26. Ofiara

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stary dom był cichy tą jedyną w swoim rodzaju ciszą wieloletniego opuszczenia i zaniedbania. Cisza władała tym miejscem od ponad dwudziestu czterech lat. Od pewnej wyjątkowo mroźnej halloweenowej nocy, w której ktoś poderżnął gardła mieszkającym tu młodym małżonkom, Lily Evans i Jamesowi Potterowi, oszczędzając życie ich synka.

A teraz powrócili tu obaj. Ów chłopiec, teraz już mężczyzna i jego oprawca.

*******************

Dom wyglądał dokładnie tak, jak może wyglądać przestrzeń niezamieszkała przez ponad dwie dekady. Otwory okienne były zabite dyktą i deskami, więc w środku panowała wieczna noc. Sprzęty pokrywała warstwa kurzu na tyle stwardniała, że dla niewyrobionego oka mogła stanowić coś w rodzaju matowego szelaku*. W kątach pomieszczeń, między fałdami firanek i w załamaniach mebli wybujały zagony pajęczyn. Wypaczone panele zdobił deseń zwierzęcych odchodów.

Nie dość, że wszędzie było brudno, to jeszcze śmierdziało. Grzybem, kurzem, stęchlizną. Kruszącą się cegłą, zbutwiałą tapetą.

W ciszy i smrodzie opustoszałych pomieszczeń ostrożnie przesuwały się skórzane buty. Blada dłoń przyświecała im latarką z telefonu komórkowego. Ponad światłem latarki błyszczały czyjeś oczy, które nerwowo przeczesywały wszechobecny mrok, wyraźnie czegoś poszukując.

Nagle we wnęce pod ścianą salonu rozbłysło nikłe światełko. Zgasło i znowu rozbłysło.

Na twarz ponad skórzanymi butami wypełzł złośliwy uśmieszek.

W blasku telefonicznej latarki dłoń odnalazła przenośny malarski reflektor i włączyła przycisk. Jaskrawe światło zalało kąt pokoju, obrysowując białą poświatą nagie ciało na materacu.

Było to ciało młodego mężczyzny. Najwyraźniej złożono je tutaj niedawno, bo nie zdążyło zsinieć, mimo panującego tu chłodu. Smukłe nagie uda i przedramiona pokrywała jednak gęsia skórka, a torsem wstrząsały delikatne dreszcze. Choć te ostatnie mogły być równie dobrze spowodowane przez preparaty, które sączyły się z plastikowej butelki umieszczonej na stojaku takim, jak do kroplówek, ulokowanym w pewnej odległości za głową leżącego.

Przybyły przed chwilą mężczyzna uważnie śledził krople płynące przez plastikowe rurki. Wreszcie uśmiechnął się sam do siebie. Przebiegle, złośliwie.

- Jak ssssię masssssz, Harry Potterze? - zasyczał.

Gdyby młodzieniec, rozciągnięty na materacu, mianowany Harry Potterem, był w tym momencie świadomy, z całą pewnością rozpoznałby po tym syku Thomasa Riddle'a, byłego już profesora religioznawstwa z Hogwartu. Słynnego na cały naukowy świat błyskotliwymi interpretacjami obrzędów funeralnych**. Zupełnie nieznanego od strony swojej złowrogiej, morderczej działalności.

- I co też sssSeverussss w tobie widzi... - Thomas Riddle, stojący przy nieruchomym ciele Harry'ego Pottera, zadziwił się głośno sam do siebie.

Uważnie ocenił wzrokiem leżącego. Trącił czubkiem buta nieruchomą stopę. Przykucnął przy materacu, podkładając pod kolana złożony w kostkę koc, który niedbale rzucono tuż obok. Tak jakby liczono na to, że nieprzytomny człowiek da radę sam siebie nim przykryć!

Riddle uniósł nogę młodego mężczyzny. Pogładził miękką skórę pod kolanem. Niemal czule popieścił wystające kości. Puścił kończynę. Opadła bezwładnie, podrzucając członkiem do góry.

Szczupli chłopcy mieli podobno długie fiuty i w przypadku Pottera okazało się to prawdą. Długi i całkiem zgrabny - ocenił Thomas. Snape'owi na pewno się podobał. Ciekawe, jak go dotykał... Tom objął go lewą dłonią i spróbował kilku chwytów na penisie Harry'ego. Zdecydowanie był przyjemny w dotyku. Ciepły, mimo panującego tu chłodu. Delikatny, na przekór szorstkości koca, który zostawiono mu jako okrycie. Po kilku minutach głaskania twardniejącego trzonu Tom przeniósł palce na główkę i zaczął bawić się napletkiem, wyciągając go tak, jakby miał zamiar go zerwać. Nieprzytomną twarz Harry'ego wykrzywił lekki grymas.

- Jakiś ty delikatny! - zakpił Riddle. Zsunął napletek z zaróżowionej główki penisa. Gładził ją długimi palcami do momentu, w którym nie wydusił z ciała Harry'ego pierwszych kropelek świadczących o pobudzeniu układu płciowego.

- Dziwka! - ścisnął boleśnie członek Harry'ego i splunął z pogardą gdzieś w okolice jego stopy. - Podnieca się, jak zwierzę.

Jakoś nie brał pod uwagę tego, że właśnie potraktował Harry'ego nawet gorzej niż zwierzę. Jak przedmiot.

Nieprawda! Właśnie to miał cały czas na uwadze! Miał zamiar używać tego ścierwa jak przedmiotu. Jak szmaty do podłogi albo szczotki do kibla. Miał zamiar zgnoić ten kawał ludzkiego mięsa, zanim użyje go do obrzędu, który raz na zawsze zakończy pewien rozdział w jego życiu. Pozwoli domknąć jedną jego część i spokojnie pójść dalej.

W ostatnich miesiącach Riddle dostawał z nerwów prawdziwej kurwicy po tym, gdy odkrył, z kim tak naprawdę pieprzy się Severus Snape. Miał chęć udusić sam siebie za błąd, jaki popełnił przed laty, oszczędzając marne życie tego bachora! A teraz wreszcie się cieszył! Przejrzał bowiem na oczy i pojął, że zabicie niemowlaka nigdy nie dałoby mu takiej przyjemności, jak zrobienie tego samego dorosłemu mężczyźnie. I to jeszcze tak atrakcyjnemu jak Potter!

Pomyśleć, że to śliczne ciało było całkowicie zdane na łaskę i niełaskę Toma. Że mógł z nim zrobić cokolwiek...

- Zabawimy się trochę, sssskarbie. - zasyczał złowrogo.

Z kieszeni płaszcza wyciągnął ostry nóż. Ostrożnie wyjął go ze skórzanej pochwy. Przyłożył do lewego uda Pottera i naciął. Krew popłynęła rwącym strumieniem. Wbił czubek głębiej w płytką ranę i zakręcił nim w środku, wywołując skurcze na twarzy chłopaka.

Zabawne, że nawet otumaniony prochami, nawet nieprzytomny człowiek był w stanie odczuwać ból i reagować nań. Mieszanka, którą podał chłopakowi działający na zlecenie Riddle'a niejaki Ogrodnik, blokowała połączenia między mięśniami, a sterującym nimi ośrodkiem nerwowym, uniemożliwiając ruchy, w tym jakąkolwiek obronę oraz ucieczkę.

Tom błogosławił teraz swoją znajomość z Ogrodnikiem mocniej nawet, niż kiedykolwiek wcześniej! Gdyby nie on, Riddle nie mógłby się teraz bawić!

Dalej grzebał końcem noża w udzie Harry'ego, powiększając ranę i upajając się metaliczną wonią krwi. Zlizał kilka kropel z czubka noża. Smakowała jak... jak krew. Nie lepiej ani gorzej od każdej innej. Co on sobie myślał?! Że skosztuje jakiegoś nektaru? Mitycznej ambrozji? To tylko, kurwa, krew!

Te ludzkie wydzieliny... u wszystkich, niestety, i wyglądają i smakują podobnie. Nic specjalnego!

To było takie przykre! Przez lata podobnych zabaw zobojętniał na wszystko, co robił. Gdy był w tym domu ponad dwie dziesiątki lat temu i otwierał ciała rodziców tego bachora, doświadczał tylu emocji! Euforia, oszołomienie. A teraz... A teraz nic! Choć w sumie... było tam coś. Nie radość, nie ekscytacja, choć tego się właśnie spodziewał. To bardzo pragnął czuć! Lecz czuł jedynie gniew. Narastający z każdą minutą. Gniew, którego właściwym obiektem nie był nawet ten młody mężczyzna, leżący przed nim z wdziękiem worka kartofli i śmierdzący już prawie tak samo, jak przegniłe łęciny.

Prawdziwym obiektem świętego gniewu Thomasa Riddle'a był Severus Snape. To jego Tom chciałby widzieć tu, na tym materacu. To w jego ciele chciałby móc grzebać nożem albo palcami. To jego łez albo spermy skosztować. I jego wreszcie udusić. Albo poderżnąć mu gardło, albo i jedno i drugie. Zadać wymyślne cierpienie, jak to robiono w dawnych wiekach podczas publicznych tortur.

Chwilę jeszcze kręcił nożem w udzie Harry'ego, po czym nagle niemal gwałtownie wstał. Psiknął na ranę jakimś aerozolem, który stał obok materaca. Przyrzucił maltretowane ciało kocem, na którym klęczał, wyłączył malarski reflektor i odszedł gdzieś w głąb mrocznego domu.

Ciemność otoczyła ciało na materacu swoim ochronnym ramieniem. Cisza wionęła chłodem na spocone czoło. Razem zadumały się nad leżącym. Co się z nim tutaj stanie?

Był taki śliczny i młody. I nie zasługiwał na to, by traktować go tak okrutnie! A nawet gdyby był paskudny i stary... Też nie powinien doświadczać podobnego znęcania się nad sobą!

**********************

W kolejnych dniach, a właściwie nocach, podobne sceny się powtarzały. Każdego wieczora pod osłoną ciemności cichy, mroczny dom i jego tymczasowego lokatora odwiedzał Tom Riddle. Za każdym razem odrobinę poszerzał i pogłębiał ranę na udzie przetrzymywanego tutaj mężczyzny. Grzebał w niej nożem i własnymi palcami. Molestował też Harry'ego, stymulując jego penisa aż do mechanicznego wytrysku. Nie zawsze to się udawało.

Niemal za każdym razem ciało Pottera broniło się przed dotykiem, instynktownie identyfikując dłoń Riddle'a jako obcą. Im jednak bardziej młody mężczyzna nieświadomie się spinał, tym bardziej Tom nie ustawał w zabiegach, których celem było zobaczenie spermy Harry'ego.

Nie mógł sobie tego odmówić z dwóch powodów. Robiąc to, po pierwsze potwierdzał swoją władzę nad Potterrem. Po drugie, każde spuszczenie chłopaka w dłoń Riddle'a było jak splunięcie w twarz Severusowi.

Masturbując Harry'ego, upokarzał ich obu: byłego partnera i jego obecnego kochanka. Wyciśnięcie białawej wydzieliny z członka równało się też, na poziomie symbolicznym, przejęciu wewnętrznej mocy tego, który spermę oddawał. Riddle mieszał ją z krwią płynącą z co dzień otwieranej rany i zlizywał z dłoni, i spomiędzy palców. Powtarzał tym samym rytualne gesty występujące w tak wielu kulturach, zwłaszcza pierwotnych, które ze czcią traktowały ten owoc męskiego ciała.

To, co robił z Harrym przypominało odwrócony rytuał inicjacyjny plemienia Etoro*** z Papui Nowej Gwinei. Zamiast karmić chłopaka swoim nasieniem, przyjmował jego, a wraz z nim, jego młodzieńczą siłę. Nie tracił przy tym ani odrobiny swojej godności, nie zniżał się bowiem do pieszczot oralnych.

Klęczenie przed partnerem i zadowalanie go ustami było poniekąd oznaką uwielbienia lub uległości, a Thomas Riddle poza krótkim okresem zdominowania przez Horacego Slughorna nie ulegał nikomu i przed nikim nie klękał. Za to teraz miał dosłownie u swoich stóp młodego mężczyznę, z którym niedługo będzie mógł zrobić wszystko.

Że też sam sobie narzucił tę ramę jesiennego przesilenia! Tak bardzo chciałby już, teraz, dzisiaj... Zanurzyć dłonie w głębinach jego ciała, wydobyć ze środka serce, skosztować tętniącej krwi. Konieczność postawienia granicy samemu sobie wywoływała nieopisaną frustrację!

Przed Potterem czas, jaki upływał od pozyskania ciała do jego użycia, wynosił maksymalnie dobę. Nigdy żadne z ciał nie wymagało też tak skomplikowanej logistyki i takiego nakładu środków. Specyfiki Ogrodnika kosztowały i to niemało! Oprócz kosztów finansowych, Riddle ponosił również inne - emocjonalne.

Zauważył na przykład, że myśli o tym bachorze. Kładąc się do snu w miękkim, ciepłym łóżku, myślał, jak bardzo tamten marznie pod swoim cienkim kocem. Pijąc poranną kawę i jedząc kolejne posiłki zastanawiał się, jak smakują płyny wlewane w żyły Harry'ego. Ubierając się, miał przed oczami jego nagość. Grzejąc twarz na słońcu, wyobrażał sobie mrok, w jakim tamten non stop był zamknięty. Słuchając rozmów przechodniów na ulicy, śpiewu ptaków w parku, szumu drzew czy pomruku aut, czuł przejmującą ciszę, jaka panowała w tamtym starym domu.

Gdyby nie to, iż nie był zdolny do podobnych uczuć, pomyślałby, że w jakiś pokręcony sposób przywiązuje się do swojej ofiary. Niemal się... zakochuje?

Na szczęście w dniu, w którym postawił sobie to pytanie o własne uczucia względem Harry'ego, ciało Pottera postanowiło po raz pierwszy wydalić przetrawione kroplówki i prochy, a widok mimowolnie opróżniającego się pęcherza i jelit skutecznie wbił Riddle'owi z głowy wszelkie uczuciowe bzdury.

***********************

Od dnia, w którym zachowanie Harry'ego wywołało odrazę na twarzy Thomasa Riddle'a, upłynęły już trzy doby. W tym czasie ze stosunku Toma do jego młodego więźnia niemal całkowicie zniknęły nawet cienie wyższych uczuć.

- Tęsssskniłeś? - Zapytał Tom z pogardą, szarpiąc włosy Harry'ego w brutalnej imitacji czułego pogłaskania.

Porównał dzisiejsze dotykowe wrażenia z tymi, których doznał w pierwszy dzień po instalacji chłopaka w tym miejscu. Wtedy włosy były jedwabiste. Teraz jakby zesztywniały. Nie ma się co dziwić. W końcu dziś mijał tydzień od przybycia Harry'ego do tego domu! Tydzień bezwładnego leżenia w tej norze. Tydzień bezruchu i odżywiania wyłącznie czymś w rodzaju kroplówki.

Riddle trącił palcem wskazującym urządzonko leżące na metalowym stoliku, ustawionym na podłodze w bezpiecznej odległości od materaca. Tak, aby nikt nie mógł go potrącić i przypadkowo uszkodzić. Wielkością przypominało telefon komórkowy i, podobnie jak działająca komórka, migotało nikłym blaskiem. Gdy Tom stąd wychodził, ten mały kawałek plastiku i metalu stanowił jedyne źródło światła w pomieszczeniu. Nie było to zresztą światło, przy którym można było cokolwiek dostrzec! Ot, tylko pulsująca dioda..

Sprzęt był z jednej strony przyczepiony do silikonowych worków przypominających takie z kroplówką, jakie widuje się w szpitalnych salach. Z drugiej, za pomocą dwóch giętkich rurek wpięto go w lewą dłoń Harry'ego.

To zadziwiające, w jaki sposób Ogrodnik potrafił łączyć najnowszą technologię z prastarą medyczną wiedzą! Skąd brał jedno i drugie, tego Tom nie wiedział i, w sumie, nie potrzebował wiedzieć. Dla niego liczył się efekt. Czyli, w tym przypadku, możliwość utrzymania tego człowieka przy życiu do dwudziestego drugiego września. Jeszcze trzy dni!

- Czy ty w ogóle cokolwiek teraz myślisz? - Głośno zastanowił się Riddle. - Bo czujesz chyba niewiele...

Mówiąc te słowa, Thomas zbliżył palec wskazujący prawej dłoni do rany na udzie Harry'ego. Najpierw pomasował ją płytko, po samej powierzchni, a potem gwałtownie wepchnął po cały środkowy paliczek****. Dręczony mężczyzna jęknął przeciągle.

Na płytkie nacięcia nożem albo dotyk na powierzchni tej rany
już nie reagował po tym, jak zielarz zwiększył lub zmienił mu dawkę czegoś, co płynęło plastikowymi rurkami. Żeby wywołać grymas bólu na jego poszarzałej twarzyczce, Tom musiał naprawdę się starać!

Gdy wyciągnął palec z rozjątrzonego ciała, gorąca krew Pottera skapnęła mu na spodnie.

- Przez ciebie się ubrudziłem! - warknął zirytowany.

Dobrze, że Ogrodnik pomyślał o wszystkim i przygotował środek tamujący krwawienie! Wystarczyło popsikać i po chwili rwący strumień krwi zmienił się w drżącą galaretkę.

Riddle uskubał jedną taką grudkę. Położył ją na języku. Sięgnął po drugą. Chwilę poobracał w palcach, po czym ścisnął i rozgniótł.

- Normalnie jak jakiś kawior! - Parsknął śmiechem. - Może i nieźle sssssmakuje - zasyczał nad uchem Harry'ego - ale śmierdzi gorzej niż szambo! Ty cały tak śmierdzisz, gnoju!

Jakby na potwierdzenie tych słów z penisa Pottera zaczął skapywać mocz.

- Nieee! - zawołał Riddle. - Nie wytrzymam tego dłużej!

Odskoczył jak oparzony od bezwładnego ciała, rozciągniętego na materacu. Niby Potter tylko tam leżał, ale jego organizm działał mechanicznie, jak jakaś durna maszyna. Trawił leki i narkotyki, a potem wydalał.

- I jeszcze się zesrałeś...

Obrzydzenie w głosie Riddle'a chyba nie mogło być większe.

- Jak bydlę.

Fetor przetrawionych i wydalonych medykamentów był naprawdę odrażający. Nagle Riddle roześmiał się złośliwie. Wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął obfotografowywać Harry'ego ze wszystkich stron.

- Poślemy Sevowi sweet focię? - zakpił, wybierając z kontaktów numer telefonu byłego partnera.

- Ciekawe, czy teraz mu się sssspodobasssz?!

Załączył plik zdjęć do pustej wiadomości. Telefon chwilę mielił dane, aż wreszcie poinformował o przesłaniu materiału.

- Ja po czymś takim nigdy bym już na ciebie nie spojrzał. - Tom ponownie przykucnął przy materacu Harry'ego. Nieprzyjemny zapach znów uraził jego nozdrza.

- Trzeba coś z tobą robić, bo nie wytrzymam i cię zajebię! Igor! - Riddle wydarł się do telefonu, gdy Karkarow odebrał połączenie - Przyjedź tu sam albo weź Lucka. To ścierwo cuchnie, jak jakaś padlina. Muchy zaraz się zlecą, jak tak dalej pójdzie!

Chwilę nasłuchiwał komentarzy kolegi.

- Umyć go trzeba! - rozkazał. - Weź to jakoś zorganizuj, bo nie zniosę dłużej tego smrodu!

- Hortulanie***** - wykonał drugi telefon, przemawiając do kolejnego rozmówcy nieco spokojniej, niż do Karkarowa. - Musisz przyjechać i pomóc... sam wiesz przy czym. Śmierdzi tak niemiłosiernie, że gówno to przy nim perfuma! Może mu na to coś dasz? Żeby tak nie cuchnął!

W milczeniu słuchał wyjaśnień Ogrodnika, który cierpliwie tłumaczył, dlaczego z ciała Harry'ego płyną tak niemiłe wonie. Organizm żywił się wyłącznie witaminami i elektrolitami z kroplówek oraz substancjami psychotropowymi. Urządzenie przypominające wyglądem pompę insulinową podawalo też różnego rodzaju leki uspokajające i zwiotczająco-paraliżujące, zarówno naturalne, takie jak kurara czy rauwolfia żmijowa oraz syntetyczne, w tym chlorek suksametonium albo bromek pankuronium******. Mieszanki tych substancji śmierdziały nawet przed wstrzyknięciem do krwioobiegu, a co dopiero po przetrawieniu!

Riddle przyjął do wiadomości tłumaczenie Ogrodnika. Skoro tak, to trudno! Najwyżej założy maseczkę z jakimś filtrem. No i zarządzi częstsze mycie bachora. Albo pieluchę dla dorosłych każe mu kupić. Ta ostatnia myśl nawet go rozbawiła. Wtedy, ponad dwadzieścia cztery lata temu mały Potter też latał w pieluszce. Historia zatoczyła koło, niech więc powtórka będzie jak najbardziej realistyczna, a główny bohater wygląda dokładnie tak, jak przed laty! Już i tak nie mówi, i nie chodzi, jak wtedy, przed dwiema dekadami. Jest goły jak niemowlątko. Jak doda się mu pieluchę, będzie praktycznie i czysto. I upokarzająco.

**********************

Igor z Ogrodnikiem pojawili się w Dolinie Godryka w przeciągu półtorej godziny. Ten drugi bez słowa odłączył ciało Pottera od urządzenia. Ten pierwszy rozłożył przy materacu czarny plastikowy worek, jakiego używano do transportu zwłok.

- Co robisz, kutasie?! - ryknął Tom, unieruchamiając dłoń Karkarowa, gdy ta złapała Harry'ego za nogi i zaczęła ściągać bezwładne ciało na plastikową płachtę.

- Chciałeś, żeby go umyć? To się nie rzucaj, Tom!

- Ale worek? Igor! - Tom rzucił krótki komunikat. - Jak zamierzasz go umyć w tym?

- Muszę go gdzieś zabrać, a jeśli nie zauważyłeś, jest kompletnie goły. Nie ubiorę skurwiela, bo to tak, jakbym miał ubierać zwłoki. Jest równie bezwładny. A tak... elegancko przewiozę w jedną i drugą stronę. I nikt się nawet nie zdziwi, czemu komendant policji ma w aucie taki worek.

- Tylko go w tym nie uduś! - Riddle patrzył uważnie na dłoń Igora, gdy ta zaciągała błyskawiczny zamek. - Hej! - Zatrzymał ją nagle mocnym uściskiem - Nie zasuwaj do końca.

- Aleś ty troskliwy! - zakpił Karkarow. - W czasie, gdy jego tu nie będzie, mógłbyś tu trochę posprzątać - wycedził przez zaciśnięte zęby i podał Riddle'owi jakąś ciemną torbę.

W odpowiedzi Tom rzucił mu spojrzenie, które powinno zamienić zuchwalca w kamień.

- To twoje zwierzątko, Tom - Karkarow zwrócił koledze uwagę zmęczonym głosem, podobnym do tego, jakim matki tłumaczą kolejny raz tę samą sprawę swoim dzieciom. Na przykład zasady opieki nad domowym pupilem.

- Nie uważasz, że mógłbyś po nim posprzątać, skoro to my wyprowadzamy go na spacer?

Po tych słowach Igor wspólnie z Ogrodnikiem chwycili czarny worek z zamkniętym w nim ciałem. Wyszli z pomieszczenia, a po chwili i z domu.

***********************

Riddle czekał całe cztery godziny, zanim usłyszał odgłosy, zwiastujące ich powrót.

- Co tak długo?! - warknął groźnie.

- Autem musiałem jechać! - odburknął Karkarow. - Jakoś nie nauczyłem się teleportować...

Gdy wydobył ciało Harry'ego z worka, podszedł do Riddle'a i zaczął robić mu wyrzuty.

- Sluchaj, Tom! Sprzątam po naszych zabawach, wywożę wszystkie ścierwa. Zacieram ślady. Jestem jak, kurwa, serwis sprzątający! Lucek nie robi nic, tylko rucha. Ty przynajmniej dostarczasz towar, ale poza tym masz wyjebane na wszystko! Więc teraz...

Riddle nie pozwolił Karkarowowi na dokończenie zdania. Wbił mu paznokcie w gardło, jak jakiś sęp.

- Trochę sssszacunku, kolego! Chyba zapomniałeś, do kogo mówisssssz?!

- Chciałbym zapomnieć - wychrypiał komendant policji. - Pozbądź się go jak najszybciej, Tom - nalegał, ściskając ramię Riddle'a. - Nie podoba mi się ta sprawa! Już ta akcja z Crouchem, Billem i filmami była szaleństwem. A to, co teraz odstawiasz... To może skończyć się źle! Przez twoją prywatną obsesję wszyscy możemy wpaść. Nie dość, że rżniemy dupy i mordujemy niemal w samym środku miasta...

- Przecież ty nie rżniesz, Igor! - Thomas parsknął z pogardą.

- Na miłość boską, Tom! Musisz być takim złośliwym kutasem?! - zawołał Igor z bólem w głosie.

W odpowiedzi na jego słowa Riddle wygiął usta w pogardliwym uśmieszku.

- Muszę. - Przytaknął twardo. - A ty musisz tak trząść gaciami? Nie wystarcza ci, że trzęsiesz komendą?

- Tom, możemy iść za to siedzieć! Stracić wszystko!

- Jakoś do tej pory to ci nie przeszkadzało?!

- Bo do tej pory nigdy nie postępowałeś tak irracjonalnie!

Komendant odciągnął Thomasa w kąt pomieszczenia. Obydwaj przez chwilę obserwowali Ogrodnika, który podpinał Harry'emu plastikowe rurki do wenflonu umiejscowionego w prawej ręce i programował urządzenie sterujące podawaniem kroplówki, narkotyków i środków zwiotczających mięśnie.

- Wróciłeś na miejsce pierwszej zbrodni - cicho tłumaczył Karkarow. - Zachowałeś się jak typowy psychopata z taniego kryminału. I dalej tak się zachowujesz. Pieścisz się z tym gnojkiem, jakby był Bóg wie kim! Jakbyś miał jakiś odwrócony syndrom sztokholmski! Skończ z nim Tom, zanim on skończy ciebie!

Riddle posłał Igorowi niemal mordercze spojrzenie, a potem przylgnął wzrokiem do Harry'ego.

- Ty myślisz, że nikt o niczym nie wie?! Że nikt go nie szuka?! - Igor sączył mu swój niepokój i gniew wprost do ucha. - Jak jechałem do miasta, w radiu znów o nim trąbili! - Westchnął ciężko i przetarł dłonią czoło. - Przecież wiesz, że część mojej komendy działa w tym pierdolonym "Feniksie" i szukają chłopaka na dwa fronty! Jako policjanci i wolontariusze. Bill już jest spalony. Chuj od maja nie pokazał się na komendzie. Pewnie wywiał na jakiś wypizdów, gdzie nikt go nie znajdzie po tej całej aferze z filmami. Jakby tego było mało, Moody wziął mnie na celownik! Zachowuje się tak, jakby wiedział, że brałem w tym udział! Skanuje wszystko tymi ślepiami, aż mnie ciarki przechodzą.

- I cio? Igolek się nam psestlasył? - Riddle zaseplenił, jakby mówił do małego dziecka. Złapał policzek kolegi w dwa palce i potrząsnął skórą tak, jak czasem robiono to dzieciom.

- Nie wkurwiaj mnie, Tom! - krzyknął komendant w odpowiedzi na ten gest i towarzyszące mu słowa.

- Nie, Igor! To ty mnie nie wkurwiaj! - Głos Riddle'a brzmiał zimniej i ostrzej od krawędzi lodu. - Nie zmuszałem żadnego z was do uczestniczenia w tym, co robię. Boisz się i chcesz się wycofać? Twój wybór. Tylko pamiętaj, że na każdego z was mam materiały lepsze niż na tego biednego gówniarza. A co do Pottera... Może i mam obsesję... No i co, kurwa, z tego?! Czy ja ci każę cokolwiek z nim robić?!

- Nie - Karkarow zamruczał pod nosem. - Nic nie muszę ani nie musiałem robić, poza przygotowaniem mu tego miejsca, zwiezieniem sprzętu, kąpaniem... Poza tym rzeczywiście nic przy nim nie robię! - głos komendanta ociekał ironią.

- Za to sprzątać nie będziesz! - odgryzł się Tom. - Po wszystkim puszczę z dymem tę ruderę, tak że tylko smród po nim zostanie!

- Brawo, Tom! - zakpił Karkarow. - Niezwykle dyskretnie...

Podczas gdy dwaj koledzy znający się jeszcze z ministranckich czasów kłócili się mniej lub bardziej zawzięcie, Ogrodnik zachowywał godność i siedział, a właściwie działał cicho. Gdy skończył, stał tylko, czekając na dalsze polecenia lub prośby swojego pana.

Nigdy nie myślał tak o Riddle'u. Nie uznawał za kogoś, kto nim kieruje lub rządzi. A jednak stawiał się na jego wezwania i realizował zamówienia. Dlaczego to robił? Chyba po prostu z nudów. Kurewsko nudził się w swoim poukładanym życiu zielarza.

Miał sieć dobrze prosperujących szkółek i kwiaciarni. Hodował i sprzedawał mniej lub bardziej egzotyczne rośliny. Oprócz roboty u siebie, pracował na pół etatu w ogrodzie botanicznym. Celebryci zamawiali u niego dekoracje na eventy i śluby. Wszystko to było jednak takie nudne! Przewidywalne... Podobnie jak sporządzanie ziołowych lekarstw czy kosmetyków. Nawet eksperymenty z narkotykami nie sprawiały mu już większej satysfakcji. Chyba był po prostu takim życiowym malkontentem, któremu nie dało się dogodzić.

Tom Riddle, poznany gdzieś, kiedyś, przypadkiem, wniósł w jego życie element ekscytacji. Inspirował przy tworzeniu eksperymentalnych mieszanek. Poza tym, trochę się na tym znał.  Jako religioznawca miał w małym palcu wiedzę na temat rytualnych używek. Praca z nim była, doprawdy, miłą odmianą po serii kontaktów z ignorantami!

Poza tym, Riddle łamał wszelkie granice prawa i moralności! Dzięki niemu Ogrodnik mógł uczestniczyć w czymś, co stanowiło odpowiedź na jego własne, skrzętnie ukrywane fantazje i pragnienia.

Thomas skinął mu teraz głową w geście podziękowania. Ogrodnik cicho wyszedł z pomieszczenia. Chwilę później podążył za nim Igor.

Noc była jeszcze młoda i komendant postanowił się napić. Nie napić - najebać do nieprzytomności. Musiał choć na chwilę przestać analizować tę sytuację, która z każdym kolejnym dniem coraz bardziej go przerażała.

W opuszczonym domu zostali tylko Thomas Riddle i Harry Potter. Choć tego ostatniego i tak jakby w ogóle tutaj nie było.

**********************

Riddle zbliżył się do Harry'ego tym razem bez obrzydzenia wymalowanego na twarzy. Ciało było odświeżone i nie tylko umyte, ale nawet wygładzone jakimś przyjemnie pachnącym olejkiem. Podniósł bezwładną rękę i uważnie ją obwąchał. Spisali się ci jego ludzie!

Nasmarowanie czymś Pottera było mądrym posunięciem. Przywróciło ciału miękkość z początku ubiegłego tygodnia. Igor z Ogrodnikiem ogolili też gnoja. Tom dotykał gładkiego policzka z prawdziwą przyjemnością. Nie żeby tamten zarost był jakiś zły, ale do wizji niemowlęcia sprzed lat lepiej pasowała ta gładziutka skórka.

Kąpiel podziałała na chłopaka wręcz ożywczo. Jakby był jakąś rośliną, która marniała bez wody...

Umyli mu włosy, które na powrót stały się jedwabiste. Tom przeczesał je palcami.

Może kiedy odwiedzi go jutro, Potter znów będzie leżał we własnym gównie, budząc tylko odrazę. Teraz znowu był śliczny, kuszący. Rozkosznie po tej kąpieli rozgrzany. Wodząc dłońmi po całym jego ciele, Tom zaczął czuć rosnące w nim pożądanie. Rozpiął i rozchylił spodnie. Jedną dłonią masował swojego penisa i jądra, drugą zaś przesuwał po męskości Harry'ego. Czyste, ciepłe i pachnące ciało pobudzało go z mocą afrodyzjaku. Z trudem powstrzymał się od wytrysku, starając się zachować spermę tak, jak to zalecali taoiści albo tantryści. Na szczęście orgazm można było osiągnąć nie tylko razem z wytryskiem. Takie suche szczytowanie było nawet mocniejsze, niż to połączone ze spuszczeniem się. Jęczał i drżał na całym ciele, czując prawdziwą rozkosz seksualnego zaspokojenia.

********************

Niemal w tym samym momencie, w którym Riddle trząsł się w ekstazie przy ciele Harry'ego, kilkadziesiąt kilometrów od tego miejsca Severus Snape odchodził od zmysłów przeglądając wciąż na nowo i na nowo zdjęcia ukochanego, jakie przesłał mu Thomas.

Od chwili zniknięcia Harry'ego odbierał wszystkie połączenia i odczytywał wszystkie wiadomości tekstowe w telefonie oraz maile, nawet z nieznanych i podejrzanych numerów, łudząc się, że kolejny przyniesie mu jakąś wiadomość o Potterze. Liczył się z tym, że nie usłyszy ani nie zobaczy nic przyjemnego, ale i tak zdjęcia przesłane przez Toma zmroziły mu krew!

Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to całkowity brak świadomości u chłopaka! Leżał na brudnym materacu, jak jakaś kukiełka. Wielka rana na prawym udzie zionęła czerwienią krwi. Profesora zemdliło na sam widok jej rozognionego wnętrza. Oby tylko oprawca nie uszkodził Harry'emu mięśni do tego stopnia, by spowodować trudności w poruszaniu się. Oby nie zakaził tej rany!

Harry na zdjęciach był taki bezbronny! Leżał całkowicie nagi i chyba tam marzł, bo jego ciało miało niepokojący blady odcień. Poza tym, Severus nie widział na zdjęciu żadnego okrycia. Kołdry ani koca... Nic. A przecież Harry był raczej zmarzluchem! Jeszcze dostanie zapalenia płuc!

Snape aż jęknął z bólu, gdy wyobraził sobie, jak jego partner musi się czuć w tamtym miejscu, w którym aktualnie jest. Z oczu pociekły mu prawdziwe łzy, gdy uświadomił sobie stopień upokorzenia, jakiego doznawał Harry. Był nagi, otumaniony, podłączony do jakiejś kroplówki, którą pompowano mu w żyły nie wiadomo co. Dolna połowa jego ciała była pokryta ekskrementami... Jak dobrze, że był nieprzytomny i sam siebie nie widział! Jakże by czuł się tym upodlony!

Patrząc na te zdjęcia Snape zastanawiał się, jak on sam mógł kiedykolwiek w życiu czuć miłość do Riddle'a?! Jak mógł pożądać kogoś, kto czynił aż takie zło... Kto tak bardzo za nic miał ludzką godność!

- Trzymaj się, skarbie! Kocham cię, kocham! - Tak sercem i myślami Severus mówił do Harry'ego ze zdjęć. - Znajdę cię, obiecuję!

Gorączkowo szukał wizytówki z numerem Moody'ego, a nie znalazłszy, dzwonił do Albusa.

Rektor zarządził natychmiastowe spotkanie w mieszkanku przy ulicy Wodnej, gdzie mieścił się sztab główny "Feniksa".

Może nie mieli aż takiego sprzętu, wiedzy i umiejętności jak Bill Weasley, ale Feniksowy informatyk też bez problemu włamał się do baz danych użytkowników telefonów komórkowych i właśnie ustalał miejsce logowania urządzenia, z którego wysłano zdjęcia.

W pierwszej chwili chciano też skierować Severusa na miejską komendę, by oficjalnie zgłosił otrzymanie zdjęć i wystąpił o ustalenie lokalizacji, w której zostały wykonane, a gdzie prawdopodobnie mógł znajdować się Harry. Na szczęście Albus w ostatnim momencie oprzytomniał i zakazał informowania Karkarowa o czymkolwiek.

- Nasz komendant - klarował rektor - siedzi w tym po same uszy! Jak zobaczy tę zdjęcia, poleci do Riddle'a i wspólnie ukryją gdzieś Harry'ego albo od razu zabiją. Na razie na szczęście żyje...

- Ale czemu żyje?! Nie powinien się już dawno wykończyć? - Zainteresował się Moody.

Twarz Severusa Snape'a wykrzywiła się z wściekłości.

- Człowieku, nie gadaj takich bzdur, bo nie ręczę za siebie! - ryknął.

- Nie irytuj się, profesorze - Alastor odparł spokojnie. - Skoro Potter jeszcze żyje, to znaczy, że na coś czekają. Pytanie tylko, na co?

- Może na jakiś ważny dzień? - Zaproponował Ron.

- Mabon... - cicho powiedział Snape. - Sabat Mabon.

- Cooo? - Rudowłosy policjant popatrzył na Snape'a jak na idiotę. Co ten profesor pieprzy?

- Alban Elued, od 1971 roku nazywany Sabat Mabon, to inaczej jesienna równonoc - tłumaczył Snape. - Święto plonów, i, kurwa, dożynki... On chce Harry'ego rytualnie zarżnąć! Złożyć z niego ofiarę dla jakichś bogów czy duchów... - przerażony złapał się dłonią za twarz, zakrywając usta, które wypowiedziały te słowa.

- Jest aż taki jebnięty? - zapytał Ron.

- Jest. - Potwierdził Snape. - Poza tym, to religioznawca, który ma hopla na punkcie krwawych ofiar. I wierzy, jak jacyś Aztekowie, że, zabijając, a zwłaszcza, wyrywając serce, zabiera komuś jego moc i życie.

- A to mu coś daje?

- Im więcej wyrwanych serc, tym bliżej nieśmiertelności - Snape chicho westchnął, mówiąc te słowa.

- A kiedy to ma być? Ten Sabat? - zapytał, tym razem, dla odmiany, Moody.

- Dwudziestego drugiego września. W nocy z dwudziestego drugiego na dwudziesty trzeci.

- To już... za trzy dni... - Moody zajrzał w telefon i sprawdził kalendarz.

W tym momencie do stołu, przy którym siedzieli, podszedł informatyk i podał "Szalonookiemu" karteczkę.

- Mamy lokalizację - Moody poinformował zebranych zachrypniętym głosem. - To Dolina Godryka. Dokładniejsze namiary...

- Wiem, o jakie miejsce chodzi - powiedział Snape niemal nieswoim głosem. - Stary dom Potterów w Dolinie. Tam trzymają Harry'ego.

- Naprawdę tak sądzisz? - Albus wydawał się być nieprzekonany.

- Riddle zamordował tam jego rodziców, więc może chcieć właśnie tam dokończyć to, co przerwał dwadzieścia cztery lata temu. To takie symboliczne.

- To pojebane! - krzyknął Ron.

- Jedno nie wyklucza drugiego - podsumował rektor.

- Moody, panie Weasley - błysnął okularami, obracając głowę raz do jednego, raz do drugiego policjanta. - Zbierzcie potrzebny sprzęt i ruszamy.

- Severusie! - ostro krzyknął na przyjaciela, który stał już przy drzwiach z ręką na klamce. - Spokojnie. 

Podszedł do profesora i objął jego barki.

- Twój niepokój i strach działa na jego niekorzyść! Teraz musisz szczególnie panować nad sobą!

- Teraz, Albusie - odpowiedział Snape - to ja się boję tak, jak nigdy w życiu!




*szelak - rodzaj naturalnej żywicy do ozdobno-ochronnego politurowania drewna.

**funeralny - (łac.) pogrzebowy.

***Etoro - plemię z Papui Nowej Gwinei. Rytuał inicjacyjny chłopców ma w tym plemieniu charakter homoseksualny i polega na oralnym zaspokajaniu starszych mężczyzn, którzy przez spremę mają przekazywać młodym swoją moc. Proceder ten trwa kilka lat.

*****środkowy paliczek - część kości palca. To, że Riddle wsadził w ranę palec właśnie do tej części daje pojęcie o głębokości rany, która mogła mieć 4-5 cm.

*****Hortulanus - (łac.) Ogrodnik.

******kurara - naturalny środek zwiotczający mięśnie, pozyskiwany z cebulek trójżeńca (łac. Burmannia) lub kory kulczyby (łac. Strychnos toxifera); rauwolfia żmijowa - roślina występująca w Azji; naturalny środek uspokajający (związki chemiczne o tych właściwościach są zawarte w korzeniu i kłączach);  chlorek suksametonium - organiczny związek chemiczny zwiotczający mięśnie, stosowany głównie przy intubacji tchawicy; bromek pankuronium - tzw. pavulon, długo działający środek zwiotczający mięśnie szkieletowe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro