Rozdział 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

And how can I stend here with you
And not be moved by you
Would you tell me
How could it be any better than this*

Obudziłem się kiedy na dworze było jeszcze ciemno. A raczej powinno być ciemno bo to właśnie światło mnie obudziło. Wyjżałem za okno, zobaczyłem spore zamieszanie kilkadziesiąt metrów od mojego domku. Z czystej ciekawości ubrałem się i wyszedłem na chłodne powietrze nocy. Dobrze mi to zrobiło.

Podszedłem do zbierającego się tłumu. Jednak nie mając szans na zobaczenie czegokolwiek cieniem przeniosłem się na przód. Clarries, w której cieniu się pojawiłem o mało nie przewróciła wszystkich stojących wokół.

   — Nie rób tak więcej —  jęknęła masując sobie ramie, w które przypadkiem ją uderzyłem. Obdarzyłem ją rozespanym spojrzeniem i przeniosłem wzrok na centrum zbiorowiska. To co zobaczyłem powinno mnie zwalić z nóg.

   —  Patrzcie jak giną wasi bohaterowie —  usłyszałem tubalny głos dochodzący znikąd. Nie tylko ja go słyszałem. Pośrodku leżała nieprzytomna grupka herosów obętych bardzo jasną poświatą. Annabeth (siłą powstrzymałem uśmiech cisnący się na moją twarz- nie abym jej źle życzył). Piper (z całej Wielkiej 7 to ona najbardziej mnie przerażała, serio, z Afrodytą i jej dziećmi nie ma żartów). Leo (czy da się umrzeć 2 razy?). I najgorsze co mogłem zobaczyć. Percy. Mimo, że nieraz zdarzało mi się o nim myśleć do czego nie przyznawałem się nawet przed samym sobą, teraz nie wzruszył mnie ten widok. Zbyt wiele razy widziałem jak odchodzi. Jak spadał do Tartaru. Jak umierał. Nigdy nie robiłem sobie nadziei, że wróci. A bynajmniej, że wróci dla mnie. Może i podziękował mi, że go uratowałem, był bardzo miły przez kilka dni, zawsze jest dla mnie dobry. Ale zawsze jest też ostrożny. Bał się mnie i ja to wiem. Rozumiałem to, tyle razy przeze mnie cierpiał, ale też to ja byłem jego cichym aniołem, który nie raz go ratował i czuwał nad jego bezpieczeństwem. Który dał mu życie.

   — Patrzcie jak giną wasi przyjaciele. Jak idą do mnie. Jak żyją dla mnie — to znów był ten głos, wszyscy oprócz mnie rozglądali się by go zlokalizować i właśnie przez to niw zauważyli jak znikają. Powoli blakną aż zostaje po nich tylko ugnieciony trawnik. Dopiero po chwili zauważyli, że już ich nie ma, że noc spowrotem stała się czarna, a właścicielka głosu odeszła razem z duszami docenionych bohaterów. Czy to samo stało się z bohaterami Obozu Jupiter?

...............

*Lifehouse "everything"
"I jak to możliwe, że stoję tu z tobą
I nie jestem poruszony-z Twojego powodu, dla ciebie(nwm o co chodzi z tym by you)-
Powiesz mi czy może być
Coś lepszego niż to?" (sama tłumaczyłam więc mogą być błędy, jeśli jakieś są proszę o poprawę w komentarzu) no i pewnie zrodzi się pytanie po co ten fragment, więc z góry powiem, że był moim motywem tego rozdziału. Co wy na to bym dodawała obrazki/cytaty itp, które natchnęły mnie do napisania rozdziału? Mogą być inspiracją też dla innych bo warto szerzyć dobrą muzykę ^^

Następny rozdział pojawi się jeśli pod rozdziałem pojawi się 5 komentarzy z opinią na temat rozdziału ^^ milej nocy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro