Home

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły kolejne dni.

Rug się nie odzywał. Chociaż próbowałam nawiązać z nim rozmowę to nie udawało mi się to. Z każdym dźwiękiem telefonu brałam swój do ręki myśląc że w końcu odpisał. Jednak myliłam się przez te wszystkie cztery dni.

Danny mnie nie odwiedził ani razu, kiedy tutaj jestem. Natomiast Casadie zaczęła się coraz bardziej irytować z tego powodu. W końcu jakby nie było między nami to przecież miałam wypadek i straciłam pamięć. Powinien się choć trochę martwić.

Ojciec również się nie pojawił. Raz była matka, która przyniosła mi z domu moje ulubione danie myśląc, że coś sobie przypomnę. Chociaż jedzenie było przepyszne to nadal nic pamiętam.

Z Niną pisałam Sms-y. Chociaż nie byłyśmy tak blisko jak opowiadał ojciec to nadal dobrze się dogadywałyśmy.

Casadie przychodziła do mnie codziennie z czymś dobrym. Jednego dnia były to kruche ciasteczka z kawałkami czekolady, a drugiego jakieś dobre chipsy. Za każdym razem śmiała się nazywając mnie Choco. Chyba teraz już tak będę miała.

Po tygodniu spędzonym w szpitalu w końcu mogłam się wypisać stąd. Chociaż martwiłam się, bo nie pamiętam jak wygląda moje życie. Nie wiem czy do kogoś napisać czy też nie. Chociaż pierwsza moją myślą był telefon i jakiejś znajome numery to nawet to nie pomogło. W końcu dzień po przebudzeniu Danny kupił mi telefon i podał go przez ojca tłumacząc się, że nie ma dziś czasu, bo za dużo pracy. Mój wcześniejszy uległ w wypadku. Chociaż nadal nie pamiętam jak to mogło wyglądać. 

Danny nie przyjechał po mnie do szpitala tak jak mówił to mojej matce. Zadzwonił do mnie i poprosił, abym wróciła metrem, bo on nie ma dziś czasu. Spytał się tylko czy nie będzie to dla mnie problemu I czy nie chcę aby kogoś mi załatwił. Jednak nie chciałam mu zaprzątać głowy.

Adres wysłał mi smsem.

Sprawdziłam trasę i ruszyłam w podróż. W połowie drogi do domu zastałam Casadie. Zirytowała się jeszcze bardziej niż zazwyczaj i zaproponowała mi podwózkę. Chociaż stanowczo odmawiałam to i tak mnie namówiła.

Całą drogę narzekała na Danny'ego, a ja próbowałam stanąć w jego obronie. Jak się okazało bezskutecznie.

Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam nieduży limonkowy dom z wielkim ogrodem. Sprawdziłam ponownie adres, aby mieć pewność czy to duże coś jest na pewno tym domem którego szukam.

Podchodzę do drzwi, aby przekręcić kluczyk w drzwiach. Ku mojemu zdziwieniu drzwi się otwierają.

- Kim wy, kurwa, jesteście z zawodu? - Pyta zdziwiona Candy.

- Ja jeszcze nikim. Natomiast Danny mi nic nie powiedział o sobie.

Weszłyśmy do środka. To nie był salon. To było jak wejście do zamku, gdzie jak od razu wchodzisz widzisz schody, które prowadzą ku górze. Oczywiście są mniejsze, aby idealnie do siebie współgrały z małym domkiem.

- Uważasz, że jest gangsterem?

- Danny? - Spojrzałam na Candy, która nie wiedziała już jak się zachować. - Bardziej myślę, że ma swoją firmę. To by tłumaczyło dlaczego go prawie nigdy nie ma. Czy też ten dom.

- Może masz rację. Jednak obawiam się że to bardziej ja mam rację. W końcu miałaś wypadek. Mało osób ląduje w rowie na rondzie. Bardziej myślę że ktoś próbował cię zabić czy coś w tym stylu.

- Kto taki?

Weszłam do pokoju na lewo, który okazał się kuchnią. Od razu poszłam do lodówki. Zapełniona. Wyciągam sok jabłkowy oraz szukam po szafkach jakiś szklanek.

- Nie wiem. Może jakiś wróg Danny'ego. Rug?

- To raczej udusił by mnie poduszką za każdym razem kiedy mnie widział.

- W sumie racja, ale nigdy nie byłaś jeszcze ostatecznie przytomna. Może liczył na to, abyś się nie obudziła? Aż tu nagle bum. Budzisz się a on znika.

- Zakochał się kiedy spałam?

Przewracam oczami, kiedy otwieram kolejną szafkę. Nie były to szklanki tylko szampanówki. Cóż innego mi pozostaje skoro chce mi się pić?

- Możliwe że tak właśnie się to stało. Teraz nie ma zamiaru Cię zabić, ale odbić.

- No tak. W końcu to bardzo możliwe. Dlatego Danny oddala się ode mnie na kilometry i nie przyjeżdża po mnie, bo daje mu wolną rękę, aby to on był moim wybawcą. Niestety zjawiaszsię Ty i wszystko psujesz. Jesteś okropną osobą, Casadie.

Robię smutną minke, kiedy nalewam soku do szampanówek. Candy nie jest do śmiechu tak jak mi. Mimo to obie łapiemy za nóżkę kieliszka i stukamy się o czaszę jak w sylwestra.

- Della. Ja mówię poważnie. - Zaczyna się irytować. Mimo to nadal ciągnie temat. - Ja się o Ciebie martwię, a Ty mi z takimi tekstami wyjeżdżasz. To może tak. - Wypija łyk soku i znowu patrzy na mnie. - Danny nie ma pojęcia, że znasz Ruga, bo straciłaś pamięć.

- Wtedy Rug by mi się ujawnił na żywo. - Przerywam jej za co zostaje skarcona wzrokiem.

- Jednak chce abyś się w nim zakochała od nowa. Może coś się wydarzyło z nim w twoim życiu. - Siada na stołku barowym przy wyspie kuchennej opierając się o niego łokciami. - Ja bym tak zrobiła.

- Może ty tak właśnie robisz, a ja tego nie wiem, bo cię nie pamiętam. - Upiłam łyka soku. - Może jesteś moją byłą przyjaciółką. Chcesz się ze mną od nowa zaprzyjaźnić aby mnie zranić tak jak ja Ciebie kiedyś tam. Próbowałaś mnie zabić ale Ci się nie udało, więc próbujesz mnie zniszczyć psychicznie, bo to boli najbardziej.

- Choco. - Klepnęła mnie ręką w ramię, abym się uspkoiła. Po czym obie wybuchłyśmy gromkim śmiechem. - Dobra jak nie chcesz, abym się o Ciebie martwiła to wystarczyło mi powiedzieć.

- Możesz się o mnie martwić, ale wpierw pomóż mi W czymś.

- Co się stało?

- Idę na studia. Nie pamiętam nic z wcześniejszego życia. Nie wiem jak się odszukać w tym domu. - Zaczęłam jej po woli wszystko wymieniać. - Poza tym to potrzebna mi jest pomoc. Bo jeśli masz rację to połowa ludzi będzie chciała mnie okłamać, a druga połowa mnie ocalić. Jeśli nie ogarnę kto kim jest to zniszcze samą siebie. - Uśmiechnęłam się do Candy na co odwzajemniła mi również uśmiechem. - Poza tym to jesteś teraz moją jedyną przyjaciółką i wychodzi na to, że nie mam ich więcej. Dlatego proszę akurat Ciebie.

- Zgoda, ale pod jednym warunkiem. - Kiwnęłam głową, aby Casadie mogła zacząć swój monolog. Teraz Nie chcę jej przeszkadzać. - Znajdź szklanki, bo szampanówki przypominają mi mój sylwester, który nie skończył się dla mnie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro