ma pan prawo...

Policjant szybko klepał wyuczone formułki, nawet na Harry'ego nie patrząc. W miarę jak kolejne słowa wypływały z ust funkcjonariusza, Harry bladł coraz bardziej. Nie tylko zresztą on. Severus wyglądał nawet gorzej od Pottera. Nie wierzył własnym oczom ani uszom. Stał w holu własnego domu jak oniemiały, oglądając to dziwne widowisko.

Policja wlazła mu do domu i zabierała Harry'ego pod pretekstem zamordowania jakiegoś młodego chłopaka! Świadomość wróciła mu dopiero w momencie, w którym zauważył dłoń obcego człowieka w mundurze na łokciu Harry'ego.

- Nie dotykaj go! - warknął.

Policjant zmierzył profesora pogardliwym spojrzeniem. Harry położył uspokajająco rękę na ramieniu Snape'a. Zadziwiające! Mimo że sam był wyprowadzany, to on uspokajał starszego kochanka, a nie odwrotnie!

Funkcjonariusze zeszli po schodach wiodących do domu. Snape i Hermiona bez słowa ruszyli za nimi.

- Jestem radcą prawnym. Mam prawo być obecna przy przesłuchaniu pana Pottera. - Wyjaśniła Ganger, machając przed oczami funkcjonariuszy swoją legitymacją.

Jeden z policjantów skinął jej głową na znak, że się zgadza. Każdy podejrzany miał prawo do opieki i pomocy prawnej, więc nie jemu blokować udział tej baby w czymkolwiek. Niech idzie i "będzie obecna", skoro tak chce.

Ledwie znaleźli się na dworze, zaatakował ich szum głosów dziennikarzy, czyhających za murem. W miarę, jak zbliżali się do furtki i bramy, głosy przybierały na sile.

Już prawie sobie odpuścili Pottera i zaczęli szukać innej sensacji, a tu - proszę! Afera na miarę lądowania kosmitów! A nawet jeszcze lepsza! Molestowanie nieletnich, ohydny mord na żywo, a w tym wszystkim uczelnia i młody pan doktor, o którym do tej pory myślano, że jest po prostu niewyruchany. Tymczasem okazał się być rasowym skurwielem, psychopatą, sadystą...

W słownikach wyrazów bliskoznacznych niemal grzały się strony, gdy gorączkowo szukano zamienników, jakimi można by nazwać Pottera oraz to, co zrobił.

Harry wsiadł do radiowozu. Flesze aparatów odbiły się w jego smutnych oczach, łapiących spojrzenie Severusa. Uniósł nieco rękę, jakby próbował pomachać na pożegnanie.

- Nie skuli go - zauważył Severus.

- Gdyby wieziono go na komendę na mocy tak zwanego aresztowania policyjnego, na pewno założono by mu kajdanki. - Hermiona zaczęła tłumaczyć prawnicze zawiłości. - Na szczęście Karkarow albo jeszcze nie wystąpił z wnioskiem do prokuratury albo nie otrzymał odpowiedzi. W końcu ile czasu minęło od publikacji tego filmiku? Niecałe dwie godziny? - zerknęła na zegarek. - Nie więcej.

- Szybko działają - profesor mruknął pod nosem.

- Być może komendant chce coś ugrać dla siebie. - Usłyszał odpowiedź kobiety. - Sprawa ma wielki potencjał.

- Jak pani śmie! - krzyknął na nią, gwałtownie przystając na ulicy. - Jednego chłopaka ktoś zarżnął, drugiego zaraz zlinczują za coś, czego nie zrobił, a pani mówi o potencjale?!

- Proszę się uspokoić, profesorze. - Zwróciła mu uwagę uprzejmie, choć stanowczo. - Afera jest tego kalibru, że za ujęcie takiego mordercy policjant dostanie nagrodę i awans! A proces, jeżeli do niego dojdzie, pozwoli wypłynąć adwokatom.

- Dlatego pani tu przyszła? Żeby wypłynąć? Bo chyba nie z życzliwości?

- Polecenie rektora - odburknęła, zaciskając usta w wąską kreskę. -
Sama z siebie na pewno bym się w to nie angażowała!

- Rzeczywiście, o wiele lepiej wychodziło pani angażowanie się w ataki na Harry'ego! - odciął się Snape.

- To nie były żadne ataki! - podniosła głos, gniewnie stukając obcasami i próbując za nim nadążyć.

- Czyżby? - Snape udał zdziwienie. - To jak nazwać te złośliwe uwagi o nepotyzmie*, jaki rektor miał wykazać przy zatrudnianiu Harry'ego?

- To była prawda! Rektor wpłynął na komisję rekrutacyjną, by przyjęła kogoś z polecenia!

- Bo pani to niby nikt nie polecił?! - Snape zaśmiał się złośliwie, przeszywając ją czarnymi oczami jak skanerem. Zaczerwieniła się pod jego wzrokiem.

- Więc, skoro pani też została "polecona" - dobitnie podkreślił to słowo mocnym głosem - rozumie pani, jak to działa. Ten proceder zatrudniania nowych pracowników - kontynuował z jeszcze większym jadem w głosie. - Czy odnośnie swojej osoby też wysuwała pani podobne podejrzenia o protekcję, czy ta przyjemność spotkała jedynie Harry'ego?

Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

- Poza tym - kontynuował usadzanie zarozumiałej gówniary - poinformowano mnie, że sugerowała pani, jakoby Harry był moim utrzymankiem...

Na jej twarzy wykwitł rumieniec.

- Tak to wygląda - próbowała się tłumaczyć.

- Poważnie?! - warknął. - Skąd, na miłość boską, przyszło to pani do głowy?!

- Jest pan dużo starszy - wydęła pogardliwie wargi. - Sławny. Ma pan pieniądze i piękny dom. Gdyby na miejscu Harry'ego była kobieta, taki tok myślenia byłby oczywisty.

- A podobno szczyci się pani swoją inteligencją! - Profesor niemal parsknął śmiechem. - I powiela pani takie myślowe schematy?!

Nie odpowiedziała. Milczała, obrażona, mimo że rąbnął jej prawdę prosto w oczy. A może właśnie dlatego.

********************

Severus Snape i Hermiona Granger dotarli na komisariat policji w Hogsmeade szybciej niż policyjny radiowóz, który stosował się do ograniczeń szybkości i nie przemykał na światłach na sygnale.

Funkcjonariusze nie dostali prikazu, aby się spieszyć, więc jechali spacerkiem, jakby pozwalając zatrzymanemu mężczyźnie nacieszyć się ostatnimi chwilami wolności. Ale nie! Nie chcieli wyświadczać mu żadnej przysługi.

Jechali tak wolno, żeby fiuta zgnoić. Nie mogli mu przylać, bo przed domem byli dziennikarze, a gdyby się zatrzymali gdzieś na ulicy, nawet w ciemnym zaułku, na bank ktoś by ich przyuważył i zrobiłaby się chryja. Pozostawało mieć nadzieję, że komendant go przytrzyma na dołku i wtedy będzie można mu wpierdolić. I to inaczej niż słowem. Kamera pilnująca podejrzanego zawsze może się zepsuć albo chociaż zaciąć. Prądu też może braknąć, prawda? Za to sprawiedliwość, mimo że ślepa, widzi nawet w nocy.

- Powiedz mi, ty mendo zasrana - zwrócił się do Harry'ego policjant siedzący obok niego. - Dlaczego zabiłeś tego dzieciaka? Rżnięcie ci nie wystarczyło?

- Nie mogłeś po prostu poderżnąć mu gardła? - dopytywał drugi, będący zarazem kierowcą. - Musiałeś go wypatroszyć?!

- Lubisz babrać się w gównie, co, Potter? - zakpił trzeci. - Mało było ci tego, co mu z dupy fiutem wygarnąłeś, toś jeszcze musiał do brzucha zajrzeć?

- Jak lubisz gówno - kierowca wszedł w zdanie koledze - to zabierzemy cię do naszego kibla na komendzie. Będziesz mógł się tam nawet nażreć.

- Osobiście to zasugeruję twoim przyszłym kumplom spod celi, jak pójdziesz siedzieć - szepnął Harry'emu do ucha ten pierwszy. - Wiesz, że oni już się tobą zajmą?

- Ciekawe, ile ci dadzą lat... - rozmyślał głośno trzeci.

- Dożywocie dla takiego gnoja to mało! - powiedział stanowczo pierwszy, rozwalając się swobodnie na siedzeniu.

- Szkoda, że karę śmierci znieśli - westchnął znowu trzeci.

- No co ty, ocipiałeś?! - zaperzył się ten, który siedział za kierownicą. - Jakby mu przyjebali prądem, to by mu jeszcze dobrze zrobili. A taki skurwiel powinien cierpieć przynajmniej tak samo, jak jego ofiara.

- O tak, tak. - Pozostali dwaj policjanci ochoczo przytaknęli.

- Na szczęście złodzieje mają swoją moralność - kontynuował pierwszy. - I o ile gejszą taką ładną jak ty, to by się chętnie zaopiekowali, to nonsem już nie**.

- Nie pocieszaj typa! Bo jeszcze pomyśli, że mu się upiecze. Nonsem zajmą się jeszcze chętniej!

- Kutasów będziesz miał pod dostatkiem, ty pizdo jebana! - ryknął trzeci z policjantów.

- Stary! - uspokoił go drugi. - Pedofilom wsadza się kij od szczotki albo nogę od krzesła, a nie kutasa! Na to to oni nie zasługują!

******************

Harry dobrze wiedział, dlaczego policjanci tak go poniżają. Był to typowy zabieg werbalnego upokorzenia, słowny odpowiednik uderzenia pięścią czy pałką, stosowany jako substytut tej pięści albo jako środek przygotowujący na przyjęcie ostatecznego ciosu. Chodziło o pognębienie przeciwnika, wroga, oskarżonego... O wyszydzenie i upodlenie, o starcie na proch i złamanie siły psychicznej. Te mechanizmy znał z przeróżnych kultur, czytał relacje z różnych epok historycznych.

Nawet nie miał większego żalu do mundurowych za to ich zachowanie. Niemal musieli tak robić. Takie były kulturowe schematy, powtarzane we wszystkich ludzkich społecznościach i we wszystkich epokach. A kulił się wewnętrznie ze strachu tylko dlatego, że wraz ze słowami policjantów dźwięczały mu w uszach również głosy wychowujących go Dursleyów, w przedziwny sposób podobne do wyzwisk, jakimi teraz go obrzucano.

- Hej, ty! Bliznowaty! Jesteś taki beznadziejny, że nawet Kuba Rozpruwacz cię oszczędził!

- To prawda. Nie nadajesz się nawet do tego, żeby cię zaszlachtować!

Nienawiść plująca śliną spomiędzy wąskich warg wuja.

- Dziwoląg!

Szturchnięcie łokciem z taką siłą, że aż rzucało na ścianę.

- Bliznowaty dziwoląg!

Cios z tak zwanego liścia w tył albo w czubek głowy. Znienacka. Z każdym rokiem mocniejszy, w miarę jak kuzynowi przybywało masy.

- Dudziaczku...

- Przyjebać mu trzeba, mamo!

- Widzisz, paskudo, do czego doprowadziłeś? Przez ciebie mój synek przeklina!

Uszczypnięcie ciotczynymi tipsami. W ramię albo na karku. Najbardziej bolało latem, gdy nosił krótki rękawek. Dwie wąskie czerwone kreski. Jakby go coś podrapało.

- Paskuda! Paskuda!

- Ten morderca powinien dokończyć wtedy sprawę i ciebie też zaszlachtować! Źle mówię, Petunio? Przynajmniej mielibyśmy spokój. A tak? Użeraj się tylko z niewdzięcznym bachorem! Żreć mu daj, ubierz go, do szkoły go poślij... Ty wiesz, gnoju, ile mnie kosztuje ta twoja pierdolona szkoła?!

Miał wtedy już chyba jakieś trzynaście lat i ośmielił się zwrócić uwagę, że przecież dostają zasiłek od państwa jako rodzina zastępcza dla niego. I wcale nie muszą z własnej kieszeni płacić za jego szkołę, internat, jedzenie czy ubrania.

To po tej uwadze jego tyłek i plecy spłynęły krwią.

- Tato, a po co jemu szkoła?! Przecież on nie ma mózgu! Ten Rozpruwacz mu wyciął!

- Możliwe, synku, ale nawet bezmózgowiec według prawa musi chodzić do jakiejś szkoły.

- Bezmózgowiec! Bezmózgowiec!

Zakrył oczy powiekami, starając się wtłoczyć towarzyszące głosom wizualne wspomnienia z powrotem w głąb czaszki. Nie potrzebował ich teraz, żeby się całkiem nie rozkleić.

- Nie śpij, zboczeńcu! - policjant siedzący obok szturchnął go stopą. - Idziesz na przesłuchanie.

********************

Radiowóz zaparkował przed budynkiem komendy. Dziennikarze nie zdążyli jeszcze się pojawić. W zasadzie dopisało jedynie kilku wolnych strzelców, którzy, podobnie jak Snape i Hermiona, przyszli tutaj pieszo. Inni, tłukący się wozami transmisyjnymi, przebijali się jeszcze przez korki albo kluczyli wcale nieskracającymi drogi skrótami.

Policjanci wysiedli z radiowozu i, otoczywszy Harry'ego, skierowali się w stronę wejścia do komendy. Przy drzwiach stał Severus. Takiej troski, bólu i przerażenia w jego oczach Harry jeszcze nie widział.

Jeden z policjantów eskortujących Pottera stanowczo odsunął Snape'a z drogi.

- Będę tu czekać na ciebie! - zawołał Severus, gdy nie pozwolono mu nawet wejść poza szklane drzwi otwierane wyłącznie od wewnętrznej strony.

Patrzył bezradnie za Harrym, policjantami i za Hermioną, która, jako radca prawny mogła pójść na przesłuchanie.

*******************

Tym razem sala przesłuchań była jak się patrzy. Nie zwykły pokój, w jakim Potter i Snape byli pod koniec grudnia, opisując zbrodnie Thomasa Riddle'a, tylko pusta, bezosobowa przestrzeń z lustrem weneckim, stołem i plastikowymi krzesłami. Okno z mleczną szybą nie pozwalało wyjrzeć na zewnątrz.

Harry'emu kazano usiąść przy stole na jednym z tych krzeseł. Opróżnić wcześniej kieszenie i powyciągać rzeczy z portfela. Jeden z policjantów przeglądał to wszystko, głośno mówiąc, czego dotyka albo, co czyta. Drugi szybko notował w laptopie. Niewiele tego było. W kieszeniach chłopak nie miał nic. W portfelu trochę gotówki, kartę do bankomatu, dowód i prawo jazdy, z którego w zasadzie nie korzystał, legitymację doktorską, kartę z uczelnianej biblioteki oraz zgrabnie wydrukowane i odręcznie podpisane upoważnienie dla Severusa, by informować go o stanie zdrowia Harry'ego albo powiadomić w razie wypadku.

Policjanci wszystko odnotowali w protokole zatrzymania i kazali podejrzanemu podpisać. Przeoczyli to w domu Severusa, dlatego teraz migiem nadrabiali lenistwo czy głupotę, żeby nikt nie zarzucił im niedopełnienia formalności. Jeszcze jakiś prawniczy purysta*** zacząłby twierdzić, iż zatrzymanie było bezprawne... Teraz, gdy mieli swój papier, mogli zacząć właściwą zabawę.

- Podkomisarz Ronald Weasley - przedstawił się rudowłosy, postawnie zbudowany policjant, który właśnie wszedł do pomieszczenia. - Poprowadzę wstępne przesłuchanie.

Zakomunikowawszy to, nowoprzybyły usiadł za stołem po przekątnej Harry'ego. Nonszalancko założył nogę na nogę. Przed sobą ustawił laptopa.

Harry docenił zagranie niedoszłego szwagra. Pozycja, jaką zajął przy stole, siadając przy jego krótszym boku, plasowała go od razu najwyżej w hierarchii zebranych. Zmuszała również przesłuchiwanego do nieustannego odwracania twarzy w bok, jeżeli chciał nawiązać kontakt wzrokowy z policjantem.

Hermiona Granger, nie wiedzieć czemu, wybrała miejsce po lewej stronie Harry'ego, bliżej podkomisarza. Być może zadziałał tu instynkt prawnika broniącego swojego klienta i stawiającego swoim własnym ciałem fizyczną barierę między podejrzanym a jego oskarżycielem. A może chciała po prostu zwrócić na siebie uwagę Weasleya...

- Panie Potter, komendant zamierza wystosować wniosek do prokuratury o tymczasowy areszt dla pana, w związku z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przez pana, po pierwsze... - Weasley wysunął kciuk lewej dłoni, by w ten dosadny sposób wyliczyć przewiny Harry'ego. - Przestępstwa bezprawnego pozbawienia życia ze szczególnym okrucieństwem.
- Po drugie... - policjant pokazał palec wskazujący. - Przestępstwa na tle seksualnym, polegającego na fizycznym obcowaniu z nieletnim bądź małoletnim i wymuszeniu niedozwolonego kontaktu seksualnego. Czy przyznaje się pan do stawianych mu zarzutów?

- Oczywiście, że się nie przyznaje! - krzyknęła Hermiona. - Mój klient...

- Zaraz, zaraz... - Weasley ostudził jej zapęd zdecydowanym ruchem dłoni. - Kim pani jest?

- Hermiona Granger, radca prawny Hogwartu. - Podała mu wizytówkę. - Reprezentuję...

- Na jakiej podstawie? - zapytał.

- Słucham? - nie zrozumiała pytania.

- Pytam, na jakiej podstawie prawnej reprezentuje pani pana Pottera? Bo chyba to próbuje pani powiedzieć?

Stropiła się wyraźnie. Nie miała żadnych podstaw! Żadnego pełnomocnictwa, nic.

- Ma pani pisemne upoważnienie do reprezentowania pana Pottera? Nie? - niemal się zaśmiał. - Niedobrze! - pokręcił głową, po czym podsunął jej laptopa. - Proszę w takim razie teraz to napisać, a pan - zerknął na Harry'ego - niech podpisze, bo inaczej będzie pani musiała opuścić tę salę, a pan będzie odpowiadał sam lub przydzielimy panu adwokata z urzędu. Ale ostrzegam, że to może potrwać nawet do jutra.

Jeszcze nie skończył mówić, a Hermiona już zawzięcie stukała palcami w klawiaturę.

- Niech się pan cieszy - Ron Weasley mówił trochę w przestrzeń, a trochę do Harry'ego - że prawo parę lat temu się zmieniło i radca prawny pozostający w stosunku pracy może reprezentować oskarżonego...

- Pan Potter nie został jeszcze o nic oskarżony! - Hermiona podniosła głos, podchodząc równocześnie do drukarki stojącej w kącie pomieszczenia, by wziąć wydruk pełnomocnictwa.

- To tylko kwestia czasu! - roześmiał się Weasley, przyjmując podpisany dokument z rąk radczyni.

- Dobrze! - Podkomisarz zatarł dłonie. - Teraz, kiedy papiery są w porządku, możemy przejść do przesłuchania! Panie Potter - zwrócił się do Harry'ego. - Czy przyznaje się pan do postawionych zarzutów?

- Oczywiście, że się nie przyznaje! - Hermiona ponownie krzyknęła.

- Czy pan Potter nie umie mówić? - Ron zacmokał z dezaprobatą.

- Nie przyznaję się - cicho powiedział Harry. - Niczego nie zrobiłem!

- Czy to znaczy, że to nie pana oglądamy ostatnimi dniami na filmikach w sieci? Ten pornos, który leciał na okrągło na serwerze Hogwartu przez cały ubiegły tydzień i ta świeżynka sprzed dwóch godzin, to nie pan?

- Nie ja! - krzyknął Harry.

- Hmm... Czyli to pański brat bliźniak?! - szydził rudzielec, a policjanci asystujący przy przesłuchaniu zawtórowali mu radośnie.

- To może obejrzymy raz jeszcze to najnowsze dzieło kinematografii, by potwierdzić pańską tożsamość? - zaproponował Ron, uruchamiając filmik w laptopie.

Harry patrzył tępo w stół, w przeciwieństwie do Hermiony i Rona, którzy wpatrywali się w ekran jak zahipnotyzowani.

Weasley oczywiście włączył filmik z zarejestrowanym morderstwem i gwałtem. Orgii nie było potrzeby oglądać, bo podkomisarz nie widział w niej żadnego przestępstwa. Za to tutaj...
Co chwilę spoglądał to na ekran, to na Pottera, porównując dane wizualne.

- Nic na to nie poradzimy! - pokiwał głową. - Jeżeli to nie jest bliźniak, to musi to być pan!

- Zatrzymaj to! - zawołała Hermiona.

- Co?? Co pani mówi?!

- Niech pan to zastopuje! - krzyknęła ponownie.

Posłusznie nacisnął pauzę.

- Patrz! Niech pan patrzy! - pokazała palcem na ekran. - Co to jest? To, co on ma na ramieniu?

- Gdzie? - Rudowłosy policjant niemal wsadził nos w ekran.

- Tutaj - Hermiona pokazywała palcem czerwoną plamę na wewnętrznej stronie ramienia Harry'ego z filmiku. - To tatuaż?

- Nieee - odparł niepewnie. - To krew. Czerwona plama. To palma krwi.

- Powiększ to! - nakazała Hermiona, odruchowo przechodząc z policjantem na "ty".

Gdy kadr został powiększony, ich oczom ukazała się ta czerwona plama. Rzeczywiście, były na niej krople krwi, wypływające spod fragmentu czaszki.

- Tatuaż... - Ron i Hermiona wyszeptali to równocześnie.

- Proszę się rozebrać! - zarządził Weasley, stając przed Harrym.

- Co mam zrobić? - zapytał zdezorientowany kulturoznawca.

- Proszę zdjąć koszulę i pokazać nam prawe ramię.

- Zrób to - nakazała Hermiona.

Harry rozpinał guziki drżącymi rękami.

- Proszę podnieść do góry prawe ramię - powiedział Ron.

Wpatrywał się jak urzeczony w czystą, gładką skórę bez najmniejszej nawet czerwonej kropki. Uniósł dłoń i już miał dotknąć ramienia Harry'ego, gdy nagle zreflektował się, co robi.

- Czy miał pan tu kiedyś tatuaż? - zapytał.

- Nie, nigdy - odpowiedział Harry.

Ron podszedł do panelu interkomu przy drzwiach wejściowych i wybrał jakieś przyciski.

- Dajcie mi tutaj Billa - zarządził. - I znajdźcie mi jakiegoś tatuatora. Tylko dobrego. Co? Nie będę sobie robił tatuażu! Eksperta potrzebuję. Ale już!

- Czy mogę się już ubrać? - zapytał Harry, a nie doczekawszy się odpowiedzi, założył koszulę.

Ledwie zdążył to zrobić, gdy do pokoju przesłuchań wszedł kolejny rudzielec.

- O co chodzi? - zapytał Rona. - Przesłuchanie? - upewnił się.

- Popatrz na ten kadr i powiedz, czy to czerwone to plama, czy tatuaż.

- Tatuaż? Jaki tatuaż? Gdzie? - nowoprzybyły wyglądał niemal na wystraszonego.

Usiadł przed laptopem i wpatrywał się w kadr.

- I co? - zapytał Ron.

- Tatuaż... - wyszeptał Bill. - Pierdolony, kurwa, tatuaż! Jakim cudem... Jak...

- Co, jak? - Ron popatrzył podejrzliwie.

- Nieważne.

- Jesteś pewien, że to prawdziwy tatuaż? - prowadzacy przesłuchanie zdawał się dręczyć Billa. - Że nikt nie manipulował obrazem? Nie dodał tego sztucznie?

- Jestem, kurwa, pewien! - Bill podniósł głos.

- Skąd masz tę pewność? - Ron przymrużył oczy. - Nie potrzebujesz przeanalizować pikseli? Rozłożyć tego tak, jak to czasem robisz?

- Nie potrzebuję, jasne?! Uznaj, że jestem ekspertem od tatuaży. Ten jest prawdziwy. Ktoś go wydziarał igłą, a nie zrobił komputerowo.

- A ty byś potrafił taki zrobić? - dopytał Ron.

- Przecież wiesz, że tak, więc po co pytasz, braciszku?!

- Braciszku? - Hermiona Granger przeniosła zdumiony wzrok z jednego rudzielca drugiego.

Bill tymczasem kontynuował.

- Potrafiłbym to zrobić i każdy dobry programista czy grafik to zrobi. Ale nie tutaj. TO nie jest program. Koniec, kropka.

- No, Potter - Ron zerknął na Harry'ego. - Chyba właśnie ocaliłeś dupę, a może i coś więcej.

Harry popatrzył na policjanta dość nieprzytomnie. Ledwo słyszał, co do niego mówiono. Ciężko oparł się dłońmi na stole.

- Jeśli tatuator, na którego właśnie czekamy - mówił tymczasem Ron - potwierdzi, że nie miałeś na ramieniu wytatuowanej czaszki i nie usunąłeś jej sobie, to, niestety, będę musiał przyznać ci rację. - Weasley westchnął zrezygnowany.

Niewinność Harry'ego oznaczała, że nadal nic nie wiedzieli, a sprawa nabierała dodatkowej głębi. Do gwałtu i morderstwa dochodziło wykorzystanie wizerunku, stalking i Bóg wie, co jeszcze!

- Ale że co, panie podkomisarzu? - zapytał jeden z funkcjonariuszy asystujących podczas przesłuchania. W jego głosie niedowierzanie walczyło ze zdumieniem.

- A to, że gość prawdopodobnie jest niewinny.

- Czyli że nie zabił? - zdumiony funkcjonariusz zapytał ponownie.

- Nie, nie on. - Ron Weasley przecząco pokręcił głową.

- I nie zgwałcił? - tym razem pytanie zadał drugi z asystujących policjantów.

- Przykro mi, chłopcy, ale nie. - wyjaśnił Ron.

- W takim razie kto? Jeżeli nie ten Potter, to kto to zrobił?!

*nepotyzm - (łac.) nepos - wnuk, potomek; faworyzowanie członków rodziny i/lub znajomych przy obsadzaniu stanowisk.

**slang więzienny: "złodziej" - osadzony, "gejsza" - gej, "nons" - pedofil.

***purysta - (łac.) purus - czysty; osoba przesadnie dbająca o zgodność z prawem i przepisami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro