9. Bliżej niż dalej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na samym początku znajomości z Severusem Snapem Harry Potter najzwyczajniej w świecie bał się nowo poznanego mężczyzny. Znał go do tej pory tylko z legend, krążących na jego temat po uczelni i na ich podstawie wyobrażał sobie chamskiego gbura i nieledwie sadystę, poniżającego ludzi i kpiącego z nich bez żadnego powodu.

Nieznoszący sprzeciwu ton wypowiedzi i wyraźna dominacja w rozmowie, jakie Snape zaprezentował w trakcie spotkania w kawiarni, także nie napawały Pottera optymizmem. Co prawda kolejne spotkanie, to w domu Severusa, przebiegło już w zupełnie innej atmosferze. Profesor trochę wtedy żartował, opowiadając o starym Lovegoodzie, a potem poszli razem na obiad i Harry nawet nie został pożarty, ale to niemal przyjacielskie zachowanie Snape'a tylko pogłębiło dezorientację jego świeżo upieczonego asystenta.

Wytresowany przez opiekunów, by godzić się na wszystko, czego od niego wymagano, przez lata nie umiał sprzeciwić się drugiemu człowiekowi inaczej, jak tylko w wyobraźni. Potem nauczył się, jak być asertywnym, jak stawiać granice oraz jak ich bronić. W dalszej kolejności odkrył, że umie być odważny i nie chylić czoła. Że może stawiać na swoim i nie dać sobą sterować. Sukcesy odnoszone w pracy dodały mu jeszcze większej pewności siebie.

Szczytem jego poczucia niezależności było zerwanie z Ginny, po którym poczuł się jak ptak wypuszczony z klatki. A teraz miał wrażenie, że znów został złapany!

Jeszcze nie zdążył odetchnąć pełną piersią na wolności, gdy w jego życie z siłą wojennego tarana wtargnął Severus Snape. Podjął za niego decyzje o jego pracy i, poniekąd, o życiu prywatnym, zarządzając zamieszkanie razem. Niby to zaproponował, ale w tak autorytarny sposób, iż żaden sprzeciw nie wchodził tu w grę.

Harry próbował trochę się stawiać, rozmawiać ze Snapem tak jak równy z równym, ale w głębi duszy czuł, że sam nic nie wywalczy, jeżeli profesor nie zdecyduje się traktować go po partnersku.

Ku jego bezgranicznemu zdumieniu - tak właśnie się stało! Poza decyzjami podjętymi przy kawiarnianym stoliku, Severus nie próbował nim rządzić, niczego mu nie narzucał. Rozmawiał z nim normalnie, porzuciwszy ten pełen wyższości ton, jaki cechował ich pierwszą wymianę zdań. Uważnie słuchał jego uwag odnośnie własnych tekstów i naukowych pomysłów. Co więcej - stosował się do nich!

W miarę jak dowiadywał się o nim coraz więcej, Harry przekonywał się, iż Snape nie jest takim bezkompromisowym dupkiem ani takim skrajnym egoistą, za jakiego uchodził. To była tylko maska, odpychająca i groźna. Co się pod nią kryło - tego Harry jeszcze nie wiedział, ale był tym coraz bardziej zaintrygowany.

Obserwując Snape'a od października w różnych uczelnianych sytuacjach stopniowo również odkrywał, iż rzekome chamstwo profesora kulturoznawstwa było po prostu... szczerością. Severus nie bawił się w półsłówka, nie uznawał eufemizmów ani fałszywej uprzejmości. Nie tracił czasu na mydlenie oczu i dbanie o czyjeś dobre samopoczucie. Choć i to nie było do końca prawdą.

**************************

Poznając Snape'a poprzez opinie na jego temat, Harry nigdy nie przypuszczał, że będzie mu przyjemnie przebywać w jego towarzystwie. A tym bardziej, że będzie razem z nim się śmiać.

Pamiętał, jak niezręcznie się czuł i jaki był zawstydzony pierwszego poranka po pierwszej nocy w nowym domu, gdy, nie mogąc już dłużej oszukiwać własnego brzucha, odważył się wyprawić do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Severus stał wtedy przy udającej antyk nowoczesnej kuchence i smażył chyba omlet.

- Na co się gapisz? - zaburczał, widząc Pottera w drzwiach.

- To ty nie jesz niewiniątek na śniadanie? - chłopak ośmielił się zażartować.

- Jem. A dziewice na obiad - odciął się Snape.

- To już wiem, skąd masz taką figurę! - wypalił ze śmiechem Harry. - W tym mieście nie ma dziewic! - wyjaśnił, gdy minął mu atak śmiechu.

- A ty pewnie sprawdzałeś?! - szydził Snape, zsuwając puszystego omleta na talerz i stawiając go przed Harrym. - Jedz! - zarządził i zajął się kolejną porcją. - Ja zrobię sobie niewiniątko.

Potem Harry znalazł w lodówce smakowitą szynkę i postanowił, w ramach rewanżu za omlety, przyrządzić im tosty.

- Tylko łap sobie nie przysmaż! - ostrzegł Severus.

- Pan profesor jest bardzo troskiwy - kpiąco zauważył Harry.

- Choćbym nie chciał, to muszę - tłumaczył Snape - kawy? - zamachał chłopakowi przed nosem pustą filiżanką. - Jeszcze mnie oskarżysz, że sobie krzywdę przeze mnie zrobiłeś i opinię już całkiem będę mieć zapapraną! - postawił przed nim porcelanowe naczynie z aromatycznym napojem.

- Niemożliwe, żebyś mógł mieć jeszcze gorszą! - Asystent zacmokał z powątpiewaniem, równocześnie delektując się kawą. - Wyborna. Jeszcze takiej nie piłem. Co to?

- Coś wyjątkowego. Zgadnij.

- Nie mów, że to ta od łaskunów?! - Na twarzy Harry'ego pojawiło się przerażenie.

- Gówno to trzymam w wychodku, a to przywiozłem z Peru*. - Snape aż przymknął oczy, rozkoszując się smakiem. - Coś ciekawego o mnie mówią? - zapytał.

- Gbur, cham i brutal - Harry wyliczał na palcach. - I jeszcze złośliwiec, choć podobno przystojny.

- Co ty nie powiesz... - profesor pokręcił głową.

- Ja tam nic nie mówię. Studenci gadają. I studentki.

I tak się przekomarzali do końca śniadania, które przeciągnęło się im do późnego przedpołudnia. Wymieniali się informacjami o swoich upodobaniach kulinarnych i jak zazwyczaj spędzają czas, a także o naukowych i towarzyskich planach na najbliższe dni.

I gdy tak siedzieli obok siebie - dwóch w sumie obcych ludzi, w niemal intymnej sytuacji; gdy tak rozmawiali - zupełnie nie jak obcy ludzie, ale jakby byli całkiem sobie bliscy..., Harry poczuł się nagle przy tym stole po prostu swojsko.

- To jest teraz także twój dom - powiedział Snape w pewnym momencie, odpowiadając na pytanie swojego asystenta, co ten może robić i jak się zachowywać pod Severusowym dachem.

- Możesz tu robić, co tylko chcesz. Albo nic nie robić. Możesz się ubierać, jak chcesz, albo latać na goło - mówiąc te słowa profesor wykrzywił się w jakimś na pół serdecznym, na pół szelmowskim uśmiechu. - To sobie chociaż popatrzę.

- Chciałbyś! - wyszczerzył się Harry.

*************************

Najbliższe dni spędził pod tym nowym dachem, wychodząc jedynie do ogrodu, myszkując po wszystkich kątach, zapoznając się z układem pomieszczeń i oswajając je. W efekcie pod koniec tygodnia był już całkiem zadomowiony.

- Nie masz tu jakichś tajnych pokoi? - zapytał, kończąc w salonie rekonesans całego domu.

- Zwariowałeś, Potter? - czarne oczy profesora, półleżącego z książką na kanapie, rzuciły mu kpiące spojrzenie, a czerwone usta rozciągnęły się w pogardliwym uśmieszku. - Co miałbym tam trzymać?

- Może żony, tak jak Sinobrody**?

- Puknij ty się w głowę! Z moją orientacją?!

- Może to tylko przykrywka... - zastanowił się Harry.

- A niech to! Przejrzałeś mnie! - profesor teatralnie uderzył się w czoło. - Ostatnio widziałem je na strychu. Te żony. Chyba jeszcze żyły. Mógłbyś być tak uprzejmy, i sprawdzić, co teraz robią?

Gdy Harry wyszedł, Severus stłumił dłonią śmiech. Wkręcił gówniarza, bo czego jak czego, ale strychu w tym domu nie było. Jeszcze raz się uśmiechnął i wrócił do lektury. Po jakiejś półgodzinie zainteresował się ciszą, panującą w domu. Potter najwyraźniej gdzieś zginął. Nie wiedzieć czemu, ta myśl znów wywlekła na jego wargi uśmiech. Dawno tak dobrze się nie bawił! Odłożył książkę grzbietem do góry i, wyszedłszy do holu, wrzasnął na całe gardło:

- Potter! Jak się nie znajdziesz w ciągu pięciu minut, dzwonię na policję!

Po dziesięciu minutach zobaczył przed sobą wystraszone oczy Harry'ego i aż się zaniepokoił, co też dzieciak mógł znaleźć.

- Severus! - Harry wczepił się w jego ramię i zawołał: - Ty wcale nie masz strychu! - gdy tylko powiedział te słowa, udawane przerażenie ustąpiło na jego twarzy miejsca szczeniackiej radości. Śmiał się ze swojego żartu i z tego, jaki mu zrobił profesor. - Ale masz za to piwniczkę! - wyszczerzył się jeszcze bardziej i zaprezentował nieco zakurzoną butelkę jakiegoś wina.

- Wychlałeś? - zawołał ze śmiechem Snape.

- Jeszcze nie! Ale polizałem korek.

- Coś czuję, że będę mieć z tobą wesoło - powiedział Snape wyciągając butelkę z dłoni Harry'ego. Nie była ani napoczęta, ani nawet otworzona. Chłopak tylko żartował. - Możemy spróbować wieczorem - powiedział, przyglądając się szkłu pod światło. - Choć nie mam pojęcia, co to jest i czy przypadkiem nie skisło. To mogą być jeszcze zapasy mojego ojca.

- Jaki on był? - zapytał Harry.

- Mój ojciec? Tobiasz Snape? Nie chcesz wiedzieć, Potter. - Severus nagle spoważniał.

- Nie musisz mówić. Przepraszam. - Harry też przestał się śmiać.

- Nie masz za co przepraszać. Mój ojciec był gnidą. Wżenił się w bogatą rodzinę i zgrywał męczennika, że musi mieszkać tu, w tym domu, a nie na jakimś poddaszu. Dręczył matkę, oskarżał o jakieś niestworzone rzeczy. Że ma kochanków, że pije. A sam chlał jak świnia. - Severus westchnął i oparł się o ścianę. - Przestał pić, gdy lekarze stwierdzili u niego chorobę serca i zagrozili mu, że zdechnie szybciej, niżby chciał, jeżeli nie skończy z wódą. Skończył, ale wtedy zaczął nas lać. Na zmianę: mnie i matkę. Jej się dostawało więcej, bo mnie broniła. A potem na szczęście dostał tego zawału i mieliśmy spokój. Nie spodziewałeś się tego... - podniósł oczy na swojego asystenta.

Harry pokręcił głową w niemej odpowiedzi.

- Nawet w najpiękniejszych domach zdarzają się skurwiele i wielkie, i małe tragedie... - westchnął Snape ze smutkiem.

- Wiesz co, nie pijmy tego. - Powiedział Harry, wyciągając butelkę z jego rąk. - Zrobimy sobie kawy albo kakao...

************************

Ten wieczór spędzili na kanapie w salonie, oglądając jeden durny i jeden całkiem dobry film w telewizji. W którymś momencie Harry, nie mogąc przestać myśleć o wyznaniu Severusa, zaczął, zupełnie niepytany, opowiadać o swoim życiu z Dursyelami. Słuchając jego słów, Severus wyłączył telewizor, by muzyka i głosy aktorów nie przeszkadzały bolesnym wspomnieniom.

Nie dowierzał własnym uszom, słysząc o schowku pod schodami, przerobionym na lokum dla chłopca. O nieposiadaniu przez niego w dzieciństwie żadnej zabawki. O byciu nieprzytulanym, o samotnych chorobach, w trakcie których nikt nie zaglądał sprawdzić, jak dzieciak się czuje i czy w ogóle żyje. O poszturchiwaniu i biciu, wyzywaniu i kpinach. Serce mu się krajało, gdy uświadamiał sobie, jaki los Thomas Riddle zafundował temu dziecku. Jaki los zafundował mu on sam. Bo przecież to było przez niego... przez Severusa zginęli rodzice Pottera! Przez niego trafił do tej komórki u ciotki.

Nie znajdował słów, które mógłby Harry'emu powiedzieć. Milczał zatem. Chciał go jakoś przeprosić, może nawet pocieszyć, ale nie wiedział, jak się do tego zabrać.

Czasem zwierzali mu się jego studenci... To było niemal nieuniknione w przypadku doktorantów. Praca naukowa zakrojona na kilka lat siłą rzeczy generowała problemy. Ci dorośli już ludzie godzili ją jakoś z zarobkowaniem i życiem rodzinnym. Na porządku dziennym były więc kredyty, złamane serca i pęknięte gumy, ciąże, czasem aborcje, chciane i niechciane śluby, nowe zatrudnienia i stare problemy, czasem przeprowadzki, czasem śmierć, choroba. Mówiono mu o tym, bo te wydarzenia rzutowały na postęp pracy naukowej. Wręcz musiał to wiedzieć, by móc odpowiednio zareagować i czasem komuś pomóc, a czasem wypierdolić na zbity pysk.

Ale Potter, po pierwsze, nie był jego studentem. Po drugie, on sam był poniekąd odpowiedzialny za jego beznadziejny los jako dziecka i nastolatka. JAK miał mu o tym powiedzieć i jak za to przeprosić? Pocieszyć... To było wręcz niemożliwe.

Poklepał go po ramieniu. Trochę jakby niezdarnie.

- Przepraszam - usłyszał w odpowiedzi.

Zamurowało go! Za co ten gówniarz przeprasza! To Snape powinien na klęczkach błagać o wybaczenie, a tu dzieciak mówi to słowo?!

- Rozkleiłem się trochę... To, co mówiłeś o swoim ojcu...

- Nie musiałeś się rewanżować! - Snape burknął odruchowo, a już po chwili miał ochotę odgryźć sobie język, gdy zobaczył, jak oczy Harry'ego zadrżały od łez.

- To nie był żaden rewanż - szepnął chłopak. - Po prostu jakoś tak mi się zrobiło... Sam nie wiem... To w ogóle dość dziwne - Potter wykrzywił twarz w grymasie, który chyba miał być uśmiechem. - Bo ty nie jesteś zbyt miły.

Severus uniósł brwi, jakby chciał powiedzieć: Ameryki nie odkryłeś!

- Nie wyglądasz na takiego, co przytuli albo obetrze łzy - kontynuował Harry. - Ani nie zachęcasz, żeby ci płakać w mankiet. A jednak, sam nie wiem czemu... - zawstydził się i niemal lekko zaróżowił na twarzy. - Poczułem, że muszę... nie! Że chcę ci o tym powiedzieć.

Severus nadal milczał, nie wiedząc, jak skomentować tę rewelację.

- Nie mówiłem o tym nikomu. Nawet Ginny... - Harry przyznał się cicho i jakby nieśmiało, skubiąc lamówkę bluzy.

- Tej swojej narzeczonej? - zdziwił się Snape. - Dlaczego? Nie powinniście o czymś takim porozmawiać, skoro planowaliście ślub? Nie powinniście wiedzieć o sobie takich rzeczy?

- A ty wiedziałeś wszystko o tym swoim Riddle'u?

Pytanie było jak drzazga wbita w świeżą ranę. O dziwo, tym razem nie pociekła z niej krew. Przez moment trochę szczypało, ale dyskomfort w miarę szybko rozszedł się po ciele.

- Potrafisz się odgryźć, Potter! - powiedział Snape, a w jego głosie zabrzmiał ton, który można było zidentyfikować jako uznanie.

- Wstydziłem się jej powiedzieć. - Z ust Harry'ego padło kolejne wyznanie.

- W sumie... Nie ma się tobie co dziwić - zauważył profesor. - Gdy wiążesz z kimś erotyczne albo emocjonalne nadzieje, albo obydwie naraz, starasz się zaprezentować od jak najlepszej strony. Żeby kogoś sobą zainteresować, skusić... A nieszczęśliwe dzieciństwo nie brzmi wcale kusząco...

- Masz rację! - westchnął Harry. - Brzmi wręcz chujowo. Podobnie jak bicie i trzymanie w komórce. Sam bym od siebie spieprzył, jakbym coś takiego usłyszał. Bałbym się, że gość, który przeszedł coś takiego jako dziecko, może być jakoś skrzywiony...

- Wychodzi chyba na to, że obaj jesteśmy skrzywieni - stwierdził profesor.

- Doceniam, że mi to powiedziałeś - dodał po chwili. - Nigdy bym nie przypuszczał, patrząc na ciebie, że masz takie doświadczenia. Wydajesz się być taki beztroski i zadowolony z życia...

- Tak jak ty wydajesz się być wrednym sukinsynem, który nie wie co to empatia, serdeczność albo miłość. - Harry zrewanżował się Severusowi nieprzychylną oceną.

- Wszyscy nosimy maski - zauważył Snape filozoficznie. - Czasem nadarza się okazja, że można je zdjąć.

**************************

Zanim zamieszkali razem, Harry niepokoił się trochę, czy nie będą sobie wchodzić w drogę, irytować siebie nawzajem samą swoją obecnością, Te wszystkie obawy zaczęły się rozwiewać już w trakcie pierwszego wspólnego śniadania i w ciągu tygodnia całkowicie zniknęły.

Harry odkrył, ku swojemu zdumieniu, że przy tym obcym człowieku może pozwolić sobie na zupełną swobodę, jakiej nie miał nawet z Ginny, ani jeszcze wcześniej, z Malfoyem. Może wynikało to z faktu, iż Severus nie miał wobec niego żadnych oczekiwań ani też wymagań, nie żywił nadziei i nie wiązał z nim planów. Dlatego chłopak nie czuł się zobowiązany do żadnych określonych postaw czy zachowań wobec niego. Sam również nie spodziewał się niczego konkretnego od Snape'a.

Dlatego tak bardzo cieszyły go, wzruszały, ale też i zaskakiwały pewne gesty Severusa, które ten wykonywał wobec swojego współlokatora jakby odruchowo, a które świadczyły o trosce i zainteresowaniu.

Pewne rzeczy Severus robił niemal machinalnie. Poprawił mu kołnierz przy płaszczu albo przygarnął zapomniane rękawiczki i bez słowa podał w momencie, w którym Harry zaczynał gorączkowo ich szukać. Warczał na niego przy okazji i narzekał, ile wlezie:

- Co to ja, szatniarz jestem, żeby ci łachy nosić?! Czekaj, kupię ci takie na sznurku! Będzie wstyd na pół Hogwartu...

Śmiali się obaj z tej wizji - Harry'ego w dziecięcych rękawiczkach z jednym palcem. A chłopak w ogóle się nie obrażał ani nie brał do serca Severusowych obelg. Tak naprawdę nie były bowiem obelgami, lecz kamuflażem dla autentycznej dbałości o drugą osobę.

Harry, który w dzieciństwie nigdy nie doświadczał podobnego zaopiekowania, rozpływał się wewnętrznie pod wrażeniem tego, co robił Severus.

Jak dotąd nikt go tak nie traktował. Nie czuwał nad nim w setkach zwykłych, codziennych spraw. Nawet narzeczona, która zabiegała o zaspokojenie swoich potrzeb. Nawet niedoszły kochanek, który chodził z głową w chmurach. Dopiero ten człowiek, mający opinię nieczułego chama i naczelnego złośliwca Hogwartu!

Właśnie ten gość nosił za nim rękawiczki albo okrywał go kocem, gdy Harry czasem usnął przed telewizorem. Dopisał Belli do listy stałych zakupów ulubione jogurty chłopaka i pilnował, by zawsze co najmniej ze trzy stały w lodówce. Podobnie było z kawą, którą Harry uwielbiał. Preferował konkretną odmianę i tę Severus nakazał kupować. Podpatrzył, jak Potter parzy tę kawę w specjalnym tygielku i zwykle o poranku przygotowywał ją dla nich obu w ten właśnie sposób.

To były takie małe gesty, tak drobne, że aż niezauważalne. A jednak Harry widział je jasno, jak prezentowane na scenie. I były też takie, które nawet ślepy by zauważył. Dość spektakularne, wymagające zachodu, czasu i poświęcenia - jak nakłonienie pewnego norweskiego naukowca do przesłania Harry'emu swoich tekstów.

Któregoś popołudnia pod koniec listopada młody hogwarcki kulturoznawca przecierał oczy ze zdumienia, odczytując wiadomości na swojej poczcie. Otóż tego dnia udostępniono mu kilka artykułów i dwie kompletne książki, które bezskutecznie próbował zdobyć od miesięcy. Nadawca wiadomości, będący zarazem autorem poszukiwanych tekstów, powoływał się w mailu na prośbę Severusa Snape'a o przesłanie Harry'emu tych materiałów.

Różowe usta Harry'ego formalnie zaniemówiły. Owszem, aż skręcał się z chęci przeczytania tych prac, których nieliczne fragmenty krążyły po sieci, ale nie prosił Snape'a o pomoc w dotarciu do nich. Może raz, ale dość dawno temu, chyba w ubiegłym miesiącu, westchnął sobie z żalem, że są nie do zdobycia, a jemu wydają się tak ciekawe... Severus musiał nie tylko to usłyszeć, lecz także zapamiętać. Poświęcić czas na skontaktowanie się z autorem, przekonać go do udostępnienia materiałów...
Harry nie posiadał się ze zdumienia, że starszy mężczyzna zdobył się na coś takiego.

- Dziękuję! - Nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co robi, spontanicznie go uściskał.

- A to za co? - zdziwił się Snape.

- Dostałem maila od Olssona.

- Taak? - zainteresował się profesor. - I co pisze?

- Daje mi swoje teksty! Wszystkie, które chciałem przeczytać! Nie masz pojęcia, jak się cieszę! - Harry'emu błyszczały oczy. - Nie wiem, jak to zrobiłeś! Ten facet jest nie do namierzenia!

- Trzeba wiedzieć, gdzie szukać - wyjaśnił Snape tajemniczo.

- Chciałbym się jakoś odwdzięczyć - powiedział Harry poważnie. - Ale nic nie przychodzi mi do głowy - rozłożył bezradnie ręce.

- Nie zrobiłem tego, Potter, żeby dostać coś w zamian! - tłumaczył Severus. - Ty chciałeś te teksty, a ponieważ tak się szczęśliwie złożyło, że znam kogoś, kto zna Olssona, wykorzystałem znajomości i tyle. Bez żadnych podtekstów.

- I naprawdę nie oczekujesz rewanżu? - upewniał się Harry.

- Laurkę możesz mi namalować, jak już tak bardzo chcesz - powiedział Severus ze smutnym uśmiechem, przypominając sobie, że podobnych słów użył Thomas Riddle w trakcie ich pierwszej rozmowy dwie dziesiątki lat temu.

Nie dostał od młodego laurki, ale, gdy wrócił wieczorem do domu, usłyszał fortepian, rozbrzmiewający z salonu, a drzwi do pokoju znalazł otwarte. Nie zasiadł wtedy na widowni fotela czy kanapy. Stał w progu, oparty o futrynę, przypatrując się pianiście z niedowierzaniem, graniczącym z zachwytem. Następnego dnia zajął miejsce w fotelu i słuchał, dopóki prywatny koncert nie dobiegł końca.

*************************

Dokładnie szóstego grudnia Harry znalazł w kieszeni płaszcza kilka ulubionych czekoladek.

- Severus, czy to ty to robisz? - zapytał trochę nieśmiało, wyciągając szeleszczące sreberko ze słodką zawartością.

- Nie. - Odparł spokojnie profesor. - Święty Mikołaj. Przecież podobno lubisz?

- Lubię, tylko nie rozumiem... Dlaczego robisz coś takiego?

- Bo dzisiaj jest Mikołaj? - Snape odpowiedział pytaniem na pytanie. - I daje się dzieciom prezenty?!

- Hej! Ja nie jestem dzieckiem! - zaperzył się Harry.

- Z metryki może nie - zgodził się z nim Severus. - I na pewno nie z wyglądu. Ale tak w środku... mentalnie... To chyba trochę jesteś. Nie wyrosłeś z tego do końca, bo w dzieciństwie nie traktowano cię jak dziecka... - Snape mówił cicho, jakby sam do siebie. - Ja chociaż miałem matkę, która mnie kochała. Ty nie miałeś nikogo.

Obaj posmutnieli, słuchając jego słów.

- Poza tym, to nie ode mnie, tylko od Mikołaja - Severus się uśmiechnął. - A nawet gdyby ode mnie - wzruszył ramionami - to czy jest w tym coś złego? Nawet zwierzęta dają prezenty.

Harry pytająco uniósł brwi do góry.

- Gdybyś miał kota... - zamyślił się Severus - to byś wiedział. Koty przynoszą sobie nawzajem, a i właścicielom też przynoszą... myszy, jaszczurki, czasami ptaki... Co tam upolują. Pingwiny przynoszą kamienie...

- O nie! - roześmiał się Harry - U pingwinów to podobno jest oznaka miłości! Proszę, tylko nie kamień!

- Chciałbyś! Przyniosę ci mysz!

**************************

Przed samymi świętami Harry umówił się na piwo z Deanem Thomasem i Seamusem Finniganem - dwoma kolegami z redakcji. Nieśmiało zaprosił Snape'a, by do nich dołączył.

- Będę wam tylko przeszkadzać - wykręcał się profesor.

- Coś ty! Przecież cię znają z "Przeglądu"!

- No właśnie, Potter! Znają mnie z gazety, jako swojego szefa. Z kimś takim nie chodzi się na piwo.

- No weź! Nie możesz zrobić tego dla mnie? - poprosił chłopak dziwnie miękko, wywołując na twarzy profesora minę zachwytu, graniczącego z przerażeniem.

- Harry! - jęknął Severus. - I tak już za dużo czasu ze mną spędzasz!

I było to prawdą - to, co powiedział czarnooki profesor. Młody naukowiec rzadko wychodził z domu i rzadko był gdzieś bez Snape'a. W ciągu dwóch miesięcy wspólnego mieszkania zaledwie raz poszedł i to sam na jakąś dyskotekę. I to w Mikołajki!

Snape trochę się wtedy niepokoił, choć nie wiedział, z jakiego powodu. Czy może dlatego, że gwałty i molestowanie młodych mężczyzn też się zdarzały na różnych imprezach albo po nich? A to, że prawie wcale o tym nie mówiono, eksploatując temat przemocy wobec kobiet i dzieci, nie znaczyło, że problem nie istniał?

Może gdyby Harry był brzydszy, Severus byłby spokojniejszy. Ale nie, Potter musiał być śliczny i ciągnąć do siebie wzrok do tego stopnia, by Snape nie mógł spać, wyobrażając sobie przeróżne scenariusze tego wieczora i nocy.

Jego męki skończyły się dopiero koło trzeciej nad ranem, gdy usłyszał chrobot klucza, przekręcanego w drzwiach wejściowych, a potem w miarę równe kroki, prowadzące do sypialni na parterze. W miarę równe, to znaczy, że się nie spił. Przynajmniej nie za bardzo. Ani się nie ujarał. I pojedyncze kroki. Kroki jednej osoby. To znaczy, że nikogo nie przywlókł...

Snape'a aż w brzuchu skręciło, aż prawie brakło mu tchu, gdy sobie uświadomił, że Harry mógł tej nocy zasnąć pod innym dachem. A nawet będąc tutaj, mógł leżeć w czyichś ramionach. Pod powiekami zapiekły go łzy. Zazdrości? Złości czy żalu? Nie wiedział, jak nazwać to, co właśnie czuł. Na pewno spłynęła nań ulga, że bachor wrócił do domu i to w dodatku sam...

Następnego dnia Harry pojawił się dopiero na obiedzie z przepraszającym uśmieszkiem i wymówkami o kacu i o tym, że zapomniał, jak się imprezuje. Severus bezlitośnie go wykpił, nie znajdując żadnego usprawiedliwienia dla gówniarzy, nieumiejących pić i szlajających się gdzieś po nocach.

Tego dnia po raz pierwszy się pokłócili.

- Sam przecież mnie namawiałeś - już prawie wydzierał się Harry - żebym gdzieś poszedł, zabawił się.

- Bo nie wiedziałem, że się zachować nie umiesz! - profesor też podniósł głos.

- Kurwa, Sev! O co ci chodzi?! Bywałem bardziej pijany!

- To może medal ci przyznać?! - Severus, który właśnie wyciągał talerze z szafki, trzasnął nimi w stół, zamiast spokojnie je postawić.

- Nie zazdrość, jak pies ogrodnika! - Harry dla równowagi rzucił sztućcami, wyjętymi z szuflady.

- Coo? Ja niby tobie zazdroszczę?

- A kto ciebie tam wie?! Może zazdrościsz, że sam nie umiesz stąd wyjść!

- Jakbym wychodził, to na pewno nie w takiej durnej czapce, jak jakiś Mikołaj! - szydził profesor, wyciągając szklanki z kredensu.

- Mikołajki były, baranie! Jakoś rano o tym pamiętałeś, jak mi dałeś czekoladkę. Ludzie się bawili, przebierali.

- Ho ho! - Snape próbował wykpić głos Mikołaja. - A ty kim byłeś, Śnieżynką?

- Przynajmniej nie Grinchem, jak ty! - odgryzł się Harry.

I tak się dalej kłócili, sami nie wiedząc już, o co.

- Odechciało mi się tego obiadu! - wrzasnął wreszcie Harry i wypadł z kuchni, rąbnąwszy przy okazji drzwiami. Dopiero wtedy Snape oprzytomniał. Długo bił się z myślami, aż wreszcie, po jakiejś godzinie, nieśmiało zapukał do pokoju Pottera. Nie doczekawszy się odpowiedzi, wszedł do środka. Harry siedział w miniaturowym saloniku i tępym wzrokiem patrzył w ścianę.

- Przepraszam - powiedział profesor, a jego czarne oczy spojrzały ze skruchą. - Dużo mnie kosztuje, żeby powiedzieć to słowo, więc powinieneś docenić.

- Tak, jak cholera doceniam, że się na mnie wydarłeś.

- Harry... - Severus usiadł w wolnym fotelu - przez lata Riddle znikał gdzieś na całe noce, więc przypuszczam, że mi się skojarzyło.

- Zdradzał cię? - cicho zapytał chłopak.

- Wolałem się nie dowiadywać...

- Albo byłeś strasznie głupi - prychnął Harry - albo strasznie zakochany.

- Prawdopodobnie i jedno, i drugie - odparł Snape.

Chwilę siedzieli w milczeniu. Po kilku kolejnych minutach Severus, niespodziewanie dla samego siebie, zaczął opowiadać o Riddle'u. O wspólnych dobrych i złych latach. O swojej wielkiej miłości i jeszcze większym bólu po tym, jak został odrzucony. O tym, jak poznał Thomasa, gdy był atakowany przez chłopaków z roku. W ostatniej chwili, zanim wymówił imię i nazwisko Jamesa Pottera, dosłownie ugryzł się w język. Harry nie potrzebował wiedzieć, jak kiedyś postępował jego ojciec!

- Trochę martwiłem się o ciebie wczoraj - zakończył, podnosząc się z fotela. - Możliwe, że właśnie przez to, co mnie samego kiedyś spotkało, niepokoiłem się, żeby nikt tobie krzywdy nie zrobił. Jesteś taki młody i śliczny... - westchnął sam do siebie. - Taki łakomy kąsek... - wyszedł bez pożegnania.

**************************

Było już po dwudziestej pierwszej, gdy Harry z kumplami kończyli piwo i, przetrawiwszy tematy z pracy, zabrali się za obgadywanie kolegów i koleżanek z redakcji.

- A ten twój... - Dean zwrócił się do Harry'ego.

- Kto, mój?

- Ten twój profesor, to przyjdzie?

- Nie wiem. Chyba się boi.

- Czego? Nie powiesz, że nas?

Zielonooki otworzył usta, by coś odpowiedzieć, gdy nagle nad ich głowami rozległo się pytanie:

- Co tam pijecie, panowie? Piwo? Coś mocniejszego?

Podnieśli spojrzenia i w przytłumionym świetle lokalu zobaczyli oczy Snape'a, błyszczące nad nimi jak węgle.

- Przyszedłeś! - Zawołał Harry, śmiejąc się od ucha do ucha.

- Jeszcze byś się rozbeczał i wstydu sobie narobił... - Snape szturchnął go w ramię.

- Gdzie idziesz?! - Harry zerwał się na równe nogi, zauważywszy że Severus zamierza dokądś pójść. Złapał go za rękaw marynarki.

- Zamówić coś! - Snape obrzucił swojego asystenta zdziwionym spojrzeniem. Nie spodziewał się tej histerycznej niemal reakcji na zwykłe ruszenie się w stronę baru.

Potter uspokoił się, słysząc słowa wyjaśnienia. Uśmiechnął przepraszająco.

- Pójdę z tobą i pomogę ci przynieść.

- Ty widziałeś, jak Harry'ego wzięło? - Dean szturchnął Seamusa w ramię. - Chyba się biedak zakochał...

- Pieprzysz jak potłuczony! Harry jest przecież hetero! - zaperzył się Seamus.

- Taki hetero, jak ze mnie pustelnik! Ty zobacz, jak on się patrzy...

Przez chwilę przyglądali się koledze, któremu naprawdę świeciły się oczy, gdy zerkał na Severusa.

- No dobra, przyznaję ci rację - zgodził się Seamus. - Coś tam wyraźnie go bierze i to nie jest kurwica - zaśmiał się. - Ale on nie jest gejem!

- To się przerobi. W czym problem?

Zarechotali obydwaj.

- A co, twoim zdaniem, z tym drugim? - Dopytywał Seamus.

- Z profesorkiem? - upewnił się Dean, zerkając na Snape'a przez pusty kufel. - Och, ten to już całkiem jest wzięty.

Dean nie był ślepy i widział ten błysk fascynacji w tęczówkach Severusa. Gdy profesor z Harrym wrócili do stolika niosąc szklanki z piwem, kieliszki i flaszkę wódki, i gdy później siedzieli zgodnie we czwórkę, pili i pletli głupoty, Dean widział to jeszcze wyraźniej. Teraz już żar w czarnych oczach. Gdy trochę wypił, Snape przestał się tak bardzo kontrolować i nie dość, że gapił się na Pottera całkiem otwarcie, to momentami zdawał się pieścić go samym spojrzeniem. A Harry uśmiechał się słodko i nieświadomie go kusił, patrząc mu prosto w oczy i oblizując wargi niemal przy każdym łyku alkoholu.

- Przestań tak ruszać tym jęzorkiem, Harry, bo sam cię zaraz wyliżę! - Dean syknął kumplowi do ucha w momencie, gdy już naprawdę miał dosyć oglądania usteczek Harry'ego, które od mimowolnego zasysania i przygryzania zrobiły się całe czerwone i tak kusząco nabrzmiały.

Harry posłał mu zdziwione spojrzenie i chyba się trochę zawstydził. Ale siedział już grzecznie przez kolejną godzinę i chyba trzeźwiał, bo też wyraźnie smutniał.

- Panie profesorze - Dean w pewnym momencie przerwał Snape'owi jakąś zajmującą pyskówkę z Seamusem - nasz kolega chyba ma dość. Mógłby go pan odstawić do domu?

- Wypchaj się, Thomas! - warknął na niego Harry. - Sam sobie pójdę!

- Co mu się stało? - zainteresował się Snape po chwili i niemal odruchowo zaczął się zbierać.

Harry już znikał przy szatni.

- Chyba rzeczywiście go przypilnuję - profesor kiwnął głową Deanowi. - Dziękuję za... w sumie miły wieczór.

Dopadł Harry'ego w drzwiach klubu. Złapał za łokieć i wyprowadził w noc.

- Ile im dajesz? - zapytał Dean. I, nie doczekawszy się odpowiedzi, wymruczał sam do siebie: - Teraz mamy grudzień. Koniec w zasadzie... zaraz Boże Narodzenie. To tak, powiedzmy... do marca. - Krytycznie przyjrzał się szklance, zanim przechylił do dna. - Do tego czasu powinni zwariować na swoim punkcie. Albo chociaż odkryć, że coś do siebie czują.










Zachęcam do porównania zachowania Severusa (z tego rozdziału) i Ginny (z rozdziału 2). Zupełnie dwie różne postawy
wobec Harry'ego.

*wzmianka o gównie i łaskunach dotyczy oczywiście indonezyjskiej kawy Kopi Luwak, która zawdzięcza swoją cenę (a podobno również smak) sposobowi pozyskiwania i "produkowania". Na pół strawione ziarna kawowca wydobywa się z odchodów łaskuna palmowego. Severus z całą pewnością nie tknąłby czegoś podobnego! :)

Z Peru mógł za to przywieźć np. kawę Tunki, uprawianą w regionie Tampobata na niewielkich plantacjach na wysokości co najmniej 1,500 m.n.p.m. Jest to arabika, a więc dość łagodna, kwaśna w minimalnym stopniu. Ma orzechowo-karmelowy posmak.

**Sinobrody to bohater XVII-wiecznej baśni; tajemniczy bogacz mordujący kolejne żony, ukrywający ich zwłoki w sekretnym pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro