25. Poświęcenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Boję się, panie rektorze.

Harry Potter siedział w prywatnym gabinecie Albusa Dumbledore'a i patrzył na swoje palce, splecione na kolanach. Drżały lekko.

- To zrozumiałe, mój chłopcze - odrzekł mu rektor. - Stajesz w obliczu śmierci. Mało kto by się nie bał. Co innego jest spotkać się z nią znienacka, a co innego świadomie wyjść naprzeciw...

Harry spojrzał szklistymi zielonymi tęczówkami w wyblakły błękit, skryty za okularami starca. Bardzo chciał zobaczyć tam błysk pewności, że wszystko zakończy się dobrze i że on sam ocaleje. Niestety! W oczach tamtego była tylko twardość sztyletu, zadającego śmiertelny cios.

Od dwóch tygodni powtarzali ten temat. Od momentu otrzymania przez Harry'ego propozycji nie do odrzucenia...

*******************

Dwa tygodnie temu na prywatnej skrzynce mailowej Harry znalazł godzinny prawie film, na którym zobaczył Severusa z zapałem gwałcącego i mordującego mężczyzn i kobiety, starszych i młodszych. Wyglądało to identycznie jak na spreparowanym filmiku z Crouchem udającym Harry'ego. Do filmu był dołączony plik tekstowy z tabelą, w której zebrano dane osobowe ludzi zaginionych w Hogsmeade na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Gdy głowił się, co owa lista może dla niego oznaczać, zadzwonił jego telefon.

- Harry Potter? - zapytał niski, przyjemny dla ucha, męski głos.

Gdy chłopak potwierdził tożsamość, głos zaczął mówić dalej.

- Obejrzałeś film? Niesssamowity, prawda? - rozmówca Harry'ego niemal wysyczał jedno ze słów. - Prawie można uwierzyć, że sssSeverusss sssam to zrobił! Wsssspołczesssna technologia jessst taka wsssspaniała!

- Czego chcesz? - zapytał Harry.

- Dlaczego zakładassssz, że czegoś chcę? - zaśmiał się tamten.

- Nie dzwoniłbyś, gdybyś nie miał jakiegoś celu!

- Masssz rację, mój śliczny! - znów śmiech w eterze. Całkiem przyjemny, melodyjny śmiech. - Chciałbym sssspotkać się z tobą.

- Spotkać?! - oferta tak zaskoczyła Harry'ego, że nie wiedział, jak zareagować. - Ale dlaczego?

- Widzissssz, mój drogi... - głos w telefonie pieścił ucho swoim brzmieniem.

Harry upajał się do tej pory brzmieniem głosu swojego profesora, ale to, co słyszał teraz, przebijało Snape'a. Rozmówca, który jeszcze się nie przedstawił, wprost czarował głosem!

- Widzisssz... jeżeli się ze mną nie ssspotkasssz, ten film zostanie przesłany na ręce komendanta policji, ministra sprawiedliwości oraz ministra kultury. Razem z tabelą, która zawiera wykaz osób zaginionych w ostatnich latach w Hogsmeade. A chyba rozumiessssz, co wynika z tego filmu? - głos roześmiał się radośnie.

- Że to Severus... - wyszeptał Harry.

- Mądry chłopiec! - Rozmówca go pochwalił i dodał:

- Jak myślisssz, co nasze władze zrobią Sevowi, kiedy zobaczą ten film?

- Co ja mam zrobić? - zapytał Harry zdecydowanym tonem.

- Wiedziałem, że można na ciebie liczyć! - ucieszył się głos. - Sev dobrze wybrał sobie mojego nassstępcę!

- Twojego następcę? - kulturoznawca powtórzył trochę bezmyślnie. - To znaczy, że ty jesteś...

- Tom Marvolo Riddle! - telefon zawibrował od śmiechu. - Nie domyślałeś się?! To chyba oczywiste! Podobnie jak to, że musimy zakończyć sprawę, którą zaczęliśmy dwadzieścia cztery lata temu! - z głosu momentalnie zniknął wszelki urok, zmysłowość i ciepło. Teraz każdy dźwięk niemal Harry'ego ranił, wwiercał się w mózg niewidzialnym ostrzem. Przepływał trucizną przez żyły.

- Zakończyć sprawę? Chcesz mnie zabić i mówisz to tak otwarcie?! - młody doktor zareagował odruchowo, broniąc się słowem, mimo iż jego umysł był zalewany falami strachu.

- Zaraz tam zabić! - do głosu w telefonie powrócił przyjemny ton. - Wymyślimy coś takiego, żeby każdy był zadowolony! A najbardziej sssSeverusss. Pamiętaj, sssskarbie, że tu chodzi o niego.

- Pamiętam - wyszeptał do siebie Harry.

Gdyby na własnej skórze nie doświadczył mocy fałszywych oskarżeń i spreparowanych dowodów, nie uwierzyłby w to, co mówił Riddle. Nie w możliwość zniszczenia kariery, zdrowia, a nawet życia człowieka tylko na podstawie kłamstw, odzianych w płaszczyk prawdopodobieństwa! Ale, gdy się przekonał, że takie historie się zdarzają, nie mógł dopuścić, by Severusa spotkało to samo!

- Jaką mam gwarancję, że nie wyślesz tego filmu mimo tego, że się z tobą spotkam? - zapytał, nic a nic nie ufając rozmówcy.

- Żadnej! - Riddle parsknął śmiechem. - Żadnej - powtórzył. - Ale i tak przyjdziesz, bo to twoja jedyna nadzieja!

Pomiędzy rozmówcami zapadła dłuższa cisza, w której każdy z nich trawił usłyszane słowa.

- Wiessssz dobrze, że nie ma po co zgłaszać się na policję? - Riddle uznał za słuszne wyjaśnienie tej kwestii. - Komendant jessst moim dobrym kolegą, ale to już chyba odkryłeś...

- Masz jeszcze jakichś innych dobrze ustawionych kumpli? - Harry odruchowo odbił piłeczkę dialogu.

Nawet nie pomyślał, że jego odzywka może Thomasa zdenerwować. Jeżeli tak się stało, Riddle nie dał tego poznać po sobie, tylko znów mówił serdecznie i hipnotyzująco.

- Lucjusz Malfoy miał rację, że ostra z ciebie bessstyjka! Pyssskować samemu Riddle'owi?! Nie wiesssz, sssskarbie, czym to grozi!

- Chciałeś powiedzieć, że jeszcze nie wiem! - Chłopak denerwował się coraz bardziej, ale i mocniej nakręcał. - Przecież i tak mi pokażesz, co robisz z ludźmi, którzy pyskują do ciebie, prawda?

- Wssszystko ci pokażę, sssskarbie! - Tom syknął kolejny raz. - Wssszyssstko...

- No dobrze! - W głosie Pottera rozbrzmiało znudzenie. Nieszczere, lecz dobrze udane. - To gdzie i kiedy się spotkamy?

- Jaki niecierpliwy! - zakpił Tom. - Sssłuchaj uważnie...

Harry rzeczywiście musiał porządnie skupić się na treści słyszanych słów, gdyż ton, jakim były przekazywane, ponownie go oczarował.

Po zakończonej rozmowie czuł się tak, jakby niemal zdradził Severusa! I to bynajmniej nie z powodu umówionego spotkania z Riddle'em. Czuł się niekomfortowo z powodu zachwytu, jaki wzbudził w nim głos religioznawcy!

Teraz wreszcie rozumiał zaślepienie Snape'a! Jeżeli Thomas potrafił pieścić samymi słowami, samym tonem swojego głosu wprawiać w euforię, to co mogło się dziać, jeżeli wraz z głosem używał swojego ciała?

Harry poczuł się nagle całkowicie bezbronny. Pomyślał, że skoro niemal uległ tamtemu mężczyźnie w zwykłej rozmowie telefonicznej, tym bardziej nie da rady przeciwstawić się Tomowi na żywo! Po czymś takim, jeżeli to w ogóle przeżyje, chyba nie będzie mógł spojrzeć Severusowi w twarz!

*******************

Ponieważ nie mógł nawet zająknąć się o tej sprawie przed Snapem, poszedł do Dumbledore'a, by jednak komuś wyznać swoje obawy. Liczył też na pomoc ze strony "Feniksa" i najzwyczajniej w świecie potrzebował trochę empatii w sytuacji, która bardzo szybko go przytłoczyła.

Pierwszego dnia był tak wściekły i zaskoczony, że gotów był od razu pójść do Riddle'a. Ale już drugiego dnia przyszła świadomość tego, na co naprawdę się zgodził i czym to może się skończyć.

Trzeciego dnia wściekł się Albus, słuchając wątpliwości Pottera.

Szantaż, do jakiego uciekł się Riddle, był ewidentnym błędem mordercy. Dowodził jego desperacji, która, zdaniem rektora, stanowiła szansę na ujęcie zbrodniarza.

Tymczasem Harry zgłaszał sprzeciw do stania się ofiarą! Zamiast podejść do sprawy bezrefleksyjnie, chciał wejść w ten układ świadomie, analizując wszystkie nieprzyjemności, jakie mogły go spotkać z ręki Riddle'a.

Dumbledore nie miał pojęcia, po co gówniarzowi to było?! Czemu studiował stare gazety i materiały o zbrodni na swoich rodzicach. Czemu chciał o tym rozmawiać...

Czy miało sens zastanawianie się, jak bardzo boli rozcinany brzuch lub wyrywany penis albo, jakie wrażenia towarzyszą wydłubywanemu oku... Jak szybko się przy tym mdleje i jak długo trwa stan nieświadomości. I co można czuć, jeżeli w ogóle czuje się cokolwiek, umierając...

Dumbledore'a szlag trafiał, gdy słuchał tych wszystkich pytań! Tu nie było nad czym rozmyślać! Pojawiała się szansa ujęcia przestępcy i należało ją wykorzystać, nie licząc się z kosztami.

W kryminałach, które Albus oglądał, wystawieni na wabia policjanci nigdy nie mieli podobnych, co Potter, dylematów, ani też nie trzeba ich było namawiać, by stali się żywymi celami zbrodniarzy. Policyjne przynęty zawsze były pewne siebie i słuszności swoich działań. To pionki z ich otczenia trzęsły ze strachu gaciami i starały się nie dopuścić do przeprowadzenia podobnej akcji.

Ale... Potter nie był policjantem! I może stąd brały się jego wątpliwości i te dziecinne lęki.

- Harry! Mój drogi chłopcze! Wiesz dobrze, że sam spotkałbym się z Riddle'em już dzisiaj. Teraz, zaraz! - rektor przemawiał z typową pasją wykładowcy. - Sęk w tym, że mnie on ma głęboko w dupie i po prostu chce ciebie!

- Ale pan wie, panie rektorze, że to przecież normalne samobójstwo... Cała ta akcja wręcz nie ma szansy się powieść! - Harry spuścił głowę, kolejny raz przytłoczony ponurą świadomością tego, co go czeka.

- I właśnie dlatego się powiedzie! - Albusa dla odmiany ogarnął jakiś szaleńczy entuzjazm. - Pomyśl, Harry. Czy w życiu zwykle nie jest właśnie tak, że sprawy pozornie beznadziejne udaje się przeprowadzić z sukcesem, podczas gdy te stuprocentowo pewne, biorą nagle w łeb? Przypomnij sobie swoją narzeczoną i to, jak z nią zerwałeś! - Zagrał nagle na emocjach chłopaka. -  A przecież mieszkaliście już razem, prawie byliście rodziną...

Harry przytaknął skinieniem głowy.

- A widzisz! - Rektor aż klasnął w ręce. - Tacy byliście pewni i co? W pizdu się wszystko rozpadło! A to, czego nikt się nie spodziewał... To właśnie się stało.

Chłopak uśmiechnął się lekko, wiedząc, że rektor pije do jego związku z Severusem.

- Tak, Harry. Właśnie to mam na myśli. Ty i Severus Snape. Czy ktoś mógł się tego spodziewać? Ktoś poza mną? - tego pytania Trzmiel nie wypowiedział już na głos, zadawszy je tylko w myślach.

- Dlatego nie wątp, w tę akcję i nie zakładaj z góry, że wszystko pójdzie źle! To jest kurewsko groźne, ale to nasza jedyna szansa i jedyna nadzieja na złapanie tego skurwiela! Bo przecież wiesz, że musimy tamtego złapać, żeby Severus był bezpieczny!

Przykucnął przy chłopaku i zacisnął żylaste dłonie na jego kolanach.

- Nie będę udawać, że to spacerek po parku, Harry i ty dobrze o tym wiesz. Obaj to wiemy. To, że ta sprawa może skończyć się dla ciebie bardzo, ale to bardzo źle. Pytanie, Harry, czy jesteś gotów na takie poświęcenie? Czy dasz radę to zrobić? Będziesz miał na to dość siły?

Och! Nie ma to, jak wjechać komuś na ambicję! Zwłaszcza komuś, kto stoi przed ścianą straceń i czeka na salwę karabinów.

Czy jesteś gotów patrzeć w lufy strzelających do ciebie, czy zamkniesz oczy, żeby nie widzieć i zatkasz uszy, żeby nie słyszeć? Szczęku odwodzonych kurków, świstu powietrza, przecinanego pociskiem... Tym, który pędzi, by spotkać się z twoim ciałem?

Tak mógłby zapytać Pottera i takie pytanie również miałoby w tej sytuacji sens.

- Wiem, że to, co zaraz powiem - kontynuował starzec - brzmi tak górnolotnie, że aż śmiesznie. Ale prawda jest taka, że twoje poświęcenie pozwoli nie tylko ocalić Severusa oraz innych Bogu ducha winnych ludzi, ale i ująć potwora, i skończyć z tymi zbrodniami!

- Wiem o tym, panie rektorze - cicho odpowiedział mu Harry. - I zrobię to. Dla tych innych i dla Severusa.

Dumbledore z trudem podniósł się z klęczek. Podszedł do okna. Teraz, gdy był odwrócony do chłopaka plecami, mógł pozwolić, by na wargi wypełzł mu uśmiech tryumfu.

Nareszcie! Po tylu latach skurwiel, który terroryzował miasto, wreszcie zostanie ujęty, a osobista krucjata Albusa zakończy się pełnym sukcesem! Tyle lat Riddle wodził go za nos, kpił z niego w żywe oczy, wymykał się, jak cień. I wreszcie przyjdzie temu kres.

Albus naprawdę czuł się jak Bóg w tym momencie!

Przyjął Pottera do pracy, mając niejasne wrażenie, że powinien za wszelką cenę dążyć do zatrudnienia młokosa w Hogwarcie. Walczył z nieprzychylną Granger. Bronił jego kandydatury, jak lwica swoich młodych.

A potem spiknął go z Severusem. Niemalże wsadził ich do jednego łóżka w niedługi czas po tym, jak zagonił do pracy przy jednym biurku. Od momentu, w którym Harry zwierzył się, że szuka mieszkania, Albus był przekonany, że młody powinien znaleźć je właśnie pod dachem Severusa.

Cieszył się jak głupi, gdy Snape mu się przyznał, że nie tylko poszedł z Potterem do łóżka, ale się w nim zakochał. I to z wzajemnością. Dumbledore wiedział, że to uczucie, które połączyło dwóch jego pracowników, było niezwykle ważne, choć nie był do końca pewien, dlaczego.

A teraz... Teraz los mu odpowiadał na wszystkie jego pytania! Los spełniał jego marzenia o zemście i sprawiedliwości. O sławie, o satysfakcji. Ślepy los dostarczył Albusowi narzędzi w postaci dwóch żywych ludzi. A on nimi tak pokierował, że będzie teraz spijał słodki nektar sukcesu.

Niemal miał ochotę zatrzeć ręce z radości i tylko obecność Pottera go przed tym powstrzymywała. Dobrze wiedział, że młody przypłaci życiem tę akcję. Ale był gotów na to poświęcenie! Gotów wysłać jednego mężczyznę na pewną śmierć. Gotów drugiego, tego którego nazywał swoim przyjacielem, skazać na nieopisane wprost cierpienie złamanego serca.

Był gotów na te straty i na takie koszty. Cena zresztą nie grała roli tam, gdzie liczyło się wyższe dobro! A życie kilkunastu osób było ważniejsze niż życie jednego człowieka. A łzy kilkudziesięciu albo kilkuset osób, opłakujących zaginione dzieci, ważyły więcej niż łzy jednego profesora.

- Zaopiekuje się pan Severusem? - usłyszał cichy głos za swoimi plecami.

Zachwiał się nagle, jakby ktoś uderzył go w splot słoneczny i wydusił z niego powietrze.

Odwrócił się gwałtownie i zobaczył zielone tęczówki, drgające od tłumionych łez. I nagle uśmiech zamarł mu na ustach, a serce skręciło się w supeł.

Jak mógł myśleć, że jedna para oczu jest mniej warta od kilkunastu lub kilkudziesięciu! Jak mógł mamić sam siebie, że łzy jednego człowieka mniej znaczą od łez gromady ludzi!

Każda łza była tak samo ważna i miała ten sam ciężar, podobnie jak każde życie! To odbierane przemocą i to oddawane dobrowolnie. Ważyły tyle samo. Ich koniec bolał tak samo.

Jak mógł sam siebie oszukiwać, że poświęcenie cudzego życia nic go nie obchodzi, że tak mu zależy na ujęciu zbrodniarza, że gotów zapłacić jest każdą cenę?! W tym cenę cudzego życia.

- Pomoże mu pan? - cichy głos za plecami natarczywie domagał się odpowiedzi. - Jemu może być przykro... Może się też wściec. Nie zrozumie tego. Wytłumaczy mu pan?

Srebrnowłosy starzec złapał w swoje ramiona ciało, z którego płynął ten głos. Przytulił je niemal desperacko i trzymał mocno, dopóki suchy szloch, wprawiający to ciało w drżenie trochę nie zelżał, a płuca, które nie potrafiły złapać tchu, unormowały rytm oddechu.

- Synu... - powiedział starzec, składając pocałunek na czole młodego mężczyzny. - Synu.

Spod okularów połówek spłynęły łzy. Tym razem nie te, ronione teatralnie, lecz te mimowolne i szczere.

Już wiedział, że choćby ocalił całe miasto z rąk zabójcy, jeżeli straci tego młodego człowieka, a jego partnera skaże na życie ze złamanym sercem, jego własna dusza nie zazna spokoju. A sukces będzie go palił jak piołun.

***********************

Gdy po kilkugodzinnych słownych zmaganiach z rektorem Harry wreszcie wrócił do domu, nie mógł znaleźć sobie w nim miejsca. Trząsł się ze strachu, a ten strach sprawiał, że było mu zimno. Nawet gorąca kąpiel nic mu nie pomogła. Wyzwoliła natomiast łzy, które płynęły równie rwącym strumieniem, jak woda z prysznica. Nie wiedział, jak długo trwał ten samotny płacz. Nie przyniósł jednak żadnego ukojenia. Nie oczyścił serca, tylko je umęczył.

Po wyjściu spod prysznica Harry starannie się ubrał, jakby szykując się co najmniej do randki. Przygotował kolację dla siebie i Snape'a. Łosoś i zapiekane ziemniaki. Olej kokosowy użyty do smażenia ryby nadał jej wyjątkowy smak. Owinął się swoją słodyczą dokoła Severusa, gdy ten przekroczył próg domu.

- Mmmm, co tu tak pięknie pachnie?! - zawołał profesor, pospiesznie zrzucając płaszcz i buty.

W drzwiach kuchni powitały go błyszczące zielone oczy i słodkie różowe usta. Harry pocałował go czule i niemal namiętnie. Severus popatrzył na partnera z wyraźnym zaciekawieniem.

- Brałeś coś? - zapytał podejrzliwie.

- Co to za pytanie? - zdziwił się Harry. - Dlaczego miałbym coś brać?

- Ostatnio tak mnie nie całowałeś - odparł Snape.

Harry zmieszał się lekko. Rzeczywiście! Od dnia, w którym otrzymał maila, a potem odebrał połączenie od Riddle'a, znów nie potrafił zbliżyć się do partnera. Sam dobrze nie wiedział dlaczego. Z poczucia winy, lęku, wstydu...

- Chyba najwyższy czas to zmienić, nie uważasz, Sev? - zapytał z czułością.

- Naprawdę?! - Severus uściskał Harry'ego tak mocno, że młodszy mężczyzna nie mógł złapać tchu.

- Przepraszam! - zawołał widząc, co właśnie zrobił. - Ale nie mogę się powstrzymać! - Uśmiechnął się od ucha do ucha.

Zjedli razem kolację, a gdy Harry zaczął zbierać ze stołu talerze, Severus powiedział, że wymknie się pod prysznic.

Jeżeli przed tą kolacją miał nadzieję na jakieś czułości... Jeżeli po deklaracji Harry'ego o zmianie, zaczął sobie wyobrażać ich razem w łóżku, to w trakcie posiłku stracił obydwie nadzieje. Pocałowawszy partnera na kuchennym progu, Harry nie wykonał już żadnego erotycznego gestu ani do niczego Snape'a nie zachęcił. Dlatego Severus namydlał teraz całe ciało nie po to, żeby przygotować się do seksu, ale po prostu zmyć z siebie ciężar dnia.

Po kapieli poczuł się niemal jak nowo narodzony. Miał wrażenie, że w rozgrzanym ciele krew krąży mu szybciej. O mało nie rozsadziła mu żył, gdy, zamykając drzwi łazienki, wpadł na Harry'ego.

Chłopak złapał go w pasie i delikatnie, choć stanowczo, docisnął do futryny.

- Kochaj się ze mną, Sev - wyszeptał koło jego ust.

Sięgnął dłońmi na wysokość własnej szyi i zaczął rozpinać malutkie czarne guziki, które perłowym blaskiem zdobiły ciemnogranatową koszulę. Snape patrzył jak urzeczony na opuszki palców, wyłuskujące te zaokrąglone kształty z otworków w materiale. Rozchylany jedwab przyjemnie szumiał. Każdy kolejno odpięty guzik odsłaniał coraz więcej Potterowego ciała. Niby Severus znał je na pamięć, a jednak w ten zmysłowy, erotyczny sposób nie prezentowało się przed nim w ciągu ostatnich tygodni. Miał więc wrażenie, jakby znowu widział je pierwszy raz. Widział i czuł. Jego słodki zapach.

Na materiale koszuli osiadła słodycz owoców kokosowej palmy, na których smażono rybę, podaną na kolację. Pod koszulą skrywała się słodycz dwudziestoparoletniej skóry, pieszczonej migdałowym balsamem do ciała. Nie był w stanie powstrzymać dłoni, które wyciągnęły się w stronę płaskiego brzucha Harry'ego i musnęły opinającą go skórę.

- Kochaj się ze mną - powtórzył Harry, przysuwając się do profesora w taki sposób, by zmusić dłonie kochanka do ułożenia się na jego plecach.

- Jesteś pewien? - zapytał Snape głosem drżącym nie tylko z rodzącego się w nim pożądania, ale też i ze strachu. - Naprawdę tego chcesz?

- Potrzebuję tego - odpowiedział mu Harry. - Właśnie teraz i dzisiaj. Bardzo potrzebuję.

******************

Następnego dnia Harry obudził się przed południem. Seks uprawiany po dwutygodniowej abstynencji wypompował z niego wszystkie siły. Choć z drugiej strony czuł przyjemne rozluźnienie w całym ciele. Już prawie zapomniał jak czułym i równocześnie namiętnym kochankiem był Severus! Przez strach związany ze spotkaniem z Riddle'em całkowicie zapomniał, jaką przyjemność daje szczytowanie. Nie jeden ani nie dwa razy. Ani nawet nie trzy.

Miał wrażenie, że miniony wieczór i noc były jednym pasmem niekończącej się przyjemności. Kochali się zachłannie i niestrudzenie. Przypominając kolejne pozycje i chwyty, które sprawiały im rozkosz. Wreszcie po prostu usnęli w trakcie przygotowań do kolejnego zbliżenia.

Ostatnia rzecz, jaką Harry zapamiętał z tej nocy, to były dłonie Severusa na jego pośladkach. Harry leżał na nim, a Sev go obejmował. Harry całował kochanka po twarzy. Prawą rękę miał zaplątaną gdzieś w pościel przy boku tamtego. Lewą obejmował jego głowę. Przesunął palcami po włosach, a wtedy Snape ścisnął mu pośladki, przygniatając jego podbrzusze do swojego. I w tym momencie Harry odpłynął. Severus zresztą chyba też. Któryś z nich w nocy musiał rozbudzić się na tyle, by okryć ich kołdrą. A może zrobił to Severus, dopiero rano, wychodząc na uczelnię?

Tak zwana kampania wrześniowa właśnie się rozpoczęła, a jej pierwsze dni zawsze były najbardziej intensywne. Severus egzaminował nie tylko swoich studentów, lecz także i Potterowych, miał więc dwa razy więcej pracy.

Na poduszce leżała karteczka nierówno wydarta z notesu. "Kocham cię". "Dziękuję ".
Kilka słów skreślonych niebieskim długopisem na białym papierze. Skreślonych miłością.

"Dziękuję".

Oczami wyobraźni Harry widział rozczarowanie, smutek i może nawet złość Severusa, kiedy profesor odkryje, że ta noc i ten wieczór, to było pożegnanie. Że w sumie został wykorzystany...

Harry tak bardzo nie chciał myśleć o tym, co czeka go dzisiaj i być może w najbliższych dniach, że był gotów zrobić cokolwiek... wszystko był gotów zrobić, aby nie myśleć przez ubiegły wieczór i noc, aż do rana o tym, co ów ranek przyniesie.

Poszedł nawet do łóżka ze swoim partnerem! W innych okolicznościach pewnie by tego nie zrobił, wymawiając się sam przed sobą wstydem i lękiem. Trzeba było dopiero perspektywy spotkania z Thomasem Riddle'em, aby się przełamał. A jeżeli Severus uzna, że Harry zrobił to tylko z uwagi na spotkanie z Tomem?! Młodzieniec niemal się cieszył, że nie będzie oglądał furii Snape'a!

Pod prysznicem zmył ślady ich miłości. Ogolił się starannie, wygładził ciało balsamem. Masując skórę zamknął oczy, by łatwiej mu było udawać, że zamiast własnych palców pieszczą go dłonie kochanka. Ubrał się elegancko i formalnie, jak na spotkanie biznesowe. Ulubione haftowane buty, dopasowany garnitur, jedwabna koszula. Perfumy.

Zanim wyszedł z domu, sprawdził, czy zostawia po sobie porządek. Chwilę wahał się nad napisaniem pożegnalnego listu, ale łzy zaczęły kręcić mu się w oczach od samego myślenia o słowach, które mógłby skreślić.

W kuchennym kredensie wśród ulubionych przez siebie nadziewanych czekoladek znalazł słodkie serduszko. Położył je Sevowi na łóżku, które wcześniej starannie posłał. Profesor się nie nabierze... - pokręcił głową ze smutnym uśmiechem. Czekoladka zamiast kochanka...

Zamknął dom, a następnie furtkę. Klucze przerzucił przez mur. Gdy usłyszał, jak metal trze o żwir, którym był wysypany podjazd, westchnął głęboko.

Spędził w tym domu niesamowite miesiące. Tutaj przewartościował swoje życie. Tu znalazł prawdziwą miłość. A teraz opuszczał to miejsce na zawsze. Ostatni rzut oka na dachówki połyskujące we wrześniowym słońcu. Ostatnie wciągnięcie powietrza.

Ceglany mur i metalowa furtka nie przepuszczały zapachu liści, zmęczonych letnimi upałami ani zapachu białego tynku, pokrywającego ściany. Skończyło się! Dom zamknął się przed nim, zasłonił ramieniem muru. Chłopak poklepał jakąś wystającą cegłę, jak grzbiet domowego zwierzęcia i odszedł.

*******************

Harry nigdy dotąd nie widział Thomasa Riddle'a na żywo. Prawdę powiedziawszy, nawet na zdjęciach nie chciał go oglądać! Na samym początku znajomości ze Snapem przeszukał Internet, chcąc poznać swojego poprzednika. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że zastąpi Toma pod każdym względem. Nie tylko jako lokator domu Severusa i jego współpracownik, ale i jako kochanek.

Zwykłym kochankiem był tylko przez chwilę, a może nigdy nim nie był? Może od samego początku łączyła ich miłość, a nie tylko seks? Snape przecież sam powiedział, może żartując, a może na poważnie, że musiałby najpierw kogoś pokochać, by pójść z nim do łóżka. I tego Harry się trzymał. Tej deklaracji.

To on pierwszy wyznał miłość.
Był trochę rozczarowany, gdy Snape nie odwzajemnił jego słów. To był dość dramatyczny moment. Harry miał znowu zawroty głowy, a Severus zarządził mu tomografię. Powiedział, że boi się o jego zdrowie i nazwał "swoim facetem". Harry'emu zrobiło się wtedy tak ciepło koło serca, że wlazł Sevowi na kolana i, obcałowując go po twarzy i szyi, powiedział mu: "kocham cię".

Czuł to nie tylko w tamtym momencie. Czuł to od bardzo dawna. Fizyczny pociąg i niemal zwierzęce pożądanie, zmieszane z czułością i uwielbieniem.

To, że Severus nie odpowiedział nawet zdawkowym "ja ciebie też", dotarło do niego jakiś czas później. Zaniepokoił się wówczas emocjami profesora czy raczej ich potencjalnym brakiem. Zasmucił niewyznaniem miłości.

Słowa, które tak bardzo pragnął usłyszeć, a których brak stresował go coraz mocniej, usłyszał w niedługi czas po swojej deklaracji. To był ostatni dzień kwietnia. Dzień, a właściwie wieczór.

Wracali z kina, do którego wybrali się na jakiś zachwalany obraz. Snuli się po ulicach, nasłuchując jerzyków, które ze świstem przecinały powietrze. W przygodnym food trucku kupili wielką porcję frytek, które jedli na spółkę. Rozmawiali trochę o oglądanym filmie, a trochę o jakichś głupotach i szli do domu możliwie najbardziej okrężną drogą. W pewnym momencie zboczyli w żwirowane alejki parku, który otaczał Stare Miasto zielonym ramieniem.
Szli przez ten park, wdychając wieczorne powietrze. W pewnym momencie Severus przystanął pośrodku alejki, pozwalając Harry'emu iść naprzód, gestykulować i wygłaszać jakieś tyrady.

Gdy chłopak zarejestrował brak profesora przy swoim boku, odwrócił się i napotkał roziskrzone czarne oczy, i błogi uśmiech na pociągłej twarzy.

- No co? - zadał wtedy to niezwykle mądre pytanie.

W odpowiedzi Severus roześmiał się radośnie, podszedł do niego, pocałował czule i namiętnie, i, trzymając jego twarz w obu dłoniach, powiedział, patrząc mu prosto w oczy: - Kocham cię.

Potem roześmiał się kolejny raz, obcałował policzki i uszy Harry'ego, i zamknął go w ciepłym uścisku, nie przestając powtarzać tych słów.

Harry przywołał to wspomnienie, by ogrzewało jego przerażone serce i dodawało mu teraz odwagi.

Myślami był w tym parku, podczas gdy ciałem - w mieszkaniu, którego adres przesłał mu Riddle.  Należało do Belli, ale tego Tom już nie wyjawił. Zresztą, czy było ważne to, do kogo należała przestrzeń, w której miały dopełnić się losy Harry'ego?

Był tutaj, lecz przyszedłby do każdego miejsca! Bo robił to dla Severusa. Dlatego że kochał i sam był kochany. Dlatego nie było rzeczy, której by nie zrobił w dowód swojej miłości.

*******************

Tom Riddle był teraz nie do rozpoznania. Przede wszystkim - był łysy! Jak Kojak ze starych kryminałów. Wygolona czaszka lśniła niepokojąco w świetle żarówki. Wydawała się niemal biała, jak czaszka szkieletu. Harry zastanowił się w myślach, czy Severus rozpoznałby byłego partnera na ulicy, gdyby zobaczył go w tym nowym wydaniu.

- Cieszę się, że dotrzymujesz ssssłowa - zasyczał Tom.

- Mam nadzieję, że pan również, profesorze.

- Och, Harry! - Riddle machnął dłonią. - Darujmy sobie tę kurtuazję! Możesz mi mówić po imieniu! Znamy się przecież od tak dawna. Prawie całe twoje życie, czyż nie? - zaśmiał się odrobinę wymuszenie.

- Co mam zrobić? - zapytał Harry.

W odpowiedzi na swoje pytanie usłyszał kpiący śmiech i komentarz - "ale napalony" - dobiegający z innego pokoju. Po chwili wyszedł stamtąd Lucjusz Malfoy.

- Nie spodziewałeś się, panie asystencie? - prawnik znów zadrwił, widząc zaskoczenie na twarzy Harry'ego.

W odległości kroku czy dwóch za plecami Malfoya stał komendant Karkarow.

Zobaczywszy tę dwójkę, Harry szybko pożegnał się w myślach z tym światem. Zrozumiał, że tego nie przetrwa. Nie, skoro żaden z trzech mężczyzn nie ukrył przed nim imienia ani twarzy.

- Przeszukaj go!

Ciszę pomieszczenia rozdarł krzyk Riddle'a, wskazującego palcem na Karkarowa.

- W dupę mu zajrzyj, jak będzie trzeba. Zbyt podejrzanie chętnie tu przylazł! Pewnie ma gdzieś jakąś pluskwę.

Miał. Specjalny nadajnik nagrywająco-lokalizujący. Najnowszy cud techniki szpiegowskiej. Miniaturowe cacko, które skądś załatwił Moody, a które Ron wszczepił Harry'emu pod skórę na karku przy pomocy jakiegoś dziwnego pistoletu.

Szukając tego urządzenia, Igor z Lucjuszem rozebrali Harry'ego do naga. Obejrzeli i obmacali ze wszystkich stron, a Karkarow naprawdę wepchnął mu w odbyt jakieś urządzenie, które chyba mogło być kamerką, co najmniej taką, jak do kolonoskopii.

- Czysto. Na tyle, na ile może być czysto w dupie.

- Nie kpij Igor, bo nie ma tu nic do śmiechu! Może kutas coś połknął. Daj mu coś na przeczyszczenie!

Harry nawet specjalnie nie protestował,  gdy przytknęli mu do ust buteleczkę z jakimś płynem. Był świadom, że i tak zrobią to, co zaplanowali, a współpracując, może oszczędzi sobie bólu.

Takich torsji jeszcze nigdy nie przeżył i miał wrażenie, że nie przeżyje teraz. Że wnętrzności mu się rozpadną pod wpływem gwałtownych skurczy. Nawet kiedy rzygał już tylko jakąś krwistą wydzieliną, nie mógł powstrzymać odruchu wymiotnego. Jakby tego było mało, potem przyszła biegunka. Trzymali go na zwykłym wiadrze, dopóki im nie zemdlał. Oczywiście nic nie znaleźli, bo jego przełyk i jelita były czyste, a mini lokalizator miał wszczepiony...
Modlił się, żeby go nie znaleźli.

- Kurwa nosi soczewki! - zawołał nagle Karkarow, przypominając sobie pobyt Pottera na komendzie.

- Skąd wiesz? - zainteresował się Malfoy.

- Bo musiałem specjalnie wysłać ludzi, żeby mu kupili płyn i coś tam jeszcze, jak siedział u mnie na dołku.

- Ale żeś się wykosztował... - Lucjusz prychnął z pogardą.

- Ściągaj! - rozkazał Harry'emu

- Goły jestem, nie widać?! Co jeszcze mam ściągnąć? - chłopak próbował pyskować

- Soczewki ściągaj kretynie! - wrzasnął prawnik.

- Lucek, nie wiem, czy to ma sens. - w międzyczasie Karkarow starał się studzić emocje. - Takie gadżety to są w filmach o Bondzie, a nie w realu. A jak nie będzie miał tych soczewek, to będzie go trzeba bardziej niańczyć

- Chyba nie myślisz, Igor, że będę z nim chodził na spacerki?! - Do rozmowy kolegów włączył się Riddle bluzgając złym głosem i śliną. - Wzrok mu nie będzie potrzebny! Jak psa go przywiążę do ściany albo do kojca go wsadzę, żeby łba nie rozjebał!

Tom Riddle nie miał w sobie już nic z tego kuszącego głosem amanta, który czarował Harry'ego w rozmowie telefonicznej. Rzucał mięsem, jak pierwszy lepszy żul pod murem spożywczaka, zaś agresywne reakcje upodabniały go do psychopatów z amerykańskich horrorów.

Harry posłusznie wyjął soczewki i podał na wyciągniętej dłoni. Riddle obejrzał skrawki silikonu pod światło. Rzucił na podłogę i roztarł na proch podeszwą.

- Skaner! - zawołał.

Nie trzeba było długo czekać, by urządzenie wykryło nadajnik, sprytnie schowany na karku pod włosami.

- Wyciągnij! - zarządził Tom, wbijając natarczywy wzrok w komendanta policji.

- A może Igor weźmie go na pieska? - zakpił Lucjusz. - Szkoda byłoby zmarnować, jak już jest zaczipowany.

Tom jedynie spiorunował Malfoya wzrokiem, Igor zaś przyniósł skalpel. Odsunął chłopakowi włosy niemal pieszczotliwym ruchem, po czym naciął skórę głęboko i boleśnie. Harry syknął.

- Jaki delikatny! - Lucjusz roześmiał się drwiąco.

Karkarow tymczasem poszerzył nacięcie, nie chcąc zbyt długo babrać się wyłuskiwaniem nadajnika. O ile wszczepienie go przebiegło niemal niezauważalnie, o tyle proces wydobywania urządzenia był brutalny. Igor wycisnął sprzęt z ciała, jakby miał do czynienia z pryszczem. Miniaturowy metalowy dysk wyskoczył z rany, która momentalnie nabiegła krwią. Karkarow oblał ją wodą utlenioną, wywołując kolejne bolesne syknięcie Harry'ego.

- Co teraz? - zapytał szefa, obracając w palcach nadajnik.

- To trzeba zniszczyć, a jego stąd zabrać. Do roboty! - Tom krzyknął na nich takim tonem, że aż się wzdrygnęli.

Igor poszedł w kąt pokoju, po czym wrócił do Harry'ego z małą maską stosowaną do inhalacji. Silikonowa nakładka na twarz miała od spodu podpięty zbiorniczek. Karkarow zbliżył maskę do twarzy chłopaka, drugą dłonią chwytając go za kark i dociskając głowę w stronę silikonu.

Harry szarpnął się do tyłu.

- Co to ma być? - zawołał, skrajnie przerażony. - Chcecie mnie otruć?!

- Zrobimy coś znacznie gorszego - wycedził Karkarow - jak się nie uspokoisz!

Brutalnie wcisnął maskę na usta i nos Harry'ego. Lucjusz doskoczył za plecy chłopaka i trzymał go mocno, by ten nie mógł uciec. Szamotali się tak we trójkę przez dobrych kilka minut, aż wreszcie Harry wciągnął do płuc substancję z inhalatora. Raz, drugi i trzeci. Po czwartym razie jego mięśnie się rozluźniły, a po piątym opadłby bezwładnie na podłogę, gdyby nie podtrzymujące go ramiona Malfoya.

Po chwili Karkarow odsunął inhalator, a Lucjusz ułożył bezwładne, nagie ciało na podłodze.

- Naprawdę chcesz to zrobić, Tom? - zapytał Igor, lekko dysząc po zmaganiach z Potterem.

- Coś ci się nie podoba? - warknął Riddle.

- To może się źle skończyć! - cicho powiedział komendant. - Za dużo czasu, za dużo zachodu... To ponad tydzień...

- Mam ochotę trochę się zabawić - zakpił Thomas.

- A nie możesz już teraz? - Igor nie dawał za wygraną. - Musisz czekać do tego przesilenia?!

- Muszę! - krzyknął Riddle. - To musi być zrobione jak należy. Ty, Igor, się na tym nie znasz! Ani na religii, ani na obrzędach. Rób to, na czym się rozumiesz, a do reszty się nie wtrącaj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro