Rozdział 57

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

......
Will
......
Na początku zrobiło mi się słabo. Odzyskałem świadomość zaledwie ułamek sekundy po upadku jednak z niewiadomych przyczyn nie byłem pod domkiem Apollina a w jakiejś jakby poczekalni. Przetarłem oczy i wyprostowałem nogi. Siedziałem na ławce. Przecież upadłem. Minęło kilka minut i zgasło światło. Zatopiłem się w zupełnej ciemności i ciszy. Spróbowałem się odezwać, jednak na nic. Czyżbym był kolejnym z porwanych herosów? Przecież nie byłem nikim istotnym. Nie uratowałem świata jak Wielka 7. Więc co ja tu robiłem? I wtedy sobie przypomniałem... Nico... Bogini chciała Nica... Skoro mnie porwała znaczy, że uważa, że jestem dla niego kimś ważnym. A pozostała 7? Zapewne chodziło o to by zmusić resztę herosów do wydania syna Hadesa. Czemu dopiero teraz to zrozumiałem?

.......
Nico
.......

Zagłębiałem się w Hades. Tylko czy to tam odnajdę tego kogo szukam? Powinienem.

-Co ty robisz?- spotkałem swojego ojca. Tak to była zdecydowanie najlepsza osoba, którą mogłem spotkać.

-Szukam kogoś- odpowiedziałem kiedy zobaczyłem jego ludzką sylwetkę. Nie zadawał więcej pytań.

-Nie rób tego- przeszył mnie wzrokiem. Spojżałem na niego pytająco.- Nadal chcę byś był szczęśliwy.

Nadal nie rozumiałem o co chodzi. Spuściłem głowę tak by zakryć twarz ciemnymi, grubymi włosami. Persefona mogła chcieć jedynie jednego. Zniszczyć dzieci swojego męża, więc dla czego nie chciała też Hazel? Postanowiłem później się nad tym zastanowić.

-Musze to zrobić- minowolnie uroniłem kilka łez.- Ona ma Will'a i Percy'ego, i całą resztę. Oni i tak mnie wydadzą- rozpłakałem się już na dobre.- Nie chce by umierali.

-Oni żyją- tym stwierdzeniem Hades sprawił, że momentalnie podniosłem głowę.- Moja żona nie ma motywu do zabicia ich. I nie zrobi tego, jednak nie obiecuje, że są zdrowi na umyśle.

Torturuje ich? Sama ta myśl sprawiała, że jeszcze bardziej chciałem ich ratować (poza Annabeth, której wedłóg mnie się należło).

-Nie mogę ich zostawić- odpowiedziałem Hadesowi.- Wolę umrzeć niż pozwolić na ich krzywdę.

Dobrze wiedziałem co czeka mnie po śmierci. Bóg Podziemi miał przygotowany dla mnie pokój w jego królestwie. Po śmierci moja dusza miała służyć u jego stóp. Może to, a może fakt, że jestem dzieckiem Pana Świata Zmarłych sprawiał, że nie bałem się umierać. Może kiedyś miałbym nawet okazję spotkać Biance. To zdecydowanie był powód by zginąć. Ale czy wtedy tęsknota za tymi, których pokochałem w normalnym świecie sprawi, że zaczne ich przedwcześnie unicestwiać? Lub zacznę kierować ich losem i obserwować? Potrząsnąłem głową by odrzucić od siebie te myśli.

-Do ciebie należy decyzja, pamiętaj jednak, że ona jest boginią- odszedł zostawiając mnie w głębokim zamyśleniu. Stałem tak dłuższą chwilę i moje myśli znów zostały skierowane do Will'a, który cierpiał przeze mnie.

......
Will
......

Zaczynało mi się robić zimno, zastanawiałem się gdzie mogę być. Cisza i samotność sprawiły, że zacząłem mówić sam do siebie.

-Ktoś mi pomoże- załkałem. Potrząsnąłem głową i pomyślałem o Nico. Mimo, że bardzo chciałem wrócić miałem nadzieję, że nie zaczął mnie szukać. Świadomość, że grozi mu coś o wiele gorszego niż mnie dobijała jeszcza bardziej niż ciemność.

......
Leo
......

Ogień zgasł. Byłem co raz słabszy. Co chwilę strzelałem iskrami z palców byle tylko na chwilę coś zobaczyć i upewnić się, że nie utraciłem wzroku. Położyłem się na podłożu i zasnąłem mimo, że od kąd tu jestem starałem się tego nie robić.

...............
Annabeth
...............

W głowie układałam kolejny zbędny plan ucieczki. W takiej ciemności nie byłam w stanie zrobić nic bo każdy ruch mógł skutkować spadnięciem w przepaść pełną pająków lub gorzej. O wiele gorzej.

.........
Percy
.........

- Kim jesteś?- zapytałem w przestrzeń.

-Daj mi go- usłyszałem w odpowiedzi kobiecy głos Persefony. Tak dobrze go pamiętałem.

-Ale co? Kogo?- nie rozumiałem całej sytuacji. Siedziałem na podłożu śliskim jak w kręgielni, które mimo wszystko było przyjemnie ciepłe. Ciemność raziła mnie po oczach kiedy zobaczyłem przebłysk światła, który nie znikał. Długo zastanawiałem się czy to tylko moje zwidy wywołane tym, że od długiego czasu nic nie widziałem, czy rzeczywiście jest tam światło.

-Każ mu przestać cię kochać- odpowiedź zbiła mnie z tropu. Przypomniałem sobie jak chcieli ode mnie piorun, którego nie ukradłem i byłem przekonany, że chodzi o coś podobnego. Kto mnie kocha? Moja matka i Annabeth chyba. Jednak jej chodziło o kogoś płci męskiej. Może Tyson? Raczej nie bo na co żonie Pana Zmarłych byłby cyklop, ale może....

.....................

5komentarzy+ 8gwiazdek= następny rozdział ^^ odzyskałam internety ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro