#11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemność i cisza ogarniały mnie z każdej strony, jakbym znalazł się w pustej przestrzeni wypełnionej najgłębszą, zupełnie pozbawioną choćby odrobiny światła czernią. Nie czułem emocji, sam to sobie  zrobiłem, więc nie miałem prawa mieć żalu go kogokolwiek, najprędzej do samego siebie. Czyżby taki stan rzeczy miał się utrzymać na zawsze? Miałbym tu pozostać do końca świata? Żebym miał chociaż książki nie narzekał bym, ale tutaj pozostawałem sam z swoimi myślami, które nie odstępowały mnie na ani krok. Co pomyślał Alfred, gdy mnie wtedy zobaczył? Na pewno się wystraszył, ale czy odczuł coś jeszcze? Smutek, panikę, żal? Czy dozna jakiś refleksji po mojej śmierci? Wpłynie to na niego?

Przez bliżej nieokreślony czas myślałem tylko o nim, bo w końcu chyba nikt nie mógłby wymazać z pamięci momentu nagłej śmierci młodej dziewczyny, w dodatku która skonała ci na rękach, a ty nawet nie miałeś jak jej pomóc... Tak, zdecydowanie jestem egoistą, zrzuciłem na niego taki ciężar, nigdy sobie tego nie wybaczę...

Czegokolwiek bym nie robił nie mogłem odnaleźć słynnego "światełka w tunelu", które to miało by mi wskazać drogę na drugą stronę. Trudno, powinno się ukazać w swoim czasie...

Po ciszy cały czas docierały do mnie niezrozumiałe, zniekształcone dźwięki, ni to rozmowa, ni szepty, niemożliwym było określić. Na początku wydawały się przerażające, ale szybko zdołałem się do nich przyzwyczaić. Czasami cichły, aby chwilę potem znowu przybrać na sile.

Nagle, pośród tych wszystkich szeptów  usłyszałem jakby odgłosy kroków po drewnianej podłodze. Na początku ciche, ledwie słyszalne, jakby odległe o wiele mil, jednakże z chwili na chwilę stawały się głośniejsze, znacznie bardziej wyraźne niż te jeszcze sprzed momentu. Jednak, czy istniała szansa, abym jeszcze żył?
Przez bliżej nieokreślony czas słyszałem owe odgłosy, aż z głębi mroku zaczęło wypływać światło. Pokazało się nagle, jakbym w ułamku sekundy zapalił zapałkę, która niesamowicie szybko oświetliła wszystko, co mnie otaczało.

Momentalnie ciemność zmieniła się w mój pokój, a ja sam leżałem w łóżku. Obok na krześle siedział Lukas, który słodko sobie drzemał. Zaraz, ja żyłem?!

Gwałtownie zerwałem się z łóżka co poskutkowało dotkliwym ukłuciem w klatce piersiowej, które na nowo mnie na nim położyło. Nie wierzyłem w to co się działo, czyżby jednak udało się mnie uratować?

Usłyszawszy hałas Lukas od razu się obudził i przetarł oczy, wydawał się tak samo zszokowany jak ja. Przez chwilę siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie. Ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi, w których to ukazał się Vlad. Na mój widok uśmiechnął się lekko i zerknął porozumiewawczo na Lukasa, który szybkim krokiem opuścił moją sypialnie.

Gdy tylko blondyn zamknął drzwi postawa Rumuna zmieniła się diametralnie, uśmiech zniknął z jego twarzy i zdawał się mocno poddenerwowany, ale w atmosferze można było wyczuć również odrobinę niechęci i żalu. Chłopak ciężko usiadł na krześle które chwile temu zajmował Lukas i westchnął.

-Wiedziałem, że coś było na rzeczy, a jednak nic nie zrobiłem... -powiedział cicho i wbił wzrok w podłogę. -Mogłem się domyślić, że nie pytałeś o to bez przyczyny...

-T-To nie tak. -odparłem od razu i usiadłem bliżej niego. -Nie możesz się o to obwiniać, nie miałeś o niczym pojęcia, po prostu udzieliłeś mi informacji, której pożądałem. To wszystko była moja decyzja, nie miałeś na to wpływu.

-Przestań! -wykrzyknął Vlad, ale szybko się uspokoił. -Już u mnie w domu wyczułem od ciebie wróżkowy pył ale pomyślałem, że mi się wydawało, w końcu mieszkasz blisko siedliska najróżniejszych magicznych stworzeń. Jak widać, miałem rację, faktycznie używałeś ich magii...

-Vlad, ja... -zacząłem, ale od razu przerwałem. Przecież nie mogłem mu o wszystkim szczerze powiedzieć, nie ma mowy! To uwłaczało by mojej godności...
-P-Powiedz mi proszę, jak ty i Lukas się tu w ogóle znaleźliście, nie dostałem żadnej wiadomości o waszym przyjeździe. -powiedziałem zmieniając temat.

Chłopak zerknął na mnie szybko i ponownie zbił wzrok w podłogę.

-Docelowo miałem ci przekazać ofertę egzorcyzmów w dworku jednego biznesmena, dawał dobrą stawkę a jesteś dobry w te klocki. Gdy tu zmierzałem usłyszałem szloch i rozpaczliwe wołanie o pomoc dobiegające z mniej uczęszczanej dróżki. Chwilę później zza krzaków wybiegł jakiś chłopak trzymający na rękach blondwłosą dziewczynę. Od razu cię rozpoznałem, Arthurze. -powiedział z stoickim spokojem i kontynuował. -Tamten chłopak zapytał, czy znam się może na medycynie, bo "jego przyjaciółce coś się stało" i "ona umiera". Już po chwili wiedziałem do czego doszło w twoim organiźmie. Pył i toksyna w nim zawarta skaziły twój układ krwionośny i zablokował tętnice, co doprowadziło do arytmii. Musiałem się tym szybko zająć bo mógłbym nie zdążyć przed uszkodzeniem mózgu, więc wysłałem jegomościa po wodę a sam odrobinę ogarnąłem sprawę żeby chociaż serce biło ci normalnie.
Dopiero potem w twoim domku, z pomocą Lukasa udało mi się usunąć więcej toksyn z twojego ciała, i dzięki naszej medycynie naprawić co się dało. Powinieneś być nam na prawdę wdzięczny, gdyby nie ja i Lukas już dawno byłbyś martwy. -to powiedziawszy spojrzał na mnie z czystą nienawiścią w oczach.

Wbrew pozorom w pełni rozumiałem swój błąd i ile im zawdzięczam. Pragnąłem im szczerze podziękować, ale puki co nurtowało mnie jeszcze jedno pytanie.

-I-Ile czasu byłem nieprzytomny?
-zapytałem nieśmiało.

-Prawie trzy dni, już się baliśmy że mózg został poważnie uszkodzony. Nastraszyłeś nas. -odparł bez emocji.

-A... co z Alfredem? Co mu powiedzieliście? -dodałem ciszej niż poprzednio.

Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony a następnie przewrócił oczami.

-Kazaliśmy mu wracać do domu, bo tylko by przeszkadzał. Był tu dzisiaj, i wczoraj, i przedwczoraj, chciał cię zobaczyć, ale mu na to nie pozwoliliśmy. Bardzo się o ciebie martwi. Pytanie tylko, dlaczego uważa, że jesteś dziewczyną?

Na to pytanie ciężko mi było odpowiedzieć, wyjaśnienie wszystkiego byłoby nie tyle czasochłonne, co niezwykle krępujące, a wolałem unikać takich sytuacji, z resztą Vlad zdawał sobie z tego sprawę.

-Słuchaj, nie będę wnikał w powód twoich przemian, ale pewnie zrozumiałeś jak bardzo są one niebezpieczne. To, że z Lukasem trochę oczyściliśmy twój organizm nie znaczy, że masz większe szanse na powodzenie przy powtórzeniu czaru. Pamiętaj o tym. Teraz ci się upiekło, ale za drugim razem już nie będzie tak dobrze, więc jeśli coś strzeli ci do głowy i zdecydujesz się na ponowną przemianę miej na względzie, że możesz wylądować w piachu. -powiedział chłopak wstając z krzesła i otwierając drzwi. -Tymczasem musimy wracać do swoich obowiązków, mam nadzieję że rozumiesz... -w odpowiedzi skinąłem porozumiewawczo i  podziękowałem z spuszczoną głową.

-Przez jakiś czas nie przemęczaj się, twoje serce nadal jest słabe i nawet od niewielkiego wysiłku może ci się pogorszyć. -dodał zamykając drzwi od mojej sypialni.

Nastała cisza podobna do tej, która prześladowała mnie w śnie. Zupełna, bezwzględna, nie zmącona niczym, ogarniająca mnie z każdej strony niczym woda w jeziorze. Z każdą chwilą większa, straszniesza i bardziej bolesna. Czy kiedyś już ją słyszałem? Nie, przecież nigdy się w ten sposób nie czułem, ale... czy tą jakże bolesną, przytłaczającą ciszą, nie był po prostu spokój mojego leśnego domku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro