Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje szczęście jak zwykle nie trwało długo. Will musiał zająć się innymi chorymi a ja odszedłem w niepamięć. Wedłóg zaleceń leżałem w łóżku w swoim domku. Beznamiętnie patrzyłem w sufit.  Po co ja się oszukiwałem? Nie mam szans na całkowite zainteresowanie. Czułem się okropnie samotny. I czułbym się tak nadal gdyby ktoś nie zapukałby do drzwi. Delikatnie i cicho. Jednak dźwięk ten niósł się po całym domku. Drzwi powoli się uchyliły i do pokoju wszedł nie kto inny jak Percy Jackson. Spojrzałem na niego. Przeszedł mnie dreszcz i szybko odwróciłem się w stronę ściany.

-Nico? Jak się czujesz?- zapytał cicho i przykucnął przy moim łóżku, przy mojej głowie. Odwróciłem się i w milczeniu patrzyłem na niego. Łzy cisnęły mi się do oczu. Żałuję, że nie potrafię czytać w myślach bo przydałaby mi się ta umiejętność. Bałem się bardzo tego spotkania jednak wiedziałem, że w końcu i tak nadejdzie. Gdybym tylko wiedział co on teraz sobie myśli.

-Żyję jak widać- zdecydowałem się na tę nieznaczną odpowiedź. Jest mi źle, jestem wyczerpany fizycznie a mrok nadal ze mnie ulatuje, nie czuje się przez to lepiej, do tego wiem, że wszyscy wiedzą i ty wiesz o moich uczuciach mimo, że chciałem je schować głęboko w sobie. Tyle słów kryje się pod tym jednym słowem "żyję". Syn Posejdona sprawiał wrażenie jakby doskonale o tym wiedział jednak nie drążył tematu.

-Bardzo mi przykro z powodu tego co się wydarzyło- delikatnie zaczął rozmowę.- To chyba ma związek z naszymi snami.

-Percy, to nie były sny, ja pamiętam jak to przeżywaliśmy. Leo też wie- popatrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami.

-Ty też śniłeś.

-Nie śniłem, Atena za tym stoi. Jestem prawie pewny.

-Tego nie wiesz- sposępniał i bez słowa wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro