7. Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zakończywszy wtedy rozmowę z rektorem, Snape poszedł do swojego gabinetu na tym samym piątym piętrze. Niemal się rozczarował panującym tu ładem i porządkiem. Wydziałowy serwis sprzątający nie miał zrozumienia dla nostalgii kurzu ani romantyzmu pajęczyn! Wszedłszy więc po rocznej nieobecności do swojego uczelnianego gabinetu, Severus Snape poczuł się tak, jakby opuścił go zaledwie wczoraj, a minionego roku jakby po prostu nie było.

Usiadł przy biurku i przez chwilę przeglądał zawartość szuflad, po czym uruchomił komputer i zalogował się na swoje uczelniane konto, by sprawdzić wydziałową pocztę. Odczytując korespondencję, w której dziekanat informował go o grafiku wykładów i seminariów, jakie przydzielono mu w tym roku akademickim, intensywnie myślał nad pomysłem Dumbledore'a. Im dłużej się nad nim zastanawiał, tym bardziej przyznawał staruchowi rację. Pomoc naukowa naprawdę się przyda.

Wielu profesorów miało swoich prywatnych sekretarzy czy też asystentów, którzy ogarniali grafik konferencji, imprez i odczytów, pilnowali terminów oddawania tekstów do druku, użerali się z wydawnictwami, umawiali wywiady. Być może Potter mógłby się tym zajmować, ale przede wszystkim - powinien go inspirować do pracy. Snape próbował już parę lat temu przysposobić w ten sposób jednego z własnych doktorantów, ale koniec końców niedoszły kandydat nie zdał testu, jaki we własnej głowie przeprowadził na nim profesor.

Tamten student był mądry i nadawał się świetnie pod względem intelektualnym, ale zupełnie nie pasował wyglądem i zachowaniem. Uśmiechał się w tak irytujący sposób i miał takie blade rzęsy nad zbyt jasnymi oczami. W ogóle cały był jakiś... wypłowiały.

Ciekawe, jaki był TEN Potter? Severus znał przed laty innego. Brązowookiego okularnika z bezczelnym uśmiechem, który z niego szydził, który się z nim bił. Upokarzał go setki razy. Odebrał mu dziewczynę, niemal osobiście popchnął w ramiona mężczyzny.

A teraz, po latach, miałby pracować i w dodatku zamieszkać razem z jego synem? Który był równocześnie synem Lily... I który samym swoim istnieniem dowodził zdrady, jakiej dopuściła się ukochana Severusa. Pozwoliła wpłynąć w siebie Jamesowej spermie..., przyjęła ją w siebie i wyszła jej naprzeciw. Ich dwie połączone komórki dały początek nowemu życiu. Zamyślił się, wstukując w wyszukiwarkę interesującą go frazę.

Co będzie, jeżeli w TYM Potterze zobaczy swojego dawnego wroga i swoją dawną ukochaną? Czy nie wybuchnie nienawiścią, jeżeli chłopak okaże się przypominać ojca? A może zechce się na nim zemścić, odegrać za to, co robił mu James? A jeśli dostrzeże w nim Lily... co stanie się wtedy? Czy serce nie pęknie mu znowu?

Długie minuty przyglądał się znalezionym w sieci zdjęciom Harry'ego. Porównywał twarz syna z wygrzebanymi we własnej pamięci rysami jego rodziców. Na szczęście nie widział podobieństw. No może... te jego oczy. Zielone, jak oczy Lily. Choć jej były bardziej szare, a jego tęczówki wypełniał niespotykanie intensywny pigment. Może nosił kolorowe soczewki? Na podstawie zdjęcia nie można było tego stwierdzić. Należało z bliska zajrzeć w tę zieleń.

Już prawie zdecydował się, że to zrobi. Popatrzy w te dwa zielone jeziorka. Na razie przeglądał kolejne zdjęcia. Wyłaniał się z nich całkiem zgrabny brunet z artystycznie roztrzepanymi włosami, pod którymi pewnie skrywała się osławiona blizna, pamiątka po Riddle'u. Opalona skóra, smukłe dłonie, bardzo miły uśmiech.

Severus nie mógł się zdecydować, czy bardziej podobał mu się Potter z gładko wygoloną buzią, czy raczej z lekkim zarostem... Podobał?! To zdjęcia mu się podobały albo i nie. Zdjęcia, a nie ten, który był na nich uwieczniony!

Grube czarne brwi i równie ciemne rzęsy. I te ogromne oczy, tak soczyście zielone. Zdecydowanie można by w nie patrzeć, nie denerwując się ich nijakością. Ciekawe, jak wyglądały, kiedy ich właściciel czymś się ekscytował...

Mimo woli Snape sam poczuł lekkie podekscytowanie na myśl o tym, że znowu miałby z kim dyskutować na interesujące go tematy. Że zobaczyłby błysk zrozumienia w czyichś oczach. Może właśnie w tych zielonych? Gdyby można z dzieciakiem pogadać, nawet o pierdołach, choć pewnie raczej o kwestiach naukowych, bo Severus nigdy nie był dobry w rozmowach o niczym, to może rzeczywiście byłaby to jakaś motywacja do niepicia wieczorami. No chyba, że będą upijać się razem. Ciekawe czy Albus brał taką ewentualność pod uwagę? Uśmiechnął się gorzko do swojego odbicia w ekranie komputera.

W zasadzie pomysł asystenta naukowego już został zaakceptowany. A z każdą mijającą chwilą Snape był również coraz bardziej pozytywnie nastawiony do pomysłu sprawienia sobie współlokatora. Wszak był to dla niego normalny stan rzeczy. Przez większość swojego życia, nie licząc kilku samotnych lat po śmierci rodziców, mieszkał z kimś. Z kochankiem..., partnerem... Teraz miałby mieć kogoś, z kim nie łączyłyby go stosunki erotyczne.

Ciekawe, czy dałoby się to zrobić? Czy Potter nie zacząłby pociągać go fizycznie..., czy Severus nie dążyłby do przekształcenia takiej, koleżeńskiej w sumie relacji, w coś innego? Chyba nie bardzo by się dało, skoro Potter miał narzeczoną...

A, pieprzyć to! Spotka się z chłopakiem i przedstawi mu tę propozycję! Może Dumbledore naprawdę miał rację i wyjdzie z tego coś dobrego? Może Trzmiel dostrzegł w swoim koledze i młodziutkim protegowanym jakiś wspólny element, którego oni sami nigdy by nie zauważyli?

Nawet fakt, iż jego współlokatorem miałby zostać akurat Harry Potter, nagle przestał go przerażać. W sumie, byłby to nawet piękny symbol - to wzięcie pod swój dach dzieciaka, którego o mały włos nie zabił jego były partner. Może rzeczywiście przestałby wtedy mieć wyrzuty sumienia i oskarżać sam siebie o mimowolny bierny współudział w tamtej zbrodni sprzed lat...

Zdecydowawszy się na ten krok, postanowił czas dzielący go od spotkania z Potterem w gabinecie rektora zabić piwem. Najlepiej z jakąś wkładką.

*********************

Najbliżej uczelni był "Wygwizdów", w którym przesiadywały zawsze hordy studentów. Ponieważ nie chciało mu się iść nigdzie dalej, przeszedł te kilkanaście metrów, jakie dzieliły budynek uczelni od kamienicy, w której mieściła się knajpa. Kupił piwo i zaczął się rozglądać za wolnym stolikiem. Nagle jego wzrok przykuł błysk zieleni w czyichś oczach. Do tego stopnia skojarzyły mu się z oglądanymi przed chwilą na zdjęciach w Internecie oczami Pottera, że niemal odruchowo ruszył w tamtą stronę.

W kącie pomieszczenia siedział młody mężczyzna nad filiżanką kawy i przeglądał jakieś papiery, rozłożone na blacie. Od czasu do czasu upijał łyk brązowego napoju lub omiatał wzrokiem ściany lokalu. Gdy spojrzał na zbliżającego się Severusa, zieleń jego tęczówek wciągnęła profesora w siebie z siłą leśnej gęstwiny.

***********************

"Wygwizdów" był knajpą kultową, w której kolejne pokolenia żaków piły, paliły, słuchały koncertów albo przychodziły na różnego rodzaju odczyty. Harry lubił tu wpadać na jedyną w swoim rodzaju czekoladę z wiśniówką. Jeżeli miał ochotę na naprawdę dobrą kawę albo coś mocniejszego, szedł dwie przecznice dalej do "Dinesena"*, gdzie zaglądało niewielu studentów, a gdzie serwowano kawę autentycznie sprowadzaną z Afryki, podając przy okazji przeróżne nalewki i kraftowe piwa z lokalnych browarów, o których nikt nigdy nawet nie słyszał. Harry uwielbiał tutejsze piwo śliwkowe, które, nie dość że pyszne, było jeszcze bardzo mocne, dorównując deserowym winom.

Dziś jednak nie mógł sobie na coś takiego pozwolić. Za niecałą godzinę miał kolejny egzamin i dlatego siedział teraz w tej niemal uczelnianej knajpie i sączył kawę, uzupełniając karty egzaminacyjne.

Nagle powietrze nad jego głową przeciął czyjś głos.

- Można się przysiąść?

Młody kulturoznawca poderwał głowę do góry i jego wzrok został niemalże wchłonięty przez dwie czarne otchłanie. Facet, który na niego patrzył albo używał kolorowych soczewek, albo rzeczywiście miał tęczówki w kolorze źrenic. Czy to w ogóle było możliwe? Tak w realu? Harry'ego tak zaciekawiła ta kwestia, że ledwo zarejestrował słowa nieznajomego.

- Wszystkie miejsca w tej dziurze są zajęte - wyjaśniał przybysz. - Nie będę przeszkadzać, chcę tylko wypić piwo. Mogę? - zapytał, a właściwie zakomunikował swój zamiar, stawiając wysoką szklankę na stole i zagarniając w ten sposób kawałek Potterowej przestrzeni. Patrzył przy okazji badawczo, jakby ten ciemnowłosy i zielonooki chłopak z filiżanką kawy kogoś mu przypominał.

- Proszę. - Harry wreszcie zdołał z siebie coś wydusić, zajęty przyglądaniem się intruzowi.

Był starszy od niego. Miał smutną twarz, zgrabnego uroborosa** wytatuowanego dokoła prawego nadgarstka i wyglądał na bardzo zmęczonego. Ubrany był na czarno, choć poszczególne elementy jego stroju prezentowały cały wachlarz odmian tego koloru: od atramentowej czerni butów, przez szarą czerń spodni, po granatową czerń swetra. Siadając przy stoliku wyciągnął z tylnej kieszeni spodni czarną komórkę i położył ją na blacie. Równocześnie podał mu dłoń i przedstawił się:

- Severus Snape.

Harry zachłysnął się powietrzem. Niemal posłał zawartość całego stolika na podłogę, gwałtownie zrywając się z krzesła, jak uczeń nagle wyrwany do odpowiedzi. O jasna i niespodziewana cholera! Severus Snape we własnej osobie! Tutaj, przy jego stoliku!

- Bbbardzo mi miło, profesorze. Harry Potter - wydusił, prawie się jąkając i przyjmując dłoń tamtego. Była dość ciepła, niespocona, a zaoferowany przez nią uścisk był mocny. Jego własna dłoń zadrżała w uchwycie tamtych palców.

- Och... - profesor wyglądał na zaszokowanego. - Więc to naprawdę ty... - zdawał się mówić teraz sam do siebie. - Słynny Harry Potter...

- Słynny? Dlaczego? - Mięśnie Harry'ego odruchowo się spięły w oczekiwaniu na tę śmieszną nazwę, która powinna teraz paść. Jednak zamiast aluzji do losu jego rodziców i określenia "Chłopiec, który przeżył", usłyszał zupełnie inne słowa:

- Maskotka rektora.

Pogardliwie prychnął, słysząc to określenie.

- Podobno dostałeś od Trzmiela specjalne zaproszenie, żeby objąć zastępstwo w redakcji "Przeglądu" na czas mojej nieobecności? - zapytał Snape, pociągając łyk bursztynowego płynu ze szklanki.

- Tak. - Przyznał Harry.

- Dajesz mu dupy?

Chłopak niemal udławił się akuratnie upijaną kawą.

- Nie wywalaj tak na mnie tych ślepiów, bo ci soczewki popękają! - ostrzegł Severus.

- Skąd pan wie? - Harry tak się zdziwił wszechwiedzą profesora, że aż zapomniał o swoim oburzeniu.

- Nie znasz bajek o tym, że mam w oczach skaner, rentgen oraz igłę Newtona***? Słyszałeś o niej? Jak nie, to sobie wygoogluj - Snape zakpił z rozmówcy. - A tak na poważnie, światło załamuje się na soczewkach zupełnie inaczej niż na nagiej tęczówce. Krawędzie soczewek też się odznaczają na gałce ocznej. Nie tylko u ciebie.

- Jak możesz to widzieć? Z takiej odległości? - zapytał Harry przechodząc nieświadomie na "ty".

- Umiem patrzeć, Potter. A ty mi odpowiedz, co z tym rektorem. Sypiasz z nim?

- Nie! - Harry rozdarł się niemal na całe gardło, wzbudzając zainteresowanie innych gości.

- Nie wydzieraj się tak, bo ludzie sobie coś pomyślą! - warknął Snape.

- To mnie nie prowokuj! - zdenerwowany Harry znowu zapomniał o formie grzecznościowej, co wydawało się nie robić na profesorze żadnego wrażenia.

Zapadła chwila ciszy, w trakcie której z zainteresowaniem wartym lepszej sprawy kontemplowali usłojenie stołu. Po chwili Snape znów zaczął.

- Oczywiście wiesz, że rektor jest gejem? Ja zresztą też, ale tego chyba nie muszę mówić. Gadają o tym nawet kosmici w Galaktyce Andromedy. A ty?

Harry kolejny raz zadławił się napojem.

- Weź przestań pluć na siebie tą kawą, bo to obrzydliwe! - warknął na niego Severus. - Ile ty masz lat, że się zachować nie potrafisz?! - Profesor brzmiał na autentycznie zdenerwowanego. - Zadałem ci proste pytanie i oczekuję prostej odpowiedzi.

- Nie.

- Pytanie nie było proste? - Severus ukrył złośliwy uśmieszek w pianie na powierzchni piwa.

- Nie jestem gejem.

- Popatrz, popatrz! - profesor znów zakpił. - A rektor insynuował coś innego!

Słysząc to zdanie, Harry spurpurowiał z wściekłości.

- A to chuj! - wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Prawda?! - jego towarzysz ochoczo przytaknął. - Chuj jakich mało! W dodatku manipulant, krętacz i cynik. Choć w sumie... całkiem dobry człowiek...

Harry pokiwał głową na znak, że zgadza się z tą opinią na temat rektora Hogwartu.

Albus rzeczywiście był dziwnym człowiekiem, trudniejszym do rozgryzienia niż niejeden orzech. Grał ludźmi, a właściwie swoją wiedzą na ich temat, jak niektórzy szachami. Dla wrogów był bezlitosny, choć rzadko rozprawiał się z nimi osobiście. Wołał wciągać ich w sytuacje bez wyjścia oraz motać w pajęczą sieć intryg. Nielicznych ulubieńców hołubił do przesady, a w pasji sprawiania im przyjemności i zaspokajania ich, wymyślonych przez siebie potrzeb, bywał czasami niemal brutalny. W sumie, nie wiadomo, co było gorsze: status Dumbledore'owego wroga czy obiektu jego ciepłych uczuć. Wobec przyjaciół postępował bowiem z równie bezwzględną zachłannością, jak względem przeciwników.

- Jak to się stało, jeśli mogę spytać - grzecznie zaczął Harry - że pan i rektor omawialiście moją orientację?

- Zaraz tam "omawialiście"! - oburzył się Snape. - Znam lepsze tematy, Potter, niż to, z kim sypiają młodzi asystenci! Dopóki to nie wpływa na ich pracę, w łóżku mogą sobie robić, co chcą! Takie jest moje zdanie. Ja tam pod kołdrę nikomu nie zaglądam!

- Jak ma pan ciekawie pod swoją... to w sumie nie ma po co wcinać się innym! - Harry zaśmiał się cicho, a Severus niemal się zachwycił zarówno brzmieniem tego śmiechu, jak i ciętą, a równocześnie humorystyczną odpowiedzią chłopaka.

- A wiesz, Potter, że nie mam?! Rozstaliśmy się z Tomem. Zerwaliśmy bardzo romantycznie, bo na wyjeździe do Peru. Niektórzy jadą na drugi koniec świata żeby wziąć ślub albo się zaręczyć, a myśmy zerwali! - westchnął smutno.

- Z całym szacunkiem, profesorze, ale nie musi mi pan mówić takich rzeczy! To nie moja sprawa.

Harry odpowiedział w ten dość niegrzeczny sposób, poczuł się bowiem nagle cokolwiek niezręcznie. Jego niepokój wzbudziła nie tyle informacja o rozstaniu się dwóch słynnych naukowców, co ton, jakim została przekazana. Głos Snape'a brzmiał tak smutno, że budził w słuchaczu pragnienie poklepania mówiącego te słowa po ramieniu i zapewnienia, że wszystko się jakoś ułoży. I Potter zapragnął wykonać właśnie taki gest, a ta niespodziewana potrzeba okazania nieznajomemu czułości wręcz go zaniepokoiła.

- To może być twoja sprawa - odpowiedział mu Snape. - Jeżeli się zgodzisz... zastąpić Thomasa.

***************************

Gdyby nie to, że Harry opróżnił już swoją filiżankę i od dobrej chwili nic nie pił, na pewno by się teraz udusił kolejnym łykiem.

- Co pan mówi do cholery?! - krzyknął. - Zastąpić panu Thomasa Riddle'a? Ja pierdolę! Jak normalnie można składać komuś takie propozycje?!

- Potter, Potter... Uznam, że twoja głupota jest pochodną twojego wieku i niedoświadczenia, bo inaczej musiałbym nazwać cię patentowanym idiotą! - Profesor wydawał się być równocześnie rozbawiony, wkurzony, jak i zdegustowany reakcją swojego rozmówcy. - Nikt ci tutaj nie składa niemoralnych propozycji, a już na pewno nie ja!

- Nie? Więc jak mam rozumieć to zastąpienie pańskiego partnera?! - zawołał Harry podniesionym głosem.

- Całkiem normalnie i bez żadnych podtekstów! Wróciłem właśnie do kraju po rocznej nieobecności. Mam w cholerę materiałów, które muszę opracować, a nikogo do pomocy. Mój ponad dwudziestoletni związek zakończył się z wielkim hukiem. Do tej pory funkcjonowałem w tandemie i potrzebuję kogoś, kto by mnie mobilizował. Inspirował... Tom był w tym niezastąpiony! Niby każdy z nas robił swoje, ale nawzajem zachęcaliśmy siebie do pracy. Pomagaliśmy sobie - opowiadał profesor.

- Nie rozumiem... - jęknął zdezorientowany Harry.

- Czyli jesteś zwykłym tumanem, choć wyglądasz na inteligentnego! - Severus udał rozczarowanie. Teatralnie otarł łzę. O dziwo, zaczynał się dobrze bawić, wymieniając riposty z tym gówniarzem!

- Dobrze! - westchnął ciężko. - Wytłumaczę ci prosto, jak krowie na miedzy! Będziesz ze mną pracował naukowo. Na-u-ko-wo! - przesylabizował wyraz. - A nie łóżkowo. Podobna końcówka, ale początek inny, no i sens też nie ten.

Co ten Snape pierdoli? - zastanowił się Harry. Jakie, kurwa, końcówki? Był w takim szoku po słowach o zastąpieniu Riddle'a, że jeszcze nie myślał logicznie.

- Nadal będziesz kierował "Przeglądem". Tak, jak do tej pory - tłumaczył tymczasem starszy naukowiec. - Spisałeś się w tym miejscu lepiej niż ja. Pewnie dlatego, że jesteś milszy dla ludzi.

- Fakt. - Zgodził się chłopak. - Nie wszyscy lubią, żeby ich gnoić i wytykać, że są nierobami, bo zamiast pięciu artykułów na dzień napisali pięć w ciągu tygodnia.

- Nie moja wina, że jestem geniuszem! - prychnął Snape.

- W dodatku mega skromnym - Harry wbił mu szpileczkę.

W odpowiedzi Severus spiorunował go czarnym okiem ale usta wygięły mu się do góry w mimowolnym uśmiechu.

Młody był jednak całkiem niezły! Nie tylko dobrze wyglądał, ale i nie dawał się stłamsić, co w relacji ze Snapem było nie lada wyczynem! Ten Potter, podobnie jak jego ojciec, nie płaszczył się przed rozmówcą. Dogryzał mu, ale nie tak ostro jak własny ojciec. Robił to taktownie, z umiarem, jakby sondując, na ile może sobie pozwolić.

- Poza tym, zostaniesz moim asystentem, takim... sekretarzem. - Oznajmił Snape. - Coś w tym rodzaju.

- Zostanę? - zdumiał się Harry.

- Tak. Czyżbyś miał coś przeciwko?

- A mogę mieć?

- Nie. To postanowione.

- A kto tak postanowił?! - Tym razem Harry szczerze się oburzył.

- Ja. - Odpowiedział Snape. - Choć pomysł jest naszego rektora.

- Dumbledore'a?

- Tak. Chyba, że ja o czymś nie wiem, a rektor nam się zmienił dwie godziny temu. - Mężczyzna po drugiej stronie stolika zakpił bezlitośnie.

Harry spuścił głowę, zrezygnowany. Nie miał pojęcia, jak wybrnąć z tej dziwnej sytuacji.

- Profesorze - zaczął ostrożnie - czy pan, za przeproszeniem, jaja sobie ze mnie robi?

- Nie. - Snape pokręcił głową.

- I nie bawi się pan w: "jak-wkręcić-Pottera"?

- Dlaczego tak myślisz? - zapytał Severus, leniwie przeciągając się na krześle.

- Bo to kuriozalna sytuacja! - Harry zaczął nerwowo gestykulować, jakby ruchy własnych dłoni mogły mu pomóc w wyrażeniu absurdu, którego był świadkiem i uczestnikiem. - Siedzę w kawiarni w przerwie między egzaminami. Grzecznie piję kawę. Nagle przysiada się do mnie obcy facet, który przedstawia się jako Severus Snape. Najpierw mnie obraża, potem ofiarowuje mi pracę, a właściwie dwie. Jeszcze brakuje tego, żeby zaproponował mi wspólne mieszkanie!

- A chcesz? - zapytał Snape całkiem poważnie. - Ja mam duży dom, a odkąd Tom się wyprowadził, mam baaardzo dużo wolnego miejsca. - Przesadnie przeciągnął głoski w wyrazie "bardzo", jakby chciał w ten sposób podkreślić proponowany metraż.

- Nie pogrywaj ze mną, profesorze! - Harry zawołał ostrzegawczo.

- Nie pogrywam, tylko załatwiam sprawy trochę nieoficjalnie. Wolałbyś, żebym wręczył ci to na piśmie? W gabinecie rektora? Tam właśnie mieliśmy..., mamy się spotkać... Po tym, jak skończysz egzaminować.

- On to zaplanował! - wykrzyknął Harry. - Albo w momencie, w którym powiedziałem mu, że szukam mieszkania, albo dużo, dużo wcześniej.

- Czyli co, Potter, jesteśmy obaj ofiarami rektorskiej manipulacji?

- Na to wygląda!

- Podajmy zatem sobie ręce, a jego do jakiegoś sądu! - zażartował Severus.

- Przecież nie mówisz poważnie?!

Snape uśmiechnął się w odpowiedzi. Jedynie kącikami ust, ale już to wystarczyło, by wyraz jego twarzy złagodniał. Harry zdumiał się, jak bardzo ta twarz się zmieniła pod wpływem nawet tak nikłego uśmiechu.

- Więc co robimy? - zielone oczy spojrzały badawczo na mężczyznę siedzącego naprzeciwko.

- Ja w sumie nie mam nic przeciwko temu pomysłowi - odparł Severus, kończąc swoją szklankę. W tym momencie ich wspólna rozmowa podobała mu się do tego stopnia, że niemal już nie pamiętał, jak całym sobą wierzgał przeciwko idei pracy i mieszkania z Potterem. 

- A jak sobie to wyobrażasz? - zapytał Harry, znów przechodząc na "ty". - Co niby miałbym robić jako twój "asystent"? Parzyć ci kawę? - zażartował. - Ołówki temperować?

- Od kawy to mam gosposię, a ołówków nie używam. - Snape ostudził emocje bruneta. - Będziesz... czytał i analizował teksty albo zagadnienia, jakie ci wskażę. Możesz robić dla mnie notatki, uwagi albo po prostu dyskutować. Z góry uprzedzam, że jeżeli jakiś twój pomysł do mnie trafi, przywłaszczę go, wykorzystam i obrobię tak, jakbym sam to wymyślił.

- Ej, czy to przypadkiem nie nazywa się plagiat?! - młody doktor teraz się wkurzył. - Ghost writing? Albo jakiś ghost thinking?

- Ty się duchami nie przejmuj, Potter! Tak pracowaliśmy z Tomem.

- Dlaczego się z nim rozstałeś? - wypalił nagle Harry.

Po tym pytaniu zapadła między nimi cisza. Przedłużała się przez kolejne minuty, aż wreszcie Snape zdecydował się burknąć nieuprzejmie: - Nie twoja sprawa.

- Chyba jednak moja. - Harry nie dał za wygraną.

Chciał się dowiedzieć, o co poszło tej słynnej parze gejów-profesorów! Musiała to być nielicha afera, skoro ci dwaj, tworzący przez prawie ćwierć wieku związek niemal idealny, nagle się rozstali. A może nie było wcale tak dobrze? Przez umysł młodego doktora przemknęła nagle ta pospieszna myśl. Może ci dwaj naukowcy coś tylko grali przed mediami, zyskując na swojej miłosnej historii większą rozpoznawalność?

- Jeżeli mam z tobą współpracować, to chyba powinienem wiedzieć, dlaczego zerwaliście! Co mam powiedzieć, jak ktoś się zainteresuje, dlaczego to JA teraz robię dla ciebie notatki, a nie profesor Riddle? - zauważył trafnie.

- Dobre pytanie - odparł Snape. - Co możesz odpowiedzieć... Pomyślmy... Może, że, co prawda, nie jesteś mądrzejszy od Riddle'a, ale na pewno młodszy i lepiej obciągasz?

Harry spojrzał na Snape'a niemal smutnym wzrokiem.

- Dlaczego sprowadzasz mnie do roli seks-zabawki, profesorze?!

- Bo nikt nie zrozumie prawdy! - zawołał Snape. - Rozstaliśmy się z Tomem z przyczyn, jakby to rzec, ideologicznych. Ale ludzie tego nie kupią. Jak im powiem, że wymieniłem go na "nowszy model" - zamarkował cudzysłów palcami - zrozumieją. Trochę się poekscytują, ale za miesiąc, dwa... dadzą spokój.

Harry kiwnął głową na znak, że wyjaśnienie trafia mu do przekonania.

- Ale... nie będziesz mnie obmacywać?! - zapytał po chwili trochę zawstydzony.

- Za kogo ty mnie masz?! - Severus wyglądał i brzmiał na oburzonego. - Dlaczego ludzie zakładają, że jak człowiek jest gejem, to będzie się rzucał na każdego faceta w zasięgu wzroku?! Czy ty, jako heteryk, obmacujesz każdą babkę koło siebie?! 

Zielonooki pokręcił przecząco głową.

- No widzisz! Tak się składa, że ja jestem romantykiem, Potter, choć może tego po mnie nie widać.

- Więc seks dopiero po ślubie?! - zakpił Harry.

- Więc musiałbym się w tobie zakochać, żeby iść z tobą do łóżka - powiedział profesor całkiem poważnie, patrząc intensywnie na siedzącego przed nim młodego kulturoznawcę.

Harry lekko zadrżał, słysząc te słowa i chwytając spojrzenie czarnych oczu.

- Nieźle to sobie zaplanowałeś, profesorze! - wykrztusił. - Ale wiesz, że akurat z tego to nic nie będzie, bo ja nie...

- Tak, tak - Severus machnął ręką, jakby odganiał się od niewidzialnej muchy. - Nie jesteś "taki"...

Czyżby dzieciak się zarumienił od całej tej rozmowy? Snape przyjrzał się Potterowi uważnie spod przymrużonych powiek. Może i nie był gejem, ale był za to elokwentny, momentami zabawny i naturalny w reakcjach. I naprawdę przyjemnie się z nim rozmawiało!

- To kiedy się wprowadzasz?

Chłopak aż zachwiał się na krześle w reakcji na to pytanie, a
Severus pokręcił głową.

- Przecież szukasz mieszkania? - zdziwił się. - A ja mam miejsca aż nadto. Skoro będziemy razem pracować, to i mieszkać możemy. I nie ma co odstawiać jakieś szopki z tej okazji! - ostudził emocje Pottera. - Podaj mi swój numer, to wyślę ci adres - zarządził tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Przyjdziesz do mnie za tydzień - dyrygował. - Powiedzmy... w przyszły wtorek. Po rozpoczęciu roku. Możemy iść razem albo możesz sam przyjść, jak ci będzie wygodnie. - Mówiąc to, pisał równocześnie sms do Pottera. Gdy w kieszeni chłopaka rozległ się sygnał przychodzącej wiadomości, Severus podniósł się ze swojego miejsca z zamiarem wyjścia z kawiarni.

- A więc do wtorku! - Rzucił, dosuwając krzesło do stołu i, nachyliwszy się nad zdumionym chłopakiem, powiedział mu wprost do ucha: - Zobaczysz, spodoba ci się.

**********************

A potem, gdy rzeczywiście zamieszkali już razem, Severus Snape z każdym dniem przekonywał się, jak bardzo jemu samemu podobało się posiadanie tego współlokatora, przeciwko któremu początkowo ostro się buntował. Tymczasem okazało się, że zaproszenie pod swój dach Harry'ego Pottera było jedną z lepszych decyzji, jakie w życiu podjął i, jak na razie, przynosiło same pozytywne efekty.

Przede wszystkim, przestał myśleć o Tomie i upijać się, owładnięty tęsknotą i nękany wyrzutami sumienia. Po drugie, wziął się do pracy i skończył już drugi artykuł. Trochę chciał zaimponować młodemu, olśnić go swoją wiedzą i błyskotliwymi pomysłami, a trochę sam został olśniony koncepcjami Pottera.

Naukowa satysfakcja, jaką czerpał z ich wspólnych dyskusji przekładała się na oryginalność myślenia, precyzję wyjaśnień i warsztatową perfekcję. Przyjemnie mu się pracowało, gdy widział błysk uznania w oczach Harry'ego, czytał jego trafne uwagi na marginesach swoich prac, gdy chłopak domagał się rozwinięcia jakiejś myśli lub prowokował do spojrzenia na temat z zupełnie innej strony.

Czasami pracowali osobno, ale więcej niż często zdarzało się, że siedzieli razem, każdy za swoim biurkiem i przy swoim komputerze i albo zajmowali się, każdy swoją sprawą, albo analizowali razem jakiś wspólny temat.

Obserwowanie Harry'ego przy pracy miało swoisty urok, był bowiem bardzo ekspresyjny. Żywo reagował: klął i komentował, ironizował, kiedy był oburzony. Wybuchał głośnym śmiechem, gdy coś go rozbawiło, zarażając Snape'a tą swoją radością.

To dzięki Harry'emu Severus znów się śmiał. Coraz częściej i więcej; tak, jak nigdy dotąd. Szczerze i beztrosko, jak w latach młodości. Miał wrażenie, że przy tym młodym mężczyźnie sam pozbywa się lat lub zrzuca jakiś ciężar, który go przytłaczał.

Pod jego wpływem profesor stawał się również nieco mniej nieuprzejmy. Zdarzały się nawet takie cuda, jak wymiana zdań, w czasie której Snape nie obrażał, ani też nie wykpiwał swojego interlokutora, pozostawiając go za to w niemałym szoku.

Widząc, z jakim spokojem Harry rozmawia ze Snapem, jak siada przy nim, szturcha go w ramię, a nawet coś mówi na ucho i nie zostaje przy tym trwale uszkodzony, choćby tylko werbalnie, stopniowo przestawano bać się Snape'a.

Harry zdecydowanie ocieplał jego wizerunek. Jak słodkie dziecko, małe zwierzątko, urocza maskotka lub cenny artefakt, dodane portretowanemu przez sprytnego malarza, który chciał tym sposobem odwrócić spojrzenia patrzących od kwaśnej miny bohatera obrazu lub wzbudzić ku niemu sympatię na zasadzie przeniesienia uczuć z postaci lub rzeczy towarzyszących.

Innymi słowy, chłopak stanowił rodzaj ukrytego przekazu, informującego o tym, że profesor, posiadający takiego właśnie asystenta, nie może być ani potworem, ani też skończonym dupkiem, za jakiego dotąd go miano.

Ów przekaz działał też w drugą stronę, komunikując tym razem, że młody naukowiec, stojący u boku akurat tego profesora, musi mieć jaja jak dzwony, skoro się na to odważył.

I tak dzięki relacji z Severusem Harry zyskiwał jakiś dziwny szacunek, uznanie i podziw, jakiego dotąd nie miał. Owszem, chwalono jego wiedzę, odwagę nieszablonowych zachowań, ale ta współpraca ze Snapem i jeszcze to wspólne z nim mieszkanie było tak niesamowite, jak samobójcza misja wojenna pośrodku terenu wroga. To, że młodziutki doktor nie tylko na tę misję poszedł, lecz zdawał się ją wygrywać, wprost nie mieściło się w głowach i mimowolnie chyliło czoła tym, którzy o niej słyszeli.



*Dinesen (właśc. Isak Dinesen) to pseudonim artystyczny Karen Blixen (1885-1962), autorki "Pożegnania z Afryką". Nazwa wydaje się jak najbardziej odpowiednia dla kawiarni serwującej m. in. kawę sprowadzaną z Czarnego Lądu.

**uroboros - (gr.) wąż pożerający własny ogon. Symbol nieskończoności, wieczności, odradzania się, wiecznych powrotów.

***igła Newtona - to nie tyle konkretny przedmiot, co eksperyment, jaki Isaak Newton przeprowadził z użyciem igły (bardziej przypominającej szydło niż igłę), polegający na naciskaniu gałki ocznej ostrzem by sprawdzić, jak stały lub zmienny nacisk zmienia percepcję wzrokową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro