Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czuję...

"Jesteś?"
"Jestem, o co chodzi?"- czułem pustkę tego smsa. Obojętność jaką czuł nadawca.
"Śpij dobrze"- to wysłałem kilka godzin później. Czuję się jakoś gorzej. Nie idę spać. Nie chce tych koszmarów, nie chcę myśleć więc nawet nie zamykam oczu. Patrzę ślepo w korony drzew nade mną. Chyba czas wrócić.

Wiem...

-Cześć- pocałowałem go w policzek na powitanie.
-Cześć- spuścił wzrok.
Milczeliśmy, trzymał mnie w ramionach. Pustych i obojętnych.
-Jesteś?- widziałem, że był.
-Yyy tak- popatrzył na mnie przelotem.-I pamiętaj, że będę.
Kłamał.... Może potrafię rozpoznać kiedy ktoś mnie opuści, lub po prostu wiem, że ON mnie na pewno zostawi.

Rozumiem...

Ocknąłem się. Miłość sprawia ogromny ból a ja nie dałem rady go znieść. Percy, od tamtego dnia, nie odezwał się ani słowem. Nic dziwnego, że czuję się zraniony. Ale czego ja się spodziewałem? Nic dla niego nie znaczę. To trudne bo on znaczy dla mnie wszystko.
Kiedy kolejny wieczór marnowałem na płacz usłyszałem pukanie do drzwi. Wyturlałem się z łóżka i owinięty pościelą wstałem otworzyć. W wieczornym półmroku, w moich bijących ponurością drzwiach ukazał się Percy.
Percy.
PERCY.
P.E.R.C.Y.
Ten Percy.
Przetarłem oczy i mocniej owinąłem się kołdrą. Miałem na sobie za dużą czarną koszulkę, czarne skarpetki i bokserki. Byłem rozkopany. Świeży bo niedawno się umyłem. Miałem lekko wilgotne włosy i worki pod oczami.
Wpuściłem go do środka.

-O co chodzi?- zapytałem zapalając światło, które mocno poraziło mnie w oczy więc potarłem je.

-Jak się czujesz?- patrzył mi w oczy. ON PATRZYŁ MI W OCZY. Usiadłem na łóżku ze spuszczoną głową nie pozwalając by pościel się ze mnie zsunęła. Pokręciłem głową.

-Nico- usiadł obok mnie i ruszył ręką jakby chciał mnie objąć ale się rozmyślił. Marzyłem by w końcu to zrobił. Kontynuował:

-Chciałbym Ci podziękować, że mnie uwolniłeś.

-Nie ma o czym mówić- zarumieniłem się mocno.

Zauważył to, delikatnie złapał mnie za brodę i skierował w swoją stronę.

-Co się dzieje?- wyszeptał patrząc mi w oczy. Niekontrolowane łzy pociekły mi po policzkach. Zacząłem mocno drżeć i uwolniłem twarz z jego dłoni.

-Wyjdź- lekko podniosłem głos. Wstałem i nie dbając o zakrycie nagich nóg stanąłem w drzwiach otwierając je.

-Proszę Cię, wyjdź- szlochałem*. Percy przeleciał mnie wzrokiem** i wstał.

-Jeszcze pogadamy- wyszedł i już zza drzwi wyszeptał.- Proszę ubierz coś, nie chcę by ktoś Cię tak oglądał. Szanuję Cię.

Zatrzasnąłem za nim drzwi, usiadłem na zimnej ziemi i znów się rozpłakałem oplatając kolana ramionami i chowając w nie głowę.
Jestem głupi. Wróć. Przepraszam Percy. Kocham Cię.

...........
*nie mam pojęcia jak to się piszę xD
**tak wiem jak to brzmi ale nic z tego xDD

Mam nadzieję, że rozdział jest zadowalający :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro