Trzy Słowa O Książce I Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej, więc ta opowieść ma przedstawiać całą historię polski. Od czasów kiedy polska jako państwo nie istniało do teraz. No to tyle ode mnie.

Zapraszam na prolog 👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇

*Prolog *

W zbrojach jechali trzej mości panowie. Podążali oni jeden obok drugiego, a za nimi ich żony w powozie. Za żonami natomiast córy w trzech powozach. A cały orszak zamykali synowie. Przybywali oni z dalekich stron.

Karnacje ich były czekoladowo blade. Ubrani w drogie jedwabie, a na nich ciężkie zbroje. Głowę opinały im bogato zdobione klejnotami szyszaki, niby osmańskie. Włosy jasne, jakby w mleku myte. Oczy niebieskie, jakby niebios dar. Twarze ich ostre jak mieczy stal. Nosy jak groty strzał. Spojrzenia przenikliwe, jak bogów wzrok co patrzy na ziemi płaskiej los.

Jechali oni na swych koniach wielkich. W rękach prawych trzymali miecze, tarczami natomiast na lewych rękach bronili żon, matek, córek, sióstr swych.

Kobiety były urodziwe, karnacje mleczne, oczy ciemne, włosy połyskliwe, kuszące zły los. W sukniach barwnych, drogich, ciężkich. Na głowach każda z nich klejnoty nosiła, a to jedna w koronie, metalem oprawione. Druga w przypince miała połączone srebro i szafirowy blask. Inna jeszcze inaczej głowę zdobiła.

Wracając do braci byli oni aż nad to bogaci. Byli to Lech, Czech i Rus, oraz ich rodziny.

Każdy zna o nich legendę, ale czy znacie tą?

Rus najstarszy z trójki braci jechał lekko z przodu, rozmawiając z Lechem. Jechali oni na koniach swych pięknych i groźnych, już długi czas. Aż w końcu Rus stwierdził, że na wschód będzie jego świat. Pożegnał się z braćmi i razem z rodziną pojechał podbijać stepów blask.

Lech, więc zaczął z drugim bratem rozmowę. Podążali ciągle przed siebie, aż w końcu zatrzymali się nad jeziorem.

Było ono ogromne i czyste, a krajobrazy w około jeziora były tak piękne, że Czech postanowił się nad tym jeziorem osiedlić. Tak samo jak Rus, Czech pożegnał się z bratem i został z swoją rodziną nad jeziorem. Mimo, że Lechowi było Ciężko zostawić młodszego braciszka, pojechał on na przód.

Parł Lech ciągle przed siebie. Pewnego dnia postanowił zrobić przerwę pod rozłożystym dębem, który dawał cień jemu, jego żonie i dzieciom.

Na jednej z gałęzi było orle gniazdo. Ptakiem jaki tam mieszkał, był najprawdopodobniej orzeł przedni. Lech zobaczył go na tle zachodzącego słońca. W końcu uznał że tu założy swój gród w którym będzie władał.
Nazwał go Gniezno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro